Rozdział 9
Na początku zamarliśmy. Głównie dlatego, że obaj się tego nie spodziewaliśmy.
Chwilę później Shizuo szybko podszedł do swojego brata i zaczął wypytywać go jak się czuje. Co ciekawe, skórę Kasuki przecinało powstałe w naszym wspólnym śnie nacięcie ciągnące się od żuchwy do obojczyka. Nie do końca potrafiłem zrozumieć to wszystko tak szybko jak powinienem i przez jakiś czas tylko stałem w progu, próbując to wszystko przeanalizować.
- Shizuo, co ci się stało? – Namiko przerwała swojemu starszemu synowi, gdy ten starał się jakoś na szybko porozmawiać z Kasuką i ze zmarszczką między brwiami przyjrzała się krwi na jego koszuli. Odpięła mu marynarkę i z niezadowoleniem przyjrzała się nacięciu. Gdy spojrzała na mnie z ukosa, ani trochę jej się nie zdziwiłem, że zaczęła mnie podejrzewać.
- To nie on – powiedział szybko Shizuo.
Namiko nieco uniosła przez to brwi i spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Robimy sobie krzywdę tylko, kiedy się kłócimy, a gdyby tak było, to bym go tu z sobą nie wziął – wyjaśnił.
- A wy się kiedyś nie kłóciliście? – choć zadała to pytanie, to po jej wyrazie twarzy oceniałem, że to kupiła. W końcu nie miała powodu do podważania słów Shizuo. Miał rację, gdybyśmy się wcześniej gonili, to by mnie tu z nim nie było.
- W takim razie, kto to zrobił? – spytała. – Nie byle komu udaje się zrobić ci krzywdę.
- Zaatakowała nas grupka – wtrąciłem. – Obok był Shinra i gdyby nie Shizu-chan, to przypadkiem by on oberwał. Rana wzięła się stąd, że kiedy Shizuo był zajęty bronieniem Shinry, ktoś go.. – oszczędzając sobie zastanawiania się nad czasownikiem, machnąłem ręką, cicho przy tym gwiżdżąc.
Namiko nieco się przez to skrzywiła, po czym dokładniej przyjrzała się ranie swojego syna. Nieco zabawnie to wyglądało z mojej perspektywy, kiedy Shizuo martwił się o mówiącego, że nic mu nie jest Kasukę, a Namiko martwiła się o mówiącego, że nic mu nie jest Shizuo. Chociaż właściwie to Namiko raczej martwiła się o ich obu.
Lekko się uśmiechnąłem. Matki to serio miały ciężko.
- Nic mi nie jest, nii-san, idź z mamą – kiedy Kasuka to mówił, jego wyraz twarzy i ton głosu były tak samo pozbawione emocji jak zawsze.
- Wkurzające.. – warknął Shizuo, pozwalając się mamie zaciągnąć do pielęgniarek. – wejść, żeby wyjść.
- Nie marudź. Nie chcę, żebyś dostał zakażenia. Nawet jak cię nie boli, to może być coś poważnego.
- Wątpię..
- Milcz – Namiko zamknęła za nimi drzwi.
W pokoju zostałem tylko ja i Kasuka.
Cicho zaśmiałem się z tego, jak Namiko uciszyła swojego syna, po czym nadal się uśmiechając przeniosłem wzrok na chłopaka w szpitalnym łóżku. Cisza była trochę niezręczna, ale na szczęście mieliśmy temat do rozmowy. Doskonale wiedziałem, co muszę mu powiedzieć. Musiałem w końcu jakoś wykorzystać to, że nie ma z nami Namiko.
Westchnąłem i podszedłem do niego bliżej, po czym usiadłem na dosuniętym do łóżka krześle, na którym przed naszym przyjściem prawdopodobnie siedziała matka tych dwóch dziwnych wybryków natury.
- Historia o Shinrze to bujda – zacząłem.
Choć spojrzenie Kasuki nawet na sekundę nie zmieniło się w podejrzliwe, spytał. – Czyli to jednak ty?
Pokręciłem głową na boki, cicho się przy tym śmiejąc. Ani trochę nie dziwiło mnie to, że wszyscy podejrzewali mnie o zrobienie Shizuo krzywdy, ale w pewnym sensie było to odrobinę irytujące.
- Nie, nie ja – powiedziałem. – Ktoś kto pociął też mnie i ciebie.
Kasuka nie zareagował. Nie otworzył szerzej oczu, nie zmrużył ich, nie wyglądał na zdziwionego, ani na zszokowanego. Nic. Zero reakcji na zewnątrz, choć byłem pewien, że gdzieś tam w środku coś czuje. Jakieś emocje. Nie wiedziałem tylko jakie.
- Freddy? – spytał.
Skinąłem głową.
W pewnym sensie to, że nie okazywał emocji było przydatne. Mogłem od razu przejść do rzeczy, bo jego reakcje nie wymagały dania mu czasu na oswojenie się i zapanowanie nad sobą – w przeciwieństwie do Shizuo.
- Raz przypadkiem wyciągnąłem ze snu kawałek jego swetra. Myślałem, że może dałoby się tak wyciągnąć jego i wtedy Shizuo jakoś by go… no wiesz – zaśmiałem się. – ale wygląda na to, że nawet on nie do końca sobie radzi – pokręciłem lekko głową. – Odnoszę wrażenie, że prędzej wszyscy wylądujemy tu z tobą w szpitalu niż nam się uda.
- To do ciebie niepodobne tak otwarcie przyznawać się do bezradności – wytknął mi.
- Mam udawać, że wszystko jest pod kontrolą, kiedy nawet nie umiem wytłumaczyć jakim cudem budzę się z prawie podciętymi żyłami?
- Dziwi mnie to, że nie udajesz.
- Nie wyglądasz na zdziwionego – zaśmiałem się, lekko kręcąc przy tym głową.
Kasuka nie odpowiedział.
- Nie lubię kłamstw, więc nie będę sobie wmawiał, że wszystko jest okej, kiedy nie jest – powiedziałem w końcu. – Wolę obiektywnie oceniać sytuację.
Kiedy Kasuka dalej nie odpowiadał i tylko patrzył na mnie w ten swój dziwny sposób, pomyślałem o Kururi. Obie moje siostry znajdowały się na liście tego popaprańca.
…w pewnym sensie naprawdę irytuje mnie fakt, że Freddy zabija coś co należy do mnie, ale taka kolej rzeczy. Rodzimy się, zabijamy nawzajem, umieramy. Ludzie tak mają.
No właśnie. Ludzie tak mają, że umierają, więc czemu myśląc o dziewczynkach czuję ten dziwny ścisk w płucach? Tak samo jak wtedy, gdy zobaczyłem, że imię Shizuo jest skreślone…
- Od kiedy to tak właściwie znamy się na tyle dobrze, żebyś był w stanie stwierdzić co jest do mnie podobne, a co nie, hm? – spytałem nagle, chcąc jakoś odciągnąć swoje myśli od chodzących mi po głowie tematów.
- Shizuo-nii-san dużo o tobie mówi.
Uśmiechnąłem się, skinając przy tym głową.
- Chodzi przy tym w tę i z powrotem i przeklina? – zaśmiałem się krótko.
Kasuka pokręcił głową na boki. – Przeważnie jest spokojny.
- Eeeh? To do niego niepodobne – uniosłem przy tym nieco brwi.
Kiedy chłopak wzruszył ramionami, lekko skrzywił się z bólu, najwyraźniej zapominając o swoich ranach. Był to pierwszy raz odkąd wszedłem do pokoju, gdy na jego twarzy pojawił się jakikolwiek wyraz.
- Skoro ty robisz niepodobne do siebie rzeczy, to czemu on nie może? – powiedział po chwili ciszy.
Skinąłem głową. – Punkt dla ciebie.
Okoliczności potrafią zmienić wszystko, hm? Trochę mnie to denerwowało.
***
Po tym jak Shizu-chan wrócił z mamą do pokoju, Namiko chciała nieco wypytać Kasukę o to, czy aby na pewno nie pamięta twarzy osoby, która go zaatakowała. Słysząc to pytanie i doskonale znając na nie odpowiedź, nie mogliśmy nie czuć się z Shizu-chanem trochę niezręcznie.
Po prostu bycie położonym w sytuacji, w której naprawdę chciałoby się powiedzieć komuś prawdę, jednak jest ona zbyt absurdalna, jest dość... nawet nie potrafię znaleźć na to odpowiedniego słowa, ale to tak jakby dwie osoby chciały nas rozerwać na pół. Z jednej strony ma się te świadomość, że rodzic to ktoś, komu można bezgranicznie zaufać (przynajmniej w większości przypadków), a z drugiej doskonale się wie, że jeśli powie się prawdę, zostanie się uznanym za wariata.
Mimo wszystko Kasuka najwyraźniej nie miał z pokręceniem głową na boki żadnego problemu. A może miał... przez jego ograniczoną mimikę twarzy, trudno mi było ocenić.
Tak czy inaczej, około pół godziny później wyszliśmy. Shizu-chanowi zaczęło burczeć w brzuchu i Namiko dała mu trochę pieniędzy, żebyśmy poszli na miasto coś zjeść. W końcu była już pora obiadu.
Westchnąłem, powoli przechodząc z blondynem obok drzwi do toalety, która przez mój sen nieco źle mi się kojarzyła.
- Masz ochotę na piwo? – spytałem go.
Spojrzał na mnie kątem oka.
- Oi, nie patrz na mnie wzrokiem "Jesteśmy niepełnoletni" – zaśmiałem się gorzko, pokazując palcami w powietrzu cudzysłów. – Niewiele nam brakuje, a mam chyba prawo się trochę odstresować po tych wszystkich przeżyciach, prawda?
- No niech ci będzie, – westchnął, chowając dłonie do kieszeni. – ale ja nie piję.
No tak, jemu nie smakują gorzkie rzeczy. Zapomniałem.
Około pół godziny później siedzieliśmy już z Shizuo u niego w kuchni i podczas gdy ja bezczelnie piłem sobie piwo jego taty, on powoli ssał przez słomkę kakao. Było w tym coś bardzo nie na miejscu, ale jakoś nas to nie obchodziło.
Opierając podbródek na czubku stojącej na stole butelki, z zamyśleniem wpatrywałem się w klatkę piersiową Shizuo. Oczywiście zmienił już koszulkę, ale nie musiałem widzieć bandaża, aby fakt, że rana od tego skurwiela przecinała bliznę, którą Shizu-chan miał dzięki mnie, strasznie mnie wkurwiał. Lekko wykręciłem przez to usta z niezadowolenia.
- Co jest? – spytał.
- Następnym razem bardziej się pilnuj – powiedziałem, po czym odsunąłem się i odchyliłem nieco w tył. Moje plecy zetknęły się z oparciem krzesła.
- Oby następnego razu nie było..
- Musi być – powiedziałem, lekko kręcąc przy tym głową na boki. – Jeśli chcemy to skończyć, musisz go zabić.
Shizu-chan tylko wpatrywał się w swoją słomkę.
- Boisz się? – spytałem w końcu po kilku długich sekundach ciszy.
- Bardziej niż o siebie, boję się o ciebie i Kasukę – westchnął.
- Szlachetnie.. – mruknąłem z odrobiną sarkazmu i skinąłem przy tym głową.
Shizu-chan spojrzał na mnie wilkiem. Ja natomiast nic sobie z jego spojrzenia nie robiłem i dalej lekko się uśmiechałem.
- A wal się – burknął po chwili, odwracając ode mnie wzrok. Żyłka na jego skroni bardzo delikatnie pulsowała.
- Miło, że powstrzymujesz się przed przywaleniem mi – powiedziałem ze śmiechem i wziąłem łyka piwa. – Naprawdę bardzo miło... – mruknąłem nieco ciszej, co tym razem zabrzmiało już dość sztucznie, po czym ciężko westchnąłem.
Coś chodziło mi po głowie, ale nie miałem zielonego pojęcia co. Czułem, że mój mózg pracuje na naprawdę wysokich obrotach. Nie wiedziałem tylko czym był tak zajęty i koniec końców uczucie to było bardzo podobne do pustki, choć niekoniecznie nią było.
- Ej, Shizu-chan – zacząłem nagle.
Blondyn spojrzał na mnie znad swojej słomki.
- Tak biorąc pod uwagę to, że możemy dzisiaj kopnąć w kalendarz... masz mi coś do powiedzenia?
Shizuo lekko się uśmiechnął i skinął głową.
- Że cię nie lubię.
Kiedy to powiedział, odsłoniłem w uśmiechu zęby i cicho się zaśmiałem. Usłyszenie od niego tego rodzaju odpowiedzi było dziwnie satysfakcjonujące.
- Oi, ja chciałem to powiedzieć – powiedziałem, nadal rozbawiony.
Wzruszył ramionami. – To musisz wymyśleć coś innego.
Kilka razy obróciłem butelkę z piwem, w ciszy się przy tym zastanawiając. Shizu-chan dalej pił swoje kakao.
- Ale skoro się nie lubimy, to to nasze niekłócenie się, o którym mówiłeś swojej mamie nie ma trochę sensu. To, że rozmawiasz o mnie z Kasuką, będąc przy tym spokojnym też.
- No nie ma – zgodził się ze mną. – To, że "ewentualnie byś za mną tęsknił", ale mnie nie lubisz też nie ma sensu.
- Tak samo jak i to, że mnie nie lubisz, ale boisz się o mnie bardziej niż o siebie.
- I o Kasukę - dodał.
Napiłem się znowu piwa i skinąłem głową. – I o Kasukę – przyznałem mu rację, powtarzając przy tym jego słowa.
- Właściwie to lubię takie nonsensy – powiedziałem w końcu.
Shizu-chan skinął głową, dalej ssąc swoje mleko. Po kuchni poniosło się ciche siorbanie. Jego kubek był pusty.
- To wszystko miałoby jeszcze mniej sensu, gdybyśmy poszli teraz do łóżka.
Gdy to powiedziałem, odsunął usta od słomki i lekko uniósł w górę brwi.
- A chcesz? – spytał ze zdziwieniem.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że to trochę nie na miejscu, – uśmiechnąłem się. – ale tak, właściwie to bym chciał. Wiesz, nie pogardzę czymś miłym przed ewentualną śmiercią.
Shizu-chan cicho się zaśmiał. – Jak mówisz o umieraniu, to natychmiast mi się odechciewa.
- Ups~
***
Zamiast do łóżka, poszliśmy na kanapę – głównie dlatego, że salon był o wiele bliżej kuchni niż jego pokój, a jego rodzice mieli wrócić od Kasuki dopiero wieczorem.
Ostrożnie przejechałem palcami po zakrytej przez bandaż części jego klatki piersiowej. Nie miał na sobie koszulki. Leżała na ziemi i teraz wyraźnie widziałem ten denerwujący mnie opatrunek. Ja natomiast nie miałem na sobie spodni i marynarki od swojego mundurka. Siedziałem mu na kolanach w samym t-shircie i bieliźnie. Prawdopodobnie bandaż na mojej prawej dłoni też go nieco wkurzał.
- Nadal nosisz tylko czarne? – spytał, wsuwając palce za gumkę od moich majtek.
Wzruszyłem ramionami, cicho się przy tym śmiejąc. – A ty co? Tym razem kropki?
- Paski.
- To było pytanie retoryczne, głupku – mruknąłem, przysuwając się nieco do jego twarzy.
- Wiem, idioto – odwarknął mi.
Zmrużyłem oczy. Byliśmy tak blisko siebie, że nie mógł tego nie zauważyć.
Mimo tej krótkiej wymiany wyzwisk, chwilę później się pocałowaliśmy. W końcu nasze usta i tak dzieliło tylko kilka centymetrów, więc czemu nie?
Lekko przygryzając jego dolną wargę, przejechałem opuszkami palców swojej prawej ręki po jego policzku. Chwilę później tę samą rękę wplotłem w jego włosy i nieco bardziej go do siebie przysunąłem. Możliwe, że nieco go przy tym szarpnąłem, ale nieszczególnie mnie to obchodziło. Kiedy wsunąłem swój język między jego wargi, Shizu-chan dłonią, która dotychczas znajdowała się na moim biodrze złapał mnie za tyłek. Z pomiędzy rzęs zobaczyłem, że nieco krzywi się na smak piwa wypełniający moją buzię.
Kiedy zaczęło mi się powoli robić duszno, cofnąłem język i powoli przejechałem nim po dolnej wardze Shizuo, chcąc tym samym zakończyć pocałunek.
- Izaya... – mruknął, jakby się nad czymś zastanawiając.
Jego oddech też był nieco przyspieszony.
- Hm? – zjechałem ustami na jego szyję.
Po zostawieniu w okolicy jego ucha drobnej malinki i lekkim przygryzieniu jego skóry, podniosłem na niego wzrok.
- Dlaczego tak właściwie przestaliśmy? – spytał.
Powstrzymałem się przed pełnym zirytowania westchnięciem. Naprawdę musiał o to pytać? Spojrzałem w sufit i przez chwilę się zastanawiałem. Dlaczego? Bo... bo za dużo rzeczy się zmieniło.
Znowu na niego spojrzałem i dalej siedząc mu na kolanach, zacząłem powoli wodzić palcem po wewnętrznej części jego nadgarstka. Oceniając po tym jak na mnie patrzył, musiał naprawdę oczekiwać szczerej odpowiedzi. Lekko się uśmiechnąłem.
- Na początku miałem wrażenie, że powodu nie było. Wiesz, tak po prostu przestaliśmy, – wzruszyłem ramionami. – ale to trochę... nie pasowało. I koniec końców wydaje mi się, że gdybyśmy nie zaczęli się lubić, to wszystko byłoby okej. W końcu lubienie się jest przeciwne początkowemu założeniu, nie? Miał być sam seks, bez żadnych zbędnych emocji.
- Ale jednak się lubimy – podkreślił uparcie. – Z jakiegoś głupiego powodu.
- Mhm, wiem – westchnąłem z lekkim zirytowaniem. – Niestety. Ale to trochę głupie przez tak durny szczegół odbierać sobie okazję do zabawy, co nie?
Shizu-chan nie odpowiedział, tylko słuchał dalej.
- Więc pozwól mi udawać, że dalej się nie lubimy, bo nie chcę być z tobą w niczym co choć trochę przypominałoby związek. Nie bawię się w takie głupoty. Okej?
W końcu związki dla mnie polegały mniej więcej na tym, na czym polegał mój "związek" z Aką – czyli na niczym. Dlatego wolałem, kiedy moje stosunki z Shizuo były nieco bardziej pokręcone. Tak było ciekawiej i w żaden sposób mnie to nie ograniczało.
Lekko się uśmiechnąłem na wspomnienie swoich wcześniejszych rozmyślań w klasie.
- Nie bawisz? – spytał.
- Nie, z Aką byłem głównie po to, żeby cię wkurzyć – wyjaśniłem, delikatnie się przy tym uśmiechając. Poruszyłem nieco palcami, które wciąż wplecione były w jego włosy, lekko drapiąc go przy tym po skórze głowy. – Ale nie wyglądałeś na zazdrosnego, więc raczej trochę mi nie wyszło… chociaż, w sumie to zgniotłeś ołówek.
- Raczej wkurzył mnie sam fakt zobaczenia ciebie.
- Serio? – zdziwiłem się nieco. – O co byłeś zły?
- Bo cię wcześniej zgubiłem.
- Ach – zaśmiałem się. – No tak, nie lubisz przegrywać~
- Trzymaj ryj – warknął zezłoszczony, choć mimo wszystko nieco się zarumienił.
- Dobrze, dobrze – westchnąłem i nieco się nad nim nachyliłem, znowu delikatnie muskając jego usta swoimi. – Swoją drogą… Wyobraź to sobie: ty moim chłopakiem, ja twoim chłopakiem… – byliśmy na tyle blisko, że wcale nie musiałem mówić głośno. Z każdym moim słowem nasze wargi lekko się o siebie ocierały. – …my razem na randce?
- Ohyda – warknął nadal wkurzony i odwrócił głowę w bok.
Mimo zmarszczki pomiędzy jego brwiami, wciąż nieco się rumienił.
- Mhm, popieram – zaśmiałem się i się od niego odsunąłem. – To jak? Umawiamy się, że kiedy mówię ci, że cię nie lubię, mam na myśli: „lubię cię, ale chciałbym cię nie lubić”?
Shizu-chan spojrzał na mnie z rozbawieniem. Zupełnie jakbym powiedział, że niebo jest fioletowe.
- Myślałem, że to już mamy uzgodnione? – zaśmiał się.
Uśmiechnąłem się z zadowoleniem i lekko skinąłem głową.
- No tak –mruknąłem. – Chyba mamy.
Kiedy wzrok Shizu-chana oderwał się od moich oczu i powędrował na moje usta, poczułem dziwną satysfakcję. Rozumiałem, że w ten sposób otwarcie i prawdopodobnie niekontrolowanie dawał mi do zrozumienia, że mu się podobam i naprawdę byłem z tego faktu zadowolony. Nie trwało to jednak zbyt długo, ponieważ sekundę później jego kawowe oczy ponownie wpatrywały się w moje odpowiedniki.
Jeden z palców ręki, którą nadal trzymał na moim pośladku wsunął za gumkę od moich majtek i lekko pociągnął w dół. Odsłonił mi tym samym pół tyłka i kiedy poczułem na swojej skórze chłodne powietrze, powstrzymałem się przed lekkim wzdrygnięciem.
Rozluźniłem palce i zamiast dalej lekko zaciskać je na włosach Shizuo, zjechałem dłonią na jego szyję, a później na klatkę piersiową. Wątpiłem, żeby zabolało go nawet, gdybym go uderzył, ale z uwagi na jego ranę, starałem się dotykać go w tych okolicach nieco delikatniej niż normalnie.
Nieco poruszyłem biodrami, chcąc mu tym samym pomóc w ściągnięciu z siebie bielizny. Chwilę później wziąłem do buzi palce jego wolnej ręki i zacząłem wodzić po nich językiem, podczas gdy on drugą dłonią zaczął pocierać mojego członka.
Lekko przymknąłem oczy, starając się jakoś odpowiedzieć sobie na pytanie – jak my w ogóle mogliśmy zrezygnować z czegoś tak przyjemnego?
Z każdym jego dotykiem, nieważne delikatnym, czy gwałtownym, czułem się tak, jakby przez moje ciało właśnie przepływał prąd i miałem ochotę przylgnąć do niego jeszcze bardziej. Nie żebyśmy robili coś szczególnie zmyślnego. Po prostu się dotykaliśmy. Zwykły dotyk, otarcie się o siebie skóry, nic więcej. Z jakiegoś powodu, gdy w grę wchodził Shizu-chan, nawet taki najzwyklejszy dotyk był w stanie wywołać u mnie dreszcze.
Otworzyłem oczy i z ciekawością przyjrzałem się jego wyrazowi twarzy. Policzki lekko mu się zaróżowiły, kiedy nasze spojrzenia się ze sobą zetknęły – prawdopodobnie przez to, że nadal miałem w buzi i ssałem jego palce. Poza tym, miał drobną zmarszczkę między brwiami i wyglądał jakby go coś bolało, ale w bardzo przyjemnym tego słowa znaczeniu.
Wyciągnąłem z buzi jego palce i jeden z kącików moich ust powędrował w górę, gdy spojrzałem w dół na wyraźnie uciskające go spodnie.
- Widzę, że się stęskniłeś – zażartowałem.
- Spadaj, tobie też stoi – warknął, nadal się nieco rumieniąc i nieco mocniej zacisnął dłoń na moim członku.
Nieco zmrużyłem przez to z przyjemności oczy i cicho się zaśmiałem, po czym zacząłem powoli rozpinać jego spodnie. Oczywiście mógłbym to zrobić szybciej, ale… ta zmarszczka pomiędzy jego brwiami wyglądała nawet trochę słodko w połączeniu z kolorem jego policzków.
Delikatnie zacisnąłem palce wokół jego penisa i wypchnąłem biodra w przód, chcąc tym samym, żebyśmy się o siebie otarli. On w tym czasie zaczął delikatnie masować moje wejście, przez co cicho mruknąłem mu do ucha.
Pocierając kciukiem czubek jego członka, nieco się przesunąłem i kiedy on wsunął we mnie jeden palec, ja zacząłem lekko skubać zębami i ssać skórę na jego szyi.
- Oi, nie zostawiaj mi malinek – syknął zezłoszczony, ale mimo to mnie nie odepchnął.
- Czemu nie? – spytałem i zaraz potem przejechałem językiem po jego skórze. Lekko polizałem go po uchu.
- Bo mama będzie na mnie patrzeć ze strachem w oczach, jakby w każdej chwili mogła zostać babcią.
Zaśmiałem się przez to i tym razem nieco podgryzłem płatek jego ucha, cicho mrucząc z zadowolenia, gdy jego palec zahaczył o pewne dość specjalne miejsce.
- Musi z takim wyrazem twarzy zabawnie wyglądać – powiedziałem w końcu, odrobinę wypinając się w tył, gdy wsunął we mnie drugi palec. – Masz farta, że jestem chłopcem.
Zaczynało mi się powoli robić gorąco, a mój oddech zdecydowanie przyspieszał. Kątem oka zerknąłem na zegar wiszący na ścianie po mojej lewej. Mamy jeszcze dwie i pół godziny zanim wrócą.
- Co do malinek, to i tak masz już dwie czy trzy – odezwałem się chwilę później, nieco przymrużając oczy, kiedy palce Shizuo znowu lekko zahaczyły o to miejsce. Tak lekko, że było to aż nieco denerwujące.
Wzdrygnąłem się, dochodząc przy tym do wniosku, że dalsze wypinanie tyłka nic nie da. Jeszcze kilka razy przesunąłem ręką po jego członku.
- Już wystarczy – powiedziałem, odsuwając się przy tym od niego i ciężko oddychając, delikatnie musnąłem ustami jego policzek.
Shizu-chan tylko cicho coś mruknął, jakby chcąc przyznać mi przy tym rację i spuścił wzrok w dół, patrząc jak nieco unoszę tyłek. Nie wiedziałem jak zmienił się jego wyraz twarzy, gdy go opuściłem, ponieważ sam mocno zamknąłem oczy i oparłem czoło na jego ramieniu.
- Dawno tego nie robiliśmy – powiedziałem, wymuszając śmiech.
Trochę się trzęsłem, ale nie potrafiłem powiedzieć czy było tak z przyjemności, czy z bólu. Shizu-chan nadal delikatnie pocierał mojego członka i wolną dłonią gładził mnie po plecach. Jak zawsze jego ostrożny dotyk zdecydowanie nie pasował do Bestii jaką naprawdę był. Czasem nawet zastanawiałem się, jakby to było, gdyby przypadkiem zrobił mi krzywdę w tego typu sytuacji, ale on jak na złość zawsze doskonale panował nad swoją siłą.
Kiedy opuściłem się do końca, szyja Shizuo zdążyła zrobić się już nieco wilgotna od mojego ciepłego oddechu. Dając sobie trochę czasu przed uniesieniem się, zlizałem z jego skóry kilka mokrych kropelek i lekko poruszyłem biodrami.
- Kleszczu…
Położyłem dłonie na jego ramionach i odsuwając twarz od jego szyi, uważnie mu się przyjrzałem. Też nieco szybciej oddychał i prawdopodobnie zbyt mocno się wokół niego zaciskałem, ponieważ urocza zmarszczka wróciła między brwi. Lekko się uśmiechnąłem i spróbowałem się nieco rozluźnić, nieco unosząc przy tym biodra.
Kiedy ponownie je opuściłem, wydałem z siebie ciche westchnienie, a Shizu-chan zaczął ściągać ze mnie koszulkę. Uniosłem ręce do góry, czując przy tym nieprzyjemne ciągnięcie z wciąż gojącej się rany na moim barku.
Rzucił koszulkę na bok i chwilę później poczułem jego ciepłe dłonie na swoich plecach. Delikatnie przejechał po nich paznokciami i dosłownie sekundę później jego usta znalazły się na jednym z moich sutków.
- Izaya? – mruknął, tylko na moment odsuwając ode mnie swoje usta.
- Co? – spytałem, lekko przymrużając jedno oko, gdy poczułem na swoim sutku jego zęby.
- Nie lubię tak, za szybko się męczysz.
Szerzej otworzyłem ze zdziwienia oczy, nie do końca rozumiejąc, o co mu chodzi.
- O.. w sensie pozycja? – zaśmiałem się. – Jeszcze jestem pełen sił, Shizu-chan.
- Jeszcze – podkreślił. – Zaraz się zmęczysz.
- Mówisz tak, bo o mnie dbasz czy może obrażasz moją sprawność fizyczną?
Kiedy to powiedziałem, najwyraźniej nieco się wkurzył, bo ugryzł mnie w okolicach żeber. Nie zrobił tego jakoś szczególnie mocno, ale i tak się przez to skrzywiłem.
- No dobra – westchnąłem w końcu. – ale się nie kładę.
Nie miałem zamiaru być dosłownie posuwanym na kanapie, kiedy pod gazą na moich plecach znajdowała się nadal gojąca rana, która w każdej chwili mogła zacząć znowu krwawić.
Po uniesieniu bioder w górę, cicho westchnąłem. Nagłe uczucie pustki było nieco dziwne, ale i tak za chwilę miało ono zniknąć. Zszedłem z kolan Shizu-chana i kiedy znalazłem się już na czworaka, spojrzałem na niego z nad ramienia.
Jego policzki znowu były lekko zarumienione, prawdopodobnie dlatego, że jeszcze nigdy tak się na niego nie wypiąłem. No, robiliśmy już to kiedyś w tej pozycji, ale wcześniej nie miał okazji, żeby tak dokładnie mi się przyjrzeć. Teraz miał mój tyłek praktycznie przed swoją twarzą.
- Tak może być? – spytałem z odrobiną niecierpliwości.
- N-nie zadawaj głupich pytań – syknął.
Lekko się do siebie uśmiechnąłem i kiedy poczułem jak jego przyrodzeniu ociera się o moje wejście, zamknąłem oczy. Chwilę później znowu mnie ono wypełniło i aż zrobiło mi się przez to goręcej.
- To ty masz głupie prośby – mruknąłem.
Kiedy Shizu-chan zaczął się powoli poruszać, na początku wstrzymałem oddech. Sam nie wiem dlaczego, chyba zrobiłem to… odruchowo. Niedługo później odstępy pomiędzy jego pchnięciami zaczęły się skracać.
Gdyby nie fakt, że tak celnie trafiał w moją prostatę, pewnie nie odezwałbym się ani słowem, ale było mi tak przyjemnie, że po prostu nie potrafiłem w żaden sposób stłumić swojego głosu.
Kiedy poczułem jego palce na swoich plecach, na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.
Chcąc jakoś dopasować się do jego rytmu, zacząłem poruszać biodrami. Mój oddech przyspieszył już do tego stopnia, abym bez zawahania mógł powiedzieć, że dyszę.
- Mmm… Shizu-chan.
- Co? – gdy zadał to pytanie, zorientowałem się, że on dyszał tak samo jak ja.
- A nic – zaśmiałem się, co i tak przerodziło się w cichy i dość krótki jęk. – Tak sobie wołam.
- Głupek.
Lekko się uśmiechnąłem. Gdy Shizuo po raz kolejny trafił w odpowiednie miejsce, moje ręce ugięły się w łokciach i upadłem na leżącą pode mną poduszkę. Kiedy chowałem w niej twarz, nieco tłumiła ona moje jęki, jednak nie zostałem w tej pozycji dość długo. W końcu nie chciałem się udusić.
Nie ufając już dłużej swoim stawom, zamiast na dłoniach oparłem się na łokciach.
Jedna z dłoni Shizu-chana powędrowała w dół, aby znowu owinąć się wokół mojego przyrodzenia. Wiedziałem, że długo już nie wytrzymam, tym bardziej że zaczął mnie znowu dotykać. Na szczęście on też najwyraźniej był blisko, ponieważ pocałunki, którymi od jakiegoś czasu obsypywał moje plecy, robiły się coraz bardziej niezdarne.
Znowu zerknąłem na niego z nad ramienia, ale i tak nie byłem w stanie zbyt wiele zobaczyć. Tylko kawałek blond włosów i jego ramię. Zamknąłem oczy i spuściłem głowę w dół, z trudem przełykając ślinę.
Było mi naprawdę strasznie gorąco, ale całe to ciepło nie miało niczego wspólnego z temperaturą pomieszczenia. To uczucie gorąca brało się ze mnie. Z mojego własnego ciała. Z mojego podniecenia. Z każdego dotyku i pchnięcia Shizuo.
Zacisnąłem dłonie w pięści i zdusiłem w sobie, tym razem dość głośny, jęk. Shizu-chan cały ten czas jedną z dłoni miał w okolicach mojego przyrodzenia, więc gdy doszedłem, zrobiłem to na jego rękę, aby nie pobrudzić kanapy.
On sam musiał jeszcze trochę się we mnie poruszać, ale ja już niczego nie czułem. Tylko ciężko oddychałem i dalej zatapiałem się we własnej przyjemności, której resztki teraz powoli się po mnie rozchodziły. Całe moje ciało lekko mrowiło i kiedy poczułem w sobie coś mokrego, lekko się wzdrygnąłem.
- Teraz przynajmniej… nie będę miał problemu z zaśnięciem… co nie? – wydyszałem ze śmiechem.
Kiedy spojrzałem na niego z nad ramienia, zobaczyłem, że sam też lekko się uśmiecha.
- Debil – mruknął.
Moje! Spadać mi od mojego miejsca! ~Koneko
OdpowiedzUsuńUff~ Moje emocje musiały opadnąć :D
UsuńA więc... Od czego tu zacząć... Może od tyłu *to miało być śmieszne ;--; No cóż, daru komika nie mam :C * Dobra, zacznę, bo nie skończę :D Błędów nie widziałam, przecinki i kropki na swoim miejscu, a moja mina przy pojawieniu się rozdziału - bezcenna XD Rozdział jak zawsze zajebisty, a ja czekam na kolejne z niecierpliwością :3
Wysyłam duuużo weny i serduszek *bo jak sie bawić to się bawić! :D * <3 <3 <3
~Koneko
Kurde! A już miałam mieć pierwszy komentarz w tym poście! >.<
OdpowiedzUsuńRozdział, jak zawsze wspaniały! Warto było czekać miesiąc! Wierzyłam w ciebie Miszu i się nie zawiodłam. *Q* Codziennie (kilka razy) sprawdzałam, czy jest nowy post i dzisiaj udało mi się (prawie) idealnie trafić. XD
UsuńCzekam na dalszy ciąg tej zniewalajaco cudownej historii i życzę, aby wena Ci nie uciekła. :P
~Pozdrawiam~!
PS. Długo już czytam twoje opowiadania, ale nie skomentowała jeszcze żadnego twojego posta (nie licząc tego)... Tak więc, jeszcze raz, weny życze~!
PPS. Już niedługo pierwszy odcinek Junjou... Hehehe... Cieszmy i radujmy się tym~! C:
Znowu czytałam w autobusie ;-; to się zawsze źle kończy xD No więc (wiem że nie zaczyna się tak zdania) warto było czekać, płakać w podusie, sprawdzać bloggera kilka razy dziennie i wysłuchiwać krzyków przyjaciół o moim uzależnieniu. Nie moja wina, okay? Rozdział wspaniały, jak zawsze zresztą.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam serduszka, kiski, uściski.
Weny.
Lin-chan (która do tej pory nie umie pisać komentarzy T^T)
Oh boi.
OdpowiedzUsuńNice, bardzo nice. Cholernie nice.
Idk co napisać, boże, tyle czekałam na ten rozdział. xD
Zajebiście jak zwykle. ♥
*Dobra, wybacz ale nic więcej nie napiszę bo nie chcę kogo doprowadzić do zawału moją niewyparzoną gębą.*
Aww~ W końcu segzy =O^O= Tak długo na nie czekałam :3 *perversyjny uśmiech* Buahahahaha~ Mówiłam ci już, że uwielbiam twoją Shizayę? Mówiłam? Nie mówiłam? To mówię... Kocham twoją Shizayę~ <3 :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, ślę wenę i czekam na kolejny rozdział.
No i miłych wakacji.. :D
*płacze ze szczęścia* Taaaaaaaak dabrdzo czekałam na ten rozdział, nawet sobie sprawy nie zdajesz! Cieszę się, że w końcu mogłam go przeczytać♥ Już się bałam, że w szpitalu odbędzie się coś podobnego, jak poprzednio ale na szczęście nie, uf. Typowa zachowanie Kasuki, dobrze oddane. Apotem...
OdpowiedzUsuńO MY GY Sekssssssssssssssssssyyyyyyyyyyyyyyy *///////////////*
Zajebioza, umieram, bosko~ W ogóle scena przed nimi, jak Izaya pił piwo a Shizuo mleko taka rozkoszna~
Ciekawie ukazałaś ich relację, myślałam, że jest w nich więcej uczuć a panowie ewidentnie traktują to luźno. Choć jak dla mnie to oboje czują do siebie więcej niż może mi się wydawać. Wplatasz takie fajne wstawki o tym świadczące, albo tylko mam takie wrażenie;) W ogóle uwielbiam Twoje erotyczne opisy, cholernie fajnie, że urozmaicasz zbliżenia ciekawymi pozycjami i świetnie je przedstawiasz. To było genialnie mocne^^ Czekam też na kolejny rozdział i zajebanie Freddyego:3 Niech skopią mu dupę! A potem ładnie się sekszą~
Pozdrowionka!
Fajny ♡ ♡ ♡
OdpowiedzUsuńBardzo fajny ♡ ♡ ♡ ♡ ♡
OdpowiedzUsuńJejku jestem w siódmym niebie. Doczekałam się zarąbiaszczego rozdziału, mam nadzieje że twoja wena przyszła i niema zamiaru nigdzie iśc bo to opowiadanie jestg tak w ciągające że czekając na następy rozdział mogę znosic jajka tak jestem pod ekscytowana. Dużo dużo i jeszcze raz DUUUUUUŻŻŻŻŻOOOOO weny Ci życze i czekam znosząc jajko na dalsze rozdziały z sekszącymi się IZUSIEM i SZISUSIEM no i oczywiście jakiś ciekawy zgon Frredyego
OdpowiedzUsuńNieawidzę związków tylko dla seksu i tym podobnych rzeczy. A jeszcze bardziej nienawidzę takich rzeczy w liceum.
OdpowiedzUsuńAle poza tym rozdział jak zawsze wspaniały~ Czekam na jakiś ładny, efektowny zgon Freedy'ego i liczę na to, że Izaya i Shizu będą w normalnym związku~! Bo tsli dla seksu jest nienormalny i to zuo xD
Weny~
I zapraszam jeszcze na mojego bloga:
kono-ai-kono-nikushimi.blogspot.com
Wiedziałam! Nie zawiodłam się! Było genialne! Jak ja kocham tego tupu rzeczy~~ :3
OdpowiedzUsuńCzekam na następne rozdziały i zapraszam do siebie: http://tworczosc-kill-chan.blogspot.com/ (przepraszam za spam xD)
Nareszcie jest! A ja oczywiście spóźniona. .
OdpowiedzUsuńTaki trochę krótki (no tak, dla cb 12 książek po 500 stron to mało), ale jaki kochany.
Szekszy! Szekszy moje! A ja biedna taka niewyżyta ;-;
Hahahaha tylko nachlany człowiek i Izaya mogą tak pomieszać xD
Phyhy, tacy oni słitśni *,*
Czekam na cd i śmierć Freddy'ego. Yhym, to znaczy, Freddy kochany i najdroższy ty mój znajomy po fachu. Wybacz, ale takie życie.
Ty albo szekszy, więc. . Nie zapomnę cię! ;*
No dobra, moja rozdwojona ty osobowości, koniec tego dobrego...
Weny i czego tam chcesz.
Pzdr
~ Lady Darkness
Kocham cię za tą notkę ♥
OdpowiedzUsuńJesteś wielka Miszu i masz talent *.*
Tylko mnie go nie zmarnuj i nie waż się zabijać żadnego z nich ^.^
Weeeeny ;)
Isabelle West
Czy tylko ja rozkminialam gdzie ta dwójka poszła by na rande-vu? Mi odrazu przyszedł do głowy sklep z bronią xd a ogólnie to świetnie piszesz oby tak dalej :-* ♡♥♡♥♡♥
OdpowiedzUsuńSpam dźwignia handlu, lubię to powiedzonko :P
OdpowiedzUsuń„Cześć! Jestem Ethan i będę tu umieszczać historię mojego barwnego ero-życia. Preferuję panów więc tylko takie relacje będą się tu przewijać. Jeśli jesteś ciekaw moich perypetii to zapraszam i sugeruję zaopatrzenie się w pudełko chusteczek, bo będzie ostro!”
Zapraszam: http://poziomm2.blogspot.com/
P.S. Oferuję też wymianę linków! :)