Chciałbym poznać cię wcześniej
SEQUEL
Tsugaru x Psyche
Tsugaru x Psyche
Była dziś bardzo ładna pogoda. Drobne białe obłoczki powoli
przesuwały się po niebie, delikatny wiatr szeleścił liśćmi drzew, a nieznośna
pszczoła latała tuż koło ucha Psyche. Lekko się przez to uśmiechnąłem, jednak
on wcale nie wyglądał na rozbawionego.
- Cholera – syknął do siebie, po raz setny już odganiając
ręką złośliwego owada. Właściwie to dziwne, że ta pszczoła jeszcze go przez to
nie użądliła. – Leć sobie gdzie indziej!
- Może to dlatego, że słodko pachniesz?
- Czy to komplement?
Delikatnie się do niego uśmiechnąłem i przeniosłem wzrok z
powrotem na trzymaną przez siebie książkę. Od jakiegoś już czasu siedziałem na
najniższym schodku tarasu, a Psyche kucał w ogrodzie niedaleko i zrywał z
krzaczka truskawki. Chciałem mu wcześniej pomóc, ale uparł się, że zrobi to
sam.
- Tak czy inaczej, z całą pewnością nie pachnę jak miód –
westchnął.
- Poza ulem pszczoły raczej bardziej interesują się kwiatami.
- Czyli pachnę jak kwiatek? – zaśmiał się.
Spojrzałem na niego kątem oka i skinąłem głową, przyznając
tym samym, że czasem tak. Jego uśmiech się przez to pogłębił, a po mojej klatce
piersiowej rozeszło się przyjemne, ciepłe uczucie. Zawsze tak było, gdy Psyche
się uśmiechał.
Oczywiście wtedy, gdy uśmiechał się szczerze – czyli tak jak
teraz. Wcześniej uśmiech Psyche zazwyczaj był wymuszony. Często się uśmiechał,
jednak jego oczy pozostawały bez wyrazu.
Kiedyś z nim o tym rozmawiałem i gdy tylko nadarzyła się
okazja, spytałem go, czy nie chciałby ze mną wyjechać na wieś. Sam przyznał, że
praca w szpitalu zaczynała już źle na niego działać, więc się zgodził. Nie
jestem pewien co miało na niego największy wpływ – otoczenie? powietrze? cisza
i spokój? – jednak z całą pewnością Psyche był tu o wiele szczęśliwszy. Ja
chyba też.
Właściwie to nie musieliśmy wiele robić. Mieszkaliśmy w
małym domku, który odziedziczyłem w spadku po wujku i ogółem żyliśmy dość
skromnie. Jeśli chodzi o pracę, to dwadzieścia minut spaceru stąd znajdowało
się małe miasteczko. Psyche znalazł tam zatrudnienie w cukierni, a ja jeszcze
niestety wciąż szukałem sobie jakiegoś zajęcia. Głupio się czułem z faktem, że
nic nie robiłem, ale… cóż, raczej trudno znaleźć pracę, gdy nie ma się jednej
ręki, prawda?
Psyche powiedział, że mu to nie przeszkadza – fakt, że mnie
utrzymuje. Mówił, że gdyby nie ja, to nigdy nie miałby szansy na takie
zaskakująco szczęśliwe życie, ale ja mimo wszystko chciałem coś robić. Nie chodziło już o pieniądze,
nie potrzebowaliśmy dużo. Bardziej chodziło mi o to, aby nie popaść w
monotonię. Nie odpowiadało mi to, że nie miałem co ze sobą robić, gdy Psyche
był w pracy. Kiedy mu to wyjaśniłem, przyznał mi rację.
Cicho westchnąłem i przewróciłem kartkę książki. Zamyśliłem
się do tego stopnia, że gdy poczułem coś mokrego przy ustach, lekko się
wzdrygnąłem. Usłyszałem za sobą śmiech Psyche. Przykładał mi do warg umytą
truskawkę. Nawet nie zorientowałem się, kiedy wszedł na taras.
Wziąłem truskawkę do buzi i po zjedzeniu jej odchyliłem
głowę w tył, aby na niego spojrzeć. Psyche tylko się uśmiechnął i nade mną
nachylił, po czym przyłożył swoje usta do moich. Delikatnie odwzajemniłem
pocałunek.
Odsunął się.
- Wchodzisz do środka? – spytał.
Skinąłem głową i poszedłem za nim do kuchni. Sam nie
wiedziałem czemu, ale większość naszych dni polegała chyba głównie na tym, że
za sobą chodziliśmy. Lekko się do siebie uśmiechnąłem. Właściwie to nie
widziałem w tym niczego złego. Było to nawet trochę zabawne. Ogółem rzadko
przebywaliśmy w osobnych pomieszczeniach. Nie potrafiłem dokładnie sprecyzować
kto kogo nie odstępował na krok. Wydaję mi się, że to działało w dwie strony.
Zupełnie jakby było to dla nas czymś naturalnym.
- Zrobić ci herbaty?
Położyłem zamkniętą książkę z boku stołu i spojrzałem na
Psyche. Najwyraźniej sobie też robił, ponieważ jeden kubek stał już na blacie,
a drugi trzymał w ręce, czekając na moją odpowiedź.
- Mhm – mruknąłem.
Położył kubek na blacie. Dla mnie były one takie same, ale
kiedyś Psyche mówił mi, że jego jest pomarańczowy, a mój zielony. Oparłem
łokieć lewej ręki na stole, a podbródek ułożyłem na dłoni. Nie wiedziałem co z
sobą zrobić, więc po prostu na niego patrzyłem, kiedy stał przy zlewie i odkrawał
od każdej truskawki jej zieloną cześć z listkami.
- Pomóc ci w czymś? – spytałem po chwili.
Psyche przekręcił głowę w bok i spojrzał na mnie z nad
ramienia. Rozchylił usta ze swoim typowym spojrzeniem, które mówiło „nie, nie
musisz”, ale chwilę później je zamknął i lekko się uśmiechnął. Nie za bardzo
wiedziałem, o co chodzi.
- Właściwie to tak – powiedział w końcu i zaczął przekładać
wszystko z blatu na stół.
Najpierw miskę z truskawkami, a potem talerzyk, na który
kładł odkrojone listki. Chwilę później poczułem przyjemny zapach wcześniej
robionych przez niego babeczek. Wyciągnął je z piekarnika, ale nie były gorące.
Leżały tam już jakiś czas, więc zdążyły trochę ostygnąć. Ułożył blachę na stole,
a obok położył miskę z kremem.
- Dekoruj – uśmiechnął się i usiadł naprzeciwko mnie.
Spojrzałem na niego niepewnie, po czym wziąłem do ręki
łyżkę, nieco kręcąc przy tym głową.
- Będą wyglądać okropnie – zaśmiałem się pod nosem.
- Praktyka czyni mistrza, co nie?
- Niby tak, ale to ty chciałeś poćwiczyć robienie babeczek
do pracy.
- A ty chciałeś pomóc – wzruszył ramionami.
Przytknąłem pełną łyżkę do babeczki, ale krem jakoś nie
chciał z niej zjechać. Odruchowo chciałem zsunąć krem palcem drugiej ręki, ale
to niestety nie było możliwe. Zamiast tego, zacząłem nieco potrząsać łyżką.
Udało się.
- Znaczy się… zabrzmiało to trochę tak, jakby nie pasował mi
fakt, że pomagasz, prawda? – Psyche nieco niepewnie podniósł wzrok. – Nie o to
mi chodziło.
- Tak brzmiało?
- Hmm.. może mi się wydawało – zaśmiał się. – Zresztą,
bardziej chciałem poćwiczyć robienie ciasta niż bawienie się w artystę.
Zrobiłem z łyżką to samo przy nakładaniu kremu na drugą
babeczkę, ale jakoś tak wyszło, że część jej zawartości poleciała do góry. Psyche
niemalże natychmiast zaczął się przez to śmiać, po czym starł mi z policzka
krem. Chwilę później oblizał palec, a jego policzki dalej unosiły się wesoło w
górę.
- Może ty posmarujesz je kremem, a ja poukładam truskawki? –
spytałem, wyciągając w jego stronę łyżkę.
Już miał ją ode mnie
wziąć, ale w ostatniej chwili cofnął rękę, nieco się przy tym wzdrygając z
zaskoczenia. Czajnik gwizdał. Woda się zagotowała. Wstał od stołu, żeby zalać
herbatę, a ja jeszcze przez chwilę patrzyłem na łyżkę w swojej dłoni.
Właściwie jak tak teraz o tym myślałem, to dość często się
irytowałem, kiedy coś mi nie wychodziło. Nie dlatego, że byłem niecierpliwy –
bardziej jakby denerwował mnie fakt, że wszystko robiłem albo niedokładnie albo
źle. Pisanie było trudne, ubranie się już nieco łatwiejsze, a wiązanie butów raczej
niewykonalne – chyba, że jest na to jakiś zmyślny sposób, którego nie znam.
Psyche położył nasze kubki z herbatą na stole.
- Pójdziemy na kompromis – powiedział i przestawił swoje
krzesło, stawiając je tuż obok mojego.
- Jak? – spytałem, nie za bardzo wiedząc o co mu chodzi.
Usiadł i kiwnął głową, zupełnie jakby mówił „no dalej”.
Podsunąłem pełną łyżkę do babeczki, ale zanim zacząłem nią potrząsać, on zsunął
krem palcem. Przeniosłem na niego wzrok, jednak Psyche tylko z lekkim uśmiechem
patrzył na babeczkę i podpierał się na łokciu.
- Sam zrobiłbyś to szybciej – powiedziałem, znowu nabierając
na łyżkę trochę kremu.
- Nie szkodzi.
Lekko się uśmiechnąłem. W sumie to rzeczywiście nie szkodzi.
W końcu to nie tak, że gdzieś nam się spieszyło.
Kiedy skończyliśmy, Psyche włożył mi swój palec do buzi.
Usprawiedliwił się tym, że nie posmakowałem jeszcze kremu i lekko uniósł w górę
ramiona.
- Dobre? – spytał w końcu, po tym jak obaj wzięliśmy po
gryzie babeczki.
Skinąłem głową.
Jakiś czas później, gdy babeczki były już gotowe oraz
częściowo zjedzone, a herbata wypita, poszliśmy do salonu. Usiedliśmy razem na kanapie,
nie za bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Często tak było, ale raczej żadne z
nas nie miało nic przeciwko. W końcu to nie tak, że bezustannie trzeba coś
robić i czymś się zajmować. Takie wspólne nic nie robienie też jest całkiem
przyjemne. Lekko się do siebie
uśmiechnąłem – między innymi tego typu myślami chciałem jakoś usprawiedliwić
swój brak produktywności. Zresztą, obecnie i tak nie miałem zbyt wiele do
roboty.
Westchnąłem i przekręciłem głowę na bok, opierając ją o
ramię Psyche. Lekko zadrżało, gdy ten cicho się zaśmiał.
- Zmęczony? – spytał.
- Trochę.
- Znowu źle spałeś w nocy?
Nie wiedziałem, jak dokładnie mu odpowiedzieć. Zbyt często
otwarcie mówiłem mu „tak”, gdy o to pytał. Z jakiegoś powodu tym razem nie
chciałem być aż tak bezpośredni.
- Trochę – powtórzyłem.
Psyche nieco się ode mnie odsunął, przez co musiałem
podnieść głowę. Spojrzał na mnie z drobną zmarszczką między brwiami.
- Nadal zabieram ci kołdrę przez sen?
Zaśmiałem się. Naprawdę myślał, że mnie
to budziło? Pokręciłem głową na boki.
- Czasami, ale to nie to mi przeszkadza
w spaniu – powiedziałem, nadal lekko się uśmiechając.
- Aa.. – Psyche chyba zrozumiał, o co
mi chodzi. – Czyli po prostu przestałeś mnie budzić, hm? – może tylko mi się
wydawało, ale miałem wrażenie, że w jego spojrzeniu pojawiło się coś smutnego.
- Staram się – mówiąc to, odchyliłem
głowę w tył. Przez chwilę patrzyłem w sufit.
To nie tak, że nie chciałem się do tego
w ogóle przyznawać. Problemy ze snem to nie coś, co można łatwo ukryć. Bardziej
raczej zależało mi na martwieniu go tym jak najmniej tylko się dało. W dodatku
jakoś nieszczególnie chciałem rozmawiać o swoich snach. Nie za bardzo umiałem
je sobie przypomnieć, a to, że budziłem się zlany potem, było wystarczającym
powodem, abym nie chciał sobie
przypominać. W końcu kto chciałby przypominać sobie unoszące się wszędzie łuski
od nabojów, odłamki i krzyki umierających towarzyszy lub wrogów?
Po swojej lewej, czyli w miejscu, gdzie siedział Psyche,
usłyszałem szmer materiału. Wiercił się. Zerknąłem na niego kątem oka. Uklęknął
na kanapie, przez co jego głowa była wyżej od mojej. Nachylił się nade mną.
Jego twarz przesłoniła mi sufit.
- Ale jesteś szczęśliwy, prawda?
Przez to, że się nie uśmiechał, to pytanie brzmiało nieco za
poważnie, jak na niego.
- Zachowuję się, jakbym nie był?
- Nie, to nie kwestia twojego zachowania – uśmiechnął się
lekko, chociaż uśmiech ten nie sięgnął jego oczu. Znowu to robił. – Zastanawiam
się tylko, czy może twoja podświadomość chce ci tymi snami przekazać, że może
jednak nie jesteś?
- Jeśli już moja podświadomość chce mi coś przekazać, to
raczej to, że jestem tchórzem i że nie
nadaję się do walki – zaśmiałem się gorzko i lekko poruszyłem tym, co zostało z
mojej prawej ręki. – I gdyby nie ty, to raczej bym już nie żył, bo nikt inny
tak by się mną nie opiekował w szpitalu.
- Podświadomość zazwyczaj przekazuje nam rzeczy, o których
sami nie wiemy, Tsugaru – lekko pokręcił głową. – I nie jesteś tchórzem –
uśmiech sięgnął jego oczu. – Ale masz rację, nie nadajesz się do walki. Raczej
stworzono cię do bycia ze mną.
Też się uśmiechnąłem.
- Mam to uznać za przejaw samolubstwa?
Wzruszył ramionami. – Jeśli chcesz.
Oparł podbródek na
moim ramieniu. Po prostu się przytulił, a ja położyłem lewą rękę na jego
plecach.
- Nie można zjeść truskawek od razu po zasadzeniu krzaczka,
prawda? – spytał nagle. – Trzeba poczekać aż urosną. Tak samo jest z
babeczkami, nie upieką się w sekundę. Krem też nie zgęstnieje od razu, ciasto
nie ostygnie tak szybko, jakby się tego chciało…
Urwał.
Zupełnie jakby nadal nie był pewien czy powinien mi mówić
to, co chciał powiedzieć. Zastanawiał się.
- Do wszystkiego potrzebna jest cierpliwość. Ja należę do
dość niecierpliwych osób, ale ty raczej się do tego grona nie zaliczasz,
prawda?
Skinąłem głową, nie za bardzo rozumiejąc, dokąd on zmierza.
- Więc sobie też daj trochę czasu. Mózg nie stygnie tak
szybko jak babeczki – odsunął się ode mnie i patrząc mi w oczy, stuknął mnie
palcem w czoło. – Musisz ochłonąć po takich przeżyciach, ale potrzebujesz na to
czasu.
- Diagnoza pielęgniarki? – mówiąc to, specjalnie użyłem
rodzaju żeńskiego.
- Mhm, potraktuj to jak zalecenia lekarskie – skinął głową,
dalej się uśmiechając. – I następnym razem mnie obudź, kiedy coś ci się
przyśni. Nie chcę, żebyś siedział wtedy sam, źle się z tym czuję.
- Z czym? – nie rozumiałem.
- Że cię nie wspieram.
Zmarszczyłem brwi.
- Wspierasz mnie nawet za bardzo – lekko pokręciłem głową i
spojrzałem na otwarte drzwi od kuchni.
Widziałem stąd stół kuchenny, na którym leżały nasze kubki.
Pomarańczowy i zielony. Dla mnie są takie same, ale i tak za każdym razem, gdy
na nie patrzę, automatycznie myślę o nazwach tych dwóch kolorów, których nigdy
nie będę mógł zobaczyć. Mimo że nie wiedziałem co takiego dokładnie opisywały
te przymiotniki i tak myślałem o tych kubkach jako o pomarańczowym i zielonym. Chyba kwestia zaufania, prawda? Po prostu wierzę w to, co powiedział mi Psyche.
Przeniosłem wzrok z powrotem na niego.
- Wiesz… chyba lepiej mi, gdy o tym wszystkim nie myślę –
powiedziałem w końcu.
- Umiesz tak?
Skinąłem głową.
- W takim razie nie musimy o tym rozmawiać, jeśli ci z tym lepiej
– dał mi krótkiego całusa i uniósł w górę kąciki swoich ust. Tym razem jego
oczy uśmiechnęły się razem z nim.
***
Nagły ucisk w piersi – zupełnie jakbym spadł z dużej
wysokości lub coś mnie przygniotło. Szybko poderwałem się do siadu, czując na
sobie pot, przez który moje ubranie do mnie przylegało. Zacząłem rozglądać się
dookoła, chcąc się tym samym upewnić, że jestem w bezpiecznym miejscu.
Szybko oddychałem, a w uszach wciąż słyszałem szum od
głośnych wystrzałów i wybuchów, które jeszcze nie dawno mi się śniły. Zamknąłem
mocno powieki i chciałem wpleść palce dłoni we włosy. Kiedy poczułem na skórze
głowy tylko dotyk palców lewej ręki, przypomniałem sobie – jak ja w ogóle
mogłem tak często o tym zapominać? – że prawej już przecież nie mam.
Otworzyłem oczy i spojrzałem na leżącego obok Psyche.
Chciałem go obudzić. Nie chciałem, żeby się martwił, ale jednocześnie też i nie
chciałem być samemu – nie w takim stanie, nie kiedy moje serce waliło jak
szalone, a przed oczami wciąż pojawiały się sceny, które chciałbym wymazać
sobie z pamięci.
Krew, wnętrzności.. kończyny… wybuchy, błyski, jeszcze
więcej wybuchów, szumy, odgłosy wystrzałów… wszystko to nakładało się na siebie
i nie dawało mi spokoju. Najgorsze jednak były krzyki ludzi. Część z nich
znałem, a część po prostu kazano mi zabić, jednak na tym etapie z trudem
odróżniałem kto jest kto.
Kolejny wybuch, tym razem zdecydowanie za blisko mnie, oraz
paraliżujący ból w prawej ręce.
Spanikowany szybko wyciągnąłem przed siebie obie dłonie – a
przynajmniej myślałem, że wyciągam obie, ponieważ po raz kolejny już
zapomniałem o braku jednej z nich – i zacząłem potrząsać śpiącym obok mnie
brunetem.
Pomiędzy jego brwiami pojawiła się drobna zmarszczka i kiedy
w końcu otworzył oczy, przez chwilę patrzył na mnie pełnym niezrozumienia
wzrokiem. Wyraźnie nie wiedział co się dzieje, ale szczerze? Ja też nie
wiedziałem. Panika znacznie utrudniała mi szybkie kojarzenie faktów i
rozdzielanie wydarzeń na przeszłość oraz teraźniejszość.
Dopiero po chwili Psyche udało się obudzić na tyle, aby
podnieść się do siadu i mocno mnie przytulić.
- Tsu-chan, to… tylko sen – powiedział, jakby samemu nie
będąc pewnym swoich słów.
Nie, Psyche. Obaj przecież doskonale wiemy, że to nie są tylko sny. To wszystko stało się naprawdę – teraz po prostu wszystkie te
zdarzenia wracają do mnie w takiej, a nie innej formie.
- Mhm… wiem – odezwałem się w końcu cicho i zacisnąłem
dłonie… dłoń na tyle jego koszulki, a
twarz schowałem między jego szyją a ramieniem. – Wiem, że to tylko sen –
skłamałem, starając się ignorować wyimaginowany ból w mojej nieistniejącej
kończynie.
Tak naprawdę to nie były przecież sny. To były wspomnienia,
jednak mówiąc przy Psyche na głos, że to faktycznie
tylko i wyłącznie sny, bardziej chciałem wmówić to sobie niż jemu. Miejmy
nadzieję, że z powodzeniem.
Psyche zaczął ostrożnie gładzić mnie lewą dłonią po plecach,
a palcami prawej przeczesywał mi włosy, nieco drapiąc mnie przy tym po skórze
głowy. Jak zawsze pomagał mi się uspokoić, z jakiegoś tylko sobie znanego
źródła dokładnie wiedząc czego potrzebuję.
Nie próbował ze mną nawet rozmawiać. Pewnie domyślał się, że
i tak nie powiedziałbym mu niczego sensowego. Po prostu przez jakiś czas
jeszcze tak ze mną siedział do czasu aż – jak on to wczoraj ujął – nie
„ochłonę”. Obaj doskonale wiedzieliśmy, że jutrzejszej nocy mój mózg pewnie
znowu „przegrzeje” się przez senne wspomnienia i to całe „ochładzanie” będzie trzeba
zacząć od nowa, ale… ważniejsza była dla nas teraźniejszość. Przyszłość zawsze
leżała pod znakiem zapytania, a o przeszłości obaj chcieliśmy zapomnieć, więc tylko
o teraźniejszości mogliśmy myśleć bez obaw.
- Przepraszam – powiedziałem cicho jakiś czas później, gdy
zamiast siedzieć, po prostu obok siebie leżeliśmy. Mówiłem cicho, ponieważ nie
byłem do końca pewny czy Psyche znowu nie zasnął, a jeśli zasnął, to nie
chciałem go obudzić.
- Nie przepraszaj – mówiąc to, złapał palcami kosmyk moich
włosów i mnie za niego lekko pociągnął. Zupełnie jakby nazywał mnie przez to
głupkiem i choć przez to, że moja twarz znajdowała się przy jego szyi nie
mogłem go zobaczyć, to wiedziałem, że się uśmiecha. – Skoro nie miałem jak ci
wtedy pomóc, to przynajmniej teraz będę ci pomagać
- Wystarczająco dużo mi już pomagasz… mam wrażenie, że cię wykorzystuję.
W końcu masz własne życie.
Psyche cicho cmoknął językiem, gdy to powiedziałem. Zupełnie
jak nauczyciel niezadowolony z tego, że
musi po raz pięćdziesiąty tłumaczyć swojemu uczniowi tę samą rzecz.
Nieco się ode mnie odsunął i przyłożył dłoń do mojego
policzka, abym na niego spojrzał. Choć była noc, przez słabe światło księżyca
wpadające do pokoju byłem w stanie zobaczyć jego poważny wyraz twarzy.
Przejechał kciukiem po mojej skroni i lekko się uśmiechnął.
- Moje życie jest za silnie uzależnione od twojego, żebym
mógł je nazwać swoim własnym – urwał na chwilę, patrząc mi oczy, zupełnie jakby
chciał wyczytać z nich moje myśli. – Ale odpowiada mi to, wiesz? Gdyby było tylko
moje, pewnie miałbym mniej motywacji
do kontynuowania go. Zresztą, wcale nie pomagam ci „wystarczająco dużo”.
Chciałbym bardziej. Zawsze będę chcieć bardziej.
Pokręciłem głową na nie, tym samym sprawiając, że odsunął od
mojej twarzy dłoń.
- Pomagasz. Przez ciebie moje życie też nie jest tak do
końca moje. Gdyby było moje, pewnie bym się poddał i pozwolił wtedy zabić –
chcąc dać mu do zrozumienia o co mi chodzi, lekko poruszyłem tym co zostało z
mojej ręki. – Ale obiecałem ci, że do ciebie wrócę, więc nie mogłem.
- Honorowy żołnierz dotrzymuje obietnic, hm? – mówiąc to,
przysunął się do mnie bliżej i przytulił, nieco poprawiając kołdrę, która
zjechała nam z ramion. – To skoro mamy
już to wszystko wyjaśnione, chodźmy już spać. Ja muszę iść do pracy, a
ty pewnie jakby zwykle uprzesz się na odprowadzanie mnie, więc obaj wcześnie
wstajemy – powiedział cicho i przeciągle ziewnął.
- Dobranoc, Psyche – powiedziałem, lekko skinając przy tym
głową.
- Mmm… kolorowych snów, Tsu-chan.
Zaśmiałem się przez to.
- Co się śmiejesz? – spytał cicho.
- Kolorowych?
- Aaa…. – też się zaśmiał. – No tak, zapomniałem. Przepraszam.
- Nie szkodzi.
Uśmiechnąłem się do siebie, widząc jak zamyka on oczy i sam
też poszedłem za jego przykładem. Gdyby nie on, po tego typu śnie pewnie bałbym
się ponownie je zamknąć, ale czując jego realne
ciepło ciała tak blisko siebie, od razu zapominałem o jakichkolwiek innych, nierealnych odczuciach i wspomnieniach. Nawet sam jego zapach uświadamiał mi, że miejsce, w którym teraz się znajduję
jest bezpieczne.
Zanim udało mi się znowu zasnąć, leżałem tak jeszcze przez
chwilę. Leżałem i przez kilka długich chwil dziękowałem nie wiadomo komu i
nie wiadomo czemu za to, że mam Psyche – za to, że mogę o nim bez zawahania
powiedzieć „mój”.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W końcu! Po ponad roku czekania od zamieszczenia trzeciej części tego krótkiego opowiadanka, przyszła pora na czwartą, która tak właściwie to jest jedynie sequelem ładnie zamykającym całą historię. Zakończenie "Listy" było mało satysfakcjonujące.
Szczerze, to miałam z tym sequelem sporo kłopotów, bo raz wiedziałam co chcę w nim napisać, potem wszystko kasowałam, zaczynałam jeszcze raz, ale zupełnie inaczej i z innymi scenami... potem po napisaniu połowy zostawiłam to, bo nie mogłam się wczuć.. w skrócie to zawsze coś było nie tak i zawsze coś mi się gryzło z moim początkowym wyobrażeniem.
Ale teraz w końcu się udało i jestem zadowolona z tego co napisałam, więc mam nadzieję, że wam też się podobało ^^
Słodziutkie i kochane xD Uwielbiam twoje opowiadania!!! Dziękuję ze wreszcie dodałaś sequel xD Weny życzę i pozdrawiam cieplutko xD
OdpowiedzUsuńP.s. Ostatnio przeczytałam "Zakład" po raz drogi i chciałam zrobić to samo z "Wśto" ale stwierdziłam ze jest za smutne i nie chce znowu płakać xD Myślałam że trochę inaczej się skończy! Ale i tak oba są super ;) I twój blog tez. ByeBye
BTW!!! PIERWSZA!!!
UsuńAAAaAaaaaaaAAA!!!!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, widząc tytuł notki. Czułam ogromny niedosyt, po tamtym opowiadaniu i myślałam, że tak zostanie. A tu proszę, sequel!
Yeeey~ *O* W końcu to skończyłaś~ W pierwszej chwili w ogóle zapomniałam o czym jest mowa i co to wgl było za opowiadanie, ale po przeczytaniu notki pod rozdziałem ~ nie wiem czy mogę to tak nazwać?? :/ ~ od razu mi się przypomniało. OwO
OdpowiedzUsuńPiękne zakończenie. I chce mi się śmiać, kiedy przypominam sobie co się działo w tym opowiadaniu wcześniej.. Nie, żeby to było śmieszne.. Od tak ;w;
Pozdrawiam, ślę wene i czekam na kolejne nortki, łan szoty czy jakieś nowe opowiadanie :**
Dziękuję za ten sequel <3 był taki... odprężający, taki spokojny. Naprawdę przyjemnie się czytało. Bardzo fajnie opisane sceny strachu i niepewności. Miałam ochotę aż leżeć tam z nimi w łóżku *Van niszczyciel pięknej atmosfery xD* Powodzenia w kolejnych opowiadankach!
OdpowiedzUsuń