Rozdział 24
- Najlepszym materiałem na
waifu jest Kobeni-chan.
- Kobeni-chan? Mashiro-tan
jest o wiele słodsza, Yumacchi!
- Ale za młoda na waifu.
- Przecież lubisz lolicon~
nie zaprzeczaj, za dobrze cię znam~!
- Lubię, lubię – zaśmiał
się – Tylko Kobeni-chan dobrze gotuje… dba o dom… jest śliczna, miła… moe… ma
duże cy-
- Yumasaki! – wydarł się w
końcu Togusa, mocniej zaciskając dłonie na kierownicy.
Miał zdecydowanie dość
paplaniny tej dwójki. W dodatku gdy siedzenie obok nie było zajęte przez
Kadotę, o wiele łatwiej się denerwował.
- Właśnie, Togusacchi~
daleko jeszcze? – spytała Erika, nagle zmieniając temat – Jeśli się spóźnimy,
zamkną sklep i nie będziemy mogli odebrać zamówienia.
- Jeszcze dwa skrzyżowania
– mruknął Saboro.
Chwilę później z ciężkim
westchnieniem zatrzymał się na czerwonym świetle. Gdyby tylko nie było dzisiaj
takich korków, już dawno miałby tę dwójkę z głowy.
***
- Ryugamine-kun?
- Mhm~
- Ale skąd on ma ten
adres? – Kyouhei zmarszczył brwi.
- Noo… wiesz, może na
takiego nie wygląda, ale niezły z niego haker~
Blondyn wziął do buzi kawałek
sushi z majonezem i o mały włos nie zwymiotował. Widząc jednak jak Simon
spogląda na niego kątem oka, przełknął wszystko i uśmiechnął się do Rosjanina,
z uśmiechem pokazując mu kciuk w górę. Musi sobie zapamiętać na przyszłość, aby
nigdy więcej nie zamiawać dania dnia.
Napił się soku, chcąc
jakoś wypłukać z ust nieprzyjemny smak.
- Ludzie naprawdę piszą na
czatach o takich rzeczach? – spytał Kadota.
Masaomi wzruszył ramionami
– Sam nie wiem, jak to działa. Wydaję mi się, że o ile diler nie jest na tyle głupi,
to jego klienci mogą to rozpowiadać między sobą.
Starszy chłopak skinął
głową i z zamyśleniem zaczął wpatrywać się w swoją zieloną herbatę. Westchnął
ciężko i podniósł wzrok na Kidę.
- Jeśli może z tego
wyniknąć coś tak poważnego, to chyba nie ma rady – powiedział w końcu – Trzeba
coś z tym zrobić.
- Problem w tym, że nie
mam ludzi. Umiem się bić, tylko sam sobie nie poradzę, a Mikado to jakby taka
ciapa trochę. Jest lepszy jeśli chodzi o planowanie.
- Kiedyś nie miałbyś tego
problemu.
Masaomi zmrużył oczy. Nie
lubił myśleć o tym, co było kiedyś.
- Pomożesz czy nie? –
postanowił przejść do rzeczy.
Kyouhei napił się herbaty,
najwyraźniej niezainteresowany jedzeniem, a następnie skinął głową.
Chwilę później Kida
podsunął mu średniej wielkości karteczkę. Kadota przeczytał znajdujący się na
niej adres.
***
-
Pururin~Purupururin~pururin~purupuru~pururin~
Togusa zacisnął dłonie na
kierownicy. Opening z anime, w którym była ta cała Mashiro-tan czy jak jej tam,
mógł jeszcze wytrzymać, ale Pururin za każdym razem doprowadzało go do szału.
Saboro zaczął niemalże świdrować wzrokiem czerwone światło na skrzyżowaniu i
aby się uspokoić, powoli odliczał sekundy.
Kadota z pewnością już
dawno jakoś by tę dwójkę uciszył, lecz Togusa nie dawał sobie rady.
- Wiem! Togusacchi, teraz
zaśpiewamy coś dla ciebie – odezwała się Erika.
- Marsz pogrzebowy?
- Nieeee, głuptasie~! Hijiribe Ruri!
Kiedy Togusa usłyszał to
nazwisko i imię, na jego twarzy natychmiast pojawiło się odprężenie i podziw.
Zupełnie jakby właśnie doznał objawienia. Po vanie poniosły się pierwsze wersy Rain Tears i Saboro doszedł do wniosku,
że może to nawet lepiej, że nie ma Kadoty, który uciszyłby tę dwójkę.
Mniej więcej wtedy, gdy
piosenka dobiegła do końca, dojechali na miejsce.
- Postarajcie się to w
miarę szybko załatwić, dobra?
Dwójka otaku skinęła
głowami i wyszła z vanu. Chwilę później dało się z niego słyszeć nieco
stłumiony rytm Rain Tears puszczanego
na głośnikach.
Walker i Erika powędrowali
w stronę swojego celu. Yumasaki oczywiście otworzył przed dziewczyną drzwi
wejściowe do sklepu, lekko się przy tym kłaniając, ponieważ wczoraj przegrał
zakład. W skrócie Walker miał się za karę zachowywać jak prawdziwy bish z mangi
shoujo. To nie tak, że Erika go wykorzystywała lub spełniała jakieś swoje chore
fantazje. Tym razem wyjątkowo tego nie robiła. Po prostu uważała to za słodkie,
gdy Yumacchi tak się starał.
Uśmiechnęła się lekko,
wchodząc do środka.
- Puk~puk~ - wyśpiewała,
rozglądając się dookoła.
- Yo! Karisawa-san, to co
zwykle? – stojący za ladą sklepu rudzielec pomachał jej na przywitanie.
Dziewczyna skinęła głową –
Też, ale przyszliśmy głównie po nasze zamówienie.
- Zamówienie?
- Potrzebujemy środka
usypiającego – sprecyzował Walker.
Wbrew pozorom tego typu
substancja dość często im się przydawała. Według Kadoty unieszkodliwianie
niebezpiecznych osób było lepsze od tortur z mang – a szkoda. Dotachin nawet
nie wiedział, ile go omijało. W końcu humanitarność jest nudna.
- Aaa, więc to dla was ta
paczka – uśmiechnął się rudzielec – Zaraz przyniosę – po powiedzeniu tego
zniknął za zapleczem.
Erika lekko uśmiechnęła
się do swojego przyjaciela.
- Maraton? – spytała,
lekko szturchając go łokciem i jednocześnie spoglądając przy tym w zupełnie innym kierunku.
Walker odwzajemnił
uśmiech, przez co jego oczy niemalże całkowicie zniknęły – Byle nie yaoi.
Dziewczyna zachichotała.
Jednak gdy tak patrzyła w
bok, coś przykuło jej uwagę. Jeden mały, niby nic nie znaczący detal. Zmrużyła
oczy i przyjrzała się nieco uważniej Znajomy breloczek zwisał z jednej z półek.
Breloczek, który sama zrobiła.
Podeszła nieco bliżej do
półki, z której on zwisał i stanęła na palcach. Doskonale pamiętała tę ozdobę.
Często dorabiała sobie na robieniu biżuterii, jednak te osiem białych kosteczek nadzianych na czerwony sznureczek miało dla niej dość spore znaczenie.
I ♥ H
U M A N S
Zmrużyła oczy. Mimo że
model telefonu się nie zgadzał, to Izaye widziała przecież dość dawno. Mógł od
tamtego czasu przecież zmienić komórkę.
- Yumacchi – pociągnęła
chłopaka za rękaw i skinieniem głowy wskazała mu na komórkę – Iza-Iza raczej
się z nią nie rozstaje, prawda?
***
Kyouhei jeszcze przez
chwilę wpatrywał się w kartkę z adresem. Z jakiegoś powodu brzmiał on znajomo.
- Kadota-san?
Zmarszczył brwi. Dlaczego
ten adres wydawał się tak bardzo znajomy? Togusa mu coś o nim chyba mówił.
- Kaaaadoootaaa-saaaan~? –
Masaomi, szturchnął starszego chłopaka pod stołem – Odpłynąłeś?
- Po prostu się
zastanawiam… chyba skądś znam ten adres. Mogę zadzwonić?
Kida wzruszył ramionami,
chcąc tym samym przekazać, że jest mu to obojętne.
***
- Tu jest! – zawołał
rudzielec, uśmiechając się nieco i położył paczkę na ladzie – Nie mogłem jej
znaleźć. Zapłacone z góry, tak? – spytał, sprawdzając w notesie.
- Mhm, z góry, z góry –
skinęła głową Erika – Swoją drogą, skąd masz ten breloczek? Strasznie mi się
podoba – uśmiechnęła się – Jest na sprzedaż?
- Ten… - chłopak jakby
automatycznie się spiął.
Walker i Erika wymienili
się krótkimi spojrzeniami.
- Wydaję mi się, że mogę
ci go dać za darmo – wzruszył ramionami – W końcu to nie tak, że mi się przyda
– uśmiechnął się lekko.
- O~ to super! –
dziewczyna klasnęła w dłonie i jej uśmiech się pogłębił – A! Słuchaj, mam też
taką sprawę, Ryuu-kun.
- O co chodzi?
- Właściciel breloczka też
ci się nie przyda~? Bo wiesz, ja bardzo chętnie go sobie wezmę – uśmiechnęła
się nieco mocniej.
Wyraz twarzy Ryuu na
moment się załamał. Wtedy Erika i Walker mieli już pewność, że coś jest nie
tak.
***
- Miałem tam podwieźć tę
dwójkę napaleńców, nie pamiętasz? – zdziwił się Togusa – Tak… mhm, czekam na nich.
Tak, są w środku… … …Co? Serio? – pomiędzy jego brwiami pojawiła się zmarszczka
– I co teraz? … to go spytaj – Saboro ciężko westchnął, wyglądając przez okno
samochodu na drzwi, za którymi znajdowali się obecnie Walker i Erika. Po usłyszeniu
odpowiedzi, burknął – Mam tak po pro-…
Wypowiedź Togusy przerwał stłumiony,
lecz bardzo charakterystyczny odgłos wystrzału. Gdyby Kadota wcześniej nie
zadzwonił i muzyka nie była ściszona, prawdopodobnie niczego by nie usłyszał.
- Oddzwonię później –
mruknął szybko i się rozłączył.
Normalnie pewnie nie
zostawiłby swojego vana w takiej nieciekawej okolicy, ale w obecnej sytuacji nie
miał innego wyboru. Wysiadł z auta i udał się w stronę sklepu będącego
przykrywką dla handlu narkotykami. Do niedawna nie miał pojęcia, że ta dwójka w
ogóle należała do Dollarsów i przemycała towar na taką skalę – uświadomił go
dopiero telefon sprzed kilku chwil.
Po wejściu do środka,
zobaczył leżącego niedaleko od lady nieprzytomnego chłopaka z rudymi włosami.
Nie pamiętał jak miał na imię, ale wydawał się znajomy.
Następną rzeczą jaką
uszłyszał, były podniesione głosy. Odgłosy bójki. Szybko pobiegł w tamtą stronę. Skierował się
na zaplecze, a następnie szybko wbiegł po schodach na górę. Drzwi do pierwszego
pokoju po prawej były otwarte na oścież i gdy tylko Saboro tam dotarł zobaczył
Erikę odciągającą jakiegoś gościa od Walkera, którego warga była rozcięta.
Wszystko działo się tak
cholernie szybko, że ledwo udało mu się zarejestrować dwójkę nieprzytomnych wrogów.
Nie zdążył się ruszyć choćby
o centymetr, ponieważ Erika szybko znokautowała napastnika kopniakiem w krocze.
Niby nic, ale jednak zawsze coś.
Ciemnowłosy natychmiast
zgiął się w pół i wtedy właśnie Walker zadał decydujący cios, uderzając go z
łokcia w tył głowy. Chłopak wylądował na – z jakiegoś powodu zarzyganej –
podłodze.
***
Każdy znał ten zapach,
jednak nikt jakoś szczególnie go nie lubił – zapach szpitala.
Pomiędzy brwiami leżącego
w łóżku bruneta pojawiła się drobna zmarszczka. Pikanie maszyny monitorującej
pracę serca jedynie pogłębiało jego ból głowy. Zupełnie jakby coś od środka
napierało na jego czaszkę i chciało ją przy tym rozsadzić.
Pikanie nieznacznie
przyspieszyło.
Z całą pewnością budzenie
się nie było tak przyjemne jak zasypianie. Może to właśnie dowód na to, że śmierć jest o wiele łatwiejsza?
Sam nie wiedział, ile
spał, ale oceniając po tym jak się czuł, prawdopodobnie pomagały mu w tym
jakieś leki. Był na tyle otępiały i obolały, że z trudem uniósł prawą dłoń na
kilka centymetrów. To wystarczyło, aby cienka rurka otarła się o jego
przedramię i tym samym uświadomiła mu, że najwyraźniej jest podłączony do
kroplówki. Izaya opuścił dłoń. Gdy to zrobił, poczuł ostre ukłucie bólu, które
pociągnęło się przez cały jego bark.
Pikanie przyspieszyło
nieco bardziej.
- Izaya?
Brunet sam nie był pewien,
czyj głos właśnie słyszy. Z całą pewnością był on znajomy, jednak przez
wszystkie leki krążące w jego żyłach o wiele wolniej kojarzył fakty.
Powoli otworzył oczy.
Niczego to nie zmieniło, po prostu chciał jakoś dać znać, że się obudził.
- Izaya… jak się czujesz?
- Ra-.... – odchrząknął,
gdy usłyszał jak bardzo zachrypły jest jego głos, po czym spróbował jeszcze raz
– raczej źle.
Po pokoju poniosło się
pełne podirytowania westchnienie – Nawet nie wiesz, jak bardzo mam ochotę cię skrzyczeć.
Izaya słabo się uśmiechnął
– Jak bardzo?
Uśmiech powoli zmył się z
twarzy bruneta i zastąpiło go zmęczenie. Naprawdę nie odpowiadał mu otępiały
stan, w jakim się znajdował, ale wyglądało na to, że nie miał w tym temacie nic
do gadania.
Lekarze go naćpali, więc
mówi się trudno – nie miał na to wpływu.
Naćpa… naćpali? Z czymś mu
się to kojarzyło…
- Shizu-chan?
- …nie – w głosie jego
rozmówcy wyraźnie słychać było zakłopotanie – Shizuo jest na innym oddziale.
- Więc z kim…? – brunet
nie dokończył. Wszystkie słowa mieszały mu się w głowie przez co z trudem
układał zdania.
- Kadota – chłopak mówiąc
to, lekko się uśmiechnął.
- Dotachin – Izaya
mruknął, nawet w swoim obecnym stanie nie zapominając o irytującej Kyoheia
ksywce.
Zabawne. Ciekawe czemu myślał,
że to Shizu-chan?
Kadota spojrzał na
leżącego w łóżku chłopaka. Wyglądał źle. Blady, wyraźnie rozkojarzony i
zdezorientowany. Jakby tego było mało znajdował się też pod wpływem silnych
leków przeciwbólowych.
- Wyglądasz jak gówno.
Izaya cicho się zaśmiał.
Mimo wszystko Kadota miał rację, ponieważ nawet samopoczucie bruneta pasowało
do tego określenia.
- Też miło cię widzieć,
Dotachin – mruknął sarkastycznie.
- Przecież ty nie widzisz.
- Oya, oya… - w głosie
Izayi wyraźnie słychać było zmęczenie – plotki roznoszą się zadziwiająco
szybko, nie sądzisz?
Kadota delikatnie się
uśmiechnął. Gdy tak patrzył na swojego leżącego w szpitalnym łóżku przyjaciela,
ogarniało go dziwne uczucie. Sam nie potrafił go opisać, ale z całą pewnością
było ono niecodzienne.
- Dotachin – Izaya znowu
powtórzył tę głupią ksywkę – Dotachin, gdzie Shizu-chan?
Wyraz twarzy członka
Dollarsów nieco się załamał. Głównie dlatego, że nie do końca wiedział, jak
odpowiedzieć. To było pytanie, którego akurat nie chciał usłyszeć.
- Shizu-chan… - powtórzył,
marszcząc przy tym brwi – Shizuo jest na Intensywnej Terapii.
Izaya zaśmiał się słabo –
A ja nie?
- Ty byłeś tam wczoraj –
Kyouhei ciężko westchnął, zastanawiając się, czy Orihara nie może być poważny
chociaż w takiej sytuacji.
Jednak mimo wszystko bicie
serca bruneta przyspieszyło – tego nie był w stanie ukryć. Nie rozumiał, czemu
tak się dzieje. Wcześniej myślał, że Shizuo nie żyje, więc po usłyszeniu tego
powinno mu ulżyć, prawda?
- Izaya?
Pomiędzy brwiami
informatora pojawiła się głęboka zmarszczka. Odkąd tylko się obudził miał
okropny ból głowy. Tak mocny, że równiedobrze mógłby puścić pawia. Trudno było
mu się skupić na rozmowie.
- Pójdziesz po lekarza? –
spytał – Boli mnie głowa.
- Jasne – Kadota skinął
głową i chwilę później wyszedł z pokoju.
Izaya czuł, że ma ciężkie
powieki, więc zamknął oczy i z wciąż nieznikającą z między brwi zmarszczką,
głośno przełknął ślinę. Było mu niedobrze.
Kiedy Kadota wrócił,
lekarz zadał Oriharze kilka pytań o samopoczucie. Nie owijał w bawełnę, czuł
się źle. Poprosił o leki przeciwbólowe, jednak doktor odmówił. Powiedział, że
Izaya jest już nafaszerowany wystarczającą ilością i nie mogą dać mu więcej.
Brunet zmrużył ze
zirytowania oczy. Gdyby był u Shinry, a nie w szpitalu, to Kishitani pewnie bez
większego problemu dałby mu jakieś proszki.
- Póki co najlepszym
lekarstwem będzie sen – podsumował lekarz.
Izaya skinął głową, nie
chcąc się wykłócać. Sprzeczka pewnie tylko pogłębiłaby to nieprzyjemne
pulsowanie w czaszce.
Po tym jak doktor wyszedł,
Kadota został jeszcze na jakiś czas. Nie trwało to jednak długo, ponieważ
wyraźnie widział, że Izaya ma w głowie zbyt duży mętlik na jakiekolwiek
rozmowy.
- Na razie, Dotachin –
mruknął cicho brunet, po tym jak Kyouhei powiedział, że chyba już sobie pójdzie.
W końcu Izaya i tak wyraźnie przysypiał i był zmęczony. Musiał odpoczywać i
odzyskać siły.
Brunet przykrył się nieco
bardziej kołdrą i zamknął oczy. Wolałby się przekręcić na bok, jednak rana
postrzałowa i różne kabelki, które do niego poprzypinano, mu na to nie pozwalały.
Dopiero jedną nogą będąc w krainie snów, uświadomił sobie, że zapomniał dokładniej spytać
Dotachina, co z Shizuo.
***
Następnego dnia przy boku śpiącego
bruneta stał Shinra i przyglądał mu się z zastanowieniem. Dowiedział się o
wszystkim od Kadoty. Naprawdę… czy zawsze gdy Shizuo i Izaya pojawiali się
gdzieś razem, to musiały z tego wynikać jakieś kłopoty? Kinshitani ciężko
westchnął i poprawił sobie okulary.
Jakiś czas później wyszedł
z pokoju. Odruchowo chciał schować dłonie w kieszeniach swojego fartucha,
jednak dopiero po chwili przypomniał sobie, że go na sobie nie ma. Przyzwyczajenia
trudno było wytępić, uśmiechnął się do siebie lekko, ale nie mógł przecież
paradować po szpitalu w kitlu lekarskim. Jeszcze by mu kazali kogoś leczyć albo
pozwali za podawanie się za lekarza. Głównie dlatego Shinra miał na sobie
beżowy golf. Normalnie pewnie jak zwykle założyłby koszulę i krawat, ale golf
był nowiutkim prezentem od Celty. W dodatku było dziś nieco zimno.
Zamiast do kieszeni kitla,
Shinra schował dłonie do kieszeni spodni i rozejrzał się dookoła. Nie do końca
wiedział gdzie iść. Z całą pewnością nie nadawałby się do pracy w szpitalu. Za
dużo tu wszędzie skrętów i zakrętów.
Kishitani podszedł do
znajdującego się na korytarzu okna i wyjrzał w dół, spoglądając na swoją czekającą
pod szpitalem miłość. Nie chcieli wpuścić Celty do środka z uwagi na jej kask. Z
jakiegoś powodu im się to nie podobało, choć chłopak nie do końca rozumiał,
czemu.
Gdy zobaczył, że
dziewczyna mu macha, jego uśmiech się pogłębił. Odmachał jej i chwilę później
zaczepił jedną z pielęgniarek. Po krótkiej rozmowie z nią wiedział już gdzie
iść.
***
- Niee, nie znowu… –
mruknął leniwie Izaya, czując, że ktoś bardzo delikatnie nim potrząsa i do
niego mówi. Kompletnie nie rozumiał, czemu te głupie pielęgniarki musiały go co
jakiś czas budzić tylko po to, aby zaraz potem znowu pozwolić mu zasnąć.
- Przepraszam, ale taka
jest procedura – westchnęła dziewczyna, już któryś raz przepraszająco się
uśmiechając. Jednak Izaya i tak tego nie widział, więc można uznać, że narażała
się na powstanie zmarszczek na próżno – Może pan spać dalej, jeśli…
- Nie, skoro i tak znowu
mnie pani obudzi, to chyba nie ma sensu – mruknął, prawą dłonią przecierając
sobie oczy. Zdążył już zapamiętać, że aby uniknąć bólu w barku, nie powinien
ruszać lewą.
- Jakiś czas temu miał pan
gościa.
- Gościa? – spytał.
Całe szczeście dzisiaj
czuł się już lepiej. Głowa nie bolała tak bardzo i nie chciało mu się
wymiotować, natomiast mówienie i układanie zdań też nie sprawiało dłużej
trudności. Oczywiście i tak nie było najlepiej, ale z całą pewnością wczoraj
czuł się gorzej.
- Tak, młody chłopak w
okularach. Pytał też o pana przyjaciela i chyba właśnie do niego poszedł.
- Shinra pytał o Shizuo?
Dziewczyna skinęła głową –
Tak, chyba właśnie tak się nazywał.
- A co z nim? – dopytał
brunet – Wszystko dobrze?
- Heiwajima-san jest w
śpiączce narkotykowej, – odpowiedziała spokojnie, specjalnym suwaczkiem nieco
spowalniając kapanie w kroplówce Izayi – ale jego stan jest stabilny.
- Śpiączce?
Skinęła głową – Po tak
dużej ilości narkotyków to niedziwne. Często mamy takie przypadki, jednak to
się raczej zdarza u z trudem odratowanych samobójców lub narkomanów.
Pomiędzy brwiami bruneta
pojawiła się zmarszczka. Shizuo był w śpiączce. Tak po prostu sobie przez ten
cały czas spał z prawdopodobnie najspokojniejszą miną, jaka kiedykolwiek malowała się na jego twarzy.
– No a… jakie są szanse na
to, że się obudzi? – spytał, wciąż nieco zaskoczony otrzymaną odpowiedzią.
- Jeśli chodzi o pobudkę w
przeciągu mniej więcej dwóch dni, to szanse są zerowe. Natomiast biorąc pod
uwagę dłuższy okres czasu… wciąż raczej niskie.
Izaya niepewnie skinął
głową.
Wyglądało na to, że jednak
nie zabił Shizuo. Po prostu obaj byli teraz równie bezużyteczni. Brunet cicho
się zaśmiał. Prawdę powiedziawszy to już jako małe dziecko często psuł swoje
ulubione zabawki. Problem tkwił tylko w tym, że często potem płakał, gdy nie
dało się ich naprawić.
~~~~~~~~~~~~~~~
Co za pechowy tydzień... mówię wam xD najpierw masa sprawdzianów i nauki, potem mój laptop pękł i tata musiał go kleić, co równało się z dwoma dniami bez używania go, potem jakiś sterownik mi się zjebał i musiałam robić windowsa na nowo, a do tego trzeba było zabezpieczyć dane z dysku C i musiałam coś zrobić z osiemdziesięcioma GB a nie dało się przerzucić na drugi dysk, bo miałam na nim tylko ileś tam mega wolnego xDD a dzisiaj już myślałam, że będę miała spokój~ jednak nie o^o choroba, lekarz, kolejki, zło. Tak czy inaczej, jakoś to zrobiłam, że podczas tego całego zamieszania w nielicznych wolnych chwilach udało mi się napisać rozdział xD dzisiaj tylko korekta ;) Mam nadzieję, że się podobało~
PS Wszyscy widzieli zwiastun Durarara!!x2 w wersji updated~? *W* jest na nim Shizuo i Kida [LINK]
PS Wszyscy widzieli zwiastun Durarara!!x2 w wersji updated~? *W* jest na nim Shizuo i Kida [LINK]
PPS Piosenka Pururin śpiewana przez Erikę już drugi raz w tym opowiadaniu jest z Welcome to the NHK, a Mashiro i Kobeni są z Mikakunin de Shinkoukei.
Wie~dzia~łam~! Wiedziałam, że
OdpowiedzUsuńMiszu jednak nie jesteś taka okrutna - choć może lepiej Cię jeszcze nie zapeszać,skoro nie wiadomo jak to zakończysz? c;
Rozdział cudowny, ale to raczej wiesz~. Czuję, że WŚTO zbliża się do końca i jest mi z tego powodu naprawdę przykro, ale co zrobię :c
Weny, czasu i takich tam,
~Shade
Ps. Liczę na mega słodki happy end xDD
Świetny rozdział. *^* Już nie mogę się doczekać następnego. x3 Mam nadzieję, że Shizuś się szybko obudzi. :)
OdpowiedzUsuńNie mam dzisiaj weny na pisanie komentarzy, więc na tym kończę. :)
Pozdrawiam~i kolorowych~
Ps. Ja wyudzacz komentarzy *^* tak, ja zapraszam na mojego bloga, również :)
Żyje, przynajmniej żyje. Kamień z serca, inaczej chyba bym Cię zamordowała. ;www;
OdpowiedzUsuńParę błędów wkradło się do tekstu, ale były bardzo nieistotne. Nie mogę się doczekać rozwiązania sprawy, stan Shizusia nie daje mi spokoju. uwu Weny i tak dalej.
Jednak wszystko z nimi dobrze, no prawie... Ale najważniejsze że ŻYJĄ~! ^^ Teraz tylko Shizu-chan się obudzi... Obudzi się, prawda? Tylko zajmie mu to troszkę czasu, Izaya wyzdrowieje i będzie go odwiedzał i w końcu Shizu się obudzi? (To tylko taka moja mała teoria) Weny życzę byś nas szybko uraczyła nastepnym rozdziałem~
OdpowiedzUsuńJa ne~
Ayame~
Aaaach~! Kocham <3 Wiedziałam, że Izaya z tego wyjdzie. Tylko co z Shizu-chanem? ;-;
OdpowiedzUsuńOni żyyyyyyyyyją!!!!!!!! Kocham Cię!
OdpowiedzUsuńCzemu dopiero teraz przeczytałam? O.o Koooocham! Izayasz się obudził...i na pewno zrobi coś, żeby Shizu też się obudził. Miłość i te sprawy XD Przepraszam, nie mam weny na dłuższy komentarz. Mogę tylko życzyć Ci weny, nie pękających laptopów i duuużo wolego czasu ^.^ Pozdrowionka!
OdpowiedzUsuńDark Night
Moh, moh, moh, żyją, jest dobrze... Ale znowu, Shizu~ Co on Ci takiego zrobił, że go tak męczysz? D: Biedactwo moje ;-;
OdpowiedzUsuńTo ja dokończę pewną wypowiedź ''duże cycki''. Ofkors, one są cholernie potrzebne, jak się już określa waifu D: Bez tego ani rusz!
Strasznie się cieszę, że wplotłaś jakieś trochę inne wydarzenie (połączone z głównym wątkiem) do opowiadania. Gdyby to było tylko patrzenie na świat Izaya - Shizuo - Izaya - Shziuo, to stałoby się to nudne i monotonne. Interesujące jest jak całkiem nie wplątani w sytuację ludzie, nagle się w niej znajdują. Taki smaczek jest niezły!
I love humans XD Moja koleżanka chciała sobie tak dekoracyjnie walnąć taki napis na koszulce. A ja miałam rzucić I hate violence .-. Do tej pory jednak nie wypaliło XDD
Zawsze miałam wrażenie, że banda otaku jest troszeczkę głupiutka. Może to dlatego, że rzadko kiedy widać ich w akcji? I to jest właśnie kolejny plus, że dałaś im pole do popisu :3
Dobra... Miszu, nie psuj Shizusia, bo Izaya będzie płakał, dobrze?
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału~ :3
Aaaach świetny rozdział kocham to!!! <3 <3 Mało twórczy komentarz, ale po prostu brakuje mi słów :D
OdpowiedzUsuńShizuo, otwórz te piękne ślepia. Nie czas na żarty. Otwieraj jeeee!
OdpowiedzUsuńMusisz się naprawić, bo będzie płacz T^T