sobota, 2 maja 2015

Durarara!! "Koszmar z Ikebukuro" - rozdział 5



Rozdział 5

Następnego dnia w szkole była policja. Mnie – jako osobę, która "znalazła" ciało – przesłuchali już wczoraj. Głównie dlatego nie musiałem z nimi jeszcze raz rozmawiać, jednakże dokładnie przepytali innych znajomych Kadoty oraz naszego wychowawcę.

Kilkukrotnie postukałem czubkiem ołówka o swój zeszyt. Trudno pisało mi się lewą ręką, ale prawa nadal bolała mnie od oparzenia, więc niewiele mogłem zdziałać. Kątem oka zerknąłem na Shinrę. Wymieniliśmy się krótkimi spojrzeniami, ale żadne z nas nie wiedziało dokładnie co one oznaczały.

Przerywając wykład profesora, którego, z powodu białego kwiatka na ławce Dotachina, niewielu słuchało, wstałem od swojej ławki.

- Hayakawa-sensei, czy mogę wyjść do pielęgniarki? – spytałem.

Nauczyciel odwrócił się, niepewnie odrywając kredę od tablicy i przyjrzał mi się uważnie.

- W porządku – skinął głową i wrócił do pisania.

Prawdopodobnie pozwolił mi wyjść ze względu na sińce i worki pod moimi oczami oraz to, że mała ilość snu nieco odebrała mi kolory. Ogółem źle wyglądałem. Nawet moi rodzice zauważyli, ale jakoś powiązali to z tym, że wczoraj odwiozła mnie do domu policja i o nic mnie nie pytali. Gdy funkcjonariusze wytłumaczyli im sytuacje, automatycznie pomyśleli, że źle wyglądam przez to, czego byłem świadkiem, a nie przez to, że od dłuższego czasu źle sypiam.

Ciężko westchnąłem, powoli idąc korytarzem do gabinetu Jiro-san. Tej nocy też nie spałem. Zdrzemnąłem się nieco w salonie przed kolacją, ale to tylko dlatego, że rodzice oglądali akurat film i wiedziałem, że przy nich mogę czuć się bezpiecznie. W końcu gdyby nagle zaczęła lać się ze mnie krew, na pewno jakoś by zareagowali.

Dziś wyjątkowo zapukałem przed wejściem. Nie chciałem wprawiać Jiro-san w zły humor, bo wiedziałem, że jeśli to zrobię, to tylko dodatkowo rozboli mnie głowa od jego narzekania.

- Hej – uśmiechnąłem się lekko i zamknąłem za sobą drzwi.

Jiro nie siedział dziś przy biurku, tylko leżał na kozetce, najwyraźniej się leniąc.

- Nie powinieneś być na lekcji? – spytał, podnosząc się do siadu i lekko podrapał po głowie. Uważnie mi się przyjrzał, po czym dodał. – …albo w domu? Cholera, gówniarzu, wyglądasz jak chodzący nieboszczyk. Jesteś na coś chory?


Zaśmiałem się, podchodząc do leżącego na skraju biurka ekspresu. Wziąłem sobie jeden z leżących niedaleko kubków i nalałem do niego kawy.

- Mi też – mruknął Jiro-san.

Sięgnąłem po drugi kubek.

- Słyszałeś o tych dzieciakach z 3-C?

Skinąłem głową i podałem mu jeden z kubków.

- Trójka uczniów w jedną noc, dość niecodzienne – mówiąc to, zająłem miejsce przy jego biurku.

- Piątka w mniej niż dwa tygodnie… – mruknął, doliczając do listy Akę i Takashiego. – Policja podejrzewa seryjnego mordercę, ale wygląda na to, że nie mają zielonego pojęcia, co łączy te wszystkie ofiary, ani co mogłoby być motywem dla sprawcy – skrzywił się z wyraźnym niezadowoleniem.

Położyłem kubek na biurku i potarłem swoje spuchnięte powieki. Miałem zimne ręce.

- Mówisz jak jakiś detektyw – zaśmiałem się cicho.

Nie odpowiedział, dalej w ciszy pijąc kawę i głęboko się nad czymś zastanawiając. Słyszałem kiedyś, że jego brat pracował w policji, więc całkiem możliwe, że często rozmawiali ze sobą o tego typu rzeczach. Normalnie może by mnie to nieco bardziej zainteresowało i jakoś wykorzystałbym tego typu sytuację do dowiedzenia się o nim czegoś więcej, ale byłem obecnie zbyt zmęczony na tego typu rzeczy.

Wziąłem kubek z powrotem do rąk i napiłem się. Jak zwykle kawa Jiro była strasznie mocna.

- Wiesz, Jiro-san… - zacząłem, wpatrując się w ciemno brązową zawartość kubka – mordercy nie zawsze potrzebują motywu, a ofiary nie zawsze muszą być ze sobą powiązane. Są na tym świecie maniacy, którzy zabijają dla czystej przyjemności.

- Zgaduję, że ty jesteś jednym z nich? – mruknął sarkastycznie, przyglądając mi się ze znudzeniem.

Lekko się uśmiechnąłem i wzruszyłem ramionami.

*** 

Gdy lekcja dobiegła końca, wyszedłem z gabinetu Jiro. Właściwie to odwiedziłem go tylko po to, aby napić się kawy i wysępić od niego trochę tabletek przeciwbólowych.

Skierowałem się z powrotem do sali, choć tak naprawdę to trochę obawiałem się przerwy obiadowej. Miałem wrażenie, że w każdej chwili mogę położyć się na ławce i zasnąć.

Schowałem dłonie do kieszeni i powoli nabrałem do płuc powietrza. Starałem się jakoś zignorować fakt, że z każdym mrugnięciem otwieranie powiek stawało się coraz trudniejsze. Były strasznie ciężkie i podpuchnięte. Po raz kolejny przetarłem je lewą dłonią. Fakt, że moje palce były strasznie zimne sprawiał, że było to dość przyjemne uczucie.

- Izaya.

Odwróciłem się w stronę, z której dobiegał ten głos. Nieco się zdziwiłem, gdy zobaczyłem Shizuo.

- Możemy pogadać? – spytał.

Byłem zdziwiony tego typu prośbą, ale mimo to skinąłem głową i czekałem, aż zacznie mówić.

- Ale… nie tutaj – powiedział, rozglądając się dookoła, jakby w każdej chwili ktoś mógł nas podsłuchać.

Nieco przekręciłem głowę na bok. Po jego wyrazie twarzy dość szybko oceniłem, że wyjątkowo nie ma ochoty mnie zabić i głównie dlatego zgodziłem się pójść z nim do męskiej ubikacji. Po tym jak upewniłem się, że w środku nikogo nie ma, Shizu-chan oparł się plecami o drzwi wejściowe. Ponieważ otwierały się one do środka, sprawiło to, że nikt z zewnątrz nie mógł wejść. W końcu Shizuo to Shizuo, więc starająca się otworzyć drzwi osoba prędzej pomyśli, że drzwi są zamknięte, a nie, że właśnie siłuje się z Heiwajimą.

Lekko się do siebie uśmiechnąłem, bo zazwyczaj robiliśmy tak, gdy jeszcze byliśmy razem i chcieliśmy w szkole odrobiny prywatności. No, częściej Shizuo zastawiał te drzwi czymś ciężkim, ale teraz akurat nie przywlókł ze sobą niczego takiego. Całe szczęście, bo nie miałem ochoty na gonienie się z nim.

- Czemu się uśmiechasz? – spytał, podejrzliwie marszcząc przy tym brwi. Zupełnie jakby obawiał się, że coś kombinuję.

- Trochę nostalgiczne – mruknąłem, wskazując palcem na drzwi.

Obejrzał się za siebie i cicho parsknął śmiechem. Skinął głową, przyznając mi tym samym rację.

- O czym chcesz porozmawiać?

Shizuo przez chwilę wyglądał tak, jakby próbował coś sobie poukładać w głowie lub nie był do końca pewien od czego zacząć.

- Widziałem cię wczoraj, jak wychodziłeś z Kadotą ze szkoły – powiedział w końcu.

Zmrużyłem oczy. Atmosfera nagle zrobiła się nieprzyjemna.

- Sądzisz, że to ja go zabiłem? – odparowałem prawie automatycznie.

- Tego nie powiedziałem – pokręcił głową. – Już ci przecież mówiłem, wyglądasz jak gówno. Kadota jest od ciebie większy i silniejszy, a biorąc pod uwagę to, że od dłuższego czasu chodzisz jak zombie, z łatwością by cię obezwładnił, gdybyś chciał go zaatakować.

- Więc do czego zmierzasz? – kompletnie go nie rozumiałem.

- Chodzi mi po prostu o to, że coś tu śmierdzi.

Zaśmiałem się cicho. A, czyli to ten jego pieprzony instynkt się odzywa.

- Powiedz mi, Shizu-chan… - zacząłem nieco niepewnie. Sam nie wiedziałem, czy aby na pewno chcę go o to pytać. – jak to wszystko wygląda w oczach innych?

- Nie wiem, ale dla mnie to wygląda tak, jakby ktoś nieźle cię sprał i groził ci, żebyś go krył – odpowiedział szybko. – Ale za dobrze cię znam i doskonale wiem, że nie jesteś typem osoby, która pozwoliłaby sobą tak rządzić.

Uśmiechnąłem się do siebie. Znał mnie…

- Ale wiesz, Shizu-chan… - pokręciłem lekko głową. – Czasem to nie jest kwestia „pozwalania”, a kwestia możliwości.

- Nie rozumiem.

- Chodzi mi o to, że znajduję się obecnie w sytuacji, w której jestem dość bezradny – powiedziałem, chowając dłonie do kieszeni spodni. – Niezbyt podoba mi się to położenie.

Pomiędzy brwiami Shizuo pojawiła się drobna zmarszczka.

- To znaczy, że wiesz..

- Wiem, kto go zabił, Shizuo – przerwałem mu w połowie zdania. – Wiem, kto zabił Kadotę i zanim spytasz; tak, jest to ta sama osoba, która „nieźle mnie sprała”. Mówię ci to tylko dlatego, że ci ufam, więc trzymaj dziób na kłódkę.

Jego kawowe oczy wyglądały tak, jakby gdzieś się zgubił i szukał drogi wyjścia w moich odpowiednikach. Zacisnął dłonie w pięści.

- Więc czemu… dlaczego nie powiesz policji, kim ta osoba jest?! – warknął wyraźnie zezłoszczony.

- Bo nie mogę! – krzyknąłem, przypierając Shizuo do drzwi i uderzając w nie pięścią, tuż obok jego głowy.

Trudno mi było nad sobą zapanować. Wszystkie te wydarzenia i koszmary, cała bezradność… kłębiło się we mnie wiele emocji, a gdy byłem tak bardzo niewyspany, trudno było mi nad nimi zapanować. Połowa mojej wizji zaszła mi czarnymi mroczkami, ale zignorowałem to. Nadal patrzyłem ze złością w oczy Shizuo, a on był wyraźnie zszokowany moim wybuchem. Nie dziwiłem mu się, w końcu sam doskonale wiedziałem, jak bardzo nie pasuje do mnie tego typu otwartość.

- Wyobraź sobie, że jest na tym świecie jeszcze jedna Celty – powiedziałem już nieco spokojniej, jednak nie ruszyłem się nawet o centymetr. – Taka cholernie brzydka i szurnięta Celty, która zabija ludzi tylko dlatego, że może i jej się to podoba.

- Czyli, że… to nie człowiek?

Kąciki moich lekko rozchylonych ust uniosły się w górę, jednak wzrok wciąż wbijałem w oczy Shizuo. To co znajdowało się po bokach wciąż było czarne.

- No właśnie, Shizu-chan.

Poczułem jak oczy zachodzą mi łzami i szybko je zamknąłem. Mimo wszystko zdawałem sobie sprawę z tego, że Shizuo to zauważył. Nieco spuściłem głowę i nią pokręciłem. Czułem się bezradnie i żałośnie, a to jak bardzo wyczerpany byłem sprawiało, że chciałem się przytulić do tego głupka przede mną. Czemu? Bo był ciepły, a mi było zimno. Uśmiechnąłem się do siebie gorzko i przełknąłem ślinę.

- To nie jest, kurwa, człowiek.

*** 

Tego samego dnia, około godziny dwudziestej trzeciej, do mojego pokoju przyszły bliźniaczki. Oderwałem wzrok od ekranu komputera i uważnie im się przyjrzałem. Mairu nie miała na nosie okularów i opierała podbródek na ramieniu Kururi, która uwieszała się na klamce od moich drzwi, wolną ręką przecierając oczy.

- Iza-nii, miałyśmy zły sen – mruknęła sennie Mairu.

Zmarszczyłem brwi. Normalnie pewnie uznałbym to za coś błahego, ale biorąc pod uwagę swoje ostanie doświadczenia ze snami, jakoś nie potrafiłem tego zbagatelizować.

- Obie naraz? – spytałem.

Kururi skinęła głową.

- No to się zgrałyście… - westchnąłem ciężko i powoli wstałem od biurka. Podszedłem do łóżka i pozabierałem z niego swoje porozwalane na nim ubrania. – Możecie się kłaść.

- Ale będziesz spać z nami, nie? – spytała Mairu, spoglądając niepewnie na nadal włączony komputer.

- A kto was będzie pilnować, jeśli ja też zasnę?

Kururi położyła się do łóżka, jednak Mairu jeszcze trochę na mnie patrzyła.

- To chociaż się z nami połóż. Jak chcesz nas pilnować z tak daleka, co?

Uparta baba.

- No niech ci będzie – mruknąłem niechętnie.

Podszedłem do biurka, żeby wyłączyć komputer, po czym wcisnąłem się między bliźniaczki. Było ciasno i ciepło. Najgorsze co mogło mi się przydarzyć w chwili, gdy tak bardzo nie chciałem zasnąć. Dziewczynki się do mnie przytuliły. Jedna z prawej, druga z lewej.

Przez chwilę miałem ochotę zamknąć oczy. Nie iść spać, ale tylko zamknąć oczy. Tak po prostu. Gdy przypomniałem sobie, jak trudno jest je potem otworzyć, gdy są tak spuchnięte, natychmiast zrezygnowałem z tego pomysłu.

Zacząłem wpatrywać się w sufit. Jeśli będę z nimi leżeć dopóki nie zasną to wystarczy, prawda? Za jakieś pięć minut wstanę i zrobię sobie kawy czy coś. Cholera. Powinienem był wstać już teraz. Naprawdę. W końcu położenie się to najgorsze co można zrobić, gdy chce się nie spać.

Zmarszczyłem nieco brwi, gdy oczy prawie same mi się zamknęły. Przez to jak bardzo zmęczony byłem, materac sprawiał wrażenie tysiąc razy bardziej miękkiego niż normalnie.

Walczyłem ze swoim ciałem jeszcze przez kilka minut, jednak koniec końców i tak przegrałem.

Kiedy nagle poczułem, jak czyjaś dłoń zakrywa mi usta, cały się spiąłem. Szybko otworzyłem oczy i niemalże automatycznie chciałem zacząć się wyrywać oraz walczyć z napastnikiem. Okazało się jednak, że wcale nie byłem w niebezpieczeństwie. Panika natychmiast zniknęła. Byłem bezpieczny, ale mimo to odczuwałem dość nieprzyjemny ból. Z chwili na chwili to uczucie coraz bardziej się nasilało, aż w końcu nie byłem w stanie wytrzymać i wydałem z siebie cichy skowyt. Dłoń zakrywająca mi usta skutecznie go stłumiła.

Szmer pościeli i towarzyszący temu kolejny z moich niewyraźnych mamrotów. Zacisnąłem palce na poduszce i nogami ciaśniej oplotłem biodra chłopaka przede mną. Wszedł do końca.

- Boli? – spytał, patrząc na mnie z lekkim zawahaniem.

Zupełnie jakby bał się, że nie panuje nad swoją siłą i robi mi krzywdę. Zsunął dłoń z moich ust i cierpliwie czekał na odpowiedź, choć wyraźnie było widać, że jest mu przyjemnie i chciałby już zacząć się poruszać.

- Trochę – wyszeptałem.

Patrzyliśmy na siebie jeszcze przez jakiś czas. Było nieco niezręcznie, ale wyglądało na to, że nie miał zamiaru zacząć się poruszać, dopóki wyraźnie mu na to nie pozwolę.

Z perspektywy czasu fakt, że obaj musieliśmy być cicho, bo w pokoju obok spali moi rodzice, a jeszcze trochę dalej bliźniaczki, był nawet nieco podniecający.

- Już możesz, ale powoli – powiedziałem w końcu.

Cholera, cieszyłem się, że mój obecny sen w żaden sposób nie zagrażał mojemu życiu, ale przeżywanie swojego pierwszego razu jeszcze raz było strasznie niezręczne. Gdybym miał jakiś czynny udział w tym śnie i nie był tylko obserwatorem, to pewnie już dawno bym to przerwał.

Zamknąłem oczy. Kiedy Shizuo zaczął się poruszać, musiał znowu zasłonić mi usta ręką. To, co tak trudno było mi w sobie tłumić, nie było już spowodowane tylko i wyłącznie bólem. Z każdym delikatnym pchnięciem odczuwałem coraz silniejszą przyjemność.

Na moment lekko rozchyliłem powieki i z zadowoleniem przyjrzałem się zaróżowionym uszom blondyna przed sobą. Oczywiście wtedy patrzyłem na to z zadowoleniem, ale teraz, biorąc pod uwagę to, że nie byliśmy już ze sobą, cały ten sen był dla mnie naprawdę niezręczny.

To nie tak, że byłem zraniony czy coś w tym stylu. Żadne z nas nigdy jakoś szczególnie nie przeżyło tego rozstania. Cóż, ogółem to nawet nie jestem pewien czy kiedykolwiek byliśmy ze sobą tak oficjalnie „w związku”. Myślę o Shizuo jako o swoim ex, głównie dlatego, że w pierwszej klasie się ze sobą pieprzyliśmy, a w drugiej już tego nie robimy.

- Cicho bądź – z zamyślenia wyrwał mnie cichy syk Shizu-chana, który nieco mocniej przycisnął dłoń do moich ust. Przestał się poruszać.

Wyraźnie obawiał się, że kogoś obudzimy, ale ja byłem wtedy odnośnie tego nieco bardziej obojętny. Gdyby tylko mnie bolało lub tylko było przyjemnie, leżenie cicho byłoby o wiele łatwiejsze, niż w przypadku, gdy te dwa odczucia splatały się w jedno.

Patrzyłem przeszklonymi z podniecenia oczyma prosto w kawowe odpowiedniki Shizuo. Przez to, jak na mnie patrzył, dość łatwo było zrozumieć, że mu się podobałem.

Zaśmiałem się w myślach. Ciekawe czy nadal czasem myśli o mnie w ten sposób. Tak szczerze, to ja o nim tak. W końcu nie można się oszukiwać, trudno jest zapomnieć o kimś, z kim tyle razy się to robiło.

Przeciąganie tego było dość nieprzyjemne, więc ze zniecierpliwieniem sięgnąłem w dół do swojego przyrodzenia. Po tym jak Shizuo zobaczył, że sam zacząłem się dotykać i naprawdę staram się jednak być nieco ciszej, wznowił ruchy biodrami. Delikatnie odchyliłem głowę w tył, gdy poczułem lekkie mrowienie w okolicach kręgosłupa.

Chwilę po tym jak Shizuo oparł czoło o poduszkę, usłyszałem jego cichy jęk tuż przy swoim uchu. Poczułem przez to w podbrzuszu przyjemne mrowienie i automatycznie lekko poruszyłem biodrami, palce wolnej ręki wplatając w blond włosy przed sobą.

Skończyłem jako pierwszy, gwałtownie napinając przy tym wszystkie swoje mięśnie i sprawiając, że Shizu-chan – przez to, że nagle zrobiłem się ciaśniejszy – także nie wytrzymał i doszedł zaraz po mnie.

Wzdrygnąłem się, gdy poczułem w sobie coś mokrego. Shizuo powoli zsunął dłoń z moich ust i obaj przez jakiś czas głęboko oddychaliśmy.

Właściwie to sam tak dokładnie nie pamiętam, co robiliśmy potem. Prawdopodobnie chwilę pogadaliśmy o tym, jak boli mnie dupa, pościeraliśmy chusteczkami zrobiony przez siebie bałagan i poszliśmy spać. Tak po prostu. To był długi dzień i obaj byliśmy wtedy zmęczeni. Do dziś pamiętam, że przez nieco ponad pół godziny nie mogłem zasnąć. Nie byłem przyzwyczajony do spania z kimś i ciepło ciała Shizuo oraz jego cichy oddech nieco mnie irytowały. Na szczęście jakoś udało mi się wtedy zasnąć.

Kiedy ponownie otworzyłem oczy, miałem wrażenie, że już się obudziłem. Obudziłem się i obok mnie znów znajdują się bliźniaczki. Tylko, że łóżko było zimne i leżałem w nim sam. Nieco zaspany podniosłem się do siadu i rozejrzałem dookoła. Pierwszym co przeszło mi przez myśl było to, że być może wróciły do siebie albo jednej z nich zachciało się do toalety, ale bała się iść sama.

Zapaliłem znajdującą się obok mojego łóżka lampkę. W końcu nie mogłem ryzykować tym, że znowu zasnę. Przetarłem twarz dłonią, jednak gdy odsunąłem ją od siebie, zobaczyłem, że większa część mojej pościeli pokryta jest krwią.

Na początku zastygłem. Gdy miałem pewność, że ta krew nie należy do mnie i nie jestem nigdzie ranny, szybko wyszedłem z łóżka. Część prześcieradła znajdowała się na ziemi. Zupełnie jakby ktoś za nie szarpnął i ściągnął je na ziemię. Biały materiał także pokryty był krwią i odchodziła od niego wyraźnie zarysowana smuga czerwieni. Ciągnęła się ona aż do wyjścia z mojego pokoju, a potem gdzieś skręcała.

Rozejrzałem się dookoła. Z kieszeni przewieszonych przez oparcie krzesła spodni wyciągnąłem swój scyzoryk. Wiedziałem, że nie powinienem. Cholera, nie powinienem iść za tą smugą krwi, naprawdę. Ale musiałem. W końcu z całą pewnością do kogoś ta krew należała, a coś w tyle głowy mówiło mi, że albo są to dziewczynki, albo Shizuo.

Czułem, jak serce podskakuje mi do gardła, a jego uderzenia były naprawdę mocne. Zupełnie jakby rozchodziły się po całym moim ciele. Dokładnie słyszałem każde uderzenie. Szczerze, to miałem już tego wszystkiego dość. Dość tego ciągłego strachu i myśli, że w każdej chwili mogę przypadkiem zasnąć i umrzeć. Ale nie miałem teraz czasu na tego typu myśli. Takie myślenie mnie nie uratuje. Właściwie to sam nie byłem pewien co było w stanie mnie uratować.

Podszedłem do wyjścia z pokoju i niepewnie się rozejrzałem. Smuga krwi prowadziła w stronę schodów. Zacząłem powoli iść w tamtym kierunku, ale po chwili zacząłem czuć, że coś jest nie tak. Ciaśniej zacisnąłem palce wokół swojego scyzoryka.

W pewnej chwili coś czerwono-zielonego mignęło mi przed oczyma, ale zanim mój mózg zdążył w ogóle zarejestrować, czym – a raczej kim – to coś było, poczułem, że spadam. Tak po prostu lecę do przodu. Poślizgnąłem się na zalewającej podłogę krwi i odruchowo zacisnąłem dłoń na rzeczy znajdującej się najbliżej mnie.

Następną rzeczą, jaką poczułem było gwałtowne uderzenie w klatkę piersiową. Nagły ścisk. Zupełnie jakby przygniotło mnie coś ciężkiego. Przez chwilę nawet nie mogłem oddychać i miałem ochotę krzyknąć, ale głos uwiązł mi w gardle. Kiedy to uczucie zniknęło, z nadal szeroko otwartymi oczyma wpatrywałem się w sufit. Przez kilka sekund się w niego wpatrywałem, głośno przy tym dysząc. Sam nie wiem, co tak dokładnie mnie przestraszyło. To, że prawie upadłem? Że się przewróciłem? Nie, ten strach, który się we mnie znajdował, był zdecydowanie za silny, aby mogła go wywołać taka drobnostka, jak potknięcie się.

- Iza-nii? – kiedy usłyszałem przy uchu głos leżącej obok Mairu, cały się wzdrygnąłem. – Miałeś zły sen?

Cicho się zaśmiałem, choć zabrzmiało to wyraźnie wymuszenie.

- Najwyraźniej to zaraźliwe – powiedziałem. – Wasza wina.

Spojrzałem w bok na nadal śpiącą Kururi. Za oknem było szaro, a zegarek niedaleko łóżka wskazywał pół do piątej nad ranem.

- Bardzo się bałeś? – spytała, uważnie mi się przyglądając.

Właściwie to nadal się bałem. W końcu nie miałem pewności, czy aby na pewno się obudziłem.

- Zależy co rozumiesz przez „bardzo” – odpowiedziałem wymijająco, a następnie szybko zmieniłem temat. – Idziesz jeszcze spać?


- Mhm – skinęła głową, cicho przy tym ziewając. – Branoc.

- Dobranoc – skinąłem głową. Chwilę później podniosłem się do siadu i poczochrałem po tyle głowy. Lekko zmrużyłem oczy i zmarszczyłem brwi, gdy zobaczyłem, że mam coś w lewej ręce.

Kawałek zielono-czerwonego materiału. Rozejrzałem się dookoła. Zacząłem mieć wątpliwości co do tego czy aby na pewno się obudziłem, ale raczej gdyby to był sen, to już dawno coś by się stało. Coś byłoby nie tak.

Uważniej przyjrzałem się skrawkowi materiału, powoli wstając przy tym z łóżka. Wziąłem z biurka swoją komórkę i wyszedłem z pokoju, dając dziewczynkom dalej spać. Gdy byłem w progu, obejrzałem się za siebie i zobaczyłem, jak Mairu przytula się do Kururi.

Zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem na schodach. Przez chwilę memłałem między palcami skrawek materiału, po czym wykręciłem numer Shizu-chana i do niego zadzwoniłem. Przyłożyłem telefon do ucha i czekałem aż odbierze.

- Mnn..?

Mimo że nie byłem jakoś szczególnie zmartwiony, to po usłyszeniu jego głosu poczułem ulgę. Krew ze snu nie należała ani do bliźniaczek, ani do Shizuo.

- Kto mówi?

- Izaya.

- Jeszcze nawet nie ma słońca… – stęknął wyraźnie niezadowolony.

Zupełnie jakby marudził mamie, że nie chce iść do szkoły czy coś w tym rodzaju. Lekko się przez to uśmiechnąłem. Przez chwilę obaj milczeliśmy.

Cisza, która mnie otaczała, była zdecydowanie nieprzyjemna. Jednakże odkąd miałem te swoje "problemy ze snem" i siedziałem sam po nocach, to dość często jej doświadczałem. Właściwie to się do niej przyzwyczaiłem – do tego jak martwy jest ten dom, gdy wszyscy śpią.

- Czego chcesz, zarazo? – bąknął w końcu Shizuo.

- Uwierzysz, jak powiem ci, że miałem przeczucie, że coś złego ci się stało?

- Łatwiej uwierzyć mi w to, że miałeś tego typu przeczucie niż w to, że zadzwoniłeś, aby upewnić się, że nic mi nie jest.

Ach, no tak. Punkt dla ciebie, Shizu-chan. Ciekawe, że – nawet gdy był zaspany – udawało mu się myśleć logicznie.

- No ale nic ci nie jest, nie? – spytałem.

- Poza tym, że mnie obudziłeś i tym samym wkurwiłeś z samego rana, to czuję się wyśmienicie.

Zaśmiałem się cicho.

- Słuchaj, mogę mieć do ciebie prośbę? – spytałem.

- Zależy jaką.

- Nic szczególnie wielkiego, przynajmniej nie dla ciebie. Chodzi mi głównie o to, żebyś jutro mnie nie gonił ani nic. Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać, jak człowiek z człowiekiem.

- O czym?


- O prośbie nieco większej niż ta – lekko się do siebie uśmiechnąłem.

- Jasne, wszystko jedno – burknął. – Mogę już iść dalej spać?

- Mhm, kolorowych – mruknąłem cicho, w pewnym sensie nieco zazdroszcząc mu tego, że może tak po prostu pójść sobie spać. Pójść spać, nie bojąc się o swoje życie.

Shizuo się rozłączył, a ja chwilę później odsunąłem od ucha telefon i schowałem go do kieszeni swoich dresowych spodni wraz z trzymanym przez siebie do tej pory kawałkiem swetra Freddiego. Wstałem na nogi. Chciałem zrobić sobie kawy, więc zacząłem powoli schodzić po schodach.

Po drodze odwinąłem sobie z prawej dłoni bandaż. Zastanawiałem się nad zmienieniem go, ale właściwie to już go nie potrzebowałem. Rana prawie się zagoiła i zrobił mi się ciemno brązowy strup, który za jakiś czas pewnie zamieni się w blado różową bliznę. Teraz dam swojej skórze – jak to mówił Shinra – nieco „pooddychać”, a bandaż założę przed szkołą. W końcu nie chciałem przypadkiem gdzieś o coś zahaczyć i na nowo rozwalić sobie ręki.

Wrzuciłem bandaż do śmietnika i wstawiłem wodę na kawę. Gdy tak czekałem aż się zagotuje, nieco uważniej przyjrzałem się swojej lewej ręce, której przedramię rozciąłem sobie kilka dni temu, licząc na to, że może mnie to obudzi. Obróciłem ją wnętrzem do góry. Kilka centymetrów nad miejscem, w którym kończył się bandaż, znajdował się drobny, poziomy strupek, usytuowany prostopadle do kierunku, w którym płynęła krew. Pieprzony Freddy. Przez tego gnoja wyglądam, jak niedoszły samobójca, który stchórzył i rozmyślił się w ostatniej chwili, a to chyba jeszcze żałośniejsze od regularnego samobójcy. Westchnąłem i naciągnąłem swój dotychczas podwinięty rękaw najbardziej jak tylko się dało.

Chwilę później czajnik zaczął gwizdać.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Jeśli ktoś z was należy do tych nieszczęsnych ludzi, których czekają matury - życzę powodzenia ^^

13 komentarzy:

  1. Ehhh...
    Kończyć w TAKIM momencie. ..
    AWWW *,* wreszcie się doczekałam Shisuś i Izaya <3
    Opowiadanie jak zwykle cudowne i już nie mogę się doczekać następnej części :D

    OdpowiedzUsuń
  2. GENIALNE!!! Zdecydowanie moje ulubione op opowiadanie ne tym blogu! Przebiło nawet WŚTO, a to oznacza, że jeszcze bardziej podniosłaś poziom :) gratulacje Miszu *wstaje i klaszcze*. Życzę jeszcze więcej weny na kolejne rozdziały... Ta rozmowa Izayi z Shizuo była taka milusiaaa... Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! ~Midnight

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieee~!! Czemu~?! Chce dalej~!! *o* W końcu do akcji wkracza Shizu-chan~!! Czy to pies?? Czy to Freddy?? Nie~!! To Shizu-chan~!! *.*
    Och, ach...po prostu chcę dalej. ;-;
    Pozdrawiam, weny i miłego weekendu :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe! Jestem zakochana w twoim sposobie pisania, opowiadaniach, pomysłach... Kocham, kocham, kocham. Czekam cierpliwie na kolejną część. Weny.
    Pozdrawiam
    Lin-chan

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowitą radość sprawia mi wchodzenie na twój blog i wyczekiwanie kolejnych rozdziałów. Każdy kolejny dzień czekania sprawia, że przyjemność z czytania jest jeszcze większa. Niechętnie zgodzę się z górą, ten fanfic zdecydowanie przebił wśto!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiernie czytam dalej <3 Relacja między Shizuo a Izayą <3 tak! Idealna! Przypomnienie ich pierwszego razu poprzez sen <3 Dziękuję! Cieszę się, że już ich więcej. Ciekawi mnie ta prośba :3 Trzymam kciuki za kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojć niemal codziennie sprawdzam rozdziały ale w weekend majowy trochę zapomniałam xD Nie strasz ;__; zabójstwo Kadoty mi wystarczy ale jeśli ktos miałby zginąć to wiem ,że pierwsze byłyby blizniaczki ;_; czemu ja to czytam prawie zawsze przed północą-.- Biedny Iza ;_;
    Jak zwykle kawał dobrej roboty :3 i to czekanie na TE sceny xD
    super piszesz :* czekam na kolejne rozdziały...no dobra pozwalam ci kogoś zabić ale niech to bedzie ktos mniej znany xDDD
    ~AleksisAlone

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytam, czytam, siedzę jak na szpilkach, chcąc wiedzieć, kogo tym razem trafiło...
    I siostra go budzi...
    Mogę ją udusić?
    A tak na serio, to jakim cudem tak potrafisz przytrzymać czytelnika? Tak szkoda było mi Dotachina, a teraz się trochę bałam o bliźniaczki. Chociaż przeszło mi przez myśl, że mógł znaleźć rannego Shizu-chana ;-; Może to i lepiej, że się nam Izaya obudził?
    Czekam na kolejny rozdział i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mairu nie obudziła Izayi, Izaya poślizgnął się na krwi i sam się obudził. To tak jak w tych snach, w których się spada xD Zawsze się budzisz przed zrobieniem plask

      Usuń
    2. ... Ale to tak jest, jak się czyta i chcesz szybko wiedzieć, co dalej i się w faktach gubisz -.-

      Usuń
    3. Haha, znam to <3 :D

      Usuń
  9. A kiedy pojawi się tłumaczenie pod powierzchnią?

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest 1 w nocy. W tym rozdziale co prawda krew sie nie polala ale i tak dziwnie sie czuje czytajac to opowiadanie w srodku nocy. Jeszcz mi brakuje tego zeby moj mozg postanowil mi pokazac we snie Frediego XD
    Czekam na ciag dalszy. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń