niedziela, 10 maja 2015

Durarara!! "Koszmar z Ikebukuro" - rozdział 6



Rozdział 6

Pierwszą lekcją był wf. Specjalnie przyszedłem do szkoły wcześniej, żeby wysępić od Jiro zwolnienie, jednak on był w zdecydowanie gorszym humorze niż zwykle. Na starcie kazał mi się odwalić i ćwiczyć, jak każdy inny. Cóż, właściwie to bark nie bolał mnie już aż tak bardzo, jak na początku – co nie zmieniało faktu, że i tak byłem na tabletkach przeciwbólowych – więc, zakładając, że będę uważać, rzeczywiście mogłem ćwiczyć.

W drodze do szatni przeciągnąłem się. Właściwie to nie taki zły pomysł. Trochę się poruszam i prawdopodobnie mnie to rozbudzi, więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, prawda? Przynajmniej… przynajmniej starałem się to sobie wmówić. Czemu? Bo przez te wszystkie dziwne sny byłem już w wystarczająco złym humorze – nie chciałem tego pogarszać skupianiem się na negatywach.

Po przebraniu się i krótkim rozmawianiem z Shinrą w szatni o ranie na moich plecach – był ciekaw czy wszystko z nią okej, więc poszliśmy razem do łazienki i pozwoliłem mu ją tam obejrzeć – wszyscy poszliśmy razem na zbiórkę. Było jakoś tak… dziwnie bez Kadoty. Zazwyczaj była nas czwórka – ja, Shinra, Dotachin i udający, że nie istnieję, Shizuo. Nieobecność Kadoty była odczuwalna do tego stopnia, że cała nasza trójka czuła się nieco niezręcznie. Nawet nauczyciel przy sprawdzaniu obecności na moment się zatrzymał, jakby z przyzwyczajenia chcąc wyczytać jego nazwisko.

- Miło, że wreszcie ćwiczysz, Orihara – westchnął na końcu.

- Mi także – odpowiedziałem z lekkim uśmiechem, specjalnie odbierając jego nieco uszczypliwą docinkę bardziej dosłownie niż by tego chciał.

- Dobra, co chcecie dzisiaj robić? – zadając to pytanie, nieźle nas wszystkich zdziwił. – Koszykówka, noga, bieganie, gimnastyka na sali gimnastycznej, żebyście mogli popatrzeć sobie na grające w siatkówkę dziewczyny…? Dzień dobroci dla zwierząt, do wyboru do koloru, macie dwie minuty na głosowanie.

Oczywiście, jak przystało na facetów, mimo że większość z nas nie była jakoś szczególnie gibka, wszyscy zagłosowaliśmy na gimnastykę niedaleko dziewcząt.

Shinra normalnie pewnie ćwiczyłby gdzieś przy mnie, ale z uwagi na to, że ja chciałem porozmawiać z Shizuo, był on zmuszony do paplania o swojej dziewczynie Yozo. Niezbyt duża różnica, ponieważ dałbym sobie nogę obciąć, że Yozo-kun był tym tak samo niezainteresowany jak ja. Prawdopodobnie Shinrze lepiej rozmawiałoby się z Dotachinem, ale… ale.

Nabrałem do płuc powietrza i usiadłem na podłodze tuż obok Shizuo.

- Hej – zacząłem, tym samym skupiając na sobie jego uwagę.

Wcześniej patrzył na Shuichiego, który przyglądał się serwującej na drugiej połowie sali Haruko. Szkoła żyła obecnie plotką, że jest on w niej zakochany, więc nawet jeśli Shizu-chan nie był tym zainteresowany, to i tak nie było niczego dziwnego w tym, że z braku innego zajęcia się na niego gapił.

- Hej… – odpowiedział. – Chcesz porozmawiać o tym teraz? – spytał, jakby od razu wyczuwając, że chodzi mi o naszą wcześniejszą rozmowę przez telefon.

Skinąłem głową.

- Im wcześniej tym lepiej, bo potem będę jeszcze bardziej zmęczony niż teraz.

Shizuo jakby odruchowo przyjrzał się moim workom pod oczami.

- Izaya, macie ćwiczyć, a nie gadać! – zawołał do nas nauczyciel.

Spojrzałem na niego kątem oka. Wyglądał na bardzo zabsorbowanego podrywaniem nauczycielki dziewcząt, ale mimo wszystko niestety obchodziło go to czy ćwiczymy, czy się obijamy. Westchnąłem.

Zamiast siedzieć po turecku, wyprostowałem nogi i nieco je rozsunąłem, zaczynając się na przemian schylać raz do jednej, raz do drugiej. Shizuo natomiast jeszcze raz zerknął na nauczyciela, po czym – gdy ich spojrzenia się ze sobą skrzyżowały – najwidoczniej doszedł do wniosku, że nie ma taryfy ulgowej i wyraźnie niezadowolony z tego powodu, także zaczął się rozciągać. Prawdopodobnie nie miał żadnego pomysłu na ćwiczenie, bo zaczął robić to samo co ja.

- Pamiętasz naszą rozmowę w toalecie? – spytałem.

- Mhm.

- Zanim ci wszystko wyjaśnię.. – urwałem, po czym się poprawiłem. – O ile w ogóle ci wszystko wyjaśnię… Chciałbym cię najpierw spytać o to czy wierzysz w istnienie tej całej „wrednej Celty”, o której wtedy mówiłem? Czegoś, co nie do końca jest człowiekiem i istnieje gdzie indziej.

Nieco zadarłem głowę i na niego spojrzałem.

- Trudno mi powiedzieć, gdy nie wiem o co takiego dokładnie chodzi – mruknął nieco niepewnie.

Chwilę później się wyprostował i przez jakiś czas mi przyglądał. Zmieniłem nogę do której się nachylałem i przez chwilę opierałem czoło o kolano. Było mi nawet wygodnie. Nie miałbym nic przeciwko i mógłbym zasnąć nawet i w takiej dziwnej pozycji. Westchnąłem, po czym niechętnie odsunąłem się od swojej nogi.

- Ale jesteś w stanie mi uwierzyć i nie nazwać mnie wariatem?

- Ty jesteś wariatem – zaśmiał się gorzko.

- W takim razie nie nazwiesz mnie jeszcze większym wariatem? – nacisnąłem.

Westchnął.

- Od kiedy ty się przejmujesz moim zdaniem na swój temat…. – wymamrotał cicho pod nosem. – Nie, nie nazwę cię. Jeśli uznam, że to jakaś bajeczka, to uznam, że nigdy niczego nie słyszałem, zadowolony?

Nieco zmarszczyłem brwi, postanawiając zmienić ćwiczenie. Nie chcąc bawić się w wymyślanie, podpatrzyłem co robią Shinra i Yozu.

- Wyobraź sobie, że kładziesz się spać i masz zły sen – zacząłem, wstając na nogi. – Najstraszniejsze w tym śnie nie jest to, co się dzieje, a to, jak realistyczny on jest.

Shizu-chan nadal siedział i patrzył na mnie z dołu, podczas gdy ja stanąłem na jednej nodze, piętę drugiej przyciskając ręką do tyłka.

- Wyobraziłeś sobie? – spytałem.

- No – mruknął.

Nie ćwiczył, po prostu sobie siedział i uważnie mnie słuchał. Nawet zadowalało mnie to jego skupienie. Zmieniłem nogę.

- To teraz wyobraź sobie, że ktoś w tym śnie wypruwa ci flaki.

Pomiędzy jego brwiami pojawiła się drobna zmarszczka.

- I wiesz co? Budzisz się z wyprutymi flakami – powiedziałem, odwracając od niego wzrok.

Znowu stanąłem na dwóch nogach . Złączyłem je i schyliłem do nich, dłońmi dotykając ziemi.

- A właściwie to się nie budzisz, bo nie żyjesz – sprecyzowałem.

Wszystko robiłem dość powoli, głównie dlatego, że byłem zmęczony. Wyprostowałem się. Nieco kręciło mi się w głowie, ale… skoro Shizu-chan nie ćwiczył, to ja też mogłem. Znowu usiadłem obok niego.

- Mniej więcej to przytrafiło się Kadocie i mi – powiedziałem, podsuwając mu swoje zabandażowane lewe przedramię, a chwilę później też i prawą dłoń. – Na przykład wtedy w klasie. Pamiętasz? Zasnąłem i kiedy się obudziłem, miałem rozciętą rękę.

Zmarszczka pomiędzy brwiami Shizuo się pogłębiła. Wziął moją rękę w swoją własną i uważnie jej się przyjrzał, chwilę później wpatrując się w poziome nacięcie, które prostopadle przecinało moje żyły.

- Tak po prostu? – spytał, jakby z lekkim powątpiewaniem.

- Uhm, tak po prostu – skinąłem głową. – Sam tego nie rozumiem, ale w tych snach jest taki jeden facet. Ma na imię Freddy, rękawicę z czterema ostrymi nożami, czerwono-zielony sweter, brązowy kapelusz i poparzoną skórę, choć ten opis i tak na niewiele ci się przyda… wierzysz mi czy nie za bardzo?

Nadal trzymał moją dłoń w swojej i wpatrywał się w to cholerne poziome nacięcie, którego tak nienawidziłem. Denerwował mnie fakt, że patrzył akurat na to, a nie na przykład… no nie wiem, uparcie chciał zajrzeć pod bandaż, choć to byłoby naprawdę idiotyczne z jego strony.

- Ten Freddy…. – Shizuo podniósł wzrok i nieco niepewnie spojrzał mi w oczy. – On ma na nazwisko Krueger?

Tym razem to ja zmarszczyłem brwi.

- Nie wiem, nie mam pojęcia – pokręciłem nieco głową.

- Bo wiesz… Kasuka mówił coś takiego przez sen i – zawahał się. – i choć normalnie bym ci nie uwierzył w tego typu historyjkę, to… sam fakt, że znasz to samo imię co on..

- Kasuka… - powtórzyłem ze zdziwieniem.

- Orihara, nie obijaj się! – nagły głos nauczyciela sprawił, że się wzdrygnąłem i szybkim ruchem wyrwałem rękę z dłoni Shizuo. – 100 pompek!

Spojrzałem na pana Shigemori wilkiem. Dlaczego tylko mi zwracał uwagę, kiedy nie ćwiczyłem, a Shizuo miał w dupie, co? Prychnąłem. No tak, odpowiedź była prosta. Bał się, że Heiwajima się wkurzy i mu wpierdoli. Cholera. Niesprawiedliwość czasami mnie nieco dobijała, ale tylko czasami.

Podniosłem się z siadu na kolana i oparłem dłonie na podłodze. Shizuo może i normalnie by się z tego zaśmiał, ale po jego wyrazie twarzy oceniałem, że był bardziej zajęty myśleniem o swoim bracie.

- Wierzysz w to, że Freddy jest prawdziwy; tego mogę być pewien, tak? – upewniłem się, w myślach z lekkim zdenerwowaniem licząc pompki.

- Wątpię w to, żeby Kasuka zgodził się brać udział w jakimś twoim głupim psikusie i w to, że mógłby to być przypadek, więc chyba tak…. – Shizuo wyraźnie się zawahał. – Ale… to znaczy, że jeśli…

13… 14…

- Jeśli Kasuce coś się stanie we śnie, to po obudzeniu się też?

- Tak, Shizu-chan – warknąłem ze zirytowaniem. Niewyspanie naprawdę sprawiało, że moja tolerancja dla ludzkiej głupoty znacząco malała. – Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto okaleczałby się dla jakiegoś durnego przekrętu?

19… 20… kurwa, jeszcze osiemdziesiąt. Przełknąłem ślinę. Przez brak snu nawet wchodzenie po schodach było dla mnie męczące, a co dopiero takie rzeczy… i ja myślałem, że może wf mnie rozbudzi? Hah, przesadziłem z optymizmem. Prędzej chyba tu zemdleję niż się rozbudzę.

Kątem oka zerknąłem na Shizuo. Wyglądał na cholernie przejętego tym, że życie jego brata było zagrożone, ale szczerze? Miałem w dupie to, co się teraz działo w tej jego głupiej głowie. Tak, głupiej. Byłem tak wkurwiony przez te pompki, że wszystko było dla mnie teraz głupie. Bolała mnie rana na barku, na przedramieniu, wszystko mnie bolało, w szczególności skronie.

32… 33…

Kurwa, pierdolić to. Ciężko dysząc, położyłem się na brzuchu, a następnie przewróciłem się na plecy. Przez jakiś czas patrzyłem w sufit, ale kilka sekund później przesłoniła mi go twarz Shizuo.

- Na serio mówisz prawdę? – spytał z powagą, jakiej jeszcze nigdy u niego nie widziałem. – Przysięgasz, że mnie nie wrabiasz?

- Taa, Shizu-chan.. – wysapałem, machając przy tym ręką. – Możesz mi nogi z dupy powyrywać, jeśli kłamię – mruknąłem, zamykając przy tym oczy.

Wyraźnie słyszałem bicie swojego serca i czułem silne pulsowanie w skroniach.

- Orihara!

Gdy usłyszałem głos Shigemoriego, coś we mnie pękło. Serio, wkurwienie jakby się przelało i – choć normalnie nigdy nie okazywałbym tego typu emocji tak otwarcie – to teraz uniosłem swoją dłoń z wyprostowanym środkowym palcem najwyżej jak tylko się dało.

Shizu-chan był tym niezrażony. On dalej słodko martwił się o swojego braciszka, jak jakiś nadopiekuńczy wariat. Jak… jak ja, kiedy tej nocy przed zadzwonieniem do niego myślałem, że Freddy go dopadł. Chociaż wcześniej wmawiałem sobie, że wcale się o niego nie martwiłem.

Nabrałem do płuc powietrza i przyjrzałem się blondynowi przed sobą nieco uważniej.

- Mam pewien pomysł odnośnie tego, co zrobić z tym Freddym – powiedziałem w końcu, nadal powoli i głęboko oddychając. – Ale potrzebuję twojej pomocy, głównie dlatego ci o tym wszystkim mówię.

Przeniosłem wzrok na wpisującego coś do dziennika Shigemoriego. Prawdopodobnie wstawiał mi jedynkę czy coś takiego. Wszystko jedno. Nie to było teraz moim największym zmartwieniem.

- Pomożesz mi? – spytałem blondyna i nawet nie musiałem na niego patrzeć, aby wiedzieć, że właśnie skinął głową. Gdy w grę wchodziło bezpieczeństwo osób, na których mu zależało, był w stanie zgodzić się na wszystko, taki już po prostu był. Z jakiegoś powodu mnie to irytowało, ale zwaliłem winę na niewyspanie. Byłem nie w humorze. Wszystko było dziś wkurzające, a w szczególności fakt, że ten skurwiel Jiro nie wypisał mi zwolnienia i dostałem przez niego jedynkę czy pies wie co jeszcze.


*** 

Usiadłem na łóżku Shizuo i rozejrzałem się dookoła. Dość… nostalgicznie.

W jego pokoju niewiele się zmieniło. Miał kilka nowych rzeczy, ale meble były te same, więc wyglądało na to, że nie doszło tu do żadnej masowej destrukcji pod moją nieobecność. Kilka nowych komiksów na półce, nowy kubek na długopisy na biurku… zmieniły się tylko drobne szczegóły i w pewnym sensie mnie to cieszyło. Nie czułem się przez to obco.

- Skąd wiesz, że to zadziała? – spytał, opierając się tyłem o blat swojego biurka.

Po drodze ze szkoły do jego domu oczywiście wszystko mu wyjaśniłem. To, że może jeśli uda mi się wyciągnąć ze swojego snu Freddiego – zupełnie tak, jak przypadkiem zrobiłem to z kawałkiem jego swetra oraz jego krwią na moim scyzoryku, gdy pokazywałem go Jiro – to Shizuo będzie mógł pomóc mi go wykończyć.

Wzruszyłem ramionami.

- Nie wiem, ale lepszego pomysłu raczej nie masz, prawda?

- A jak mi się nie uda?

Nieco zmrużyłem oczy i przeniosłem wzrok z okna na niego.

- Wątpisz w siebie? – spytałem. – Jesteś potworem, on też. Poradzisz sobie.

Shizuo wyglądał, jakby właśnie bił się z myślami. Może zastanawiał się czy przywalić mi za nazwanie go potworem, czy przemilczeć to, bo przecież robimy coś, co pomoże nie tylko mi, ale też jego bratu? Tak przynajmniej mi się wydawało. Zgadywałem. Tak naprawdę to nie mam zielonego pojęcia, o czym mógł myśleć. Był tak nieprzewidywalny, że mógł się nawet zastanawiać, jaki budyń zjeść dziś na deser – truskawkowy czy waniliowy?

Zdusiłem w sobie prychnięcie.

- Więc tak po prostu pójdziesz spać?

Skinąłem głową. – Taki jest plan.

Spojrzał w stronę drzwi. Wyglądało na to, że czuje się dość niezręcznie, ale w sumie to nic w tym dziwnego. Ostatni raz, kiedy u niego byłem, robiliśmy coś zupełnie innego.

- Może… może najpierw coś zjemy? Mama mówiła, że niedługo będzie obiad, a ty nie za dobrze wyglądasz.

- Martwisz się? – zaśmiałem się.

Spojrzał na mnie z ukosa. Na początku nie wyglądał zbyt przyjaźnie, ale po chwili jego spojrzenie nieco zmiękło. Patrzył na mnie tak samo jak Aka i teraz wyjątkowo czułem, jak coś łaskocze mnie w brzuchu. Problem w tym, że wcale tego nie chciałem.

- Jeśli cię to jakoś zadowoli, to możesz uznać, że się martwię, ale tak naprawdę to nieszczególnie uśmiecha się do mnie myśl, że jakiś poparzony wariat chce odebrać mi przyjemność zabicia cię.

Shizu-chan, zdajesz sobie sprawę z tego, że słowa, które wypowiadasz, kompletnie nie pasują do tego, jak na mnie patrzysz?

Lekko się uśmiechnąłem i skinąłem głową.

- Okej, w takim razie coś zjem. W końcu muszę mieć siłę na uciekanie – zażartowałem, a on tylko wywrócił oczami i odsunął się od biurka. Masz rację, Shizu-chan, mało śmieszny żart.

- Chcesz zjeść tu czy na dole? – spytał.

- Wydaję mi się, że tu. Twoja mamusia raczej nie lubi mnie już tak bardzo jak kiedyś.

Shizuo skinął głową i mruknął coś, że zaraz wróci. Poszedł na dół po jedzenie, a ja zostałem sam w jego pokoju i z ciężkim westchnieniem położyłem się na materacu. Wszystko mnie bolało. Mięśnie, kości, rany, oczy… wziąłem głęboki oddech, chcąc tym samym nieco się rozluźnić. Pachniało Shizuo, ale w sumie to nic w tym dziwnego. Jego pokój, jego pościel, jego zapach.

Jakiś czas później poczułem coś na swoim brzuchu. Rozchodziło się po nim przyjemne ciepło. Otworzyłem oczy i nieco uniosłem głowę. Shizu-chan właśnie siadał na łóżku obok mnie, a na moim brzuchu leżał ciepły talerz chińszczyzny.

- Smacznego, Shizu-chan – mruknąłem, przecierając przy tym oczy i podniosłem się do siadu.

- Smacznego – skinął głową.

*** 

Spojrzałem na pożyczony od Shizuo zegarek na swoim nadgarstku.

Budzik nastawiony na godzinę osiemnastą. Wskazówki wskazują siedemnastą pięćdziesiąt siedem. Sześćdziesiąt minus pięćdziesiąt siedem – trzy.

Trzy minuty to za mało, żeby… zrobić wszystko to, co muszę zrobić.

Westchnąłem i przewróciłem się na plecy, zakrywając sobie kołdrą twarz i chowając się tym samym przed promieniami słonecznymi wpadającymi do pokoju przez okno. Zapach Shizuo tylko się przez to wzmocnił.

Jakiś czas później po pokoju poniosło się ciche pikanie zegarka na moim nadgarstku oraz dość głośny dźwięk budzika w telefonie Shizuo. Nieco zsunąłem z siebie kołdrę i spojrzałem na siedzącego na brzegu łóżka blondyna. Oderwał wzrok od trzymanej przez siebie mangi i na mnie spojrzał.

- Powinienem się zdenerwować? – spytał.

Lekko uniosłem w górę lewy kącik swoich ust.

Westchnął. Zamknął mangę i odłożył ją na bok, po czym wyłączył budzik w swoim telefonie i odwrócił się do mnie przodem.

- Przecież widzę, że jesteś padnięty – zaczął. – Masz strasznie zmęczone i spuchnięte oczy… jesteś blady. Wyglądasz jak trup.

- Czuję się jak trup – powiedziałem, podnosząc się do siadu.

Nacisnąłem guzik z boku zegarka. Pikanie ustało. W pokoju znowu było strasznie cicho.

Przeczesałem włosy palcami prawej ręki, tym samym odgarniając je sobie z twarzy. Westchnąłem.

- Nie rozumiem, czemu nie mogę zasnąć – lekko pokręciłem głową. – Chcę, naprawdę bardzo chcę. Oczy szczypią mnie cały dzień, nie mam siły… nawet mówienie i myślenie.. samo zastanawianie się nad tym, co chcę ci odpowiedzieć jest męczące.

- Powinieneś się przespać, naprawdę. Mogę ci przynieść jakąś tabletkę, na pewno coś mamy..

Zmrużyłem oczy.

- Nie wierzysz mi – zacisnąłem dłoń na jego pościeli.

- Co? Nie..

- Nie kłam – przerwałem mu. – Mówisz mi, że powinienem się przespać, a dobrze wiesz, że nie przyszedłem tu po to, żeby się wyspać pod czyimś nadzorem. Chcę zasnąć na piętnaście minut, a potem mnie budzisz, rozumiesz? Nieważne, że ze względu na to, jak jestem wykończony, powinienem spać dłużej. Jeśli po piętnastu minutach mnie nie obudzisz, to już nigdy więcej nie otworzę oczu, nie rozumiesz tego? Zasnę na dłużej dopiero wtedy, kiedy będę miał pewność, że ten skurwiel nie żyje.

- Izaya…


Shizu-chan patrzył na mnie, jak na zbitego psa. Jak na jakiegoś żałosnego durnia, który sam nie wie, co mówi.

- Twój brat też o nim śni, Shizuo. Nie kieruj się rozsądkiem, kiedy sam ze względu na swoją siłę codziennie mu przeczysz. Potwory istnieją, a ty jesteś jednym z nim, nieważne czy ci się to podoba czy nie.

Nie odpowiedział. Patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy, po czym spuścił wzrok w dół.

- Masz mnie za wariata? – spytałem. – Sądzisz, że to sobie wymyśliłem?

Głupie pytanie, oczywiście, że tak.

- Według ciebie sam to sobie zrobiłem? – uniosłem w górę lewą rękę.

- Ja.. – potarł swoje powieki. – Nie wiem… wyglądasz niestabilnie. Jakbyś był chory. Chcę ci wierzyć, ale nie wiem czy powinienem.

No tak. Niestabilnie… chory… Shizu-chan, powiedz prosto z mostu, że wyglądam ci na wariata. Ubieranie tego w ładne słowa niczego nie zmieni, dobrze o tym wiesz.

Westchnąłem.

- Nie możesz mi po prostu zaufać? Wiem, nie zasługuję na to, ale nie możesz chociaż spróbować? – spytałem.

Shizuo podniósł na mnie wzrok i znowu spojrzał mi w oczy.

- Obudzisz mnie i jeśli nic się nie stanie, to przyznam, że najzwyczajniej w świecie oszalałem i pójdę spać dalej, okej? A jutro znowu będziesz mógł mnie gonić po boisku. Wszystko wróci do normy.

- A jeśli coś się stanie?

Lekko się do siebie uśmiechnąłem. Czyli jednak to nie tak, że kompletnie mi nie wierzył.

- Wtedy podkulisz ogon i grzecznie mnie przeprosisz – odpowiedziałem.

Zamknął oczy i ciężko westchnął. Po krótkiej chwili zastanawiania się i trwania w bezruchu, skinął głową.

- Nastaw budzik jeszcze raz – powiedziałem, samemu grzebiąc w zegarku na swoim nadgarstku. – Piętnaście minut od teraz.

Skinął głową i po odłożeniu telefonu, znowu wziął do rąk mangę. Po drobnej zmarszczce między jego brwiami domyślałem się, że trochę trudno jest mu się na niej skupić.

Opadłem z powrotem na poduszkę i przekręciłem się na bok, plecami do blondyna. Zacisnąłem powieki najmocniej, jak tylko umiałem, ale po chwili nieco je rozluźniłem. Cała ta sytuacja, w której się teraz znajdowaliśmy była cholernie niezręczna, ale moje myśli były zbyt zajęte Freddym, abym mógł się w to jakoś bardziej zagłębić. Ciekawe… ciekawe, co teraz się działo w głowie Shizuo.

Lekko się do siebie uśmiechnąłem, czując jak po całym moim ciele rozlewa się przyjemne ciepło. Ziewnąłem, przez co moje oczy się nieco zaszkliły. Poczułem spływającą mi po skroni łzę. Rozchyliłem nieco powieki i spojrzałem na zegarek. Minęła tylko minuta, ale ja z jakiegoś nieznanego mi powodu miałem wrażenie, że leżę tu o wiele dłużej. Zamknąłem oczy jeszcze raz. Nie przypominam sobie, żebym jeszcze raz je po tym otworzył. Zasnąłem.

12 komentarzy:

  1. Tak bez akcji, aż dziwnie. Meeh, kolejny tydzień czekania, doprowadzisz swoich czytelników do szaleństwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisząc opowiadanie, patrzę na jego całokształt, więc z uwagi na to, że w początkowych rozdziałach sporo się działo i nawet umarł Kadota, to teraz czas na lekką odskocznię + było narzekanie, że za mało Shizayi. Wątek romantyczny musi mieć trochę czasu na rozwinięcie się.

      Usuń
    2. Oczywiście, rozumiem. Przecież co za dużo, to niezdrowo. Absolutnie nie narzekam. ^^;

      Usuń
  2. <3 kocham <3 chyba codziennie sprawdzałam czy czegoś nie dodałaś :) Shizuuu-channn ^^ martwi się o swoją mendę kawaii. Izayasz pokazuje palec? Bad boy xd i to jak nie mógł zasnąć przy Shizuo ^^ cu~deń~ko! Ten początek o Kadocie...jak sobie przypomniałam, że jednak nie żyje to...to poprostu...Myślałam, że się popłaczę... Rozdział jak zwykle genialny, podoba mi się to zwolnienie akcji ^.- W końcu muszą znowu do siebie dotrzeć. Nadal się o siebie martwią i to jest urocze... Chociaż żaden by się do tego nie przyznał :/ tak jak napisałaś Shizuo patrzy na niego z troską, ale mówi coś innego. Izaya ma motylki w brzuchu , ale udaje, że to nic dla niego nie znaczy... Takie trochę tsundere?
    Uwielbiam jak piszesz :) ~Midnight

    OdpowiedzUsuń
  3. <3! ile ich tu razem! Jestem cholernie ciekawa co między nimi zaszło, że się rozstali a powodów może być tysiące! Tak coś podejrzewałam, że właśnie o taką prośbę chodziło. Mam nadzieję, że wspólnie uda im się do czegoś dojść.A przynajmniej trzymam za to kciuki! JAk zwykle świetny rozdzialik <3! Trzymaj tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam pojęcia jakim cudem przeżyłam ten tydzień, ale w końcu pojawił się ten rozdział c: chociaż było mało akcji, to mi się podobało i wciągnęło. Jestem trochę zła na Shizu-chana, ale i tak go kocham ♥. Jak czytam o ranach Izayasza, to mi się smutno robi ;c. Czekam na kolejny rozdział, życzę wena i cholernego szczęścia Panu Oriharze~♥

    OdpowiedzUsuń
  5. O boże~!! *o* Ja chcę następny rozdział~!! Tu i teraz~!! Shizuś taki kuamca OwO Martfi sie o pchue, ale się nie przyzna, parszywiec jeden~
    Wgl..tak dużo Izayi...i Shizu-chan'a w tym rozdziale *.* Chce więcej.
    Pozdrawiam i duuużo weny życzę~

    OdpowiedzUsuń
  6. Nareeeeeszcieeeeeeeee!!!!!! Tyle Izayi i Shizu-chana! Ale nadal mi mało... Ja chcę jeeeeeszczeeeee!!!!
    Cudne to było, jak Shizu-chan chciał być delikatny, a Izaya myśli, że lepiej od razu mu powiedzieć, że jest wariatem... Doceniłby starania, a... Nie, okej. To Orihara, czego ja oczekuję? -.-
    No, ale cieszę się, że między tą dwójką w końcu zaczyna się coś dziać, a nie jakieś krótkie rozmowy albo wspominki (chociaż sen Izayi o Shizu-chanie z poprzedniego rozdziału mi się podobał :D)
    Życzę weny i chyba będę jak na szpilkach oczekiwać na to, co dalje :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekanie na rozdziały to prawdziwa tortura;_; przyznaje ze mniej akcji a ciekawość mnie zżera xD niemal codzienne sprawdzam czy jest rozdział :3 mogę dodać jedną skargę? Lubie wątki shizaya ale ich relacje są troche za delikatne chociaz cale opowiadanie jest mocne i drastyczne to mogli by sie trochę podroczyć ale to juz tylko moje zdanie. Jak zwykle czekam niecierpliwie na wiecej :3 weny weny dużo życzę :*
    Pozdrawiam AleksisAlone

    OdpowiedzUsuń
  8. Pochłonęłam te 6 rozdziałów niemalże natychmiast :D
    Wszystko napisane jest ciekawym stylem, jest sporro akcji ^^ No i jest Shizaya :D
    Kocham to opowiadanie, pisz szybko więcej, bo jestem strasznie podekscytowana ^^
    Weny życzę :*
    Pozdrawiam
    Isabelle West

    OdpowiedzUsuń
  9. BlackRockShooter.15 maja 2015 22:32

    Po wielu trudnych próbach napisania komentarza... Jestem! Przepraszam, że nie udało mi się wcześniej, ale mój internet po prostu mnie nienawidzi. Mój telefon jeszcze bardziej, bo ciągle kasował komentarz i wymagał ode mnie 'ch' wie czego. Więc jestem. Cała i zdrowa.
    Zacznę od tego, że pomysł na opowiadanie jest niezwykle kreatywny. Lubię crossovery, ale tylko te dobrze dobrane. I uważam, że pisanie crossoverów jest trudne, bo czasami ciężko pogodzić ze sobą niektóre fakty i trzeba naprawdę się wysilać. Szczególnie, gdy ktoś bierze się za coś trudniejszego. Lubię Durarara, a Koszmaru nigdy nie obejrzałam do końca. Mam przypadłość osoby, która zasypia na horrorach, żeby się nie bać. Tak, to brzmi cudownie <3
    Nie wybaczę ci zabicia Kadoty, serio. Myślałam, że sobie robisz jaja i on cudownie wróci. Ale ty sobie, brutalu, nie robiłaś jaj .___. Jesteś potworem, serio.
    Moim zdaniem opowiadanie idzie dobrym, spokojnym tokiem. Nie ma nawału akcji, którego nie lubię. Jak się za dużo dzieje to nie jest fajnie. Nie dzieje się też mało. Dzieje się tyle, ile powinno się dziać. I to się ceni, szefie! Uważam, że opowiadanie rozwija się w normalnym tempie, przez co łatwo się we wszystkim orientować. Jeszcze się nie pogubiłam, a czasami (często) mi się to zdarza.
    Teraz będę komentować na bieżąco. A przynajmniej będę próbować, obiecuję.
    Mam nadzieję, że nie zginie ktoś, kogo kocham, a Izaya poradzi sobie ze swoim koszmarem. Od razu mówię, że Freddy to postać, której nie lubię. Boję się tego gościa, bo zakłóca ludziom sen. Umrzeć we śnie - masakra. Dlatego chcę żeby Izzy się go pozbył. Już.
    No i = Shizaya <3
    Powodzenia w dalszym pisaniu!

    OdpowiedzUsuń
  10. Wpadłam na tego bloga przypadkiem, ale to opko jest cudne. Mam nadzieje że je dokończysz. Hwaiting

    OdpowiedzUsuń