niedziela, 17 maja 2015

Durarara!! "Koszmar z Ikebukuro" - rozdział 7


Rozdział 7

Lekko rozchyliłem powieki. Było strasznie jasno, więc sekundę później znowu je zamknąłem. Miałem wrażenie, jakbym wdał się w bójkę i miał dwa lima. Moje oczy sprawiały wrażenie strasznie spuchniętych, ale wyobraźnia prawdopodobnie znacznie wyolbrzymiała to uczucie.

Nieco ruszyłem ręką, czując, że mój nadgarstek wygięty jest pod dość nienaturalnym kątem. Kiedy go wyprostowałem i swobodnie ułożyłem na poduszce, rozeszło się po nim mrowienie. Zwykłe mrowienie. Ani nie było ono przyjemne, ani nieprzyjemne. Po prostu krew zaczęła znowu dopływać do miejsca, do którego przez dłuższy czas nie miała dostępu. 


Czując, jak płytki jest mój oddech, nabrałem do płuc nieco więcej powietrza, a następnie powoli, z cichym pomrukiem, je z nich wypuściłem. Było dość zimne. Odwrotność mojego zaskakująco ciepłego ciała. Nie pociłem się, nie było nieprzyjemnie gorąco. Po prostu idealnie ciepło. Nie chciałem przez to wygrzebywać się z pod kołdry.

Jeszcze na chwilę rozchyliłem oczy. Zobaczyłem beżową ścianę i znowu je zamknąłem. Nie byłem pewien co do tego, gdzie się znajdowałem. Ściany w moim pokoju były przecież jasnoszare. Tak czy inaczej, moja świadomość wciąż nie była w stu procentach powiązana z ciałem. Zupełnie jakby jeszcze pływała sobie gdzieś pomiędzy snem a rzeczywistością. Głównie dlatego nieszczególnie zmartwiłem się tym obcym, ale jednocześnie i znajomym odcieniem ściany. Z jakiegoś powodu czułem się bezpiecznie, więc nie widziałem powodu do budzenia się.

Kiedy chciałem przewrócić się na plecy, coś ciepłego, co znajdowało się tuż za mną, mi to uniemożliwiło. Przez cienki materiał bluzki, jaką na sobie miałem, czułem na skórze swoich pleców ciepło czyjegoś ciała. Niemalże natychmiast się spiąłem.

Otworzyłem oczy. Tym razem ta cholerna świadomość była już na swoim miejscu. Niestety. W dodatku nie mogła siedzieć cicho – musiała mi natychmiast przypomnieć, że leżałem właśnie w łóżku Shizuo.

Podniosłem się do siadu i przetarłem oczy. Za oknem świeciło słońce. Wschód. Zegarek na moim nadgarstku pokazywał, że jest siódma rano.

Spojrzałem na śpiącego obok Shizuo i przez nagły przypływ skierowanej ku niemu złości, po prostu skopałem go z łóżka. Był dość ciężki, to prawda, ale ja nie byłem na tyle słaby, aby mocnym kopniakiem nie móc przesunąć siedemdziesięciu kilo. W dodatku dość miękkich siedemdziesięciu kilo.

Głośne bam i następujący po nim cichy syk były zaskakująco przyjemnymi dźwiękami. Podchodząc na czworakach do krawędzi materaca, spojrzałem w dół. Shizuo właśnie podnosił z ziemi swój obolały tyłek i nieco go sobie rozmasował.

- Za co to? – warknął wyraźnie niezadowolony i wciąż zaspany.

- Mieliśmy umowę, Shizu-chan.

- Cooo? – przeciągnął, chowając przy tym twarz w poduszkę, która spadła z łóżka razem z nim.

Gdyby nie to, że byłem wkurzony, może i uznałbym to za coś słodkiego.

Zszedłem z materaca. Miałem ochotę go zabić. Wiem, z reguły byłem dość spokojny i opanowany, preferowałem logiczne myślenie, ale teraz…

Nie rozumiałem czemu nadal żyłem oraz czemu nic złego mi się nie śniło. Naprawdę, nie rozumiałem tego. Jednak to, że jakimś szczęśliwym trafem nic mi się nie stało, nie zmieniało faktu, że ten debil nie zrobił tego, co obiecał mi, że zrobi. Miał mnie obudzić.

Oparłem nogę o jego głowę i wcisnąłem ją w poduszkę najmocniej jak tylko mogłem. Głupi potwór.

Niestety chwilę później sam też leżałem na ziemi. Shizu-chan najwyraźniej zdenerwował się moją próbą uduszenia go i złapał mnie za kostkę mojej drugiej nogi, po czym mocno pociągnął, tym samym mnie przewracając.

Upadek był dość bolesny, w dodatku uderzyłem o coś tyłem głowy i na moment mnie zamroczyło.

- Co ci odwala?! – głośne warknięcie Shizuo usłyszałem tuż nad sobą.

Mroczki zaczęły powoli znikać.

- Zadaj to pytanie sobie, idioto – prychnąłem, jednocześnie gładząc się po tyle głowy. Kątem oka zerknąłem za siebie. Uderzyłem w nogę od biurka. – Miałeś mnie obudzić po piętnastu minutach, a nie samemu położyć się spać – mówiąc to, jeszcze raz kopnąłem Shizuo, tym razem w udo. Nie zareagował. Nic w tym dziwnego. To raczej mnie bolała pięta.

- Spałeś jak zabity, kleszczu.

Żyłka na jego skroni groźnie pulsowała i zanim zdążyłem uderzyć go z pięści w ten durny ryj, złapał mój nadgarstek i mocno go ścisnął. Z bólu nieco zmrużyłem oczy.

- I co z tego? – spytałem, chcąc jakoś wyrwać się z jego uścisku.

Drugą ręką próbowałem nawet rozluźnić jego palce, ale nic z tego. Cholera, już z Freddym miałbym większe szanse niż z tą bestią. Umiałem walczyć z Shizuo tylko na otwartej przestrzeni. Na tak krótkich dystansach nie za wiele byłem w stanie zrobić.

- Mówiłeś, że będziesz się wiercić i szarpać z kołdrą, ale ty nawet raz się nie skrzywiłeś. Albo ten twój Freddy był tej nocy zajęty kimś innym, albo po prostu zapomniałeś zaćpać przed snem – burknął, zabijając mnie przy tym wzrokiem.

Ani trochę nie podobało mi się to, że tak nade mną górował i wygrywał w tym "starciu". Podciągnąłem kolana pod brodę i szybko oparłem stopy na jego klatce piersiowej. Wszystko to robiłem szybko i zanim zdążył się zorientować, co zamierzam, energicznie wyprostowałem nogi, tym samym go od siebie odpychając.

Gdyby się tego spodziewał, prawdopodobnie nawet by nie drgnął, ale na moje szczęście odleciał do tyłu. Przez to, że wciąż zaciskał dłoń na moim nadgarstku, pociągnął mnie za sobą. Wylądowałem na nim, tym samym mocno przyciskając go do ziemi ciężarem swojego ciała.

- Nie wiem, czemu nic się nie stało, Shizu-chan – wysyczałem przez zęby. – Kurwa, nie wiem, czemu nadal żyję, ale jeśli mi nie wierzysz, to trzeba było powiedzieć na samym początku, ty dupku!

Nagle nieco się uspokoił. Ja nadal byłem wkurzony, a on po prostu się rozluźnił i całe zdenerwowanie jakby spłynęło z jego twarzy – zachowania kompletnie niepodobne do żadnego z nas, zdaję sobie z tego sprawę, ale okoliczności mają to do siebie, że nawet z mima potrafią zrobić gadułę. Gdyby nie to, że bezustannie bałem się o swoje życie, to nigdy bym się tak nie zachował. Czułem, że tracę kontrolę nad samym sobą i ani trochę mi to nie pasowało, jednakże na liście moich priorytetów przeżycie znajdowało się zdecydowanie wyżej niż dbanie o swój wizerunek. Zresztą, czemu miałem udawać przed kimś, kto widział mnie w tak wielu sytuacjach? Skoro widział mnie nago, kiedy byłem podniecony, to czemu nie mógł widzieć mnie wtedy, gdy trochę nie panowałem nad złością?

- To nie tak, że.. – zaczął, trochę odwracając przy tym ode mnie wzrok.

Zamknął buzię. Najwyraźniej się rozmyślił i chciał powiedzieć to jakoś inaczej.

Poczułem się przez to tak, jakbym zamiast wilka miał pod sobą owcę.

- Nie potrafię zdecydować czy mam ci wierzyć, czy nie, ale z całą pewnością nic ci nie groziło. Miałeś naprawdę spokojny sen.

- Problem w tym, że ten świr jest w stanie czasem przyjść nawet i w środku spokojnego snu – burknąłem, przypominając sobie swój sen, w którym całowałem się z Aką, a chwilę później także i sen z Shizuo. W obu przypadkach Freddy prędzej czy później się pojawił. Tylko czemu nie przyszedł tej nocy?

Shizo westchnął i znowu na mnie spojrzał.

- Możemy spróbować jeszcze raz – powiedział. – Tym razem naprawdę cię obudzę.

- Obiecujesz? – spytałem, gorzko się przy tym śmiejąc. Nie spodziewałem się z jego strony takiej propozycji, ale nie miałem innego wyboru niż po prostu mu zaufać.

Skinął głową.

*** 

- Trzymaj – mruknąłem, podchodząc do ławki Shizuo i postawiłem mu na niej kartonik truskawkowego mleka.

W jego spojrzeniu zobaczyłem zdziwienie. Najwyraźniej nie sądził, że jemu też coś kupię. Mimo to nie odezwał się słowem. Tylko skinął w podziękowaniu głową i po wydostaniu słomki z foliowego papierka, wbił ją w odpowiednie miejsce.

Z ciężkim westchnieniem dostawiłem sobie krzesło do biurka i usiadłem naprzeciwko niego. Spojrzał na mnie znad kartonika, którego zawartość właśnie przełykał. Odsunął słomkę od ust.

- No co?

- Nic, zastanawiam się – pokręciłem nieco głową.

- Oby nad czymś istotnym – burknął i włożył słomkę z powrotem do buzi.

Oparł łokieć na blacie biurka i ułożył policzek na dłoni. Patrzył się w okno, a po lekkich ruchach jego żuchwy, domyślałem się, że gryzł słomkę. Ze zdenerwowania? Najwyraźniej nie miał humoru. Dziwne, bo przed moim wyjściem z sali – byłem kupić mu mleko, a sobie mrożoną kawę, którą właśnie powoli piłem – był w znacznie pozytywniejszym nastroju.

Rozejrzałem się po klasie. Nie potrzebowałem wiele czasu, aby zorientować się, że Shinra od czasu do czasu na nas spogląda.

- Rozmawiałeś o czymś z Shinrą, kiedy mnie nie było? – spytałem wprost.

Niemalże natychmiast zamknął powieki. Na jego skroni pojawiła się drobna, pulsująca żyłka.

- Mhm.. – mruknąłem, odbierając tego typu reakcję za „tak”. – Pytał z ciekawości czy chciał po prostu potwierdzić swoje domysły, że ma nas z głowy?

Na ułamek sekundy pomiędzy brwiami Shizuo pojawiła się zmarszczka. Otworzył oczy, a jego palce prawdopodobnie same za mocno zacisnęły się na kartoniku, tym samym go zgniatając. Jasnoróżowe mleko spłynęło po dłoni blondyna i przez jakiś czas cicho kapało na kartki jego zeszytu. Prawdopodobnie nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, ale nachylał się nad tym biurkiem tak, jakby w każdej chwili chciał mnie udusić.

- Skoro dobrze wiesz o co pytał, to czemu nie możesz się domyśleć z jakiego powodu? – warknął dość przyciszonym jak na siebie głosem.

- Mogę, ale chcę mieć pewność.

- Pierdol siebie i tę swoją pewność – mówiąc to, odsunął się w tył. Jego plecy zetknęły się z oparciem krzesła. Położył zgnieciony kartonik na biurku i wytarł rękę w i tak już bezużyteczny zeszyt.

- Shinra chyba raczej myśli, że to ty mnie pierdolisz – mruknąłem.

- Niedziwne, że tak to dla niego wygląda – mimo że Shizuo prychnął, to wychwyciłem w tonie jego głosu odrobinę rozbawienia.

- Najwyraźniej znowu mamy okres godowy – zażartowałem, wzruszając przy tym ramionami.

Shizuo zmrużył oczy.

- Oi, jeśli ten cały cyrk z Freddym to tylko i wyłącznie podpucha, żeby-

- Nie przeceniaj się, Shizu-chan – przerwałem mu. – Gdybym chciał się z kimś pieprzyć, to na pewno nie z tobą, a jeśli już z jakiegoś powodu tak, to skąd ta pewność, że z tęsknoty za twoim kutasem byłbym w stanie się pociąć i wymyślić coś tak idiotycznego, jak zabijający ludzi we śnie psychopata?

Przez chwilę jeszcze patrzył na mnie ze zdenerwowaniem. Mierzyliśmy się wzrokiem, ale po kilku sekundach z wyraźnym zirytowaniem odwrócił ode mnie wzrok i wrócił do patrzenia przez okno.

- Naprawdę, nie prosiłbym cię o pomoc, a zaznaczam, że proszę o nią bardzo uprzejmie i grzecznie, gdybym mógł wykorzystać w tym celu kogoś innego – prawdopodobnie „prosiłbym cię” i „bardzo” wypowiedziałem ze zbyt dużym naciskiem, przez co zabrzmiało to nieco sarkastycznie, ale…

To nie zmieniało faktu, że Shizu-chan jakoś miękko na mnie spojrzał. Zanim w ogóle zdążyłem zacząć zastanawiać się nad tym, czym było to spowodowane, on wyjaśnił mi to zadanym przez siebie pytaniem.

- Twoja rana na plecach, to też wina Freddiego?

Zmrużyłem oczy. Natychmiast zrozumiałem, czym było to miękkie coś w jego spojrzeniu i powstrzymałem się przed instynktownym zerknięciem na Shinrę. Tak jak się tego wcześniej domyślałem, powiedział mu..

- Shizu-chan – zacząłem. – Jestem w stanie zaakceptować prawie wszystko, ale gdy w grę wchodzi twoja osoba, jedną z tych kilku rzeczy, których nie trawię jest współczucie, więc nie patrz tak na mnie.

- Mam się cieszyć, że jakiś świr chce cię poćwiartować? – prychnął.

- Doceniam to, że patrzysz na mnie z ukosa w szatni, gdy się przebieram i pozwolę sobie to uznać za komplement, ale raczej uważam, że tak, powinieneś się z tego cieszyć.

Groźnie zmrużył oczy.

- Skończysz jak ten kartonik – warknął.

Prawdopodobnie jedynym co uchroniło mnie przed spełnieniem się tej groźby był dzwonek na lekcję. Odstawiłem krzesło na swoje miejsce i poszedłem usiąść do swojej ławki. Shizuo natomiast poszedł wyrzucić ten nieszczęsny kartonik i pożyczył od kogoś chusteczki, żeby wytrzeć nimi swoje miejsce pracy.

Jakiś czas później do klasy wszedł Hayakawa-sensei. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było poinformowanie Shizuo, że dyrektor chce się z nim widzieć. Nie było to niczym nowym, więc nikt się nie zdziwił. Prawdopodobnie Shizuo znowu zniszczył coś na przerwie albo ktoś zdenerwował go przed lekcjami.

Kiedy poczułem lekkie uderzenie w bok głowy i usłyszałem szelest upadającego na moje biurko papierka, jakby automatycznie uniosłem dłoń do miejsca, w które oberwałem. Nie bolało, ale było to jakby odruchem bezwarunkowym. Usłyszałem ciche „psst” i natychmiast spojrzałem w stronę, z której ono dochodziło. Shinra dwa razy delikatnie uderzył w swoją ławkę i pokazał palcem na kartkę obok mojego długopisu.

Rozwinąłem ją.

[Masz zamiar znowu wystawić Shizuo?]

Zdusiłem w sobie prychnięcie. Czy to tak trudno zrozumieć, że chcę Shizuo po prostu grzecznie i kulturalnie wykorzystać? O ile takie coś w ogóle dało się robić kulturalnie. Tak czy inaczej, nie robiłem niczego wbrew jemu. Wyraził na to zgodę, a co ważniejsze, działam też dla jego własnego dobra, ponieważ jeśli nam się uda, ocalimy też Kasukę. Obaj na tym skorzystamy, więc w czym problem?

[A ostatnio go wystawiłem?] – napisałem i po ponownym zwinięciu kartki, kulnąłem ją do Shinry po ziemi.

Chwilę później debil znowu trafił mnie nią w głowę.

[Normalnie bym się tym nie interesował, dobrze o tym wiesz. Pytam, bo chcę wiedzieć czy mam się spodziewać z waszej strony jakiejś kłótni. Jeśli tak, to muszę kupić dodatkowe bandaże.]

Uśmiechnąłem się do siebie.

[Raczej nie, ale przezorny zawsze ubezpieczony, prawda?] – zwinąłem kartkę i znowu ją poturlałem. Kiedy Shinra po przeczytaniu jej na mnie zerknął, nieco się do niego uśmiechnąłem.

Kartka już do mnie nie wróciła. Mimo to nie mogłem przestać zastanawiać się nad tym, co napisał Shinra. Znowu go wystawić? Lekko pokręciłem głową i postukałem długopisem w róg swojego zeszytu, zostawiając tym samym na papierze drobne kropeczki.

Ani słowo wystawienie, ani słowo zerwanie nie pasowało do tego, co między nami zaszło. Tak naprawdę to żadne z nas tak dokładnie nie rozumiało, czemu nagle przestaliśmy ze sobą sypiać. Może wcale nie było powodu? Tak po prostu przestaliśmy. Po krótkim eksperymencie wróciliśmy do dawnej rutyny. Ale jeśli tak, to czemu tak dziwnie się czułem, zanim zadzwoniłem wczoraj do Shizuo nad ranem i upewniłem się, że żyje? Idiotyzm. Skąd tamto ukłucie paniki? Mogłem sobie wtedy wmawiać, że wcale tego nie odczuwałem, ale im dłużej o tym myślałem, tym trudniej było mi siebie okłamywać.

Zmarszczyłem brwi i zamiast stukać długopisem, zacząłem coś kreślić. Sam nie wiedziałem co – po prostu kreśliłem dla zabicia czasu.

To nie był związek. Głównie dlatego, że przestanie ze sobą sypiać trudno nazwać rozstaniem czy też zerwaniem. Po prostu nie pasowaliśmy do tego durnego szablonu bycia parą. Oczywiście, nazywam go w myślach swoim byłym, ale raczej w odniesieniu do byłego partnera łóżkowego niż jakiegokolwiek innego partnera.

W końcu związki dla mnie polegały mniej więcej na tym, na czym polegał mój "związek" z Aką – czyli na niczym. Dlatego wolałem, kiedy moje stosunki z Shizuo były nieco bardziej pokręcone. Tak było ciekawiej i w żaden sposób mnie to nie ograniczało.

Drzwi do klasy otworzyły się i automatycznie spojrzałem w ich stronę. Shizu-chan wrócił do klasy i zajął swoje miejsce przede mną. Gdy tak powoli szedł do ławki, zobaczyłem, że jego wyraz twarzy jest nieco dziwny.

Dźgnąłem go długopisem w plecy, wbijając mu go między żebra. Odwrócił się.

- Co jest? – spytałem.

Shizuo zerknął, na omawiającego temat lekcji nauczyciela i jakby z obawy, że zwróci mu on uwagę, rzucił mi krótkie „Potem ci powiem” i odwrócił się przodem do tablicy.

Zmarszczyłem z niezadowolenia nos. Wolałbym wiedzieć już teraz. Tym bardziej, że drżąca ze zniecierpliwienia noga Shizuo nie dawała mi spokoju. Przez całą lekcję patrzyłem jak podskakuje ona pod ławką i zastanawiałem się, czego tak bardzo nie może się on doczekać.

Spojrzałem na nie swój zegarek na moim nadgarstku. Jeszcze piętnaście minut lekcji. Zamknąłem na moment oczy, chcąc jakoś wszystko sobie poukładać. Po otworzeniu ich, dalej wpatrywałem się w podskakującą nogę Shizuo. Prawie jak pies, którego drapie się po brzuchu…

Zerknąłem na pustą ławkę obok mnie. Właściwie to, gdyby nie ja, Kadota nadal by żył, nie? Przeniosłem wzrok z powrotem na nogę Shizuo. Nie mogłem się rozczulać nad rzeczami, których nie da się już zmienić.

Mogłem tylko zmienić przyszłość. Przeszłość nie ma znaczenia. Jeśli zbyt wiele będę o niej myśleć, to tylko wyjdzie mi to na złe i nie będę w stanie o niej zapomnieć – a o pewnych rzeczach naprawdę bardzo chce się zapomnieć.

Jak na złość przed oczami pojawił mi się widok martwego ciała Kadoty. Mocno zacisnąłem powieki.

Iść z Shizuo do domu. Spać. Złapać Freddiego na kilka sekund przed zadzwonieniem budzika i ufać, że Shizu-chan mnie obudzi. Muszę po prostu wyciągnąć Freddiego ze snu, tak samo jak zrobiłem to z kawałkiem jego swetra.

Muszę myśleć tylko o tym. Tylko o swoim celu.

Iść z Shizuo do domu. Spać. Złapać Freddiego. Wyciągnąć go. Patrzeć jak jeden potwór pokonuje drugiego.

Shizuo wygra. Na pewno wygra.

Iść z Shizuo do domu. Spać. Złapać Freddiego. Teraz tylko to jest ważne.

Wsparłem głowę na dłoni i przez jakiś czas patrzyłem w pokreślony róg swojego zeszytu. Jedyne co nie pasowało mi w tym planie, to to jak duże było ryzyko niepowodzenia. Po raz kolejny przeniosłem wzrok na nogę Shizuo.

Czego on tak bardzo nie mógł się doczekać…?

Cholera, ja chciałbym, żeby ta lekcja trwała wiecznie, więc czego on się do jasnej cholery tak bardzo nie mógł doczekać, co? Tego jak podejdę do Freddiego, żeby go złapać, ale zanim mnie obudzi, moje flaki zostaną wyprute tymi pieprzonymi nożami? Oślizgłe organy wyleją się ze mnie jak mleko ze zgniecionego przez Shizuo kartonika, a ja będę próbował na próżno jakoś przytrzymać je rękoma. Będę starał się nie dopuścić do siebie myśli, że to już koniec.

Kiedy zmrużyłem oczy, wszystko mi się rozmazało. Szybko szeroko je otworzyłem, czując jak nieco pieką. Kurwa, miałem prawo się bać, ale nie pozwolę sobie na płacz. Powoli nabrałem do płuc powietrza. Przeszło mi.


Co prawda nadal się bałem, ale w końcu byłem tylko człowiekiem. Miałem nerki, miałem wątrobę, miałem uszy, miałem nos… i wiele, wiele innych elementów, na które składa się ludzki organizm. Mój mózg wytwarzał odpowiedzialne za strach substancje chemiczne tak jak każdy inny mózg. Zdecydowanie gorzej by było, gdyby tego nie robił.

Kiedy poczułem nagłe uderzenie w głowę, automatycznie przeniosłem wzrok na Shinrę, ale on tylko niewinnie się uśmiechnął i lekko skinął głową. Najwyraźniej chciał, żebym spojrzał na lewo. Odwróciłem głowę w stronę, którą mi wskazywał i zobaczyłem jak Hayakawa-sensei uderza Shizuo książką w głowę. Ja najwyraźniej oberwałem tym samym.

Blondyn złapał się za głowę i nieco poderwał z ławki.

Nie wiem jak jemu, ale mi na szczęście sensei przywalił dość lekko. Shizuo pewnie też, ale najwyraźniej on bardziej się przestraszył.

- Moglibyście chociaż udawać, że nie bujacie w obłokach? – westchnął z lekkim zirytowaniem.

Shizuo tylko nieco spuścił głowę i z wyraźnym niezadowoleniem burknął ciche „przepraszam”. Ja natomiast lekko się uśmiechnąłem. Też przeprosiłem.

Hayakawa przez chwilę jeszcze na nas patrzył, wyraźnie nie wierząc w to, że jest nam przykro, po czym wywrócił oczami i wrócił do swojego biurka. Usiadł na krześle.

- Zawsze miałem was za tych nieco bardziej spostrzegawczych, głównie z uwagi na wasze zorientowanie w terenie podczas.. tych dziwnych wybryków rujnujących szkołę. Tak czy inaczej, jestem dość rozczarowany faktem, że żaden z was nie zauważył zapisanych na tablicy zadań – wskazał za siebie z wyraźnym zirytowaniem.

Zanim zdążyłem otworzyć podręcznik na odpowiedniej stronie, po klasie poniósł się dźwięk dzwonka na przerwę.

- Dokończcie w domu – powiedział do klasy Hayakawa, z lekkim zdziwieniem patrząc na zegarek.

Dość często tak było. Przez całą lekcje nie patrzył na zegarek, a kiedy zadawał coś uczniom, dziwił się, że to już koniec. Najwyraźniej jemu siedzenie tu z nami się nie dłużyło.

Lekko uniosłem w górę brew, gdy zobaczyłem, że blondyn przede mną wstaje z ławki. Hayakawa już wyszedł z klasy i tego nie widział, ale Shizuo dość szybko pakował książki do torby.

- Shizu-chan? Jest teraz pięciominutowa przerwa, wiesz? Nie zdążysz nawet kupić mleka, a co dopiero go wypić – zdziwiłem się, okrążając jego ławkę tak, aby móc na niego spojrzeć.

Mimo wszystko tego typu domysły nie miały sensu. Gdyby chciał iść coś sobie kupić, to nie musiałby się pakować. Mógłby zostawić plecak w klasie.

- No chyba, że bawisz się w wagary – uśmiechnąłem się, a on tylko spojrzał na mnie kątem oka.

- Kasuka jest w szpitalu – wyjaśnił mi szybko i zarzucił plecak na ramię.

Nieco szerzej otworzyłem ze zdziwienia oczy. Tego się nie spodziewałem.

- Do.. dostałeś telefon od rodziców?

Skinął głową i zaczął kierować się w stronę wyjścia z klasy. Bez zastanowienia też szybko wrzuciłem książki do swojego plecaka i poszedłem za nim. Obaj kompletnie ignorowaliśmy spojrzenia nielicznych zainteresowanych naszą ucieczką osób.

- Więc czemu nie poszedłeś od razu? Po co wróciłeś do klasy? – spytałem, idąc za nim do szatni.

- Dyrektor uparł się, że nie zwolni mnie na moją prośbę, bo rodzice go o to nie poprosili i odprowadził mnie pod samą klasę, żebym tylko nigdzie nie poszedł – prychnął, a na jego skroni wyraźnie pulsowała żyłka.

Głupi dyrektor. Kto normalny jest na tyle nierozważny, żeby z własnej woli wpisywać się na czarną listę Shizu-chana?

Noo… może ja.

- Czyli zapomnieli cię zwolnić? – nieco zmarszczyłem brwi.

- Bardziej jakby nie przewidzieli, że dyrektor okaże się być większym gnojem od ciebie – spojrzał na mnie kątem oka i lekko się uśmiechnął. Mimo wszystko zmarszczka nie znikała spomiędzy jego brwi, więc nie wyglądało to zbyt przyjaźnie.

- No a co się stało Kasuce?

Przez chwilę nie odpowiadał i otworzył swoją szafkę na buty. Ja też zmieniłem swoje, starając się je w miarę szybko zawiązać.

- Shizu-chan? – spytałem, patrząc na niego od dołu.

- Ma… rany cięte na całym ciele – zamknął oczy. Gdy to mówił, nagle zaczął robić wszystko znacznie wolniej niż przed chwilą. Wziął z szafki buty. – Znaleziono go nieprzytomnego w toalecie w szkole i podejrzewają, że to napaść, ale nawet nie zabrano mu pieniędzy, więc…

- Freddy – podsumowałem.

Shizuo nabrał do płuc powietrza, a gdy je wypuścił, jego oddech nieco zadrżał. Spojrzał na mnie z wyraźnym zmartwieniem w oczach i mruknął cicho – Oby nie.

12 komentarzy:

  1. BlackRockShooter.18 maja 2015 00:14

    Niee. .___. Wszyscy, tylko nie Kasuka. I nie Shizuo. Kadotę jeszcze mogę jakoś tam przeboleć, no dobra. Ale jeżeli Kasuce stanie się coś poważniejszego, będzie mi super-mega smutno. A tego nie chcesz, szefie. Poza tym, czuję się teraz zobowiązana obejrzeć wszystkie części ''Koszmaru...'' Chociaż trochę się boję Freddiego. Jest niewiele złych bohaterów, których bym się bała. Obecnie na myśl przychodzi mi ich trzech, a Freddy jest jednym z nich. Wracając do rozdziału: Twój Shizuo jest taki cudowny. Niby tutaj wkurw, chce wszystkim urwać głowy, ale jak przychodzi co do czego - martwi się. I Shinra <3 Kocham go za to, że jest takim troszeczkę głuptaskiem. Chociaż jest wyszkolony i w ogóle, ale kojarzy mi się z takim głuptaskiem. I generalnie to strasznie kocham to opowiadanie, bardziej niż dwa poprzednie. Bo w tym opowiadaniu widać, że twój styl się zmienił. Jest taki... Doroślejszy. Owszem, zmieniał się czasowo i tak dalej, ale tutaj bardzo to widać. Plus, nie jest to tylko Shizaya. To jest coś, co ma w sobie tajemnice, morderstwa i złe siły nadprzyrodzone. Gdybym mogłam wystawiłabym 9,5/10, To pół za krzywdzenie Kasuki ^.-
    Pozdrawiam i powodzenia w dalszej pracy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż mi się zrobiło żal Shizu-chana :( On tak kocha swojego braciszka, a ten ląduje w szpitalu przez tego Frediego >.< Na dodatek ten głupi dyrektor nie pozwala mu od razu iść do niego. Chętnie go skopie :p Co do Izayi to trochę mnie zdziwił swoim zachowaniem o.O Nie sądziłam, że się tak zdenerwuje na Shizusia... Mam nadzieję, że uda im się zabić Frediego :) Oby tylko Izaya przeżył, bo jak nie to cię znajdę i skopie tyłek >.< Będziesz odpowiedzialna za moją żałobę :p I bardzo chciałabym aby Izaya z Shizusiem się zeszli tak na poważnie :D

    Co do opowiadania to strasznie mi się podoba i już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów ^.^
    Pozdrawiam i weny życzę :@-}--

    P.S. Zapraszam do siebie
    my-little-world-of-fantasy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe, ciekawe. Czekam na kontynuacje. Weny

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam pomysłu na komentarz ._. A więc zostawie po sobie tylko jedno zdanie. Miszu mój MISZCZU! <3 N-No, zostaw Kasuke w spokoju ;^; ... I tyle... Nawet nie wiem co napisać, poprostu wbiło mnie w fotel/łóżko - whateva, nawet nie wiem na czym siedziałam XD Dobra kończe się ośmieszać, a ty zostaw mi Kasuke! C:
    ~Koneeeko

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedny Kasuka. Tak zabawnie zaczął się ten rozdział, a jego zakończenie takie niespodziewane. Ale przynajmniej wiadomo, czemu Izaya miał spokojną noc. Żal mi Shizu-chana. Mam tylko nadzieję, że Kasuka przeżyje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Japirtole, to opowiadanie jest świetne~! Nawet jeżeli Freddy jest na pierwszym planie, a nie jakiś wątek miłosny. Boziu, jak mi się to dobrze czyta, ale jak zabijesz Kasuke, to ja ci coś zrobię! Przyrzekam!
    Oh, tyle emołszyn, że ja nie wierze. Codziennie wchodzę i sprawdzam czy jest nowa notka xD

    Weny~!

    OdpowiedzUsuń
  7. O Boziu!! To jest świetne. Mogłabym to czytać bez przerwy, ale niestety muszem czekać, co w sumie jest jeszcze ciekawsze. ^~^ Wiesz, że nadmierna ilość buziek, świadczy o zaburzeniach psychicznych? ;-; Dobrze XD że :) ja ^^ ich :P nie :* nadużywam :3 prawda? :>
    Nie no, żartuje xd
    Pozdrawiam, życzę weny i czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  8. GENIALNE !!! Kocham, kocham, kkocham! Shinra rozwala mi system xd i to zdanie Izy do Shizuo i tym pieprzeniu :D najlepsze!
    Gorące pozdrowienia i duuuuuużooooo weny ~Midnight

    OdpowiedzUsuń
  9. WIEDZIAŁAM. JA TO PO PROSTU WIEDZIAŁAM.
    Jak tylko Shizu-chan został wezwany do dyrka, a potem wrócił z dziwnym wyrazem twarzy, w głowie zapaliła mi się lampeczka " Kasuka nie żyje". Ale zaraz potem.. " niee, jesli by nie żył, to Shizuś wypierdzielił by ze szkoły i niczym rakieta do niego pognał, a nue grzecznie wrócił do klasy." Więc, musi być w szpitalu! Jestem z siebie dumna ;-;

    Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie mam komputera od tamtego poniedziałku, ładowarka fona się zepsuła jeszcze wcześniej i dopiero dzisiaj kupiłam. Myślałam, że dostanę jakiejś cholernej palpitacji, bo niedziela, niedziela równa się opowiadanie na Twoim blogu, a ja nie mam dostępu do neta. I tylko dla tego przez te trzy dni prawie umierałam, a bynajmniej bardziej niż przez resztę tygodnia. W końcu przeczytałam to cudeńko i flaki wesoło skręcają mi się z radości. Kocham Cię za to, że prowadzisz tego bloga ;____; *wzruszenie* . Rozdział był świetny, ale ciągle jestem na cholernym głodzie. Więcej mi daj. Ciekawe co będzie dalej. Awwwww Shizu-chan, słodki potworku ♥ Przesyłam tony współczucia, przytulasów i wszystkiego co słodkie Izayi i Tobie ^^ *cmok* xd

    OdpowiedzUsuń
  11. Jaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak zwykle jestem zachwycona! Coś tak czułam, że spokojnie sobie prześpi w tym łóżeczku, zastanawia tylko czemu przy Shizuo mu się udało;) Te ich przepychanki! <3 Mrau! Boziu, biedny Kasuka, jego piękna mordka! Fajnie, że Izaya się zerwał razem z nim z lekcji. Co za pieprznięty dyro, ale to Japonia;p nie zdziwiłabym się, gdyby takie coś naprawdę miało miejsce.

    A tak przy okazji... (bo szukałam jakiegoś kontaktu do Ciebie, ale nie mogę znaleźć T^T) to mam taką sprawę, więc napiszę tu...
    Ponieważ, ja i moja grupa kochanych zjebów otwieramy bloga z tłumaczeniem doujinshi z różnych fandomów i chcemy na nim promować również opowiadania innych osób to mam pytanie: Czy mogłabym umieścić linki do Twoich? (Nie wyobrażam sobie, by mogło Cię w spisie zabraknąć^^) Oczywiście wszystko będzie opisane i przekierowane na Twojego bloga^^ Wszystkim zajmę się ja:)
    Blog jest jeszcze w budowie, będziemy go otwierać jakoś na wakacje, jak już większość rzeczy ogarniemy i damy też coś od siebie:) (zdobyć zgody na doujiny, potłumaczyć zagraniczne opka i te sprawy^^) No i oczywiście osobiście Cię poinformuję:)
    Byłoby nam bardzo miło, gdybyś wyraziła zgodę^^
    Jeśli masz jakieś wątpliwości czy chciałabyś o coś zapytać, to się nie krępuj^^ Jak coś, to moja poczta: vanilia-f@wp.pl i mam też gg:50048972 Czekam na odpowiedź:*

    OdpowiedzUsuń
  12. Wowowowowow...
    Czo ja tutaj widzę?! Zawsze musisz kończyć w takich momentach?!
    Ale podziwiam cię za świetny styl pisania i czekam
    na next ^.^
    Oby szybko...
    Aa... Izzy w Durarara tkwi od niedawna i trafiła na tłumaczone przez ciebie rozdziały ,,Pod powierzchnią“.
    1 raz w życiu płakałam przy czytaniu czegoś...
    Miszu, jesteś miszczem!

    OdpowiedzUsuń