poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Durarara!! "Koszmar z Ikebukuro" - rozdział 12



Rozdział 12


Obudziłem się bez żadnych ran na ciele. Nic mi się nie śniło. Nie miałem nawet jakiegoś nietrzymającego się kupy snu – jednego z tych, które bezustannie przeradzają się w inny i po prostu nie mają sensu.


Skrzywiłem się i chwilę później znowu schowałem pod swoją kołdrą. Mógłbym te niecałe dwa tygodnie koszmarów odsypiać już do końca życia, jednak niestety, rzeczywistość i obowiązki mi na to nie pozwalały.

Kiedy usłyszałem pukanie do drzwi, wydałem z siebie pełen niezadowolenia pomruk i przewróciłem się na plecy.

- Izaya, wiem, że jesteś podwójnie śpiący po lekach przeciwbólowych, ale musisz iść do szkoły – usłyszałem stłumiony głos mojej mamy.

Powoli otworzyłem oczy i wciąż je przy tym mrużąc, wpatrywałem się w sufit. Musiałem się jakoś rozbudzić. Cóż, najlepiej byłoby od razu wstać z łóżka, ale czułem się jak jakaś rozmiękła klucha, więc równie dobrze mogłem jeszcze trochę poleżeć. Może nawet i zaspać dziesięć minut… hmm, to nie taki zły pomysł.

Już miałem zamknąć oczy, a raczej po prostu pozwolić moim spuchniętym powiekom opaść, kiedy nagle zobaczyłem nad sobą nieco rozbawiony wyraz swojej mamy. Mimo wszystko pomiędzy jej brwiami znajdowała się drobna zmarszczka.

- Normalnie pozwoliłabym ci zostać, ale dzwoniła do mnie Namiko-san – powiedziała, zabierając mi kołdrę. – Shizuo i Kasuka idą dziś do szkoły, mimo że obaj byli w gorszym stanie niż ty, więc wstawaj.

Zaśmiałem się sennie, gdy to usłyszałem i powoli podniosłem do siadu. Pokręciłem głową na boki.

- Shizu-chan się nie liczy, bo to potwór.


Strzeliła mnie za to z otwartej dłoni w tył głowy.


- Ał! – szybko złapałem się za bolące miejsce. – Wczoraj nakrzyczałaś na tatę za to, że pstryknął mnie w głowę, bo lekarze powiedzieli ci, że mogę mieć lekkie wstrząśnienie mózgu, a dzisiaj sama mnie bijesz?


- Zasłużyłeś – uśmiechnęła się, podchodząc do rolet.

Skrzywiłem się, kiedy podciągnęła je do góry. Nagle w pokoju zrobiło się strasznie jasno. Zmrużyłem oczy.

- Zdecyduj się w końcu czy Shizuo-kun jest twoim przyjacielem czy wrogiem, dobra? Bez przerwy skakaliście sobie do gardeł, potem nagle zaczęliście się dogadywać, a teraz po kolejnej fazie próbowania się pozabijać, nagle ratujecie sobie nawzajem życie? Skoro najwyraźniej lubicie się na tyle, aby iść razem do szpitala odwiedzić Kasukę, to chociaż nie nazywaj go potworem.

- Mam rozumieć, że gdybym go nadal nie lubił, to nie miałabyś nic przeciwko? – lekko pokręciłem głową na boki i ściągnąłem z siebie koszulkę.

Na widok bandaży, odwróciła ode mnie wzrok w bok. Jak można się tego było spodziewać po mamie, na widok obrażeń swojego dziecka, w jej oczach pojawiło się zranienie. Jeden z kącików moich ust powędrował przez to w górę – tak dokładniej to prawy, choć wciąż nie byłem przyzwyczajony do uśmiechania się tą stroną.

- Dlaczego od niego uciekasz, huh? Wyszedł ze szpitala cztery dni temu i ani razu do niego nie zadzwoniłeś, choć wypuścili cię dwa dni wcześniej niż jego.

Spojrzałem na nią kątem oka, po czym podszedłem do szafy po jakieś ubrania. Mama odwróciła się do mnie plecami, dając mi tym samym trochę prywatności. Najwyraźniej jeszcze nie miała zamiaru wychodzić i kończyć rozmowy.

- Zignorowałaś moje pytanie – wytknąłem jej.

- Ty moje też.

Nie odpowiedziała. Ja też się więcej nie odzywałem, co poskutkowało dość niezręczną ciszą i napiętą atmosferą. W milczeniu wsunąłem na siebie koszulkę i spodnie od nowo kupionego mundurka. Poprzedni był cały poszarpany i zakrwawiony, więc wylądował w śmietniku. Nie nadawał się ani do prania, ani do zszycia.

- Kyouko, widziałaś gdzieś kluczyki od samochodu?!

Dochodzący z dołu głos taty sprawił, że mama podeszła do drzwi.

- Sprawdź w przedpokoju! – zawołała do niego, po czym nieco odwróciła głowę w bok, tym samym na mnie spoglądając. – Rozumiem, że nie masz zamiaru odpowiedzieć.

- Ten nagły przypływ empatii do Shizuo jest wywołany rozmową z jego mamą, prawda? Niezależnie od tego czego chcesz, odpuść sobie. Nie wpłyniesz na moje zdanie o nim i z całą pewnością nie zmienisz naszych relacji.

Westchnęła, kładąc dłoń na framudze drzwi. – Jako wasi rodzice wszyscy chcemy tylko, żebyście byli bezpieczni. Nikt nie ma zamiaru zmuszać was do udawania. Po prostu… - nieco spuściła głowę w dół, zupełnie jakby szukała słów w podłodze. – ..uważajcie na siebie bardziej i starajcie się nawzajem zabić nieco ostrożniej.

Uśmiechnąłem się przez to. Większość rodziców ma taki przewidywalny i nudny sposób myślenia… Cały czas tylko myślą o swoich dzieciach, które mogą przecież wychować jak tylko chcą. Mają przed nosami tyle możliwości, ale nic z nimi nie robią. Wystarczy dobrze namotać komuś w głowie póki jeszcze nie jest na tyle duży, aby mieć własne zdanie. Można zrobić praktycznie wszystko, w końcu ma się przed sobą czystą kartę.

- I pamiętaj umyć zęby. Nie zdążysz już zjeść śniadania, ale za to zrobiłam ci bentou, leży na stole.

Wyszła z pokoju. Poszła w prawo, więc Mairu i Kururi prawdopodobnie nadal spały. Spojrzałem na zegarek w swoim telefonie. Rzeczywiście nie miałem czasu na śniadanie. Dzisiejsza pobudka była nieco spóźniona.

Westchnąłem.

Mniej niż piętnaście minut później zamykałem za sobą drzwi od domu. Po poprawieniu plecaka jeszcze raz zerknąłem na zegarek. Spokojnie zdążę. Właściwie to pewnie nawet i zdążyłbym zjeść śniadanie, ale.. bentou powinno wystarczyć. Zresztą, nie byłem jakoś szczególnie głodny.

W drodze do szkoły zawsze przechodziłem obok cukierni. Nigdy nie przepadałem za słodyczami, ale kilka razy byłem tam z Shizuo – w okresie, gdy regularnie ze sobą sypialiśmy i byliśmy w dość dobrych stosunkach oczywiście. Sam nie wiedziałem jak można było nazwać nasze relacje teraz. Były dość skomplikowane. Z jednej strony oficjalnie się nie pogodziliśmy, a z drugiej uratowaliśmy sobie nawzajem tyłki.

Westchnąłem i kiedy zobaczyłem znajdującą się za oknem cukierni blond czuprynę, postanowiłem chwilę poczekać. Nie wiedziałem czy Kasuka też kupował sobie śniadanie, ale stał w kolejce razem z nim.

Włożyłem dłonie do kieszeni spodni i oparłem się o ścianę niedaleko.

Nie byłem pewien, ale.. wydawało mi się, że obaj po prostu chcieliśmy z Shizuo wrócić do tego co było kiedyś. Do bezustannych prób unicestwienia się na przerwach śniadaniowych i nie tylko. W końcu było to o wiele łatwiejsze.

Przez chwilę ze znudzeniem wpatrywałem się w ziemię, a kiedy zobaczyłem podchodzącego do mnie robaka, zgniotłem go swoją podeszwą.

Westchnąłem. Możemy udawać, że nadal się nie lubimy, ale czy jest w tym jakiś sens, skoro obaj martwimy się o siebie na tyle, aby sobie pomagać? Przecież gdybym nadal nienawidził Shizuo, użyłbym go w walce jako przynęty dla odwrócenia uwagi Freddiego. Ale nie. Ja mu pomogłem, on mi też – i to nie raz.

- Nii-san..

Kiedy usłyszałem znajomy głos, uniosłem głowę do góry i spojrzałem na wychodzącą z cukierni dwójkę braci. Kasuka lekko trzymał jedzącego pączka Shizuo za rękaw, najwyraźniej chcąc jakoś skupić jego uwagę na mnie. Jak można się tego było spodziewać, uwalony lukrem blondyn niechętnie odwrócił wzrok od swojego jedzenia.

- Hej – powiedziałem, lekko się uśmiechając.

Kiedy ostatnio widziałem się z nimi w szpitalu, nadal miałem na twarzy gazę oraz bandaż dookoła głowy. Teraz jednak do mojej twarzy przyklejone było tylko kilka plastrów. Zero gazy, zero bandaży. Kasuka też miał na twarzy plaster, tak dokładniej to na policzku.

Shizu-chan lekko uniósł w górę brew na mój widok.

- Mam nadzieję, że choć raz wpadliśmy na siebie przez przypadek, a nie dlatego, że mnie śledzisz – zmrużył oczy.

Zaśmiałem się przez to. Było w tym trochę racji.

- Słowo honoru, że tym razem to przypadek.

Shizu-chan przekręcił głowę z niedowierzaniem i czubkiem języka zlizał sobie znajdujący się w kąciku ust lukier.

Kasuka najwyraźniej zauważył, że wpatruję się w usta jego brata i cicho odchrząknął. – Nie wydaję mi się, żebyś miał coś takiego jak honor. – wtrącił, byle tylko jakoś odkleić moje spojrzenie od pokrytych lukrem ust Shizu-chana.

Blondyn uśmiechnął się, gdy to usłyszał, co wcale mnie nie zdziwiło.

Zaraz po tym, Kasuka zerknął na zegarek na swoim nadgarstku. – Muszę już iść – powiedział krótko i skierował się w przeciwnym kierunku do tego, w którym znajdowała się szkoła, do której chodziłem z Shizuo. No tak, Kasuka był nadal w gimnazjum – czasem o tym zapominałem, głównie dlatego, że zachowuje się o wiele dojrzalej od swojego starszego brata.

- Gdzie masz kule, Shizu-chan? – spytałem, podchodząc do niego nieco bliżej i nachyliłem się nad jego dłońmi. Chciałem ugryźć sobie kawałek pączka, ale on mi na to nie pozwolił. Odsunął swoją dłoń z pączkiem, a moje zęby trafiły na powietrze.

- Nie kradnij, skoro nawet tego nie lubisz – prychnął, samemu odgryzając kawałek tej wypełnionej tłuszczem i cukrem bomby z dżemem i lukrem. – A co do kul, to ich nie lubię. Są niewygodne i mnie denerwują – po powiedzeniu tego, zaczął powoli iść przed siebie.

Nie mając zbyt dużego wyboru, podążyłem za nim. Oczywiście nie dało się nie zauważyć, że Shizu-chan wyraźnie utykał.

- Czyli wolisz chodzić jak niedorozwój? – spytałem. – Nie boli cię stanie na tej nodze?

- Nie boli – warknął. Oceniając po niezadowolonym wyrazie twarzy, z trudem zignorował moje pierwsze pytanie.

Hmm.. w sumie to nic dziwnego, że go nie boli. Potwory na ogół mają wyższy próg bólu niż przeciętni ludzie.

- Rozmawiałem z siostrami – powiedziałem po dłuższej chwili ciszy, a Shizu-chan włożył do buzi resztkę pączka. Całe szczęście, że już skończył, bo nie potrafiłem wziąć go na poważnie, gdy jadł podczas rozmowy ze mną. – Nadal jesteś brudny – wytknąłem mu.

- Gdzie? – Shizuo po otrzepaniu rąk, dokładniej im się przyjrzał.

- Na twarzy, nie na rękach – wywróciłem oczami i zaszedłem mu drogę, żeby się zatrzymał.

Przez chwilę patrzył na mnie w dość głupkowaty sposób, a kiedy polizanym przez siebie kciukiem zacząłem ścierać mu z twarzy lukier, pomiędzy jego brwiami pojawiła się głęboka zmarszczka.

- Oi, nie jestem dzieckiem – warknął, odtrącając moją rękę i sam wytarł się wierzchem dłoni.

Jego policzki były minimalnie zaczerwienione i odwracał ode mnie wzrok. Uśmiechnąłem się przez to do siebie i obaj zaczęliśmy iść dalej.

- Więc nie jedz jakbyś nim był – wzruszyłem ramionami.

Shizu-chan tylko burknął coś pod nosem i wyrzucił papierową paczkę po pączku do mijanego przez nas śmietnika.

- Więc? – odezwał się, wyraźnie chcąc zmienić temat. – O czym rozmawiałeś z siostrami?

- O Freddym. Okazało się, że wiedzą o nim nawet więcej niż Kasuka.

Po tym jak to powiedziałem, spodziewałem się nieco bardziej entuzjastycznej reakcji, jednak Shizu-chan nie wyglądał na szczególnie zainteresowanego. Nawet na mnie nie spojrzał, po prostu dalej szedł przed siebie.

- Super, ale nie chcę wiedzieć – burknął, nieco poprawiając swój plecak.

Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Jakoś tego nie kupowałem.

- Nie chcesz nic wiedzieć o osobie, która prawie nas wszystkich pozabijała?

- Nie. Chcę zapomnieć – mówiąc to, zgromił mnie wzrokiem. Dawał mi przy tym jasno do zrozumienia, że mam się zamknąć, ale ja przecież i tak nigdy się go nie słuchałem.

- Nawet jeśli ten świr za życia zabijał dzieci?

Shizu-chan zatrzymał się, powoli nabierając do płuc powietrza. Wyglądało na to, że naprawdę poważnie zastanawia się nad przywaleniem mi. Cóż, zacznijmy od tego, że w jego przypadku samo zastanawianie się nad tym było dość dziwne. W końcu nie powinien się wahać.

- Kleszczu, czy ty w ogóle słuchasz co do ciebie mówię? – warknął. – Doskonale wiesz, że niczego nie pragnę bardziej od spokojnego życia, więc daj mi spokój i pozwól udawać, że to nigdy nie miało miejsca.

Prychnąłem, a Shizu-chan – który jeszcze przed chwilą z nienawiścią patrzył mi głęboko w oczy – zaczął iść dalej przed siebie.

- Tchórz – mruknąłem, dopiero po chwili zaczynając znowu za nim iść.

- Słyszałem to – powiedział, kiedy znowu się z nim zrównałem. – Sam też jesteś tchórzem, więc milcz.

- W przeciwieństwie do ciebie, ja mam prawo się bać. Jestem człowiekiem, a ty potworem. Strach to ludzki przywilej, Shizu-chan.

Nie wytrzymał. Kiedy nagle mocno przyparł mnie do szkolnego ogrodzenia wzdłuż którego od jakiegoś już czasu szliśmy, cicho syknąłem. Po mojej nadal powoli gojącej się ranie na barku rozeszło się nieprzyjemne ciągnięcie. Cholerny pierwotniak…

- Przestań traktować mnie jakbym należał do innego gatunku, kleszczu!

- Więc się zachowuj – wywróciłem oczami. – Jesteś dzisiaj strasznie wybuchowy, zauważyłeś?

- Nie, to ty mnie dzisiaj wyjątkowo prowokujesz.

- Wcale nie – zaśmiałem się. – Dzisiaj wyjątkowo tego nie robię.

Nasz pełen nienawiści pojedynek spojrzeń przerwał głos Shinry. Obaj zmrużyliśmy przez to oczy, jednak żadne z nas nie oderwało od drugiego wzroku.

- Hej! W końcu jesteście w szkole!

Zgadywałem, że się uśmiechał. Nie widziałem, bo w dalszym ciągu byłem zbyt zajęty wymianą morderczych spojrzeń z Shizuo.

- Niezbyt interesowała mnie wasza nieobecność, w końcu wreszcie miałem spokój, ale moja ukochana Celty się martwiła.

No tak, zaczynało się. Shinra i jego nawijanie o ukochanej. Jak ten okularnik dalej będzie paplać, to Shizu-chan wkurzy się jeszcze bardziej i wgniecie mnie w to ogrodzenie. Chociaż w sumie… Shizu-chan lubił Celty, więc słuchanie o niej nie powinno go irytować.

- Zadzwoniłem do waszych rodziców – kontynuował Shinra. – Celty strasznie się o ciebie martwiła Shizuo. Mogłeś chociaż jej odpisać na smsa, wiesz? Choć muszę przyznać, że raczej nie zadowala mnie o myśl o mojej ukochanej piszącej z innym mężczyzną.

- Zamknij się, Shinra – warknął blondyn. – Za dużo gadasz.

Ach, no tak. W końcu Shizuo nie irytowała Celty i to, że Shinra o niej mówił. Bardziej pewnie irytowała go prędkość z jakim słowa wypływały z jego ust. Całkiem możliwe, że blondyn nie nadążał z analizowaniem ich, w końcu kolor włosów go zobowiązywał i w dodatku był pierwotniakiem.

Heh, uśmiechnąłem się do siebie. Nie, wcale tak nie myślałem. Kiedyś pewnie tak, ale teraz wcale nie miałem Shizuo za głupiego. Z całą pewnością był mniej inteligentny niż ja, ale niekoniecznie głupi.

- Oi, o mnie się nie martwiła? – spytałem, udając przy tym zranionego.

- Nie, właściwie to powiedziała, że dobrze ci tak – Shinra odpowiedział z naprawdę brutalną obojętnością.

Nadal nie odrywałem wzroku od Shizuo i nieco się uśmiechnąłem, gdy zobaczyłem w jego oczach rozbawienie.

Koniec końców Shinra chciał się dowiedzieć co się stało, jednak kiedy spytał czemu Shizuo utyka, wyraźnie go tym zdenerwował. To sprawiło, że Shizu-chan zagroził mu utratą życia i okularnik odpuścił. Całe szczęście, bo nie miałem ochoty na wymyślanie dla niego jakiejś dobre wymówki albo na wkręcanie mu tego samego kitu co policji. Zresztą, wbrew pozorom Shinra nie był głupi, potrafił zwęszyć kłamstwo.

***

Kiedy na przerwie obiadowej wszedłem do gabinetu Jiro, okazało się, że nie był on w nim sam. Siedział z nim Hayakawa-sensei. Gdyby nie to, że nasz nauczyciel od japońskiego nie znał się na żartach, pewnie pofatygowałbym się i w jakiś uszczypliwy sposób zwrócił Jiro uwagę, że w końcu nie pije kawy w samotności, ale bezpieczniej było tego nie robić.

- Puka się, Izaya – warknął Jiro.

Ja tylko się uśmiechnąłem i przywitałem.

- Dzień dobry, dzień dobry – odpowiedział mi dość markotnie Hayakawa-sensei, prawie nie odsuwając od ust kubka.

Już myślałem, że pił tę ohydnie mocną kawę Jiro, ale kiedy odstawił kubek na biurko, zobaczyłem zwisający z niego sznureczek od herbaty. Oceniając po kolorze, musiał do niej dolać mleka.

- Wpadłeś pod kosiarkę czy co? – powitanie Jiro nie było zbyt wesołe. Chcąc jakoś dokładniej pokazać mi o co mu chodzi, postukał się palcem po policzku.

Ach, chodziło mu o plastry.

- Można tak powiedzieć – wzruszyłem ramionami.

Uśmiechnąłem się lekko i podszedłem nieco bliżej, stawiając mu na biurku średniej wielkości paczuszkę.

- Co to? – spytał z wyraźną zmarszczką między brwiami.

Ściągnął z nosa okulary i potarł powieki. Mogło mi się tylko wydawać, ale dziś zmarszczki pod jego oczami wyglądały na nieco głębsze niż normalnie. Kiedy uważniej przyjrzałem się Hayakawie, doszedłem do wniosku, że też wyglądał na równie zmęczonego.

Przez myśl przeszedł mi Freddy, ale to przecież nie mogła być jego wina. Wyrzuciłem to sobie z głowy. Nie mogłem się zachowywać jak paranoik. Byli zmęczeni dlatego, że mieli jakieś swoje banalne problemy – proste.

- Jakaś napięta atmosfera tu u was – westchnąłem, patrząc jak Jiro zagląda do paczki.

- Kiedy na pole bitwy nagle wchodzi intruz, to raczej niedziwne, że tak jest, Izaya-kun – odpowiedział mi Hayakawa i dalej pił swoją herbatę, prawdopodobnie zbyt uparcie wpatrując się w znajdujące się za Jiro okno.

- Oi, nie obrażaj się, Latte, przecież już ci mówiłem, że to nie powód do kłótni – Jiro wyglądał na zirytowanego i odwrócił wzrok od swojego prezentu, żeby spojrzeć na siedzącego naprzeciwko nauczyciela.

- Nie mów do mnie Latte przy uczniu – syknął Hayakawa, mrożąc wzrokiem i mnie i Jiro.

Ciemnowłosy tylko cicho się zaśmiał i wyciągnął z paczki kubek, prawdopodobnie nieświadomie stawiając go napisem w stronę Hayakawy-sensei.

- Miałem odkupić – wyjaśniłem, widząc jego zdziwione spojrzenie.

Na widok napisu nauczyciel zakrył usta dłonią i stłumił w sobie śmiech. Jego zły humor natychmiast zniknął.

- Szczerze to nie spodziewałem się, że faktycznie to zrobisz – mruknął Jiro i odwrócił kubek o sto osiemdziesiąt stopni, żeby zobaczyć z czego śmieje się Hayakawa. W pokoju nagle zrobiło się zimno, prawdopodobnie od jego mrożącego krew w żyłach spojrzenia. – Izaya – powiedział z dziwnym spokojem. – Możesz mi powiedzieć co ma znaczyć napis „Seksowna Czterdziestka”?

Niewinnie wzruszyłem ramionami i posłałem mu wesoły uśmiech.

*** 

Smętnie.

Naprawdę smętnie, ale w przypadku cmentarzy i pogrzebów to raczej coś normalnego, prawda?

Rozejrzałem się dookoła. Część ludzi była mi znana, a część obca. Było sporo osób ze szkoły, jednak z oczywistych powodów przeważała rodzina Kadoty. Przyszedł nawet Kasuka, który stał właśnie pomiędzy mną a Shizuo, choć pewnie nawet nigdy nie rozmawiał on z Kadotą. Prawdopodobnie kojarzyli się z widzenia albo parę razy przywitali ze sobą skinieniem głowy – wiem, że Dotachin był kilka razy u Shizuo, więc musiał się wtedy przynajmniej raz zobaczyć z Kasuką.

Przestąpiłem z nogi na nogę, wsłuchując się w jakąś bezsensowną gadaninę o Bogu, w którego i tak nie wierzyłem. Spojrzałem na kwiaty w swoich rękach, a następnie na te w rękach Kasuki. Oba bukiety były białe. Nic niezwykłego. Dwa proste bukiety.

Zaczynały mnie już boleć nogi od tego całego stania w miejscu – wolałem sobie nie wyobrażać o ile trudniej musiało być Shizuo, chociaż kto wie. Może Bestia nadal niczego nie czuła.

Zaczęto zasypywać dołek. Rodzice Kadoty płakali – właściwie to nie tylko oni.

Wyraz twarzy Kasuki oczywiście nie uległ zmianie. Shizu-chan natomiast patrzył gdzieś w bok i najwyraźniej udawał, że wcale go tu nie ma. Musiałem przyznać, że takie odcięcie się było całkiem wygodnickie.

Jeśli chodzi natomiast o mnie – osobę, która znalazła właśnie zakopywane w ziemi martwe ciało swojego przyjaciela – to tylko rozglądałem się dookoła i obserwowałem znajdujących się tu ludzi. Część była smutna, część udawała, że nie jest, jeszcze inni byli obojętni. Co do reszty, to trudno było ich zakwalifikować do wcześniejszych kategorii.

Shinra też gdzieś tu był. Prawdopodobnie stał gdzieś w tyle z Celty i wykorzystując fakt, że jest mu smutno, trzymał ją za rękę, na co ona wyjątkowo – zważywszy na okoliczności i chęć pocieszenia okularnika – się zgadzała. A przynajmniej tak to sobie wyobrażałem.

Kiedy później wraz z Shizu-chanem i Kasuką składałem kondolencje rodzicom Kadoty, zobaczyłem okularnika. Okazało się, że ani trochę się nie myliłem, bo jego oczy były zaczerwienione, a Celty faktycznie trzymała go za rękę.

- Dziękujemy – powiedział tata Dotachina.

Jego żona przez cały czas była cicho. Najwyraźniej gorzej to znosiła, co było dość przewidywalne, stereotypowe i schematyczne.

- Słyszeliśmy o waszym wypadku – dodał chwilę później. – Cieszymy się, że nic wam nie jest.

Podziękowaliśmy.

Cóż, właściwie to nie tak, że "nic" nam nie było, ale jeśli chodziło mu o bycie w jednym kawałku, to tak – miał rację. Ogółem cała ta rozmowa była dość niezręczna, a kiedy mama Dotachina lekko przygryzła wargę na słowa swojego męża, szybko zrozumiałem, że tak naprawdę to wolałaby, żebyśmy to my zginęli, a nie ich syn. Cóż, było to zrozumiałe i ani trochę się jej nie dziwiłem.

Tak czy inaczej, nie rozmawialiśmy jakoś szczególnie długo. Po pierwsze – nie było o czym, a po drugie – prawdopodobnie jeszcze dużo innych osób chciało złożyć im "wyrazy współczucia".

- Shizu-chan – zatrzymałem go, gdy chciał udać się za Kasuką w stronę wyjścia ze cmentarza.

Spojrzał na mnie pytająco, wyraźnie nie rozumiejąc o co chodzi i szybko przeniósł wzrok na czekającego na nas Kasukę.

- Poszedłbyś ze mną w jedno miejsce? – spytałem.

- Ja… jasne, ale dokąd? – lekko zmarszczył brwi. Brakowało jeszcze tylko, żeby przekrzywił głowę na bok.

Wyraźnie nie rozumiał, że chodzi mi o miejsce na terenie cmentarza.

- Co prawda nie przyniosłem dla tej osoby kwiatów, ale chciałbym jeszcze kogoś odwiedzić – powiedziałem.

Tym razem blondyn zrozumiał. Spojrzał jeszcze raz na swojego brata, który tym razem grzecznie nie wtrącał się w naszą rozmowę, a potem znowu przeniósł wzrok na mnie.

- Kasuka, pójdziesz beze mnie, co nie?

Młodszy Heiwajima tylko w milczeniu skinął głową i zaczął powoli odchodzić.

Shizu-chan także skinął głową, jednak – w przeciwieństwie do Kasuki – w moim kierunku. Po schowaniu dłoni w kieszeniach swojego garnituru, zaczął za mną powoli iść.

Dziwne, że nie spyta–

- Kogo tak właściwie chcesz odwiedzić?

Ach, jednak spytał.

Delikatnie uniosłem w górę kąciki ust – co na szczęście nie bolało już tak bardzo jak wcześniej – i lekko uniosłem w górę ramiona.

- Słyszałem, że to gdzieś niedaleko. Nie wiem nawet czy znajdę jej grób, ale wypadałoby chyba odwiedzić Akę.

Blondyn tylko spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem. Jego wyraz twarzy jasno i wyraźnie mówił „Myślałem, że ci na niej nie zależało?”.

Nie odpowiedziałem. Nie miałem zamiaru się tłumaczyć, bo pewnie i tak by nie zrozumiał i tylko pokręcił głową na boki, mówiąc mi przy tym, że jestem wariatem.

Prawda była taka, że fajnie się nią bawiłem. Nie zależało mi na niej i niezależnie od tego jak by umarła – i tak bym się nie przejął. Po obudzeniu się ze snu biegłem pod jej dom tylko po to, aby upewnić się, że naprawdę można w ten sposób zginąć. Biegłem dlatego, że bałem się o własny tyłek.

Mhm, bałem. Nawet Shizu-chan wyglądał na zdziwionego słysząc wcześniej z moich ust te słowa, ale przecież jak mogłem się nie bać w sytuacji, gdy moje życie wisiało na włosku? Jako ateista raczej nie miałem w co wierzyć.

Śmierć równa się końcowi wszystkiego. Koniec życia, koniec świadomości. Nie ma nawet pustki ani nicości – bo niby kto ma być świadom nicości? Mnie już nie będzie. Niczego nie będzie.

A jeśli będzie?

Heh, będzie to wtedy oznaczało, że mam farta. Nawet jeśli w piekle czy jakimkolwiek innym miejscu – będę szczęśliwy, że nadal istnieję.

Jednak z całą pewnością nie dam się wykończyć komuś takiemu jak Freddy. Już śmierć z rąk Bestii jaką jest Shizuo byłaby bardziej godna – choć i tak strasznie niesatysfakcjonująca.

Tak czy inaczej, teraz nie miałem zamiaru o tym myśleć. Chciałem się tylko oficjalnie pożegnać z Aką, mimo że nawet nie było mnie na jej pogrzebie. Nie przyszedłem, bo wtedy moim priorytetem nadal było znalezienie sposobu na pozbycie się Freddiego.

Mimo wszystko nie znaczyło to, że Aka była zła. Miła, naiwna, trochę pozbawiona charakteru, ale nie zła. Po prostu przeciętna. Jednak to właśnie ta powszechna przeciętność była w ludziach ciekawa. Przeciętnych i z pozoru zwykłych ludzi najciekawiej było obserwować w trudnych dla nich sytuacjach. Szkoda tylko, że w przypadku Aki nie miałem ku temu okazji.

Gdyby nie Freddy, prawdopodobnie zupełnie inaczej by się to potoczyło. Aka skończyłaby ze złamanym sercem, a ja obserwowałbym to jak ciekawe widowisko w teatrze. Choć muszę przyznać, że zamiast po prostu złamać jej serce, lepiej by było stopniowo je rozrywać – z dnia na dzień coraz mocniej.

Z całą pewnością na jej ślicznej twarzy malowałaby się wtedy masa różnych negatywnych emocji zalewanych jej spływającym wraz z łzami tuszem do rzęs.

Uśmiechnąłem się na samą myśl i zatrzymałem, gdy zobaczyłem po swojej prawej świeżo usypaną ziemię. Nagrobka jeszcze nie było – musiało minąć trochę czasu – jednak wbity w ziemię krzyż z tabliczką mi wystarczał.

Hayata Aka

Przynajmniej tu jej imię nie było skreślone.

Ukucnąłem i zerwałem rosnącego niedaleko mlecza, czując na sobie uważne spojrzenie kawowych oczu Shizuo. Cóż, dość byle jaki kwiatek, ale powinien wystarczyć. Podszedłem do usypanej ziemi i położyłem na niej mlecza, niedaleko kilku sporej wielkości bukietów i wiązanek. Wyglądał przy nich naprawdę zabawnie i żałośnie.

- Dobrze, że też tak nie skończyliśmy, co nie, Shizu-chan? – odezwałem się w końcu, nadal kucając i wpatrując się w tabliczkę z imieniem.

Blondyn mi nie odpowiedział. Najwyraźniej nie wiedział co powiedzieć.

- Ciekawe ile jeszcze osób jest tu przez Freddiego.. – zastanowiłem się na głos.

Kiedy zerknąłem na Shizuo kątem oka, zobaczyłem jak przez moje słowa jego dłonie zaciskają się w pięści.

- Nie powinno cię to denerwować? W końcu wcześniej mówiłeś, że w pewnym sensie cię to irytuje. To, że ten popapraniec zabija twoich ludzi – prychnął.

- W pewnym sensie – wzruszyłem ramionami i wstałem.

Podszedłem do Shizuo bliżej. Przez jakiś czas żadne z nas się nie odzywało. Po prostu staliśmy w ciszy obok siebie. Kiedyś pewnie nie bylibyśmy w stanie z tego typu spokojem stać tak blisko siebie. Shizuo pewnie cały by się spinał i trząsł ze złości na sam widok mojej osoby, a ja bezustannie zaciskałbym mięśnie w oczekiwaniu na jego wybuch i chwilę w której należy odskoczyć i wyciągnąć z kieszeni scyzoryk.

Gdybym nie wiedział jak te zmiany dokładnie przebiegały, pewnie nie byłbym w stanie w to uwierzyć. Ale… przecież wszyscy musimy się rozwijać, prawda? Inaczej wszystko zespoli się z naszą nudną, szarą rutyną. W końcu nienawiść nie jest ekscytująca, gdy wdycha się jej odór każdego dnia.

Uśmiechnąłem się do siebie. Nie mogłem doprowadzić do tego, aby moja znajomość z Shizu-chanem stała się czymś nudnym. Musieliśmy się bezustannie zmieniać – nieważne czy na lepsze, czy na gorsze. Byle tylko nie stać w miejscu i się sobą nie znudzić.

Głównie dlatego powoli zbliżyłem swoją dłoń do jego i musnąłem ją palcem. Spojrzał na mnie pytająco, a gdy wziąłem go za rękę, lekko uniósł w górę brwi. Przysunąłem się do niego bliżej, przez co nasze ramiona się zetknęły.

Stłumiłem w sobie chęć uśmiechnięcia się, gdy Shizuo zaczął się rozglądać. Najwyraźniej chciał się upewnić, że w pobliżu nikogo nie ma i nikt tego nie widzi. Jego policzki były lekko zarumienione.

Głupek, przecież tylko złapałem go za rękę.


.


.


.




W klasie było pusto.

Cóż, nic w tym dziwnego.

W końcu lekcje dawno już dobiegły końca i jedynym co wypełniało teraz klasę były pomarańczowe promienie zachodzącego słońca.

Gdyby ktoś z uczniów znalazł się teraz w szkole o tej godzinie, pewnie uznałby tę ciszę za niepokojącą. Dało się w niej wyczuć coś martwego. Atmosfera też była dość nietypowa. Zupełnie jakby wszystko – nawet przedmioty – dziwnie zaciskało się ze strachu. Jakby to nie tylko żywe istoty były w stanie odczuwać coś takiego jak lęk.

Jeśliby tylko uważniej przyjrzeć się unoszącym w powietrzu drobinkom kurzu, to w ich ruchu też dało się dostrzec coś dziwnego. Nie wyglądało to nienaturalnie, skąd. Po prostu niepokojąco.

Po klasie poniósł się głośny pisk.

Naprawdę głośny i przerażający. Gdyby tylko ktoś tu teraz był, pewnie mocno złapałby się za uszy i pochylił do przodu, chcąc jakoś schować się przed hałasem.

Wydawałoby się, że każdy z pisków z łatwością przecina gęste powietrze w pomieszczeniu.

Wystarczyłoby, że ktoś chociaż postawiłby nogę w tym pomieszczeniu, a już miałby problemy z oddychaniem. Nie było to jednak za sprawą powietrza – ono samo w sobie było normalne.

Po prostu ta dziwna atmosfera niezwykłości w połączeniu z doprowadzającym do szału piskiem…

Ach.

Cisza?

Już koniec?

Na pewno?

Pełne niepokoju martwe przedmioty w tym pomieszczeniu mogą już odetchnąć z ulgą? Na pewno?

Nie?

Powietrze wciąż sprawia wrażenie gęstego, promienie słońca wciąż wpadają do klasy. Nawet cisza jest przerażająca, a szramy na tablicy formują się w duży napis.

HE NEVER DIES


.


.


.



~~~~~~~~~~~~~

Koniec, ludki, koniec.
Freddy nigdy nie umiera~~ 

Jutro rozpoczęcie roku, mam nadzieję, że ten rozdział jakoś wam je osłodzi. 

Całe opowiadanie ma 129 stron u mnie w Wordzie. Trochę więcej niż "Zakład", ale "Widzieć świat twoimi oczyma" nie pobiło - i dobrze.

Jeśli chodzi o to, co mam w planach zamieszczać teraz, to jeszcze nie wiem. Mam masę opowiadań (40/50, nie chce mi się sprawdzać dokładnej liczby), choć tak poważniej zapatruję się póki co na trzy z nich. Jedno Tsugaru x Psyche, a pozostałe dwa Roppi x Tsuki. Jeszcze nie wiem, które wybrać, bo oba nie są tak do końca przeze mnie rozgryzione. Póki co raczej wolałabym dokończyć jakieś oneshoty i je powrzucać, bo dawno żadnych nie wstawiałam.

Powodzenia w szkole i dziękuję za czytanie oraz zostawianie miłych komentarzy

PS Jeśli ktoś nie widział, to 15-stego na blogu z tłumaczeniami w końcu pojawił się ostatni rozdział "Pod powierzchnią"

15 komentarzy:

  1. O.O Twoje opowiadania są zaczepiaste X3
    Nie mogę się doczekać kolejnych OwO
    Weny Ci życzę <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Izaya przyznaje, że się bał - nadal nie mogę się do tego przyzwyczaić.

    "- Nie, to ty mnie dzisiaj wyjątkowo prowokujesz.

    - [...] Dzisiaj wyjątkowo tego nie robię." - No niby nic, ale to mnie rozwaliło xD

    Ten rozdział ci się udał, chociaż był taki... eee... spokojny (?) w stosunku do pozostałych. Nadal szkoda mi Kadoty. Ale jeszcze bardziej mi szkoda, że to już koniec tego opowiadania. No cóż, na wszystko przychodzi czas.
    Czekam na coś nowego i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nosz kur... przecież Izaya to tchórz xD wbrew tego jak ukazuje go anime, to jest on wyjątkowo ludzką i wiecznie okłamującą się postacią

      Usuń
    2. Ale ja wiem, że to jest tchórz. Tchórz jakich mało, chociaż ładnie to ukrywa. I będąc po najnowszym odcinku Durarary też patrzę na niego bardziej jak na człowieka z jakąś odmianą psychozy zamiast jak na socjopatę. Ale i tak, on się boi i mówi o tym głośno... Chociaż w sumie, jeśli chodzi o śmierć, to nie ukrywa, że nie chce umierać...
      Izaya to jest jednak skomplikowany. Nie ogarniam go -.- Kocham, ale nie ogarniam...

      Usuń
    3. Szczerze powiedziawszy to jestem niezadowolona z ostatniego odcinka. Pominięto jedną, króciusieńką scenę, w której Izaya zachował się naprawdę ludzko i która była dowodem na to, że wszystko co robi, to tylko gra aktorska i tak naprawdę to ma on jakieś emocje.
      Swoją drogą, Izaya nie jest wg mnie soscjopatą - to strasznie spłyca jego charakter, tak samo jak jakiekolwiek inne zaburzenia psychiczne. W oryginale Narita jasno daje czytelnikowi do zrozumienia, że Izaya jest jaki jest, bo chce taki być i wszystkie swoje decyzje podejmuje świadomie. Anime tego nie odzwierciedla i ukazuje Izaye jako Boga, który wszystko ma pod kontrolą. Samo wycięcie postaci Tsukumoyi... grrr
      Ale zresztą. Co ja będę w komentarzu wyrażać swoje niezadowolonie adaptacją xD przepraszam za spam

      Usuń
  3. Zakończenie powaliło mnie na kolana (co z tego, że siedze) ~ OwO Piękne <3 Tylko szkoda, że to już ostatni rozdział... Ugh..znów nadużywam emotek ;w; Ale spokojnie..powoli nad tym pracuję~
    129 stron...jeeeeny xDDD zazdro.. napisać coś tak długiego... ;w; Ja bym musiała to pisać przez miesiąc bez choćby przerwy ;w; Albo przesadzam?? ... A może nie *6*
    Pozdrawiam i czekam na kolejne z twoich opowiadań :*

    Ps. Również życzę także powodzenia w sql~

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam widząc kolejny, a raczej ostatni rozdział tego opowiadania. Jak zwykle rewelacyjny, bo wszystko co wychodzi z pod Twoich rączek jest dla mnie niesamowite. ;3
    Jedynie co to szkoda mi Dotachina.. Ale to też nadało smaczek temu opowiadaniu.
    Pozdrawiam, życzę weny w pisaniu i powodzenia w szkolę ~!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wchodzę na twojego bloga a tu rozdział od razu mama banana na twarzy :-D Tylko szkoda, że już ostatni. Ja chcem więcej! *.* To opowiadania mogłabym czytać do końca świata i jeszcze dluzej xD Chyba jedyne opowiadanie, które tak przypadło mi do gustu. Prawdę mówiąc boje się horrorów (od samych reklam mam dreszcze), ale dzięki tobie pokochałam ten film, a raczej się uzależniłam (matka wrzeszczy, że mam go wyłączyć bo ją wnerwiaxD) A tak w skrócie rozdział jak zwykle cudowny. Dzięki tobie postanowiłam pisać yaoi. Mam nerwa przed jutrem bo zaczynam liceum. Więc sorry jeśli zaczynam paplać bez sensu. Już nie mogę się doczekać następnego opo. Mam nadzieje, że wstawisz jak najszybciej. Rozpisałam się -_- gomen.
    Pozdrawiam i weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorry za błędy jestem dyslektyk (zawsze się tym uzprewiedliwiam xD) a do tego pisze z tebletu, który ma zjebaną za przeproszeniem autokorekte...

      Usuń
  6. Wybacz, ze z anonima, ale pisze z telefonu.
    OBOZE JAKIE TO BYLO ZAJEBISTE
    Mysle, ze to zdanie bez problemu zastapi caly wylewny komentarz jaki moglabym napisac. Kocham cie i wielbir. Dziekuje. Dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie bylo mnie na rozpoczeciu xD Foch za koncowke...seeerio? Kto lubi takie opowiadanie gdzie zakonczenie jest jakby go nie bylo i wielka checi kontynuacji... no coz takie zycie ...moze jakis epilog , koncoweczka? One shot? ;_; dobra nie bede zebrac xD
    Miszu kofam kofam kofam <3
    Coz boje sie jednak ze wraz z rozpoczeciem nie bedziesz miala dla nas czasu przez nauke ;_;
    Ale glowy w gore ,nigdy nas nie opusisz na stale prawda? ^^
    Nowa szkola, ludzie ...nie tylko nie ludzie xD
    No coz kochana mam nadzieje (pewnie nie tylko ja) ze dodasz cos tak samo zajebistego jak reszra :* Kiedy? Twoja wola...no dobra nie chcialabym czekac roku na nowa notke...chociaz ze wzgledu ma cb bym czekala az do smierci <3
    Pozdro :**
    ~ Aleksis.Alone ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję Ci za te opowiadanie:) Było fenomenalne^^ Uwielbiam perypetie Shizuo i Izayi, więc po prostu czytało mi się to nieziemsko dobrze, a do tego napisane w taki sposób i z taką fabułą oczarowało mnie doszczętnie. Zachowujesz charakter postaci, całość trzyma się klimatu Durarary i wpleciony w to horror dały taki cudowny finał, że się rozpływam^^! Wybacz, że tak późno komentuję, życie mnie zatrzymało. W końcu mogłam doczytać ostatni rozdział. Bardzo fajne zakończenie:) Idealne ^^ Będę wyczekiwać kolejnych Twoich długich opowiadań! Jeszcze raz dziękuję i życzę weny i czasu na to wszystko <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Natknełam się na twój blog całkiem przypadkiem, właściwie wcześniej nie czytałam żadnego opowiadania yaoi i było to dla mnie całkiem miłe zaskoczenie, że w ogóle coś takiego powstaje ^^ Uwielbiam Durarara!! I pewnie jak każdy uważam że Izaya i Shizuo to tak nietypowe, wyjątkowe i epickie postacie, że nie da się ich nie kochać �� Cóż przyznaje, że to właśnie od tego paringu zaczęłam czytać bl. Tak, więc zabrałam się za czytanie Twojego opowiadania "Koszmar z Ikebukuro". I tak Twoje opowiadania ukradły mi 3 dni z życia i w ogóle tego nie żałuję, właściwie to najpewniej nie raz do nich wrócę. Mam trochę wiosen na swoim koncie, a książek o wiele wiele więcej, więc jako tako mam już wyznaczony poziom który muszą reprezentować abym je przeczytała i cóż dziewczyno mogę śmiało stwierdzić, że masz to coś, MASZ TALENT. Twoje opowiadania nie są oklepane i właściwie większość jest nie do przewidzenia a to się naprawdę ceni. Widać że wkładasz w to sporo wysiłku i nie robisz niczego na pół gwizdka. Bardzo Ci kibicuje i będę często to zaglądać. Powodzenia w dalszej pracy ;) a i jeszcze weny i dużo chęci do twórczości. :-D Jesteś najlepsza!! ❤ ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Takie zakończenia tak mnie smucą, chcę więęęęcej! Co nie zmienia faktu, że opowiadanie przecudowne, przeczytałam za jednym zamachem xD
    PS.: Mogłam w tym czasie uczyć się na WOS, takie poświęcenie!
    I nie wiem czy mi wolno, ale początkująca jestem... Jeżeli uznasz to za chamską reklamę, to usuń komentarz ;)
    Pozdrawiam i życzę weny :D
    http://boczytaniejestprzygoda.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń