Koszmar z Ikebukuro
"Każde miasto ma swoją ulicę Wiązów"
~cytat z Koszmar z Ulicy Wiązów 6
Rozdział 1
Wszystkie dni są podobne. Nawet jeśli wydarzy się coś ciekawego lub interesującego, to i tak po jakimś czasie o tym zapominamy. Jeśli naprawdę chcemy uciec od codzienności, musimy się ciągle rozwijać. Inaczej wszystkie te niezwykłe zdarzenia zespolą się z naszą nudną, szarą rutyną…
Tylko czy strach, kiedykolwiek stanie się czymś normalnym? Czy kiedykolwiek się do niego przyzwyczaimy? Czy strach też się rozwija? Podsycany przez nieograniczoną, ludzką wyobraźnie… z całą pewnością tak.
Kiedy wspominam swoje licealne życie, wiem, że jest ono przepełnione w większości dwoma emocjami – strachem i bezradnością . Nigdy bym nie powiedział, że mógłbym tak otwarcie się czegoś bać. Niestety ten strach był do tego stopnia obezwładniający, że nawet tak wspaniałe i dobrze mi znane uczucie jakim darzę całą ludzkość, nie pomogło.
Nie miałem problemu z przyznaniem się do strachu przed samym sobą. Kochając ludzi, nie byłem w stanie wyprzeć się czegoś, co te jednostki odczuwały prawie codziennie. Chciałem zaznać tych samych emocji, co oni, potrafić rozpoznać je wszystkie. Lecz mimo że nie wstydziłem się lęku przed samym sobą, to chciałem go ukryć przed innymi. Był czymś ludzkim, ale jednocześnie i żałosnym. To była słabość. Słabość, którą każdy mógł wykorzystać przeciwko mnie. Mój lęk był informacją przeznaczoną tylko i wyłącznie dla mnie, nikogo więcej.
Dopóki nie pojawiła się pewna osoba.
***
- Aaaaa!! – krzyknąłem, zrywając się do siadu.
Z szeroko otwartymi oczyma rozejrzałem się dookoła tylko po to, aby zrozumieć, że jestem w swoim łóżku. Bezpieczny i w jednym kawałku. Uspokoiłem swój oddech i otarłem z czoła krople potu, czując jak bicie mojego serca powoli wraca do normy. Na moment schowałem rozgrzaną twarz w swoich chłodnych dłoniach, delikatnie przecierając przy tym powieki. Nie pamiętałem, co mi się śniło, ale stan w jakim obecnie się znajdowałem utwierdzał mnie tylko w przekonaniu, że to może nawet i lepiej. Rozejrzałem się po pokoju.
Sny z pewnością były czymś dziwnym, a także ciekawym i ekscytującym. Jednakże potrafiły też być przerażająco realistyczne – i to właśnie było w nich najgorsze. Mimo wszystko były one kolejnym powodem, dla którego ludzki umysł stawał się bardziej wyjątkowy. Sama zdolność śnienia, której nikt nie potrafił wyjaśnić bez przytaczania hipotez sprawiała, że ludzie stawali się barwniejsi. Co tak naprawdę obrazowały sny? Pragnienia? Obawy? Żądze? Jeśli tak, to co z tymi niepoukładanymi sennymi marzeniami o bzdurach, które nie mają sensu? Kolejna niewyjaśniona zagadka, jaką kryli w sobie ludzie.
Uśmiechnąłem się lekko i mimo że przed chwilą śnił mi się koszmar, to byłem pewien, że ten dzień będzie wspaniały jak każde inne – a może nawet i lepszy. W moim przypadku koszmar był tylko pocieszeniem. To tak samo jak z niefortunnymi zdarzeniami, prawda? Przynajmniej miałem pewność, że już nic gorszego mnie dziś nie spotka. Chociaż kto wie? Może ktoś lub coś – a w szczególności pewien nieprzewidywalny idiota – mnie zaskoczy?
Powoli wstałem z łóżka i po przeciągnięciu się, otworzyłem szafę. Wyciągnąłem z niej wiszący na wieszaku czarny mundurek. Wyprasowany i idealnie przygotowany do pierwszego dnia szkoły. Trochę nieciekawy znak, aby zaczynać tak ważny dzień koszmarem, ale mówi się trudno. Po ubraniu się, zszedłem na dół, po drodze wyczuwając zapach naleśników. Mama robiła śniadanie.
- Jakieś ekscytujące sny? – zapytał tata, gdy pojawiłem się w kuchni. Siedział przy stole, pijąc kawę i właściwie to nie robił niczego więcej.
- Ładna, naga dziewczyna w moim łóżku z nożem w ręku chciała nieco za bardzo mnie zadowolić – powiedziałem z asymetrycznym, ale mimo wszystko łagodnym i rozbawionym, uśmiechem. Właśnie nalewałem sobie do kubka gorącej kawy i prawdopodobnie tylko dlatego, stojąca obok mnie mama nie szturchnęła mnie ramieniem.
- Jak dziewczyna może zadowolić chłopca, Iza-nii? – zapytała siedząca przy stole Mairu, podając siostrze różowy kubeczek z mlekiem i ciasteczka.
- Zadowolić… Aobę? – powiedziała cicho Kururi. Usłyszałem jedynie jej głos, ponieważ odwróciłem się akurat tyłem, żeby zamknąć szafkę.
- Upiecz Aobie ciasteczka, będzie wniebowzięty – rzuciłem, widząc niezadowolone spojrzenie mamy. Jak to rodzic, nie lubiła, kiedy mówiłem o niestosownych rzeczach i dziewczynki to podłapywały. – Żadnych noży i nagości w łóżku – dodałem po chwili z uśmiechem, a wtedy mama pogroziła mi trzymanym przez siebie nożem, którym właśnie smarowała naleśniki.
Zaśmiałem się i odsunąłem od niej, a kiedy dziewczynki zaczęły rozmawiać o ciasteczkach, odezwałem się nieco ciszej – No przecież wiesz, że żartuję.
- Ale one są małe i o tym nie wiedzą. Zresztą i tak masz u nich większy autorytet niż my, co jest dość wkurzające – powiedziała.
Dopiłem swoją kawę do końca.
- Ja przynajmniej wiem, komu się podlizywać – mówiąc to, cicho się zaśmiałem. – To już lecę~
Zadowolony wziąłem swój plecak i bentou od mamy, po czym pomaszerowałem w stronę wyjścia. Powolutku zmierzałem w stronę szkoły, nigdzie się nie spieszyłem. Miałem jeszcze czas. Gdy byłem już dość blisko swojego celu, spotkałem Kadotę.
- Dotachin~! – wykrzyknąłem, machając do niego.
Ten tylko na chwilę odwrócił się w moją stronę i burknął – Nie nazywaj mnie Dotachin.
- No weź, nie bądź jak Shizu-chan – zaśmiałem się. – Nie rozumiem, czemu wy wszyscy nie lubicie zdrobnień? – westchnąłem, idąc za nim do klasy.
- Shinra chciał, żebyś jakieś mu wymyślił – powiedział znudzony i gdy trochę go wyprzedziłem, zorientowałem się, że trzyma w dłoniach książkę.
- Jemu nie~! – uśmiechnąłem się złośliwie i zabrałem Kadocie jego lekturę. – Daję zdrobnienia tylko tym, którzy ich nie tolerują… - dokończyłem, ale w tej chwili byłem bardziej wciągnięty w treść tego, co czytał mój przyjaciel. – Edgar Allan Poe? Dotachin, nie wiedziałem, że gustujesz w tego typu rzeczach – powiedziałem zaciekawiony, nadal kartkując książkę. – Nie boisz się zasnąć po tak niesamowitych wrażeniach? – pomachałem mu książką przed nosem i rzuciłem ją w jego stronę. Gdyby jej w porę nie złapał, spadłaby na ziemię.
- Powiedział ten z ogromnymi workami pod oczami – westchnął, nie komentując mojego poszanowania dla cudzej własności. – Pospiesz się, bo się spóźnimy.
Kiedy weszliśmy do sali, szybko rozejrzałem się dookoła. Shizu-chan siedział w swojej ławce, a nad nim wisiał Shinra, który prawdopodobnie znowu marudził coś o tym, jak to Celty go odtrąca. Zabawne, że musiał się zakochać akurat w bezgłowej kobiecie. Ciekawe jak on sobie wyobrażał ich przyszłość? Co za rzadka i wyjątkowa naiwność… niewielu wierzyłoby w powodzenie takiego związku.
Kiedy tylko blondyn lekko uniósł głowę, po klasie poniósł się dźwięk łamanego ołówka. Uczniowie w pomieszczeniu natychmiast zamarli, a wszelkie szepty ucichły. To się działo każdego dnia, gdy tylko wchodziłem do klasy. Mierzyliśmy się wzrokiem, przez moment wymieniając się chłodnymi spojrzeniami, a następnie siadałem w swojej ławce, tuż za nim. Dokładnie widziałem jak na każdej lekcji co pięć minut spoglądał na mnie kątem oka. Nigdy nie mógł się skupić na temacie zajęć, ponieważ cały czas dekoncentrowała go moja obecność. Bawiło mnie to – to jak uprzykrzałem mu życie zwykłym siedzeniem za nim. Jego oceny się pogarszały i pogarszały, biedak – jak to mówili o nim inni – wynosił z lekcji jak najmniej, a wszystko to wyłącznie moja wina. Nie mogłem nic na to poradzić. To naprawdę mnie bawiło. Arogancki uśmiech wkradł się na moje usta, a wyraz twarzy wyrażał czyste zadowolenie. Mimo wszystko wiedziałem, że Shizuo nie był głupi. Jego oceny tak drastycznie spadły tylko i wyłącznie przeze mnie. Kiedyś zakradłem się do archiwum i wygrzebałem stare świadectwo Heiwajimy – jeszcze z gimnazjum – jego oceny były o niebo lepsze niż teraz. To tylko dodatkowo go irytowało, a mnie satysfakcjonowało.
Kadota siedzący obok mnie tylko westchnął i wrócił do czytania książki, którą cały czas chował pod ławką.
W końcu usłyszeliśmy dzwonek na przerwę obiadową. Mimo to nikt nie wstawał z miejsca. Wszyscy czekali. Czekali, aż Shizuo wybuchnie. Czekali, aż wstanie i zacznie mnie gonić. Czekali, aż wybiegniemy z klasy. Taka była kolej rzeczy. Najpierw wstajemy my, a potem oni. Nigdy nie było inaczej.
Czułem się wtedy jak Bóg. Jak gdybym był ponad ten cały motłoch. Niestety Shizuo też miał w tym swój udział i wcale mnie to nie cieszyło.
- IZAAAYAAA!! – krzyczał, biegnąc za mną, a ja tylko truchtałem kilkanaście metrów przed nim i rozkoszowałem się wiatrem wiejącym mi w twarz.
W końcu blondyn zrezygnował z wyrywania przypadkowych obiektów, przez co byłem zmuszony przyspieszyć. Biegłem i biegłem, aż wreszcie mi się znudziło. W końcu to przerwa obiadowa. Musiałem zjeść swoje bentou. Szybko skręciłem w bok, w miejsce gdzie zbierali się nieliczni palacze i ćpuny z tej szkoły. Na ziemi znajdowało się kilka popękanych butelek, ale ominąłem je i schowałem się za niskim murkiem, chcąc chwilę odpocząć. Wychyliłem się lekko zza ukrycia i zobaczyłem grupkę palących trzecioklasistów.
- Tak to było straszne… - powiedziała cicho wymalowana brązowowłosa z niebieskimi pasemkami.
- A ta jego poparzona twarz – zaśmiał się cierpko blady jak ściana szatyn i zaciągnął się dymem.
- Nawet mi o tym nie przypominaj! – jego przedmówczyni cała się wzdrygnęła.
- A co? Boisz się, że przyjdzie do ciebie w nocy i pobawi się twoją piżamką? – zaśmiał się typowy dresiarz, który nawet nie miał na sobie mundurka i chapnął na nią palcami.
Chyba był ich dilerem. Czyli to co palili nie było papierosami…
- Te szpony były nawet gorsze! – pisnęła, odsuwając od siebie jego dłoń. – I przestań sobie żartować, ty go nie widziałeś, więc nie wiesz jak bardzo jest straszny!
Z całkiem niedaleka dało się słyszeć wkurzony ryk Shizuo – dopiero teraz zorientował się, że mnie zgubił? Zdusiłem w sobie śmiech, lecz gdy grupka ćpunów odwróciła się w moją stronę, szybko się schowałem. Nie wiedziałem po co się im dłużej przysłuchiwać. Narkomani, nigdy nie byli wiarygodnym źródłem informacji. Nie miałem czasu, ani ochoty na słuchanie o ich "przerażających" halucynacjach.
Niezbyt zadowolony wróciłem do klasy i dosiadłem się do Kadoty. Wyciągnąłem z plecaka bentou.
***
- Więc? – zapytałem, uśmiechając się perliście.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech. Niezauważalnie przysunęła się bliżej i spojrzała mi w oczy, lekko spuszczając wzrok w dół, a później znów spojrzała w górę, uroczo trzepocząc przy tym rzęsami. Trochę za oczywisty gest. Chciała, żebym ją pocałował.
Spojrzałem na nią z odrobinką uwodzicielskości, ale też i dyskrecji. Nie wykładałem wszystkich kart na stół. Chciałem, aby trwała w niepewności i nadal się rumieniła. Mimo swoich upodobań co do manipulacji i owijania sobie ludzi wokół palca, nie mogłem zapominać o innych moich potrzebach.
Te pełne, brzoskwiniowe usta, wydawały się być, aż nazbyt kuszące… Delikatnie złapałem ją za podbródek i przyciągnąłem do siebie, a gdy ją pocałowałem, spod na wpół przymkniętych powiek dostrzegłem, jak jej oczy szeroko się otwierają, prawdopodobnie z niedowierzania i zaskoczenia. Nasze usta jedynie się musnęły, odsunąłem się o milimetr, tylko po to, aby później ująć jej miękką wargę między swoje własne. Niepewnie odwzajemniła pieszczotę, a jej drżąca dłoń powędrowała na mój policzek, lekko go gładząc. Do naszych uszu dobiegało ciche cmokanie, lecz kiedy chciałem przejść do rzeczy i zacząłem wsuwać dłoń pod jej spódniczkę oraz język do jej buzi, poczułem mocne uderzenie w tył głowy.
- Biblioteka to nie hotel dla zakochanych, Orihara-kun! – warknęła bibliotekarka, którą znałem, aż za dobrze.
Pogładziłem się po obolałej głowie. Nie mogła mnie bić lżejszą książką?
Z pewnością usłyszało ją pół biblioteki, ale jakoś mnie to nie interesowało. Byłem zbyt zadowolony z tego, że posiadaczka kuszących ust, szalenie się rumieniła i nadal się uśmiechałem. Korzystając z tego, że moja ręka nadal znajdowała się w dość nieprzyzwoitym miejscu, wsunąłem za gumkę od jej majtek małą karteczkę z moim numerem telefonu. Jakoś wcale nie przeszkadzało mi to, że nawet nie znałem jej imienia.
- Orihara, nie chcę więcej cię tu widzieć, do dyrektora! – warknęła, podczas gdy ja lekko pchnąłem dziewczynę za siebie na znak, aby sobie poszła i uniknęła dalszych kłopotów.
- Nanari-san, nie ma co się denerwować – uśmiechnąłem się. – Z całą pewnością wie pani jak to jest. Licealiści tak już mają – mówiłem o wiele ciszej, niż ona, dbając o to, aby nikt inny mnie nie usłyszał. – To taki wiek. Ta silna potrzeba bliskości drugiego człowieka… Na pewno wie pani o co mi chodzi – mruknąłem.
Nawet nie starałem się zabrzmieć przekonująco, jedynie się na nią patrzyłem i mówiłem to, co chciałaby usłyszeć. Wiedziałem o tej kobiecie wystarczająco dużo, aby móc ją sobie okręcić wokół palca. Samotna, oczytana romantyczka, wierząca w prawdziwą miłość – więcej informacji nie potrzebowałem. Wystarczyło kilka słów z pozornie głębokim znaczeniem, a ona od razu zmieniała nastawienie.
- O-ostatni raz… i żeby to było jasne – wymamrotała i zarumieniona odeszła, z trudem odrywając ode mnie wzrok.
I tak oto coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że spojrzenie może nie tylko zabijać.
Wyszedłem z pomiędzy regałów, zaraz za Nanari i pierwszym co rzuciło mi się w oczy były dwie postaci siedzące przy dużym stole, otoczone górą książek. Shinra i Shizuo patrzyli na mnie z lekkim osłupieniem. Chwilę późnej okularnik pokazał mi uniesionego w górę kciuka i puścił oczko. A Shizuo? On tylko zgniótł kolejny ołówek i wrócił do książek. Cóż, wyglądało na to, że postanowił zrobić coś ze swoimi ocenami. Ciekawe jak zmusił Shinrę do pomocy? Może go zastraszył?
Zaśmiałem się cicho i wyszedłem z biblioteki, zastanawiając się czy uda mi się jeszcze znaleźć… Ją.
Szkoda, że nie spytałem o imię.
Tak czy inaczej, biorąc pod uwagę jej nieśmiałość i tak pewnie nie zadzwoni. Oparłem się o ścianę. Dlatego właśnie wolałem dziewczyny z charakterem. Te wstydliwe nigdy nie działały zgodnie z planem.
- Nie zadzwoni… - westchnąłem rozbawiony.
A zaczęło się od zwykłej rozmowy o książce…
Chwilę później zobaczyłem, jak wychodzi z toalety i ze zdziwieniem na twarzy patrzy na karteczkę ode mnie. To zdziwienie mówiło samo za siebie. Nie zorientowała się, kiedy ją wsuwałem. A więc może jednak…?
Poczułem jak w spodniach wibruję mi komórka i odebrałem ją, podchodząc do niej bliżej.
- Umm… h-halo? – spytała niepewnie, gdy odebrałem.
- Dzień dobry – odpowiedziałem do słuchawki i zaszedłem ją od tyłu, aby potem postukać ją w ramię.
Podskoczyła zaskoczona, upuszczając telefon, ale w porę go złapałem. Lekko się zarumieniła i wzięła go ode mnie, cicho dziękując. Tak… te nieśmiałe też coś w sobie miały.
Rozłączyłem się i schowałem własną komórkę z powrotem do kieszeni.
- Przepraszam, że poprzednio się odpowiednio nie przedstawiłem – uśmiechnąłem się, tak jak wcześniej i podałem jej dłoń. – Nazywam się Orihara Izaya, a ty jesteś…?
- Aka… Hayata Aka – lekko ją uścisnęła.
- Więc Aka-chan… przepraszam za to, co się przed chwilą stało – zaśmiałem się, udając zakłopotanego. – Co byś powiedziała, gdybym w ramach przeprosin zaprosił cię na sushi? Lubisz może ootoro?
Nie skupiałem się na tym co mówiłem. Bardziej interesowało mnie to, żeby nie odrywać wzroku od jej oczu.
- …co? – wymamrotała, zupełnie jakby myślała o niebieskich migdałach.
- Sushi? – powtórzyłem rozbawiony.
- Och, tak! Jasne, byłoby miło – powiedziała szybko i trochę za głośno. Denerwowała się.
***
Obudziłem się w środku nocy, czując dziwne gorąco i suchość w gardle. Niechętnie wygramoliłem się z łóżka i powlokłem się do kuchni, aby wziąć sobie coś do picia. Sięgnąłem z lodówki butelkę z wodą i zacząłem pić, myśląc o mojej nowej znajomej.
Była naprawdę ładna i, gdy trochę popytałem, dowiedziałem się, że też mądra. Nie wyglądała na taką.
Piłem powoli, zadowolony z każdego chłodnego łyka, który gasił pragnienie, lecz po chwili woda nabrała dziwnego smaku i poczułem w ustach coś przypominającego żelkę. Odsunąłem od siebie butelkę i spojrzałem na jej zawartość. W środku pływały dżdżownice…
Szybko podbiegłem do umywalki i wyplułem wszystko, co miałem w buzi.
Skąd się wzięły w wodzie dżdżownice?! Kiedy odkręcałem butelkę, ich tam nie było.
Czułem, jak kręci mi się w głowie. Butelka spadła na ziemię, woda się rozlała, a ja nadal płukałem usta. Zrobiłem to chyba z pięć razy, aby mieć pewność, że w mojej buzi nie zostało nic z tej ohydnej oślizgłości. Rozejrzałem się dookoła.
- Mairu, Kururi… wy, podłe szczeniaki! – warknąłem, gotów je zamordować.
Chwilę później usłyszałem niosący się echem po domu szaleńczy śmiech, bardziej właściwie przypominający rechot.
- Śmieszne.
Wywróciłem oczami.
- Też wam nagram coś takiego i będę puszczał na dobranoc – uśmiechnąłem się złośliwie i zacząłem spacerować do kuchni, aby zlokalizować ukryte urządzenie, które wydawało z siebie ten denerwujący odgłos.
Niestety im gorliwiej szukałem, tym bardziej śmiech się nasilał. Zwielokrotniał się i wiele głosów nachodziło na siebie. Opadłem na ziemię, zaczynając się kulić i szybko zakryłem uszy dłońmi. Śmiech był nie do wytrzymania i jakby wwiercał mi się w mózg. Bolało, cholernie bolało.
- A niech was szlag trafi, wy potwory! – krzyknąłem, nadal oszołomiony częstotliwością tego dźwięku.
Gdy w końcu nie mogłem już wytrzymać, śmiech ucichł. W jednej sekundzie kuchnia pogrążyła się w przerażającej ciszy, a ja nadal kuliłem się, leżąc na ziemi. Ciężko dyszałem, a serce waliło mi jak oszalałe. Nie wiedziałem co się przed chwilą stało. Dwie małe dziewczynki nie były w stanie zrobić czegoś takiego.
Z trudem uniosłem się na nogi, niebezpiecznie się przy tym chwiejąc i podtrzymując się blatu, rozejrzałem się dookoła.
Dżdżownice wypełzły z butelki i mimo że przedtem było ich tylko kilka, to teraz zakrywały prawie całą podłogę. A ja byłem boso… szybko wdrapałem się na blat kuchenny i ponownie rozejrzałem się dookoła.
- Co do…
W progu kuchni stał mężczyzna. Miał na sobie brązowy kapelusz oraz czerwono-zielony, brudny i lekko osmolony sweter w poziome paski – lecz nie to przykuło moją uwagę. Uśmiechał się szaleńczo, a jego pomarszczona twarz wyglądała tak, jak gdyby cudem uratowano go z jakiegoś pożaru. Pomachał do mnie, powoli zginając palce – jeden po drugim. Na końcu każdego z tych palców znajdował się nóż.
- Izaayaaa… - wypowiedział spokojnie moje imię, przeciągając samogłoski i zaczął podchodzić bliżej, po drodze rozdeptując wijące się dżdżownice.
Z każdym jego krokiem słyszałem nieprzyjemny i obrzydzający dźwięk, gdy miażdżył robaki swoimi podeszwami.
Nadal siedząc na blacie, w osłupieniu wlepiałem w niego wzrok.
Poparzona twarz i szpony… to o nim mówili…?
Mimo wszystko starałem się nie okazywać kłębiących się we mnie emocji. Byłem przerażony, zafascynowany i… żądny brakujących informacji.
- Pobaw się z Freddym~! – zaśmiał się cicho i wtedy byłem już pewien, ten szaleńczy śmiech z przed chwili należał do niego.
Podszedł bardzo blisko mnie, ale mimo że chciałem się odsunąć, to nie miałem jak. Z tej odległości byłem w stanie dostrzec, że jego noże są przeczepione do pewnego rodzaju rękawicy, a spod ochłapów skóry, wyglądającej jakby zaraz miała spłynąć, mogłem zobaczyć jego kości policzkowe i żuchwę.
- Co? – wysapałem.
- Wiesz, Izaya? – powiedział, gładząc mnie po policzku jednym ze swoich ostrzy. – Nie jest trudno być martwym, jednak być zapomnianym, to jest skurwysyństwo – mruknął, nacinając lekko moją skórę.
Oddychałem jak po dwugodzinnej gonitwie z Shizuo i naprawdę się bałem. Starałem się jakoś szybko znaleźć wyjście z tej sytuacji. Nie nosiłem noża sprężynowego w spodniach od piżamy, a aby sięgnąć po ten kuchenny musiałbym mieć chyba metrowe ramię.
Czułem jak po policzku spływa mi stróżka krwi i ten cały Freddy przysunął się bliżej, zlizując ją ze mnie swoim ohydnym, na wpół zgniłym językiem. Śmierdziało tak bardzo, że naprawdę blisko mi było do puszczenia pawia. Mimo wszystko się nie ruszałem.
- Zapomnianym? – spytałem. Mój głos nawet nie zadrżał, co sprawiło, że zdziwiony mężczyzna się ode mnie odsunął.
- Dzieci przestają się bać i nikt we mnie nie wierzy – pokręcił głową najwyraźniej niezadowolony. – To naprawdę wkurwiające. Nie wiem jak Święty Mikołaj to znosi – zaczął się bawić moimi włosami, niestety nie robił tego palcami, do tego także używał dłoni z ostrzami. – Jesteś mądry, więc pewnie rozumiesz o co mi chodzi, prawda?
- Tak, to z pewnością naprawdę denerwujące… – przytaknąłem, nie dając po sobie niczego poznać. – Ale to wszystko przez media i telewizję, teraz już mało kto się boi – machnąłem ręką, posyłając mu dość złośliwy uśmiech.
Mimo że nie wiedziałem kim był, mimo że nie miałem pojęcia czego chciał. Mimo że nie miałem noża, a on miał ich, aż cztery… to i tak zgrywałem dupka. Po prostu nie potrafiłem ukrywać najważniejszej części mnie – nawet jeśli działała ona czasem na moją niekorzyść.
- Przestań pieprzyć! – warknął, przysuwając się jeszcze bliżej. Kapelusz spadł mu z głowy.
Wtedy właśnie zobaczyłem, jak z pod ochłapów skóry widać podziurawioną czaszkę, a z małych otworków wypełzały jakieś… żółte larwy. Smród gnijącej spalenizny, który od niego dochodził i ten ohydny widok, spowodowały, że nie potrafiłem już dłużej wytrzymać.
Uderzyła we mnie kolejna fala nudności. Korzystając z tego, że nadal siedziałem na blacie, nachyliłem się w prawo i zwymiotowałem do zlewu. Paliło mnie w gardle, zupełnie jakby ktoś jeździł gwoździami po moim przełyku. Nadal krztusząc się smrodem, ponownie lekceważąco na niego spojrzałem i otarłem usta skrawkiem rękawa.
- Widzę, że masz słaby żołądek, koleżko – ponownie zaczął się śmiać. – Ale może rozpocznijmy nasze przedstawienie~! – wykrzyknął, jak gdyby zapowiadał jakieś niezwykle ważne wydarzenie. – Panie i Panowie~! Spektakl się rozpoczyna! – wymruczał, ręką wskazując na czerwoną kurtynę.
Nie miałem najmniejszego pojęcia, skąd się ona wzięła w mojej kuchni, ale chwilę później poczułem naprawdę ostre ukłucie w przed ramieniu. Zaskoczony tym nagłym odczuciem, odwróciłem się w stronę parapetu, jednocześnie krzycząc z bólu.
Kaktus mojej mamy…
***
- AAAAAaaa!!
Po raz kolejny obudziłem się z krzykiem i niemalże natychmiast uderzyła we mnie ostra fala bólu. Nie mogąc wyrwać się z szoku w jakim się znajdowałem, szybko zerwałem się z łóżka, zupełnie jakby te dżdżownice i Freddy nadal tu byli.
- Izaya!?
Usłyszałem głos mojego taty i towarzyszące mu trzaśnięcie drzwiami.
- …Iz-Izaya? – w jego głosie usłyszałem nutkę zmartwienia. – Izaya, wszystko w porządku?
Gdy tylko wszedł do pokoju, opamiętałem się i przestałem szamotać, ale później zorientowałem się w jakim byłem stanie. Spoglądałem to na niego, to na bałagan dookoła mnie.
W moim przedramieniu znajdowało się kilka igieł z kaktusa i czułem jak po policzku spływa mi krew, a pościel była ufajdana rzygami.
O co w tym wszystkim chodziło?
Nadal oszołomiony spoglądałem to na ojca, to na siebie, ale nie potrafiłem znaleźć żadnego logicznego wyjaśnienia. Nic nie miało dla mnie sensu.
Szybko schowałem rękę za plecy, aby nie zauważył tego, co najtrudniej było wytłumaczyć.
- Masz rozcięty policzek – powiedział, wskazując na moją ranę.
- Najwyraźniej podrapałem się przez sen… sorki, że cię obudziłem.
- Musisz obciąć paznokcie… - westchnął ciężko. – i następnym razem nie jedz przed snem, od tego ma się takie dziwne sny i… – mruknął, kątem oka spoglądając na wymiociny. – i problemy z żołądkiem. Poradzisz sobie sam?
- Tak, tak… zmienię pościel i w ogóle. Możesz iść spać dalej – pokiwałem głową, patrząc jak odchodzi.
Odczekałem chwilę, aby mógł dojść do sypialni, po czym szybko też wyszedłem z pokoju i zbiegłem po schodach do kuchni. Zapaliłem światło i zamknąłem oczy, jakby w obawie, że zobaczę zwijające się na podłodze dżdżownice. Lekko uchyliłem jedną powiekę.
Nic.
Wszystko na swoim miejscu – tak jak powinno być. Tylko ten mały kaktus… był odrobinkę zgnieciony.
Otwierając drugie oko, zerknąłem na swoją rękę, która wciąż strasznie mnie bolała. Nadal czując się niepewnie w pomieszczeniu, w którym przed chwilą tyle się wydarzyło – albo nic się tu nie wydarzyło, tylko to ja zaczynałem bzikować – zacząłem szukać apteczki.
Gdy nakleiłem plaster na policzek i – wziętą z łazienki pęsetą mamy – powyciągałem z siebie igiełki kaktusa, zabrałem się za sprzątnięcie wymiocin i zmienienie pościeli. Następnie spojrzałem na swoją mokrą od potu piżamę i ją także zmieniłem.
Wykonując te wszystkie czynności, nie mogłem przestać zastanawiać się nad tym, co mnie spotkało.
Czyli to był sen? Od kiedy obrażenia ze snu pokrywały się z tymi w świecie realnym?
Siedząc na łóżku poczochrałem się po włosach. Mógłbym to wszystko sobie wytłumaczyć w ten sam sposób co mój tata, ale… ten kaktus… on wszystko komplikował.
Nie mogłem zasnąć. Mimo że zgasiłem światło i ułożyłem się pod kołdrą, to coś w mojej podświadomości mówiło mi, że jeśli znowu zasnę, to wszystko się powtórzy – a tego nie chciałem.
Leżałem na plecach, aż do białego rana i cały czas zastanawiałem się, o co mogło chodzić Freddiemu i kim on tak naprawdę był. Wytworem mojej wyobraźni? Jeśli tak, to czemu wiedzieli o nim tamci starsi uczniowie?
Leniwie spojrzałem na zegarek.
5:47
Uśmiechnąłem się do siebie cierpko. To był najbardziej realistyczny sen jaki kiedykolwiek miałem. Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, abym nie mógł zasnąć po jakimś koszmarze, a teraz… przeleżałem całą noc.
Odłożyłem telefon, na którym od dłuższego czasu grałem w grę, licząc na to, że może po jakimś czasie zrobię się śpiący. No, jednak granie w tetrisa w niczym mi nie pomogło.
Wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni zrobić sobie płatki. Za nieco ponad pół godziny pewnie wstanie mama i zacznie szykować dla nas bentou, a kiedy skończy, pójdzie obudzić bliźniaczki. Zanim wziąłem do rąk miskę i usiadłem z nią przy stole, jeszcze raz spojrzałem na kaktusa na parapecie. Wziąłem z szuflady łyżeczkę, nabrałem na nią trochę wody, a następnie go podlałem. Należała mu się w końcu mała nagroda.
Po tym jak zjadłem już płatki, poszedłem do łazienki wziąć prysznic, a kiedy – już wykąpany – wychodziłem z łazienki, wpadłem na mamę.
- Już nie śpisz? – zdziwiła się, przecierając oczy.
- Tak jakoś wyszło – wzruszyłem ramionami i posłałem jej nieco niezręczny uśmiech.
Później tego samego dnia, ale po szkole, poszedłem z Aką na sushi. Simon jak zwykle był dziwny, gdy mówił po japońsku, ale dziewczyny to nie zraziło. Usiedliśmy przy jednym ze stolików niedaleko okna i kontynuowaliśmy naszą wcześniejszą rozmowę. Nagle jednak Aka ucichła, ale mi to nie przeszkadzało. Nie można w końcu gadać przez cały czas, to też byłoby dość dziwne.
- Wyglądasz dzisiaj na zmęczonego – zauważyła.
Lekko się uśmiechnąłem, przyznając, że nienajlepiej dziś spałem.
- Ja też mam ostatnio problemy ze snem – powiedziała po chwili zawahania, powoli mieszając słomką w swojej coli. Oboje usłyszeliśmy cichy brzdęk, gdy kostki lody obiły się o wewnętrzne ścianki szklanki. – Czasem budzę się w środku nocy cała spocona i sama już nie wiem, co myśleć o swoich snach. Są dość dziwne. Mój młodszy brat też ma koszmary. Dziwne, co nie?
- Prawie jak jakaś zbiorowa psychoza – zaśmiałem się.
Też cicho się zaśmiała – No tak, ale nie mówmy już o przygnębiających rzeczach~ Powiedz, jakiej muzyki słuchasz?
Odpowiedziałem na jej pytanie, choć tak naprawdę to z chęcią kontynuowałbym temat snów. Chciałem wiedzieć czy ona też – tak samo jak ja oraz tamci starsi i ćpający uczniowie – widziała w którymś ze swoich snów tego poparzonego wariata w kapeluszu.
~~~~~~~~~
*cytat Freddiego z Freddy vs. Jason
Na starcie mówię, że nie uznaję Koszmaru z Ulicy Wiązów z 2010 roku. Wychowałam się ze świadomością, że przez wszystkie 6 części oraz przez Nowy Koszmar Wesa Cravena i Freddy vs. Jason - Freddy był psychopatą, kurwa, chorym na głowę, cudownym potworem i nieznającym granic dobrego smaku zabójcą, którego pociągały dzieci. Więc niech mi nikt nie wmawia, że to jakiś spedalony ogrodnik, którego źle osądzili, okej? w dodatku ten nowy Freddy wygląda jak Voldemort xDDD
Robert Englund to dla mnie jedyny Freddy *peace*
Oczywiście, jeśli sądzicie inaczej, to nikt was za to nie zabije, więc nie zabijajcie też mnie xD
I na koniec~~ mam nadzieję, że miło spędziliście Wielkanoc~
PS Ogromnie się cieszę, że podobał wam się ostatni rozdział wśto. Pobiliście rekord, w dniu zamieszczenia ostatniego rozdziału przybyło ponad 1000 wyświetleń! W jeden dzień o.o podziw, ludzie~ :D
W sumie wchodzę tu od jakiegoś czasu...dłuższego, przeczytałam większość twoich prac (o shizayi - nawet wampira XD) i nigdy nie skomentowałam. Czas zacząć.(wymagam tego, a tego nie robię XD) Wracając do wśto - genialne, chociaż żal mi trochę izayi - miałam nadzieję, że kiedyś odzyska wzrok. No ale genialne :D W ogóle kocham twoje pracę i pewnie to też mnie zachwyci. Póki co uważam to za interesujące i proszę o ciąg dalszy ^^. Nom...powodzenia i dużo weny - przydaje się ;D
OdpowiedzUsuń- Gupia ;-;
Ja tak samo. Nie komentuję, a przeczytałam wszystko co napisałaś i czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńWśto ujęłaś moje serce. Nie czytałam nigdy tak dobrego opowiadania. Fabuła, pokazane uczucia - dla mnie rewelacja naprawdę.
A co do nowego opowiadanka to również zapowiada się ciekawie, więc także będę czekać na więcej. :3 Izaya jaki wyrywacz.. xD Ubóstwiam ten moment, gdy wkłada jej tą karteczkę. XD
Wiem, że przez szkołę jest mniej wolnego czasu, dlatego, życzę Ci dużo weny i też tego czasu na pisanie kolejnych rozdziałów. ;3
Pewnie komentarz chaotyczny, no ale.. MIŁEGO DNIA ~!
Święta święta i po światach xD
OdpowiedzUsuńAch czekałam aż sie pojawi jakas notka <3 Genialnie piszesz ,zazdroszcze talentu :3 nie dziwie się ze masz tyle wyświetlenia w końcu jestes bogiem xD zapowiada sie kolejne fajne opowiadanie i mam nadzieję ze będzie równie zajebiste jak wśto a może nawet lepsze? Izaya i dziewczyna? Jestem zazdrosna ;_; xD Czekam na kolejny rozdział :3 życzę duuuuużo weny ;*
pozdrawiam ~AleksisAlone
Uwielbiam "Koszmar z Ulicy Wiązów"!!! Połączenie go z Drrr to niezły pomysł i wspaniale się zapowiada. Żal mi tylko trochę Izayi (zawsze mi go żal, jak coś mu się złego dzieje).
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się drugiego rozdziału.
Weny!
Ja!!!! Nowe opowiadanko! Jak zajebiście się zaczyna *.* Znowu jakieś horrory po których nie będę mogła spać xD ale co tam! W ogóle Izaya z rodzicami to taka dla mnie nowość:D Nigdy sobie nie mogłam tego jakoś wyobrazić, a tu wyszło tak fajne^^ No i pierwszy dzień szkoły i już zaliczona gonitwa <3 no żeby panowie jeszcze tak siebie zaliczyli to byłoby super;D No i gupol kurna gdzie paczy jak ma blondyna w bibliotece to jakieś dziunie wyrywa no co za, ja go znajde i mu wpierdole xD W ogóle to taki Izaya to też by mi w głowie zawrócił, oj zawrócił *q* lubię takie mezalianse, pisaj, ja cem wiedzieć co dalej! Wplecenie tutaj horroru to podejrzewam będzie super pomysł *.* Ten sen z robalami i o bleeeeeeeeeeeeeee jakbym wypiła dżdżownice to chyba bym umarła T^T Nie oglądałam tych fimów o których mówisz, ale może i dobrze, jeszcze bym na zawał padła xD mam słabe serce;D Cieszę się, że zaczęłaś coś nowego! Nie mogę się doczekać kontynuacji :3!
OdpowiedzUsuńNieźle się zapowiada Mishu ~ Jeżu borem szumiący, to tak dziwnie wrócić do fandomu....
OdpowiedzUsuńbtw, jakbyś była ciekawa - 10 rozdział Devil's Shadow już jest ^^
Genialne :) Ty to trafiasz w moje gusta. Rano zaglądam i nic nie ma, a teraz paczam i co ja widzę? Mojego Izę i jakiegoś psychopatę! NICE! Tyle się już zbieram za obejrzenie "Koszmaru..." ech trzeba się w końcu przełamać :/
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak sobie wczoraj myślałam, co by było gdyby połączyć Drrr! z fantasy albo hhorrorem. Miszu czytasz mi w myślach? :) fajnie się zapowiada ^.^ czekam na kolejne części! WENY! ~Midnight
Nieźle się zapowiada...nie powiem nie~
OdpowiedzUsuńChoć trochę to straszne, kiedy czytasz o 22 w całkiem ciemnym pokoju i to na telefonie °.°
Eh..nie mam siły na komentarz. Xc Powiem, że nie oglądałam, żadnego z tych filmów, ale ten 1 rozdział, bardzo mi się spodobał.
Pozdrawiam, wenu, powodzenia w sql i Oyasumi~
wowowow. podoba mi sie! czekam na wiecej!
OdpowiedzUsuńmoja pierwsza mysl przy scenie w kuchni? schizofrenia. okej.
Wow. Wow. Wow. Nie oglądałam żadnego filmu bo bywam na horrorach strachliwa (pffff ,,bywam" to mało powiedziane), ale takie opowiadania kocham <3. Świetnie Ci wyszło. Tak w ogóle to komentuję po raz pierwszy... Aż dziwne ^^.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Lin - chan ^^
o matko, o matko <3 strasznie już tęsknię za WŚTO (chociaż się dopiero przed chwilą skończyło), mam nadzieję, że tym cudem będziemy się cieszyć jak najdłużej C:
OdpowiedzUsuń"No, jednak granie w tetrisa w niczym mi nie pomogło." - urzekło mnie to, bo sama dzisiaj siedziałam od godziny 6 do 10 grając w tetrisa ;;
OdpowiedzUsuńPrzeklinam budzenie się wcześnie kiedy można spać tak długo! T^T
Nie oglądałam tego, bo cykam się przeraźliwie horrorów, ale na szczęście wiem kto to Freddy 8D
Zapowiada się tak fajnie *^* Czekam na więcej i życzę weny!
Jakiego ja miałam mad fucka kiedy sie skapnełam ze to przecież mowa o Freddym z Ulicy wiązów i linijke dalej zobaczyłam "pobaw się z Freddym" XDDDD Nieźle to wymyśliłaś hahah :) Świetny rozdział ^w^
OdpowiedzUsuńPierwszy rozdział bardzo ciekawy. Muszę się przyznać nie obejrzałam tego filmu (cykor że mnie, ogólnie nie lubię horrorów. Raz obejrzałam i nie spałam 2 dni -_-) lecę czytać dalej ( w nocy po ciemku :-[
OdpowiedzUsuń