piątek, 5 sierpnia 2022

Durarara!! "Rybki" - rozdział 14

 Rozdział 14

Tsugaru od jakiegoś już czasu nie mógł usiedzieć w miejscu i kręcił się niespokojnie po pokoju. Przekładał różne rzeczy z kąta w kąt, niby trochę sprzątając i układając zawartość jednej z szuflad swojego biurka. W sumie to nie było w niej bałaganu, więc sam nie do końca rozumiał, czemu to robił. Najwyraźniej bardzo potrzebował zajęcia. Tylko dlaczego akurat o drugiej w nocy, gdy powinien spać? Nie za bardzo potrafił to zrozumieć. Na jego szczęście był piątek… a raczej od niedawna już sobota i nie musiał wstawać do szkoły.

Gdy skończył porządkowanie szuflady, rozejrzał się po pokoju, zastanawiając przy tym, czy nie sprzątnąć czegoś jeszcze. Ale co miałby niby sprzątnąć? Było wiele opcji, ale po co to wszystko? I dlaczego w nocy?

Tsugaru usiadł na łóżku i westchnął. Postanowił jeszcze raz spróbować zasnąć, więc zgasił lampkę i położył się. Gdy tak leżał i czekał aż zrobi się śpiący, wziął do rąk leżącego obok na poduszce pluszaka od Psyche.

– Więc mu o tym powiedz. Skoro tak nie jest, to wyjaśnij mu, jak jest naprawdę – przypomniał sobie wcześniejsze słowa Akabayashiego.

Szkoda tylko, że Tsugaru sam nie wiedział, jak jest naprawdę. Zastanowił się, jak to wszystko musi wyglądać z perspektywy Psyche. Podszedł do niego w szkole i powiedział, że chce przerwy. Co pomyślał sobie Psyche? Wyglądał na zranionego. Czy naprawdę myślał sobie tak, jak to wcześniej powiedział Akabayashi? Myślał, że coś zrobił nie tak? Że to jego wina? 

Czy to była jego wina? Nie, Psyche niczego przecież nie zrobił. Nie zrobił niczego złego. Cały czas tylko myślał o Tsugaru i o tym, jak mu pomóc. Chciał dobrze.

Ale te ciągłe pytania i smutek w jego różowych oczach… Tsugaru nieco mocniej zacisnął palce na pluszaku. Nie chciał, żeby Psyche tak niego patrzył. Ani Psyche, ani jego rodzice. Miał tego dosyć. Zaczynało go to doprowadzać do szału. Gdyby nie późna godzina, chętnie zacząłby krzyczeć. Zamiast tego, rzucił Nemo na drugi koniec pokoju i skopnął z siebie kołdrę. 

Co powinien zrobić, żeby przestali się tak na niego patrzeć?

***

– Nie miałeś gdzieś dzisiaj iść? – spytała Psyche mama.

– Miałem, ale jednak nie idziemy – mruknął niechętnie brunet, mieszając leniwie w jedzonych przez siebie płatkach.

Był umówiony na weekend z Tsugaru. Mieli iść razem na kręgle, ale biorąc pod uwagę to, że Tsugaru poprosił go o przerwę, a potem nie przyszedł następnego dnia do szkoły i nie odbierał, ani nie odpisywał na smsy… cóż, Psyche uznał ich plany za nieaktualne.

Westchnął.

– Coś się stało, że nie idziecie?

– Tsugaru jedzie z rodzicami do dziadków – skłamał, bo tak było prościej.

Po tym jak już zjadł śniadanie, postanowił wyjść z psem na spacer. Miał wrażenie, że musiał to rozchodzić. Z słuchawkami na głowie i Chiką na smyczy powoli szedł przed siebie. Miał ochotę pójść do Tsugaru i sprawdzić czy wszystko dobrze. Wyciągnął z kieszeni telefon i postanowił do niego zadzwonić.

No bo przecież Tsugaru z jednej strony powiedział, że chce przerwy, ale obiecał też, że porozmawiają, prawda? Mieli porozmawiać w piątek, ale Tsugaru nie przyszedł do szkoły. Więc chyba blondyn nie będzie miał nic przeciwko, skoro obiecał mu tę rozmowę? Zresztą, przerwa w związku wcale nie znaczyła, że nie mogą ze sobą w ogóle rozmawiać, prawda?

Tsugaru nie odebrał.

Psyche przygryzł lekko usta, czytając w telefonie wczorajsze wiadomości.

Ja: [Dlaczego nie ma cię w szkole?] Wczoraj 13:42

Ja: [Mieliśmy porozmawiać] Wczoraj, 13:47

Tsu-chan~❤: [Nie chcę rozmawiać] Wczoraj, 13:48

Ja: Dlaczego? Wczoraj, 13:48

Ja: Tsugaru, proszę Wczoraj, 13:48

No tak. Tsugaru przecież nie chciał rozmawiać. Sam tak napisał…

Psyche schował telefon do kieszeni i przez jakiś czas patrzył na wąchającą coś Chikę. Czuł niepokój. Nie potrafił się go pozbyć, gdy nie wiedział, co takiego działo się z Tsugaru. Co jeśli go potrzebował? Co jeśli znowu było mu smutno? Czy wziął dziś tabletki? Czy nakarmił rybki?

Nie mogąc poradzić sobie z dręczącymi go pytaniami, Psyche zawędrował pod dom Tsugaru. Stał chwilę pod domofonem, zastanawiając się, co powiedzieć, żeby mieć pewność, że blondyn go wpuści. Wyłączył muzykę, ściągnął z głowy słuchawki i niepewnie zadzwonił domofonem.

– Halo? – na jego szczęście odebrał tata Tsugaru.

– Umm… tu Psyche, Tsugaru mnie zaprosił – skłamał, mając nadzieję, że jego rodzice nic nie wiedzą o ich “przerwie”.

Na szczęście najwyraźniej niczego nie wiedzieli, bo Kichirou wpuścił go bez zawahania. Gdy już wszedł na górę, Tsugaru nie czekał na niego w przedpokoju. Zwykle zawsze czekał, więc Psyche liczył na to, że tym razem też tak będzie.  Zamiast tego powitał go jego tata, który na widok psa szybko zawołał do siebie swoją żonę.

– Jaki słodziak! – powiedziała mama Tsugaru, biorąc psa na ręce.

– Właściwie to ona – poprawił ją Psyche, ściągając przy tym buty. – Ma na imię Chika.

– Ojoj~ taka śliczna! – Namiko mówiła do Chiki jak do dziecka, z czego piesek był najwyraźniej bardzo zadowolony.

– Umm… Tsugaru jest u siebie? – spytał w końcu.

– Mhm – odpowiedział Kichirou. – Możesz do niego iść, jeszcze mu nie powiedziałem, że jesteś.

– Możemy ukraść psa? – spytała Namiko.

Psyche z uśmiechem skinął głową i poszedł do pokoju blondyna. Gdy tak stał przed drzwiami do jego pokoju, nie za bardzo wiedział, czy na pewno chce się z nim zobaczyć. Bo co jeśli jednak nie powinien był przychodzić?

Z salonu dobiegały odgłosy śmiejącej się z Chiki Namiko.

– No zrób siad – błagalny głos Kichirou. 

Psyche wziął głęboki wdech, chcąc dodać sobie trochę odwagi i zapukał do drzwi.

– Tsu-chan, to ja – powiedział, ostrożnie wchodząc do pokoju. – Cześć.

Tsugaru oderwał wzrok od ekranu swojego laptopa. Siedział na łóżku i coś oglądał. Na widok Psyche zrobił pauzę i odsunął laptopa na bok.

– Cześć – odpowiedział.

Psyche nie za bardzo wiedział, co powiedzieć. Przez chwilę w pokoju panowała niezręczna cisza. Trwała ona tylko około trzech sekund, ale tyle wystarczyło, żeby Psyche zaczął nieco panikować.

– Chciałem sprawdzić, co u ciebie – zamknął za sobą drzwi. – Bo wiesz… nie odpisywałeś i nie odbierałeś. To znaczy... wiem, że chciałeś przerwy i pisałeś, że nie chcesz ze mną rozmawiać – mówił szybko i dość chaotycznie. Ze stresu dostał lekkiego słowotoku. – ale nie wiedziałem, czy chodziło ci tylko o wczoraj, czy może tak ogółem? I nie wiedziałem też czy nakarmiłeś rybki i wziąłeś tabletki, a nie odbierałeś, więc skąd miałem wiedzieć? Może to niedobrze, że przyszedłem, ale jakoś tak… miałem wrażenie, że powinienem. Tsu-chan, powinienem? 

Blondyn nie wiedział.

– Mm… mam sobie pójść?

Tsugaru pokręcił głową.

– T-to dobrze, bo powiedziałem twoim rodzicom, że mnie zaprosiłeś, więc teraz byłoby trochę dziwnie, gdybym tak nagle wyszedł – zaśmiał się nerwowo.

Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, Psyche rozejrzał się po pokoju. W rogu zobaczył leżącego na podłodze Nemo, więc go podniósł i położył na biurku.

– To karmiłeś rybki?

Tsugaru skinął głową. – Tabletki też wziąłem – uprzedził jego następne pytanie.

– To dobrze – Psyche mówiąc to, usiadł obok niego na łóżku. 

Normalnie pewnie by go przytulił albo chociaż złapał za rękę, ale nie wiedział, jak to wszystko się miało do tej “przerwy”. Westchnął ciężko.

– Wiesz już może dlaczego chcesz przerwy? – spytał w końcu Psyche. Może nie powinien był poruszać tego tematu, a przynajmniej nie tak od razu, ale jakoś nie mógł się powstrzymać.

– Jakie to ma znaczenie? – Tsugaru nieco zmarszczył brwi.

– Chyba powinienem wiedzieć dlaczego?

Blondyn zaśmiał się cicho. Z jakiegoś powodu jego śmiech był gorzki. – Jak mam ci odpowiedzieć, skoro sam tego nie wiem?

Psyche tego nie rozumiał. Nie rozumiał tego. Ani trochę.

– Jak możesz chcieć czegoś, skoro nawet nie wiesz dlaczego?

– Przecież ty sam nawet nie wiesz, dlaczego mnie lubisz. Tak mówiłeś – Tsugaru odpowiedział mu zadziwiająco szybko jak na siebie. – Więc czemu ja muszę wiedzieć, dlaczego chcę przerwy?

– No bo… – Psyche urwał. 

Nie za bardzo wiedział, co powiedzieć. Tsugaru wyglądał na zdenerwowanego tą rozmową. Może Psyche nie powinien był jednak poruszać tego tematu? Nie powinien był przychodzić?

– Bo co? – spytał niecierpliwie blondyn.

– Bo to co innego! – odpowiedział w końcu Psyche, wstając z łóżka.

– Nie wydaje mi się.

– To nie ma sensu. Dlaczego nie chcesz… – Psyche zacisnął dłonie w pięści. – Coś zrobiłem nie tak?

Tsugaru pokręcił głową.

– Więc dlaczego?! – Psyche nieco uniósł głos, ale starał się nad sobą panować i robić to tak, żeby rodzice Tsugaru nie słyszeli.

– Dlaczego nie możesz odpuścić i po prostu zostawić mnie w spokoju?! – Tsugaru jednak najwyraźniej wcale się nie martwił o rodziców i to czy ich słyszą.

Psyche zamrugał dwukrotnie, czując pieczenie w oczach. Tsugaru krzyczał? Krzyczał i był zły… od kiedy Tsugaru…? Dlaczego?

– Cały czas chodzimy wszędzie razem, codziennie coś, codziennie gdzieś… nie odstępujemy się na krok, jakbyś widział tylko mnie.

– N-nie… nie podoba ci się spędzanie ze mną czasu? – spytał Psyche, czując jak po jego policzkach spływają gorące łzy.

– Nie chodzi o to, że mi się nie podoba, tylko po prostu nie rozumiem, co we mnie widzisz. Dlaczego ja, a nie ktoś normalniejszy? Wszyscy w klasie cię lubią, czemu nie możesz sobie znaleźć kogoś, kto jest tak samo roztrzepany i wesoły jak ty?

Psyche lekko otworzył usta, przez chwilę nie wiedząc, co powiedzieć. Nie spodziewał się takiego wybuchu po Tsugaru. Szczerze powiedziawszy, to nawet nie wiedział, że Tsugaru jest zdolny do złości.

W dodatku ani trochę go nie rozumiał. Jak to powinien znaleźć sobie kogoś innego? Przecież to nie mógł być nikt inny. To musiał być Tsugaru. Nikt inny nie był Tsugaru, Tsugaru był tylko jeden.

– Bo… – zaczął ostrożnie i złapał go za rękę. – Bo właśnie o to w tym chodzi, że ty to ty. Nieważne, jaki jesteś, chodzi właśnie o to, że to ty. Tsugaru.

– To nie ma sensu – syknął blondyn, zabierając rękę. – Ja to ja… – powtórzył, kręcąc przy tym głową. – Chodzi ci o mój wygląd?

– Nie, chodzi mi o ciebie – uparł się Psyche.

– Ale we mnie nic nie ma! – Tsugaru krzyknął na tyle głośno, że jego rodzice na pewno musieli to usłyszeć. – Jestem pusty, nie rozumiesz?! Jak może ci chodzić o mnie, skoro mnie nie ma?!

Blondyn mówiąc to, też wstał z łóżka. Psyche na widok złości w jego zwykle spokojnych oczach, poczuł jak… nie wiedział co poczuł, ale bolało. Jego twarz wygięła się w brzydkim grymasie, a po twarzy spłynęło więcej łez.

– Jesteś.. – Psyche z trudem powstrzymywał drżenie głosu.

Tsugaru pokręcił głową i odszedł kilka kroków na bok, wyraźnie chcąc się uspokoić.

– Je-jesteś, tylko schowany gdzieś głęboko – powiedział ostrożnie brunet, podchodząc do Tsugaru i jeszcze raz spróbował wziąć go za rękę. Ten niestety znowu ją zabrał.

– Po co się ze mną męczysz, skoro nie jesteś szczęśliwy? – spytał już nieco spokojniej blondyn.

– Jestem

– Nie, nie jesteś.

– Jestem!

– Nie! – Tsugaru znowu uniósł głos, w duchu dziękując swoim rodzicom za to, że się nie wtrącali i żadne z nich jeszcze nie zapukało. – Im dłużej się ze mną zadajesz, tym… – nie dokończył, nie wiedząc jak to ująć w słowa.

– Tym co?

– Tym smutniej zaczynasz wyglądać – powiedział w końcu blondyn. – Czuję się jakbym ci coś zabierał.

– Nieprawda – Psyche uparcie trwał przy swoim. 

Tsugaru ciężko westchnął i usiadł z powrotem na łóżku. Potarł się między brwiami, chcąc jakoś rozluźnić formującą się tam zmarszczkę. Nic już nie mówił, tylko wsłuchiwał się w cichy płacz stojącego przed nim bruneta.

– Tsugaru – odezwał się w końcu Psyche.

Podszedł do niego bliżej i ukucnął na podłodze przed nim. Niepewnie wziął jego dłonie w swoje własne, bojąc się, że ten je znowu zabierze. Tak bardzo chciał, żeby Tsugaru na niego spojrzał, ale ten tylko wpatrywał się w ich dłonie.

– Bo… – zaczął jeszcze raz, po czym pociągnął nosem. – To musisz być akurat ty, bo... – powiedział w końcu. – bo cię kocham.

Tsugaru zamknął oczy i delikatnie pokręcił głową. – Nie możesz kochać kogoś innego?

Psyche smutno zaśmiał się przez łzy. – To tak nie działa.

Tsugaru ciężko westchnął i podniósł wzrok w górę. Przez chwilę patrzył w sufit, wyraźnie chcąc odgonić łzy, po czym przyciągnął do siebie bliżej bruneta i przytulił go.

– Przepraszam – powiedział w końcu.

***

Tsugaru wyszedł z pokoju i poszedł po chusteczki dla Psyche. Gdy wychodził z nimi z łazienki, z salonu wychylił się jego tata.

– Wszystko ok? – spytał, zerkając przy tym na niesione przez swojego syna pudełko.

Tsugaru pokiwał głową.

– Na pewno?

– Pokłóciliśmy się – wyjaśnił, dochodząc do wniosku, że tak będzie najłatwiej. – Ale już wszystko ok, pogodziliśmy się. Musieliśmy się po prostu wykrzyczeć, sorki za hałas.

– A… nie, nie szkodzi – jego tata wyglądał na nieco zdziwionego. – Czasem tak już bywa, no nie? Dobrze, że się pogodziliście. Szybko poszło.

Tsugaru skinął głową. – Mm.. pójdę już – lekko uniósł w górę pudełko z chusteczkami, żeby jakoś pokazać tacie, że Psyche na niego czeka.

– Okej – choć nadal był nieco zbity z tropu, wrócił do salonu. 

Zanim wszedł do pokoju, Tsugaru usłyszał jeszcze jak jego najwyraźniej nie do końca przekonany tata mówi mamie, że chyba wszystko w porządku i nie ma co się martwić. Blondyn zamknął za sobą drzwi i podał Psyche chusteczki.

– Dzięki – powiedział cicho brunet, po czym wydmuchał nos, którym pociągał już od dłuższego czasu.

Tsugaru usiadł obok niego na łóżku. Przez chwilę w pokoju panowała trochę niezręczna cisza. Żadne z nich nie było pewne, co powiedzieć. 

Psyche przygryzł usta. Z jakiegoś powodu czuł, że w każdej chwili może znowu zacząć płakać, więc całą swoją uwagę skupiał na trzymanym przez siebie Nemo i wystającej z niego nitce. Obracał ją w palcach, lekko pociągał, a nawet i próbował zawiązać na niej supełek. Jego palce nieco przy tym drżały. Przelotnie zerknął na Tsugaru. Blondyn wpatrywał się w akwarium. Wzrok Psyche wrócił z powrotem na pluszaka. Zawiązał na nitce drugi supełek. Znowu zerknął na Tsugaru. 

Miał wrażenie, że wyglądał on jakoś inaczej. W jego spojrzeniu było coś zimnego. Psyche nie do końca był pewien jak lepiej to opisać. Przeważnie oczy blondyna były zamyślone lub smutne, ale teraz były jakieś takie… ostre. Nieprzyjazne.

– Tsu-chan? 

Gdy niebieskie oczy przeniosły się z akwarium na niego, Psyche wydawało się, że jego spojrzenie nieco zmiękło. Poczuł przez to ulgę.

Tsugaru spojrzał na niego pytająco, przez co brunet znowu wrócił do męczenia nitki.

– Nie, nic – mruknął szybko.

Puk, puk

Oboje spojrzeli na drzwi. Lekko się uchyliły i w progu pokoju pojawiła się Namiko z dwoma kubkami w rękach.

– Chika chce do was wejść – powiedziała z delikatnym uśmiechem, wpuszczając do środka psa, który od razu wskoczył do nich na łóżko. – No i zrobiłam wam herbaty – weszła do pokoju i podała im kubki.

– Dziękuję – powiedział Psyche.

– Dzięki – Tsugaru skinął głową.

Namiko uśmiechnęła się do nich. Choć wyczuła niezręczną atmosferę, to faktycznie wyglądało na to, że się pogodzili. W duchu odetchnęła przez to z ulgą i wyszła z pokoju, zostawiając ich znowu samych.

Tsugaru odstawił swoją herbatę na biurko. Była jeszcze za gorąca, więc chciał trochę odczekać aż ostygnie. Psyche natomiast trzymał kubek w dłoniach, chcąc jakoś je tym rozgrzać. Wcześniej nie zauważył, że były takie zimne. 

Przelotnie zerknął na siedzącego obok chłopaka. Jakoś nie mógł w to uwierzyć, że w końcu powiedział mu, co do niego czuje. Właściwie to nie tak to sobie wcześniej wyobrażał. Zawsze raczej myślał, że okoliczności będą bardziej romantyczne. Na przykład w ich ulubionej restauracji albo w jakimś ładnym parku, gdzie byłyby łabędzie… Na pewno nie chciał wyznawać mu tego gdy się kłócili i był cały zasmarkany od płaczu.

W dodatku Tsugaru… 

Nie możesz kochać kogoś innego?”

Psyche doskonale wiedział, że blondyn nie był jeszcze gotowy na usłyszenie takiego wyznania. Właśnie dlatego tak odkładał je na później. Chciał powiedzieć mu to dopiero wtedy, gdy szanse na usłyszenie “też cię kocham” byłyby wyższe. Ale nie. Powiedział mu teraz. Miał przez to wrażenie, że wszystko zepsuł. No, może nie wszystko, ale coś napewno zepsuł. 

Napił się herbaty, jeszcze raz zerkając przy tym na Tsugaru. Tym razem ich spojrzenia się spotkały. Psyche odwrócił wzrok.

– Chcesz coś obejrzeć? – spytał blondyn.

Brunet szybko skinął głową, dziękując mu w duchu za wymyślenie im jakiegoś zajęcia. Wydawało mu się, że nie wytrzymałby już dłużej tej niezręcznej ciszy i znowu palnąłby coś głupiego. Znowu by coś zepsuł. 

Tsugaru sięgnął po laptopa i wybrali sobie jakieś anime do wspólnego oglądania. Siedzieli na łóżku obok siebie i pili herbatę, a Chika grzecznie spała między nimi. Spacer i zabawa z rodzicami Tsugaru musiały ją zmęczyć. W połowie drugiego odcinka, Psyche dostał smsa.

Mama: [Gdzie jesteście?]

– Zapomniałem, że mama nie wie, że tu jestem – wyjaśnił szybko i odpisał jej. – Myślała, że tylko poszedłem z Chiką na spacer – zaśmiał się niezręcznie.

Gdy mama odpisała mu “ok”, wrócili do oglądania. Atmosfera wciąż była niezręczna, zwłaszcza gdy Psyche starał się jakoś komentować oglądane przez nich anime. Psyche go zagadywał, ale Tsugaru wyglądał trochę, jakby wcale nie obchodziło go to, co się działo na ekranie. Po trzech odcinkach Psyche miał dość i powiedział, że nie chce już oglądać. Odłożyli laptopa na bok.

– Mogę się przytulić? – spytał niepewnie Psyche. Czuł, że tego potrzebował, ale w dalszym ciągu nie wiedział czy mógł.

Tsugaru lekko skinął głową.

Wyglądało na to, że naprawdę nie miał nic przeciwko, więc Psyche przytulił się do niego, popychając go przy tym na materac. Blondyn odwzajemnił uścisk i przez jakiś czas leżeli tak wtuleni w siebie.

– Mam wrażenie, że to wszystko jest niezdrowe – odezwał się w końcu blondyn.

– Hm? – mruknął cicho Psyche, wyraźnie nie rozumiejąc, o co chodzi. Tak jak się tego spodziewał, Tsugaru nadal coś dręczyło. Najwyraźniej musiał o tym myśleć, gdy oglądali razem anime.

– Chodzi mi o to, że czuję się strasznie samolubnie – schował twarz w jego szyi. – Gdy z tobą jestem, czuję się lepiej… jak się przytulamy też mi lepiej.

– To chyba dobrze? – Psyche nie rozumiał.

Tsugaru lekko pokręcił głową. – A ty? 

Brunet milczał  przez chwilę. 

– Ja też czuję się wtedy lepiej. – powiedział w końcu.

Tsugaru znowu pokręcił głową. – Jesteś przeze mnie tylko smutny.

– Nieprawda, a nawet jeśli, to tylko czasami i tylko troszkę, więc to nie ma znaczenia – powiedział cicho. 

– Ma – Tsugaru nieco mocniej go ścisnął. 

Psyche w odpowiedzi wsunął palce w jego włosy i zaczął przegarniać je z jednej strony na drugą.

– To mnie od siebie nie odpychaj – powiedział w końcu po chwili zastanowienia. – Jak nie chcesz, żebym był smutny, to mnie nie zostawiaj. Odbieraj, odpisuj, rozmawiaj ze mną… i przytulaj mnie, zawsze jak tego potrzebujesz, a nawet częściej. 

Tsugaru uśmiechnął się słabo, czując jak pieką go przy tym oczy.

– Przepraszam.

Psyche pokręcił głową. – I nie przepraszaj.


~~~~~~~~~~~~~~~

Dla Basi, która nadal dzielnie czyta Rybki i dla wszystkich innych, którzy dalej zaglądają na bloga i piszą komentarze. Nawet po tylu latach zawsze mi ciepło w serduszku jak dostaję powiadomienie na maila, że ktoś skomentował <3

A tak w ogóle to ostatni rozdział Rybek był dodany w 2017 roku, cooooooo... I feel old T^T Może kiedyś skończę! Ten rozdział siedział sobie u mnie na komputerze tak z pół roku i po prostu sobie czekał xD Postanowiłam go w końcu zamieścić i może postaram się dokończyć to opowiadanie, ale niczego nie obiecuję!

No i ogółem ten blog ma 10 lat O: crazy

secret message: Jari, fenk ju for support beemch


wtorek, 28 stycznia 2020

Durarara!! "Improwizacja" - oneshot [Delic x Hibiya]




Improwizacja



Czekając aż podgrzeje mi się obiad, opierałem się o blat i wystukiwałem na blacie melodię chodzącej mi po głowie piosenki. Nowy przebój Ruri Hijiribe. Dręczył mnie od wtorku. Nie do końca pamiętałem tekst, ale zaśpiewałem pod nosem początek refrenu, a fragmenty, których nie mogłem sobie przypomnieć, zanuciłem.

Przerwało mi piknięcie mikrofali. Wyciągnąłem z niej talerz z resztkami po wczorajszym obiedzie i usiadłem z nim na kanapie. Normalnie pewnie usiadłbym przy barku, ale było na nim kilka rzeczy i jakoś nieszczególnie chciało mi się teraz sprzątać.

Nie chcąc jeść w ciszy, włączyłem telewizor i już chciałem wysłać na niego piosenkę z telefonu, ale dostałem smsa. Przerywając wpisywanie tytułu, zsunąłem w dół pasek powiadomień i przeczytałem z niego wiadomość.

Hibiya: Mogę przyjść do ciebie na drinka?

Tego typu propozycja z jego strony nieco mnie to zdziwiła. Zwykle to ja go gdzieś zapraszałem.

Nie chcąc, żeby się rozmyślił, szybko odpisałem mu, że może, po czym znowu wszedłem w youtube’a i dokończyłem wpisywanie tytułu piosenki, chwilę później wysyłając ją na telewizor, tak jak to wcześniej miałem w planach.

Z widelcem makaronu w buzi, rozejrzałem się dookoła i wolną ręką włączyłem auto-odtwarzanie. Przed przyjściem Hibiyi wypadałoby posprzątać, a to oznaczało, że potrzebowałem trochę więcej niż jednej piosenki.

Pół godziny później Hibiya już ściągał buty w moim przedpokoju, podczas gdy ja wieszałem jego kurtkę. Miał dziś na sobie naprawdę ładną bordową koszulę i czarne dopasowane spodnie. Nadal wiedziałem czy zawsze tak dobrze wyglądał, czy tylko wtedy, gdy się spotykaliśmy, ale w duchu liczyłem na to drugie. Można powiedzieć, że w pewnym sensie zadowalała mnie myśl o Hibiyi robiącym coś specjalnie dla mnie, choć szczerze w to wątpiłem.

– Co Pan dziś serwuje? – spytał żartobliwie.

Niewinnie się uśmiechnąłem.

– Blowjob?

– Już ci mówiłem, że tego drinka nigdy przy tobie nie wypiję – zaśmiał się i delikatnie pokręcił głową na boki.
Poszliśmy razem do mojego połączonego z kuchnią salonu. Hibiya usiadł w tym samym miejscu co zawsze – to znaczy przy barku. Lubił patrzeć jak robię przy drinki.

– No? To czego sobie życzysz?

– Orgazmu – posłał mi flirciarski uśmiech, przez co cicho się zaśmiałem. – Ale prawdziwego później, na razie drink.

– Się robi – mruknąłem, nie do końca wiedząc, co było powodem zabawowego nastroju bruneta. Zwykle był bardziej poważny i to raczej ja wygłupiałem się proponowaniem mu drinków o sugestywnych nazwach. On ich przeważnie nie chciał.

Tak czy inaczej, nie zastanawiałem się nad tym jakoś szczególnie długo, wlałem do shakera wszystko, czego potrzebowałem, wymieszałem i przelałem do wyciągniętego z szafki ładnego kieliszka razem z kostkami lodu i podsunąłem Hibiyi.

– Sobie nie zrobiłeś? – spytał, powoli podnosząc kieliszek do ust.

Gdy ja kręciłem głową na boki, jego usta zetknęły się z drinkiem.

– Wiesz, że nie lubię kawy.

– Aa, faktycznie… bo tu jest likier kawowy – mruknął, biorąc jeszcze jednego łyka. – Dobre to – delikatnie skinął podbródkiem na drinka.

Uśmiechnąłem się z dumą i sam wziąłem sobie z lodówki miodowe piwo. Kiedy pijący drinka Hibiya uniósł w górę brew, wyjaśniłem. – Wczoraj piłem, więc nie mam dzisiaj ochoty na mocniejsze rzeczy.

Skinął głową na znak, że rozumie i kiedy on delikatnie stukał palcem o spód kieliszka, ja oparłem się o blat na przeciwko niego. Kiedy podniósł na mnie wzrok, zobaczyłem, że ma lekko zmarszczone brwi.

– Mogę cię o coś prosić? 
Tego typu pytanie z jego strony trochę mnie zdziwiło. Na ogół Hibiya był typem osoby, która lubiła być niezależna i przeważnie niczego ode mnie nie chciał. No, z wyjątkiem drinków i towarzystwa.

Chcąc wiedzieć o co chodzi, skinąłem głową.

– Wiem, że zwykle pijemy tylko trzy lub cztery drinki i ogółem mam dość twardą głowę, ale mógłbyś mnie dzisiaj upić? Tak porządnie? Bo niby mógłbym spijać się u siebie, ale wolałbym w takim stanie nie skończyć przypadkiem na Ebayu albo Facebooku.

– Nie ma problemu – mruknąłem i choć zastanawiało mnie, czemu Hibiya w ogóle miał ochotę się spić, to nie pytałem go o to. Wiedziałem, że sam prędzej czy później mi powie. – Kupiłeś kiedyś coś dziwnego przez Internet po pijaku?

Brunet cicho się zaśmiał na samo wspomnienie i wziął dość sporego łyka drinka.

– Tęczową solniczkę i pieprzniczkę, obie w kształcie penisa.

Zacisnąłem usta w wąską linię i lekko uniosłem w górę brwi. – Zaszalałeś – skomentowałem krótko.

– No. A ty?

– Nie. Rzadko upijam się w domu, ale jak już, to wyłączam wtedy Wi-Fi.

– Mądrze – Hibiya lekko skinął głową, wracając do patrzenia na swojego drinka i stukania w kieliszek. Chwilę później dopił go do reszty duszkiem i podsunął mi pusty kieliszek. – To teraz coś mocniejszego.

Skinąłem głową i po wstawieniu pustego kieliszka do zlewu, sięgnąłem z barku butelkę tequili oraz jeden 50 ml kieliszek. Podsunąłem wszystko Hibiyi, chwilę później dając mu też pokrojoną cytrynę i solniczkę, która na szczęście nie była tęczowym penisem.

– Jak to jest, że nigdy nie zapominasz, co lubię, a ja nie jestem w stanie nawet zapamiętać, że nie lubisz kawy, hm?

– Ja tam nie wiem, jak można lubić samą tequile – skrzywiłem się na samą myśl i razem ze swoim piwem usiadłem obok niego przy barku, niby przypadkiem lekko trącając go ramieniem. – Tego nawet nie można nazwać drinkiem. Każdy umie nalać szota, moje wspaniałe umiejętności się marnują!

Cicho prychnął, sypiąc sobie przy tym trochę soli na wierzch dłoni. Chwilę później ją zlizał – na co zawsze lubiłem patrzeć – po czym wypił kieliszek palącej w gardle oraz nosie tequili i zagryzł cytrynką. Poza delikatnym zmarszczeniem brwi, wcale się nie skrzywił.

– Będziesz chciał pójść dzisiaj do łóżka?

Kiedy zadał mi to pytanie, nie do końca wiedziałem jak zareagować. Zwykle nie pytał o takie rzeczy i to ja wychodziłem z jakąkolwiek inicjatywą. Ogółem, zachowywał się dzisiaj inaczej. Samo to, że przyszedł się tak typowo upić było nie w jego stylu.

– Możemy, ale to raczej gdzieś w połowie twojego upijania się, hm?

Skinął głową, a ja napełniłem mu kieliszek i wstałem od barku. Chwilę później jednak znowu zająłem swoje miejsce, tym razem z paczką papierosów i zapalniczką w dłoni.

– Mogę też?

– Przecież nie palisz – zmarszczyłem brwi, z chwili na chwilę coraz mniej go rozumiejąc.

– Mam zły humor.

Po powiedzeniu tego, Hibiya – zapominając o soli i cytrynce – wypił zawartość swojego kieliszka i wziął z trzymanego przeze mnie pudełka papierosa. Wsunął go między usta i czekał, aż mu go zapalę. 

Cicho się zaśmiałem, kręcąc przy tym z niedowierzania głową i zapaliłem mu go, chwilę później robiąc to też ze swoim. Musiałem przyznać, że Hibiya całkiem dobrze z nim wyglądał. Jego zgrabne palce i ładnie zwijające się usta…

Nie było źle. 

– Zapomniałem o popielniczce – mruknąłem, wstając jeszcze na chwilę. 

Kiedy postawiłem ją na blacie, Hibiya od razu strzepnął do niej popiół. Dość mocno się zaciągał, bo jego papieros malał zdecydowanie szybciej niż mój.

– Nie mówiłeś, że kiedyś paliłeś.

– Widać? – uśmiechnął się asymetrycznie, wydmuchując przy tym trochę dymu. – W liceum byłem dość głupi i nie umiałem odmawiać, więc jakoś tak wyszło, że wkręciłem się w palenie…

– Jak rzuciłeś? – spytałem z ciekawości.

– Z dnia na dzień – wzruszył ramionami.

– Heh, chciałbym mieć taką silną wolę.

Hibiya znowu się uśmiechnął i nieco do mnie przysunął. Na tyle blisko, że po głowie zaczęła mi chodzić myśl o pocałunku i nawet spojrzałem w dół na jego usta, ale on tylko dmuchnął mi dymem w twarz i cicho mruknął. – Musiałbyś być mną.

Zaśmiałem się i dopiłem piwo do reszty. Hibiya natomiast zaciągnął się jeszcze raz i zgniótł papierosa w popielniczce.

– Czemu masz zły humor? – spytałem w końcu.

On jednak niemalże od razu pokręcił głową na boki. – Jestem jeszcze za trzeźwy na mówienie o tym. Zresztą, przyszedłem tu, żeby zapomnieć.

– Uhm..

Po chwili milczenia, Hibiya cicho westchnął. Kiedy machnął ręką za siebie, spojrzałem w tamtym kierunku.

– Lubię tę piosenkę – mruknął.

Wsłuchałem się we wciąż lecącą z mojego telewizora muzykę. Piosenka była ładna, dość żywa i przede wszystkim chwytliwa, ale niestety jej nie znałem.

Kiedy usłyszałem ciche szurnięcie krzesła, przeniosłem wzrok z telewizora na Hibiyę. Wstał i nalewał sobie tequili. Po szybkim opróżnieniu kieliszka, złapał mnie za rękę i delikatnie pociągnął, abym też wstał. Zgasiłem papierosa i pozwoliłem mu się zaprowadzić na środek pokoju, cicho się śmiejąc, gdy – wciąż mnie przy tym trzymając – powoli okręcił się wokół własnej osi.

– Chcesz tańczyć? – spytałem z rozbawieniem.

– Czemu nie? – wzruszył ramionami.

Złapał mnie za drugą dłoń i splótł swoje palce z moimi. Dość szybko wyczuł, że nie umiem tańczyć, ponieważ zaczął mnie prowadzić i choć tylko trzymaliśmy się za ręce, to i tak byłem w stanie wyczuć, w którą stronę chce, żebym się poruszył. Raz nawet mną zakręcił, co przez różnicę w naszym wzroście było dość zabawne i spowodowało, że zaczęliśmy się śmiać.

– Dwuosobowa impreza, co? – mruknął cicho. 

Choć piosenka wcale nie zmieniła się na spokojniejszą, Hibiya przysunął się do mnie bliżej i oparł głowę na moim ramieniu. Nasze splecione razem dłonie, przez jakiś czas po prostu luźno zwisały w dole, ale po chwili położyłem je na jego plecach. On zrobił to samo, odwzajemniając przy tym mój lekki uścisk i lekko pocałował mnie w szyje.

– Chcesz teraz? 

Gdy zadał mi to pytanie, nieco mocniej go przytuliłem i skinąłem głową. Zsunąłem dłonie w dół jego pleców, kciuki wsuwając w szlufki od jego spodni. Hibiya cicho się przez to zaśmiał i chwilę po tym lekko pociągnął mnie w stronę kanapy.

Kiedy delikatnie mnie na nią popchnął i usiadł mi na kolanach, przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Wydawało mi się, że wyglądał nieco smutno, ale jego pocałunek szybko wyrzucił mi to z głowy. Całował mnie tak jak zawsze, delikatnie i z odrobiną języka. Nigdy nie wsuwał mi go do buzi, tak samo jak i nie pozwalał na to mi, ale nie miał nic przeciwko subtelnym muśnięciom spomiędzy warg i okazjonalnym dotknięciom. Tak czy inaczej, ani trochę mi to nie przeszkadzało. Jego miękkie usta same w sobie były wystarczające.

Delikatnie uniosłem w górę ramiona, z trudem powstrzymując się przed wzdrygnięciem, gdy Hibiya ostrożnie przejechał paznokciami po moim karku. Zupełnie jakby mnie połaskotał, jednak łaskotki te były bardzo, ale to bardzo przyjemne. Na moment otwierając nieco oczy, zerknąłem w dół na jego uda i ścisnąłem je, sunąc dłońmi w górę i w dół, aż w końcu jedna z nich nie znalazła się na jego kroczu. Nieco mocniej wypuścił on przez to z płuc powietrze i troszkę wysunął biodra w przód. Z chwili na chwilę pieściłem go coraz mocniej, z zadowoleniem zwracając uwagę na jego nieco przyspieszający oddech. 

Gdy jego dłonie znalazły się pod moim t-shirtem, poczułem na swojej skórze gęsią skórkę. Obaj przerwaliśmy pocałunek i przez chwilę na siebie patrzyliśmy, wyraźnie zadając sobie w głowach to samo pytanie.

– Jak chcesz? – odezwałem się w końcu.

– Tak – mówiąc to, poruszył biodrami, ocierając nimi przy tym o moje. 

Niestety dzieliło nas od siebie zbyt wiele warstw materiału i nie byliśmy jeszcze wystarczająco twardzi, aby przyniosło nam to jakąkolwiek przyjemność. Chcąc to jakoś zmienić, Hibiya zaczął rozpinać moje spodnie. Poszedłem za jego przykładem i także rozpiąłem jego, chwilę później zsuwając z niego też bieliznę.

Po krótkim czasie wzajemnego dotykania się, zbliżyliśmy swoje twarde już przyrodzenia do siebie i zaczęliśmy je ze sobą pocierać, lekko ruszając przy tym biodrami. Usta Hibiyi znów wróciły na moje. Wplótł palce wolnej ręki w moje włosy, podczas gdy ja swoje zaciskałem na jego biodrze i delikatnie przygryzł moją dolną wargę.

Kiedy chwilę później przysunął usta do mojego ucha i zaczął do mnie cicho mówić, po moim ciele przeszedł lekki dreszcz.

– W ramach rekompensaty za dzisiejszy brak obciągania, będziesz mógł mi potem zrobić tego zbereźnego szota.

– Po drinku i tequili? – spytałem. – Wiesz jak się kończy mieszanie alkoholi.

Lekko zmrużył oczy po nieco mocniejszym wypchnięciu bioder w przód i mocniej zacisnął palce na moim członku. 

– I tak mam w planach rzyganie, więc wszystko mi jedno co wypiję – syknął cicho. – A ty z chęcią sobie popatrzysz, jak będę go pił, prawda? – kiedy mruknął mi to do ucha, byłem w stu procentach pewien, że alkohol zaczyna uderzać mu do głowy. W końcu tego typu uwodzenie mnie nie było w jego stylu.

– Ale nie zetnie cię? – upewniłem się.

On tylko wydał z siebie cichy jęk, gdy nieco mocniej się o mnie otarł i pokręcił głową na boki. Wierzyłem mu na słowo, choć skoro miał w planach rzyganie, to całkiem prawdopodobne, że mimo wszystko prędzej czy później odleci.

Teraz jednak nie był to odpowiedni moment do myślenia o tego typu sprawach – głównie dlatego, że Hibiya zaczął stopniowo przyspieszać.

***

Jeszcze chwilę po zapięciu spodni, obaj siedzieliśmy razem na kanapie. Hibiya nie podnosił się  z moich kolan i powoli uspokajał oddech, opierając przy tym policzek o moje ramię. Czułem wydychane przez niego ciepłe powietrze na swojej skórze. 

Odchyliłem głowę w tył. Nie myślałem o niczym szczególnym, tylko patrzyłem sobie w sufit, lekko marszcząc przy tym brwi i skupiając się na resztkach odczuwanego orgazmu. Jedną z dłoni bezmyślnie gładziłem Hibiyę po udzie, ale kiedy usłyszałem ciche pociągnięcie nosem, przestałem i szybko rozejrzałem się za chusteczką.

– Zimno ci?

Na początku myślałem, że ma katar, ale nieco zmartwiła mnie jego powoli kręcąca się z lewej na prawo głowa. Uniósł dłoń do twarzy i się nią po niej potarł. Dopiero po dwóch sekundach dalszego patrzenia na niego, zorientowałem się, że płacze. Prawdopodobnie zajęłoby mi to mniej czasu, gdyby nie to, że płacz bardzo nie pasował mi do jego charakteru. 

W dodatku nawet pod wpływem alkoholu tak bardzo dbał on o swój wizerunek, że nie pozwalał sobie na wydanie z siebie żadnego odgłosu. Z jego oczu po prostu powoli wypływały łzy, które niemalże natychmiast ścierał i od czasu do czasu pociągał nosem.

Nie wiedząc jak zareagować, (domyślałem się, że Hibiya wolałby, abym udawał, że wcale nie nie widzę jego łez) po prostu czekałem aż się odezwie.

– Tsu… – jego głos był bardzo zachrypnięty, więc odchrząknął. – Tsugaru ze mną zerwał – powiedział w końcu. 

To jedno zdanie wystarczyło, abym zrozumiał jego dzisiejszy zły humor i chęć zapicia smutku. Choć nie byłem zdziwiony tego typu obrotem wydarzeń, to i tak coś ścisnęło mnie w brzuchu.

– Czemu? 

Widząc że spojrzenie Hibiyi mówi „nie patrz na mnie, kiedy płaczę”, przeniosłem wzrok na swoje dłonie, które wciąż trzymałem na jego udach.

– Powiedział, że zakochał się w kimś innym… – cicho westchnął. Jego oddech minimalnie przez to zadrżał.

– Zdradził cię? 

Kiedy pokręcił głową na boki, delikatnie zmarszczyłem brwi.

– Nie, i to jest w tym wszystkim najgorsze. – kiedy na chwilę przeniosłem wzrok z powrotem, na jego twarzy, zobaczyłem, że przestał już ścierać łzy i teraz po prostu spływały one w dół po jego twarzy. – Powiedział, że nie chce ze mną być, jeśli myśli o kimś innym, bo źle się z tym czuje. 

Nie wiedząc co powiedzieć, czekałem na ciąg dalszy. Prawdopodobnie gdyby nie alkohol, wcale by nie płakał. W dodatku nie czułby potrzeby mówienia mi o tym. Jednak skoro przyszedł się do mnie upić, to najwyraźniej chciał, żebym o tym wszystkim wiedział.

– I teraz… i teraz czuję się podle, bo ja go zdradzałem cały czas, a… on nie chciał nawet myśleć o kimś innym, będąc ze mną..  a co dopiero z tym kimś się spotykać.. 

Wziąłem głęboki oddech. Hibiya nawet już nie przykładał się do układania idealnych zdań.

– Po prostu.. – urwałem. – jest lojalny, a…

– A ja nie jestem – Hibiya dokończył za mnie. 

Skinąłem głową. Kłamstwo byłoby głupotą. – Nie jesteś.

– Ale zwykle nie mam problemów z byciem fałszywym, więc czemu..  dlaczego teraz tak bardzo mi to przeszkadza? Czemu przeszkadza mi to, że.. – zaśmiał się. – w porównaniu do mnie zachował się tak… tak uczciwie i z honorem.

Powstrzymałem się przed zaciśnięciem dłoni w pięści i powiedziałem coś, czego bardzo nie chciałem zaakceptować. – Bo ci na nim zależy.

– No to czemu go zdradzałem?

Wzruszyłem ramionami.

– Powiedziałeś mu o nas? – spytałem.

– No coś ty – zaśmiał się ostro. – To, że się użalam, wcale nie oznacza, że nagle zgłupiałem.

– No tak.. 

Hibiya zsunął się z moich kolan i położył się na kanapie, robiąc sobie z moich kolan poduszkę.

– Nie powinienem w ogóle pozwolić mu zakochać się w kimś innym – mruknął po chwili ciszy. Przestał już płakać i teraz wyraźnie był na siebie zły. – Wkurza mnie to, że zachował się dojrzalej niż ja i zamiast mnie zdradzić, najpierw ze mną zerwał. Gdyby faktycznie przespał się z kimś innym, to wtedy mógłbym być na niego zły, a tak to nie mam o co..

– Złościłbyś się na niego o coś, co sam robisz? – lekko uniosłem w górę brew, czując się trochę przez tę rozmowę jak terapeuta.

Hibiya zmroził mnie spojrzeniem. Wyraźnie wolałby, żebym ten fakt przemilczał.

– Bo inaczej jest jak ja coś robię komuś, a inaczej jak ktoś coś robi mi.

Wywróciłem oczami.

– I wiem, że to dziecinne, nie musisz mi tego uświadamiać – dodał szybko.

– Jesteś zazdrosny o tego kogoś?

Hibiya przez chwilę się nie odzywał. Prawdopodobnie trzeźwy Hibiya właśnie kłócił się z tym podpitym. Jeden krzyczał, żeby nie odpowiadać na to pytanie lub skłamać, a drugi, żeby powiedzieć prawdę. Prawdopodobnie żaden z nich nie wygrał sporu, ponieważ odpowiedź bruneta nie była zbyt jednoznaczna.

– Może trochę – mruknął. – Ale to tylko dlatego, że lubię być jego oczkiem w głowie.

Wplotłem palce w jego włosy i zacząłem je ostrożnie przegarniać. Zastanawiałem się czemu nie wystarczało mu bycie oczkiem w mojej głowie.

– I w ogóle lubię jak skupia na mnie całą swoją uwagę.

– A jednocześnie sam go zaniedbywałeś, spotykając ze mną, hmm?

Znowu nie spodobało mu się to, że powiedziałem mu prawdę. Odsunął od siebie moją dłoń i podniósł się do siadu. Cicha muzyka, której wciąż leciała w tle najwyraźniej zaczęła go denerwować, ponieważ sięgnął po pilota i ją wyłączył.

– Zrób mi lepiej tego drinka i już nic nie mów. – bąknął, odrobinę się zataczając przez to jak szybko wstał. – Niepotrzebnie ci o tym wszystkim mówię – to drugie powiedział już bardziej do siebie.

Ja natomiast tylko lekko pokręciłem głową na boki. Nie chcąc, żeby Hibiya się na mnie dodatkowo zezłościł, powstrzymałem się przed westchnięciem. Jeszcze oskarżyłby mnie o protekcjonalność albo użył innego śmiesznego słowa.

Wstałem z kanapy i podszedłem do lodówki po coś do jedzenia. Jeśli Hibiya chciał dalej pić, to na pewno nie na pusty żołądek. Prawdopodobnie jadł coś przed przyjściem do mnie, ale minęło już trochę czasu. 

Kiedy usiadł na swoim wcześniejszym miejscu – to znaczy przy barku – i zobaczył, że stawiam przed nim talerz zimnego spaghetti carbonara, lekko zmarszczył nos.

– Zgaduję, że to sos z paczki – mruknął z niezadowoleniem.

– Makaron też.

– Nie lubię twojej kuchni.

– Bo wolisz pięciogwiazdkowe restauracje – zaśmiałem się cicho. – Ale w moim domu nie ma picia bez jedzenia. Wiesz, może i nie przeszkadzałoby ci się dziś spić do nieprzytomności, ale ja wolałbym nie musieć sprzątać twoich rzygów i pomagać ci w dojściu do łóżka. W miarę możliwości, oczywiście.

– Wydaje mi się, że po czymś takim szanse na rzyganie mogą tylko wzrosnąć – bąknął.

Hibiya przez chwilę w milczeniu wpatrywał się w jedzenie przed sobą. Zastanawiał się, prawdopodobnie oceniając przy tym zjadliwość znajdującego się przed nim posiłku. Prawda jest taka, że wcale nie byłem złym kucharzem. Po prostu lubiłem szybkie rozwiązania. Nie miałem czasu ani ochoty na przygotowywanie sosu od zera, ale wcale nie znaczyło to, że nie potrafiłem odpowiednio doprawić tego z paczki.

– A co do restauracji, to czterogwiazdkowe też mogą być. Nawet trzygwiazdkowe są okej – mruknął w końcu, odsuwając od siebie spaghetti. – Podgrzej to chociaż.

Uśmiechnąłem się i wziąłem od niego talerz. – Ja tam wolę na zimno.

Chwilę później siedziałem już  z nim przy barku i obaj jedliśmy spaghetti z tego samego talerza. Hibiya był wyraźnie głodny, ponieważ zjadł większą połowę.

– Na pewno chcesz jeszcze tego drinka? – spytałem po kilku sekundach ciszy.

Skinął głową w odpowiedzi. – Zaczynam trochę trzeźwieć – zaśmiał się cicho.

– Alkoholik – szturchnąłem go ramieniem i cicho się zaśmiałem.

– To ty masz szafkę pełną alkoholi, nie ja.

– Spaczenie zawodowe. No i to też ze względu na ciebie.

On tylko się niewinnie uśmiechnął i pokręcił głową jakby do samego siebie. 

Wziąłem głęboki oddech, otwierając lodówkę i zacząłem szukać bitej śmietany, nucąc przy tym pod nosem. Zaczynało mi brakować muzyki. 

– Możesz włączyć.

O, zauważył. W sumie super, nie spodziewałem się.

Gdy już dostał drinka, w tle znowu leciał nowy przebój Ruri. Wsparłem twarz na łokciach i patrzyłem na niego, gdy opróżniał kieliszek w ten specjalny sposób. 

Cmoknąłem ustami, kręcąc przy tym z zadowoleniem głową. – Jakoś lepiej to sobie wyobrażałem – mruknąłem.

– Szczerze to ja też.

Kilka razy kiwnąłem leniwie głową na znak, że się zgadzam. Dość rozczarowujące, gdy coś czego się wyczekuje od tak dawna okazuje się być niczym specjalnym. Tak samo jak jest się nastolatkiem, który podnieca się na myśl o trzymaniu za ręce. Jak już ma się za sobą obciąganie, to czemu niby takie sprośne opróżnianie kieliszka miałoby być podniecające?

Głośno nabrał powietrza. – No cóż – klasnął dłońmi o kolana. – To daj mi jeszcze jednego papierosa i zrób jakiegoś popisowego drinka.

– Tak jest, Wasza Wysokość!

Gdy jego papieros był już prawie wypalony, podsunąłem mu pod nos kieliszek z paroma różnokolorowymi warstwami. Krawędź kieliszka zamoczyłem w słodkim syropie i obtoczyłem w cukrze, więc wyglądał całkiem imponująco. 

Hibiya lekko uniósł w górę brew i strzepnął popiół z papierosa.

– Co to za cudo?

Wzruszyłem ramionami – Improwizacja.

Zacisnął wargi w cienką linię i z aprobatą pokiwał głową. Zaciągnął się po raz ostatni i zgasił papierosa.

– No dobra, to pora na ocenę – po wzięciu głębokiego oddechu, zbliżył kieliszek do warg i wziął dość małego, bardzo ostrożnego łyka. Gdy już wyraźnie zdecydował, że mu smakuję, wziął następnego, tym razem już większego. Skinął głową. – Dobre.

Ok, krótki komentarz, ale przekonujący. Jak poprosi o następnego, to mogę dodać do menu, a jak nie, to nie warto.

Usiadłem na stołku barowym koło niego i podkradłem mu łyka swojego dzieła. Dobre, racja, ale chyba dupy nie urywało.

– Zdecydowaliście się już, które z was się wyprowadzi? – spytałem nagle, choć zdawałem sobie sprawę, że było to dość ryzykowne.

Przez chwilę myślałem, że Hibiya się zdenerwuje, ale on tylko cmoknął językiem i dość nieładnie skrzywił twarz.

– Pewnie padnie na mnie – mruknął. – W sensie… nie, żeby mi kazał, ale tak raczej będzie logiczniej. Więcej zarabiam, więc łatwiej mi będzie znaleźć nowe mieszkanie. Zresztą, nie wydaje mi się, żebym był w stanie mieszkać samemu gdzieś, gdzie na każdym kroku… – nie za bardzo wiedział jak dokończyć. Zdanie było za długie, a alkohol najwyraźniej trochę już mu wszystko mieszał. – No sam wiesz. Wszystko by mi go przypominało.

– Mmm.

Wziął kilka dużych łyków. Trochę za dużych jak na niego. Kątem oka zerknąłem na jego kieliszek, podpierając przy tym głowę na dłoni.

– Prrr… – w namyśle przeciągle prychnąłem wargami. Chciałem go spytać czy nie chciałby może zamieszkać ze mną, ale dobrze wiedziałem, że to za wcześnie. Nie wypadało o to spytać tak świeżo po zerwaniu.

– Delic?

– Hm? – leniwie przeniosłem na niego wzrok.

– Miałbyś coś przeciwko jakbym na jakiś czas wprowadził się do ciebie?

O kurwa.

Okurwa!

Lekko, odchrząknąłem, nie chcąc okazywać po sobie zdziwienia. Choć jak tak teraz o tym myślę, to wydaje mi się, że miało to odwrotny efekt.

– No… Chyba nie.. – mruknąłem, niby niepewnie. Nie wiedząc co zrobić z rękami, podrapałem się za uchem. Cholera, ja nie wiedziałem co z sobą zrobić, a co dopiero z rękami. 

Hibiya lekko się uśmiechnął. Gdy spojrzałem mu w oczy, miałem wrażenie, że przejrzał mnie na wylot. Ogółem to mam wrażenie, że on zawsze wiedział, ale zasady naszej znajomości były takie, że po prostu o tym nigdy nie mówimy, tak jest, i tyle. 

– To jeszcze porozmawiamy o szczegółach na trzeźwo – podsumował, zupełnie jakby nie dostrzegał mojego zmieszania. – Ale dzięki, Delic – uśmiechnął się ciepło. Tak ciepło, że aż było to do niego niepodobne. 

Cholera, muszę zapalić. Westchnąłem głośno, sięgając po papierosa, a gdy tylko go zapaliłem, przejechałem palcami przez włosy, mając gdzieś, że kompletnie je sobie właśnie targam. Chociaż, po tym co robiliśmy wcześniej, pewnie i tak już były potargane. Zaciągnąłem się mocno.

Hibiya w tym czasie opróżnił swojego drinka do reszty. Po odstawieniu go na blat, podsunął mi pusty kieliszek, lekko szturchając mnie przy tym łokciem. 

– To teraz daj jakąś inną improwizację – powiedział.

Ok, czyli tego drinka jednak nie wprowadzimy do menu.





~~~~~
Akuku, ktoś tu jeszcze zagląda? 
Coś mnie naszło i pewnego magicznego dnia (dzisiaj), postanowiłam nalać sobie wina i popisać. I tak wyszło, że wystarczyło ok. 600 słów, żeby dokończyć tego oneshota XDD 
Nie obiecuję, że coś tu jeszcze wrzucę, ale może? Fajnie mi się pisało tę końcówkę. No nie wiem, szczerze to zobaczę co mi z tego wyjdzie, ale niczego nie obiecuję. W razie czego, to jakieś update'y będę pisać w komentarzu pod tym postem, gdyby ktoś był zainteresowany

Jak tak sobie myślę, to strasznie pojebany taki dziki come back po 3 latach xD