W czasie czekania na to "olśnienie" wstawiam oneshota~:D Jak widzicie w tytule notki, nie jest napisane[Izaya x Roppi], tylko [Izaya + Roppi], co znaczy, że nie jest to paring, żeby nie było~! Chodzi bardziej o to, że obaj tu występują
Miłego czytania ;) a ja idę dalej maratonować Zankyou no Terror, bo zostały mi tylko 3 odcinki (ostatnio naprawdę podoba mi się zaliczanie serii w jeden dzień xD)
~~~~~~~~~~~~~~~~~
"O młodsze rodzeństwo trzeba dbać"
Zaśmiałem się do siebie, patrząc na swoją rękę. Głębokie
nacięcia na niezdrowo bladej skórze i spływająca do odpływu ciemno czerwona
krew. Żyletka w prawej ręce. Dość… drastyczny widok. Lekko pokręciłem głową,
odkładając ostre narzędzie i odkręciłem wodę w kranie, chcąc wszystko jakoś
wyczyścić.
Prawda jest taka, że spodziewałem się czegoś więcej.
Właściwie to spodziewałem się czegokolwiek,
ale oprócz pieczenia i bólu, nie poczułem żadnej ulgi, o której wszyscy mówili.
Czym to miało być? Odwróceniem uwagi od złego nastroju? No to najwyraźniej
trudno było mnie rozproszyć. Czułem się tak samo jak na początku – tyle, że
teraz miałem w łazience syf, który musiałem sprzątnąć i dodatkowo bolała mnie
ręka.
Ten ból i widok krwi nie był ulgą. Był jedynie dodatkowym
problemem, który jeszcze bardziej mnie irytował. Kolejne zmartwienie –
posprzątać, zająć się raną, żeby nie amputowano mi ręki i potem wymyślić sobie
jakąś wymówkę odnośnie tego, czemu mam zabandażowane przedramię. Westchnąłem,
spoglądając w lustro wiszące nad umywalką.
Upierdliwe. Prawdopodobnie poczułbym się lepiej, gdybym –
tak jak Shizuo – rozwalił coś, a nie siebie.
W dodatku prawda była taka, że nie miałem pojęcia, co zrobić
z tak głębokimi nacięciami. No co? Raczej w tym wypadku powinno się założyć
szwy, jednak ja nie miałem zielonego pojęcia, jak to się robi. No i nawet nie
miałem porządnej apteczki. Spojrzałem
znowu na swoją rękę. Mimo że przed chwilą ją opłukałem, to znowu była pokryta
krwią.
Westchnąłem, biorąc jeden z ręczników. Tak jak wszystkie
inne był biały. Nie ma szans, żeby później dało się sprać, ale mówi się trudno.
Przyłożyłem go do ran i mocno docisnąłem, udając się do kuchni. W szafce nad
lodówką, gdzie trzymałem lekarstwa(głównie tabletki przeciwbólowe i przeciwgorączkowe)
znalazłem bandaż oraz wodę utlenioną. Dobrze, że w ogóle miałem bandaż. Położyłem te dwie rzeczy na kuchennym blacie. Odsunąłem od ręki ręcznik i
polałem ją wodą utlenioną. Szczypało i spływało mi po ręce na blat, ale
nieważne. Później nie za dokładnie owinąłem rękę bandażem. Mówiąc „nie za
dokładnie”, mam na myśli to, że wszystko było zakryte, ale mógłbym to zrobić
lepiej. Tylko że mi się nie chciało. Ponadto przy odkładaniu wody utlenionej na
miejsce i wyrzucaniu ręcznika, uświadomiłem sobie, że pod bandaż powinienem był
podłożyć gazę, czy coś takiego, ale po pierwsze: było już na to za późno, a po
drugie: nie miałem gazy.
Na moim opatrunku dość szybko pojawiły się czerwone plamy.
Wytarłem blat i wziąłem z szafki tabletki przeciwbólowe. Połknąłem dwie. Tak na
wszelki wypadek, gdyby potem zaczęło boleć mocniej.
Rozejrzałem się dookoła, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
Wygląda na to, że po tym całym „zamieszaniu”, znowu wróciłem do punktu wyjścia.
Z ciężkim westchnieniem opadłem na kanapę, zasłaniając oczy niebolącym mnie
przedramieniem. Więc teraz, po tym żałosnym niewypale, czas na powrót do
rutyny. Nic nie robienie, praca, sen, nic nie robienie, praca, sen… i tak w
kółko do usranej śmierci.
Nie, żeby jakoś szczególnie fascynowała mnie taka kolej
rzeczy. Po prostu nie potrafiłem odnaleźć chociaż odrobiny… czegokolwiek w tym, co kiedyś robiłem. Wszystkie książki, piosenki i jakiekolwiek inne rzeczy, którymi mógłbym się
zająć, wydawały się być puste, pozbawione znaczenia, nie wywoływały we mnie
żadnych emocji. Były mi tak obojętne, że kompletnie nie miałem na nie ochoty.
Mogłem sobie wmawiać, że to wszystko nadal mnie interesowało, ale prawda była
taka, że miałem to kompletnie w dupie. Sama myśl o włączeniu muzyki
przyprawiała mnie o ból głowy, spojrzenie na szafkę z książkami sprawiało, że w
jednej chwili robiłem się śpiący, a telewizor właściwie mógłbym wyrzucić przez
okno. Tak czy inaczej, trzy opcje to i tak dość niewiele, ale co innego mogłem
robić?
Czym innym mógłbym się zająć, gdybym miał na to siłę?
Właśnie, gdybym miał siłę. Gdybym z jakiegoś nieznanego sobie powodu nie był
wyczerpany psychiczne, to z chęcią bym się za coś wziął. Wyszedłbym z domu i
poszedł… cholera wie gdzie, może na basen. Gdziekolwiek. Naprawdę bym chciał.
Przewróciłem się na bok, przodem do oparcia kanapy i po moim
ciele przeszedł chłodny dreszcz. Nie mam pojęcia czemu. Czułem ciepło w
okolicach nosa i oczy lekko zachodziły mi łzami. Tak czy inaczej, niezależnie
od tego, jak bym się nie starał i tak się nie rozpłaczę. Tak już po prostu
jest. W końcu nie można płakać, jeśli niczego się nie czuje, co nie?
Obezwładniająca pustka, która wszystko ze mnie wysysała. Zupełnie jakbym do
niczego się nie nadawał. Nie nadawał się do życia.
- I czego się znowu użalasz, głąbie – mruknąłem do siebie.
Powiedziałem to na głos tylko dlatego, że bezustanna cisza dookoła mnie
denerwowała. Cisza była… samotna. Jedynie przypominała mi o tym, że nikogo nie
miałem. Z większością osób nie potrafiłem się dogadać, a ci, z którymi nawet
lubiłem rozmawiać, nie mieli dla mnie czasu. Przypominali sobie o mnie głównie
wtedy, gdy czegoś chcieli.
Westchnąłem. Przez cały ten czas wpatrywałem się w oparcie
kanapy. Więc… jak długo jeszcze miałem zamiar tak leżeć? Lekko się uśmiechnąłem. Zabawne, jak często
zadawałem sobie to pytanie. Odpowiedź była zawsze taka sama – najdłużej jak się
da.
Powoli przeniosłem wzrok na swoje przedramię. Robienie tego
było głupotą, ale warto było spróbować. Jednak nie wiedziałem wtedy jeszcze, że
za niedługo cofnę te słowa.
Następnego dnia nawet nie tknąłem bandaża. Właściwie to
przez kilka dni jakby… zapomniałem o jego istnieniu. Oczywiście zapomnienie o
czymś takim, wydawało się być niemożliwym, ale po prostu nie miałem ochoty na
udanie się do apteki i kupienie jeszcze jednego bandaża. Nie miałem na to ani
ochoty, ani pieniędzy. Nie miałem nawet pieniędzy na jedzenie. Dlaczego? Bo
kilka dni przed zabawą z żyletką wszystko przepiłem.
Siedziałem właśnie w fotelu z podciągniętymi pod brodę
nogami i piłem wodę. Siedziałem tak dlatego, że dzięki temu mniej bolał mnie
brzuch. Jednak ręka, niezależnie od pozycji, wciąż bolała tak samo mocno. Nie
chciałem nawet odwijać bandażu, aby sprawdzić, co się z nią dzieję. Po prostu
nie chciałem. Wiedziałem, że zobaczę coś, co z pewnością mnie nie ucieszy, więc
udawałem, że problem nie istnieje i połknąłem tabletkę przeciwbólową. Opróżniłem szklankę do reszty i powstrzymałem w sobie chęć zajrzenia do
lodówki. Wiedziałem, że i tak niczego w niej nie znajdę.
Zastanowiłem się przez chwilę. Skąd wytrzasnąć jedzenie, gdy
nie ma się forsy? Żadna z opcji, które przychodziły mi do głowy mnie nie
zadowalała. Ułożyłem głowę na oparciu i trochę się przekręciłem w poszukiwaniu
wygodnej pozycji, po czym zamknąłem oczy w nadziei, że może zasnę. Co mnie
zaskoczyło, było dość wygodnie jak na fotel i udało mi się zdrzemnąć.
Obudziłem się kilka godzin później, głównie przez to jak
bardzo skręcało mi się w brzuchu. Wiedząc, że i tak nie mam nawet co myśleć o
jedzeniu do następnej wypłaty, spojrzałem na swoje wciąż bolące przedramię.
Nadal byłem zaspany i przez jakiś czas na wpół przytomnym wzrokiem przyglądałem
się brązowym i przesiąkniętym plamom krwi. W dzień zakładania opatrunku były
jeszcze czerwone.
Uśmiechnąłem się do siebie słabo. Nie pamiętam nawet, kiedy
ostatnio się kąpałem. Nic tylko śpię i chodzę do pracy.
Kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi, lekko uniosłem głowę i
zastanowiłem się, kto to może być. Na pewno nie komornik, bo na szczęście przed
przepiciem pieniędzy, zapłaciłem wszystkie rachunki. Powoli wstałem z fotela i
już miałem otworzyć, jednak przedtem założyłem na swoją bluzkę z krótkim
rękawem sweter. Wsunąłem go przez głowę i naciągnąłem rękawy na dłonie, aby
mieć pewność, że nie widać bandaża.
Kiedy otworzyłem drzwi, miałem ochotę ponownie je zamknąć,
jednak tego nie zrobiłem.
- Cześć, Roppi-kun – uśmiechnął się Izaya i o dziwo zrobił
to w dość przyjazny sposób.
- Cześć – powiedziałem cicho.
Nieszczególnie cieszył mnie jego widok. Nasze relacje były
dość skomplikowane.
- Chcesz rozmawiać tu? – zapytał miłym głosem.
Pokręciłem przecząco głową i otworzyłem szerzej drzwi, niechętnie
wpuszczając go do środka. Nigdy nie czułem się zbyt komfortowo, gdy przebywał w
moim mieszkaniu. Właściwie to nigdy nie czułem się komfortowo, gdy z nim byłem. Zamknąłem za nim drzwi i przyglądałem mu się, kiedy ściągał buty i kurtkę.
- Schudłeś, odkąd ostatni raz cię widziałem – wytknął,
patrząc się na moje nogi i po chwili lekko się uśmiechnął.
- A ty niestety się nie zmieniłeś – mruknąłem, kierując się
w stronę swojego salonu połączonego z kuchnią. Izaya poszedł za mną i usiadł
obok mnie na kanapie, rozglądając się dookoła – Czemu przyszedłeś? – spytałem,
właściwie to nawet trochę ciekaw odpowiedzi. W końcu dawno go nie widziałem,
więc musiał mieć jakiś powód, aby tak nagle się pojawić.
- Wiesz, Roppi-kun, – zaczął z lekkim uśmiechem i dokładnie
mi się przyjrzał, ani trochę nie podobał mi się fakt, że na mnie patrzył – mamy
wspólne konto bankowe. Niedawno robiłem przelew i zobaczyłem, że jesteś
kompletnie spłukany.
Zmarszczyłem brwi – Nic nowego. Nie pierwszy raz mi się to
zdarza – odpowiedziałem mu. Jak zwykle był wścibski.
- Oczywiście – mówiąc to, cicho się zaśmiał – Jednak zazwyczaj
to pod koniec miesiąca kończą ci się pieniądze. Pierwszego masz wypłatę, więc
to nie problem. Jestem tylko ciekaw, co masz zamiar zrobić w swojej obecnej
sytuacji – po powiedzeniu tego uśmiechnął się w ten swój pokręcony sposób –
Jest dwunasty, Roppi-kun. Miałeś wypłatę dwanaście dni temu i już wszystko
straciłeś. To nowość. Dlatego właśnie tak mnie to zainteresowało.
Tym razem to ja cicho się zaśmiałem. Cicho i krótko.
Przeniosłem wzrok z niego na okno i przez chwilę się w nie wpatrywałem.
Jak to jest, że Izaya zawsze wszystko wie, a ja nigdy nie
wiem nic? Dopiero dwunasty? A ja miałem zamiar jakoś przeżyć do następnej
wypłaty? Wciąż z lekkim uśmiechem na ustach, położyłem dłoń na swoim nadal bolącym
mnie przedramieniu. Byłem aż tak głupi, że nawet nie miałem pojęcia, który dziś
jest. Dwunasty… to co ja teraz zrobię do pierwszego?
Przeniosłem wzrok z powrotem na swojego brata, który
przyglądał mi się z wyraźnym zadowoleniem i milczałem, nie mając zielonego
pojęcia, co powiedzieć.
Umrę z głodu. To nie byłoby właściwie takie złe rozwiązanie.
Nawet mi się podoba.
- Co zrobiłeś z tymi wszystkimi pieniędzmi, Roppi-kun? –
zapytał, a ciekawość nie znikała z jego wwiercających się we mnie oczu.
- Przepiłem – wzruszyłem ramionami. Miałem ten dziwny nawyk
mówienia mu prawdy. Nie lubiłem go, ale jednak lubiłem. Lubiłem, bo był jedyną
osobą, która od czasu do czasu się mną interesowała. Jedyną osobą, dzięki
której czułem się mniej samotny. A nie lubiłem dlatego, że często się mną
bawił.
Najpierw zmarszczył brwi – Mówisz serio? – a potem, kiedy
skinąłem głową, zmarszczka z pomiędzy jego brwi zniknęła i zastąpił ją lekki
uśmiech na ustach, którego znaczenia nie potrafiłem do końca rozczytać.
No dobra, może gdybym chciał, to bym odczytał, ale zbyt
wiele części ciała mnie bolało i pustka w mojej głowie była zdecydowanie za
duża, aby w ogóle chciało mi się wysilać.
- Jakiej odpowiedz się spodziewałeś? – zapytałem, wciąż na
niego patrząc. Wyglądało na to, że był mną chyba rozczarowany. No cóż,
niedziwne, bo ja sobą też.
Zaśmiał się – Spodziewałem się jakiejś ciekawej historii o
wciągnięciu w długi lub wyłudzaniu pieniędzy albo czegoś z gangami.
- Więc to co usłyszałeś, nie jest dla ciebie ciekawe, co?
- Dość pospolite – skinął głową – Co, pewnie jeszcze
powiesz, że to dlatego, że dziewczyna cię rzuciła? – dodał żartobliwie.
Pokręciłem przecząco głową. Izaya przez jakiś czas się nie
odzywał i ja także milczałem, patrząc przed siebie. Prawdopodobnie normalnie
nad czymś bym się teraz zastanawiał. Nieco mocniej zacisnąłem dłoń na
przedramieniu, łudząc się, że może to pomoże, bo tabletki nic nie dawały. Byłem
ciekaw, kiedy mi się skończą. Zostało chyba tylko pięć.
- Więc co masz zamiar teraz zrobić? – zapytał w końcu i kiedy
na niego spojrzałem, znowu zobaczyłem w jego oczach tę dziecięcą ciekawość.
- Umrzeć z głodu – powiedziałem pierwszą rzecz, jaka
przyszła mi do głowy. Jak już wcześniej mówiłem, ta opcja naprawdę nie wydawała
mi się być aż tak złą.
Izaya się zaśmiał. Jego reakcje zawsze były odwrotne do
tych, jakich spodziewano by się po przeciętnym człowieku. Jednak z drugiej
strony przeciętny człowiek zamiast głodzenia się, sprzedałby coś albo poszedł
do lombardu, czy gdziekolwiek indziej, aby pożyczyć pieniądze. Wychodziło więc
na to, że obaj byliśmy nienormalni. W końcu to te same popieprzone geny. Lekko
się do siebie uśmiechnąłem. Nazwisko zobowiązuje.
- Jakoś mi to nie leży, żeby mój młodszy braciszek umierał z
głodu – westchnął w odpowiedzi, a po chwili dodał – Znowu masz depresję, co
nie?
Wzruszyłem ramionami – Pewnie tak – mruknąłem, choć naprawdę
nie przepadałem za tymi wszystkimi diagnozami.
Kiedy pierwszy raz powiedziano mi, że mam depresję, miałem
szesnaście lat i jeszcze mieszkałem z rodzicami, dzieląc pokój z Izayą. Cały
czas mnie wtedy obserwował i wydawał się mną naprawdę zainteresowany. Jakby
miał przed sobą najciekawszy obiekt na całym świecie. Rozmawiał ze mną
codziennie. Leżał w łóżku obok mnie i mimo że nie miałem na nic ochoty i zawsze
odwracałem się do niego plecami, to i tak do mnie mówił, cierpliwie czekając na
moje skąpe odpowiedzi. Jednego dnia w jakiś dziwny sposób mnie pocieszał i
podnosił na duchu, a drugiego doprowadzał do płaczu. Sam wtedy nie potrafiłem
tego zrozumieć, choć to wszystko było banalnie proste. Po prostu sprawdzał moje
reakcje. Byłem dla niego jak obiekt testowy. Robił ze mną, co tylko chciał, a
ja pozwalałem mu na to wszystko tylko po to, aby czuć się przez to mniej
samotnym. Wiedzieć, że mimo wszystko kogoś obchodzę.
- Kiedy ostatnio z kimś rozmawiałeś? – spytał po chwili
ciszy.
- Wczoraj – odpowiedziałem automatycznie.
- A poza pracą?
Nie odpowiedziałem i odwróciłem od niego wzrok. Nie pamiętałem.
Pewnie dawno.
Zaśmiał się cicho i dość krótko, jednak po chwili westchnął,
przyglądając mi się z czymś podobnym do nostalgii w oczach.
- Idź się wykąpać, a ja zamówię pizze, okej? – powiedział w
końcu z delikatnym uśmiechem.
Wyglądał przyjaźnie. To i tak pewnie tylko maska, jednak ja
chciałem wierzyć w to, że ten uśmiech jest prawdziwy. Chciałem, bo w pewnym
stopniu podnosiło mnie to na duchu.
Lekko skinąłem głową i powoli wstałem z kanapy. Z początku
widok przesłoniły mi mroczki, ale zignorowałem je i skierowałem się w stronę
łazienki.
Kiedy otwierałem drzwi, Izaya dodał – Moglibyśmy co prawda
zjeść na mieście, ale wyglądasz, jakbyś miał się przewrócić, więc lepiej nie.
- Znowu udajesz miłego? – nie mogłem powstrzymać się przed
spytaniem.
Jego uśmiech się pogłębił, mimo wszystko wciąż wyglądał
przyjaźnie – Przecież obaj lubimy się w to bawić, prawda?
Spuściłem wzrok – Prawda – po powiedzeniu tego zniknąłem w
łazience, zamykając za sobą drzwi.
Spojrzałem w lustro. Miałem trochę tłuste i potargane włosy.
Niedziwne, że kazał mi się wykąpać. Westchnąłem, ściągając sweter i rzuciłem go
na ziemię. To samo zrobiłem z resztą ubrań. Odkręciłem wodę pod prysznicem i
czekając, aż w kabinie zrobi się ciepło, usiadłem na opuszczonej klapie od
sedesu i przez jakiś czas patrzyłem na swoje przedramię. Rozwiązać bandaż? Lekko zmarszczyłem brwi. Nie chciałem oglądać tego, co pod nim jest. Nie
chciałem oglądać tego samemu, bo i tak nie wiedziałbym, co z tym zrobić.
Przeniosłem wzrok na kabinę. Szyba była zaparowana. Wszedłem
do środka i zacząłem się myć, uważając przy tym, aby nie zamoczyć opatrunku.
Więc skoro nie chciałem oglądać tego samemu, to co miałem
zrobić? Pójść tak po prostu do Izayi, pokazać mu to i kazać się tym zająć?
Zaśmiałem się gorzko. Przez myśl przeszło mi zaaranżowanie jakiejś scenki, w
której „przypadkiem” zobaczyłby bandaż i liczenie na to, że może spyta, co mi
się stało.
Przyłożyłem czoło do chłodnych kafelków naprzeciwko mnie.
Gorąca woda spływała mi po plecach, trochę mnie odprężając i powodując, że
zapominałem o rozchodzącym się po moim ciele bólu.
Przymknąłem na chwilę powieki, zastanawiając się, czemu moje
relacje z Izayą polegały tylko i wyłącznie na wzajemnym wykorzystywaniu się?
Umyłem się do reszty, zakręciłem wodę i wyszedłem z pod
prysznica. Wytarłem się i miałem zamiar ubrać, ale wtedy właśnie zorientowałem
się, że nie wziąłem sobie ubrań na zmianę.
No więc wygląda na to, że Izaya zobaczy mój bandaż bez
żadnego nędznego i zmyślonego „przypadku”. Tak czy inaczej… wszystko jedno.
Naprawdę wszystko jedno. Ważne, że jeśli coś z tym zrobi, przestanie mnie boleć.
Owinąłem się w pasie ręcznikiem i wyszedłem z łazienki.
Skierowałem się do swojej sypialni i gdy już się tam znalazłem, zamknąłem za
sobą drzwi. Rzuciłem ręcznik na łóżko, otworzyłem szafę i zacząłem się ubierać.
Przy wykonywaniu wszystkich tych czynności moje kończyny sprawiały wrażenie
jakby dwa razy cięższych. W dodatku kręciło mi się w głowie.
Mając na sobie jedynie spodnie i trzymając w rękach
koszulkę, usiadłem na łóżku, czekając, aż trochę mi przejdzie. Zamknąłem oczy i
wziąłem kilka głębokich oddechów, myśląc, że może to coś da. Trochę pomogło.
Założyłem na siebie koszulkę, naciągając rękawy tak, aby nie było widać
bandaża. Koniec końców wolałem, aby jednak nie wiedział. Chciałbym, żeby coś z
tym zrobił, ale nie chciałem być w jego oczach jeszcze bardziej żałosnym.
Wyszedłem z sypialni i udałem się do salonu, w którym na
mnie czekał. Siedział przy stole i kręcił telefonem po jego blacie jak jakimś
bączkiem, a gdy mnie zobaczył, lekko się uśmiechnął. W jego oczach zobaczyłem
to pokręcone podekscytowanie.
- Od razu lepiej wyglądasz – powiedział, kiedy zająłem
miejsce naprzeciwko niego.
- Jaką zamówiłeś? – zapytałem.
- Ser, szynka, salami i podwójny ser – wymienił – Do tego
sos czosnkowy. Może być?
Skinąłem głową. Nie, żebym w ogóle miał coś do gadania. W
końcu pizza była już zamówiona. Na samą myśl o jedzeniu, zaczynało mocniej
skręcać mi się w brzuchu.
Spojrzałem na Izaye. Dziwnie było siedzieć z kimś przy stole.
W ogóle dziwnie było z kimś przebywać. Odzwyczaiłem się od tego. Pewnie dlatego
tak dziwnie się czułem. Prawie jakbym był zaniepokojony. Albo… albo sam nie
wiem.
Aby uniknąć niezręcznej ciszy, Izaya włączył telewizor i do
czasu przyjazdu pizzy obaj oglądaliśmy jakiś program. Nie byłem nim szczególnie
zainteresowany, ale lepsze to niż nic. Kiedy po mieszkaniu rozszedł się dzwonek
do drzwi i Izaya zapłacił dostawcy, zaniósł ją do kuchni, po czym położył
kartonik na stole, a ja wyjąłem talerze, przy okazji połykając też kolejną
tabletkę przeciwbólową. Teraz zostały już tylko cztery.
- Coś cię boli? – spytał, widząc jak popijam pigułkę wodą i
wziął sobie kawałek pizzy. Zaczął jeść, rozsiadając się na krześle i zmienił
program w telewizji.
- Głowa – odparłem, a następnie położyłem przed nim jeden z
dwóch talerzy, aby w razie gdyby coś mu spadło, nie ubrudził stołu.
Właściwie to co powiedziałem, nie było tak do końca kłamstwem,
bo głowa też mnie bolała. Jednak tabletkę połknąłem z myślą o ręce.
- Ile ci pożyczyć? – spytał po dłuższym czasie milczenia ze
wzrokiem utkwionym w ekranie telewizora.
Nie do końca wiedziałem, o co mu chodzi. Być może dlatego,
że mój umysł był nieco zamglony i dość wolno kojarzyłem fakty. Dopiero po
chwili uświadomiłem sobie, że chodzi o pieniądze.
Wzruszyłem ramionami. Nie chciałem otwarcie prosić o
pieniądze. Wezmę, ile mi da i zwrócę jak najszybciej tylko będę mógł.
- No dobra – westchnął, sięgając po szklankę z colą, którą
też zamówił i kątem oka zerknął na kartonik z pizzą.
Zupełnie jakby zastanawiał się, czy wziąć sobie jeszcze jeden
kawałek, ale najwyraźniej już nie był głodny, ponieważ koniec końców
zrezygnował.
- Jak zwykle nie mamy ze sobą zbyt wielu wspólnych tematów –
zauważył, wciąż trzymając szklankę dość blisko ust.
Wyglądał na mniej pozytywnie nastawionego niż wcześniej i
miał nieco zmrużone oczy, zupełnie jakby się nad czymś zastanawiał.
- Swoją drogą… - zaczął niby obojętnie, wyciągając przed
siebie dłoń.
Myślałem, że jednak chce sięgnąć po kolejny kawałek pizzy, ale
jego dłoń zacisnęła się mocno na moim przedramieniu. Natychmiast się spiąłem.
- Jeśli tak bardzo chcesz się ciąć, to z chęcią pomogę i odrobię
ci tę rękę – uśmiechnął się złośliwie, wbijając palce w moją rękę.
Wydałem z siebie cichy syk i mocno zacisnąłem powieki.
Chciałem się wyszarpnąć, jednak on trzymał mnie zdecydowanie za mocno.
Zgadywałem, że znowu się bawił.
- Wiesz, Roppi… tego typu rzeczy są bezsensowne – dodał,
rozluźniając nieco uścisk.
Cofnąłem rękę.
- Teraz już wiem, – odpowiedziałem, automatycznie
przykładając dłoń do bolącego miejsca – ale wolałem się przekonać samemu.
Prychnął – Zawsze wszystko musisz robić sam. Mógłbyś choć
raz przyjąć pomoc swojego starszego braciszka i zrezygnować z przekonywania się
na własnej skórze, co?
Starszego braciszka? Zmarszczyłem brwi, nie będąc pewnym, co
na to odpowiedzieć. Starsi bracia powinni być chyba autorytetem, a Izaya swoją
postawą raczej nigdy nie pokazywał mi niczego dobrego.
Zmarszczyłem nieco brwi. Byłem śpiący i naprawdę trudno było
mi się skupić lub chociaż nad czymś zastanowić. Typowe dla mnie rozmyślanie i
analizowanie tego, co się dzieje, stało się nieosiągalne.
- Raz zrezygnowałem – odezwałem się po chwili, spoglądając
na niego.
Najwyraźniej spodobało mu się to, że o tym wspomniałem,
ponieważ jeden z kącików jego ust uniósł się w górę.
- Biorąc pod uwagę to, jak nieszczęśliwy jesteś ze swoim
obecnym życiem, może miałbyś ochotę na powtórkę? – spytał niby grzecznie,
jednak przez to jak się na mnie patrzył, wiedziałem, że tak naprawdę rzuca mi
wyzwanie.
Odwróciłem od niego wzrok i cicho mruknąłem pod nosem – Dobrze wiesz, że
nie.
To, o czym rozmawiałem właśnie z Izayą, nie należało do
najwspanialszych wspomnień.
Miałem wtedy siedemnaście lat, brak hobby, nudziłem się i
nie widziałem w niczym sensu. Czynników było zdecydowanie więcej, jednak nie jestem
sobie w stanie teraz przypomnieć reszty. Siedziałem w swoim pokoju z nożem w
ręku i zastanawiałem się, czy nie odebrać sobie życia. Być może nie brzmi to
zbyt poważnie, gdy mówię o tym tak obojętne, jednak tego typu myśli zbyt często
chodziły mi wtedy po głowie, żebym był w stanie jakoś faktycznie się nimi
przejąć.
Jedyne co w tamtym czasie odczuwałem, to bezustanna pustka.
Uczucie zbliżone do tego, które towarzyszyło mi przez kilka ostatnich dni, ale
mimo wszystko gorsze.
I o ile samo myślenie o tym nie było złe, to Izaya jak
zwykle musiał się pojawić i namieszać. Po tym jak zobaczył, że przykładam nóż
do nadgarstka, uśmiechnął się i zaczął mnie dusić. Z jednego, prostego powodu –
żebym nie próbował popełnić samobójstwa, chciał pokazać mi jak to jest naprawdę bać się śmierci, gdy
ktoś chce cię zabić.
Wtedy jednak tego powodu nie znałem i byłem w szoku. Nie
rozumiałem, czemu mój własny brat, który jeszcze wczoraj chciał mnie nieco
zmotywować do życia, nagle mnie zaatakował. Dlaczego chciał mnie zabić? Owszem,
mówił mi czasem podłe rzeczy tylko dlatego, że zrobił sobie ze mnie obiekt
testowy, ale dlaczego tak nagle chciał mnie zabić? Skąd się wzięła ta nienawiść,
z jaką zaciskał dłonie wokół mojej szyi?
Wtedy nie wiedziałem, ale teraz już wiem, że to była tylko
kolejna z jego manipulacji. Mimo wszystko nawet teraz świadomie poddaje się
wszystkim jego zachciankom. Robię to, bo nie mam nic do stracenia.
Westchnąłem.
Jak on to robił, że zawsze miał jakiś cel, co? Chociażby
zwykłe wgniatanie mnie w ziemię. Zawsze sobie coś znajdował. Miał marzenia.
Chore, ale jednak miał. A ja nie miałem niczego. Nikogo. Tylko jego, tylko tego
pokręconego świra, który siedział właśnie przede mną i uważnie mi się
przyglądał.
- Zgaduję, że zaczynasz już mieć mnie dość – zaśmiał się
lekko, kładąc dłonie na stole i przysunął się o kilka centymetrów – ale pewnie
tym razem też nie chcesz, żebym sobie poszedł – uśmiechnął się asymetrycznie.
Skinąłem głową. Nie chciałem, żeby sobie szedł. Zawsze tak
było. Wolałem siedzieć z nim niż samemu.
- Dlaczego zawsze wszystko tak komplikujesz, co? – odezwałem
się w końcu, nie potrafiąc zrozumieć tego, co się między nami dzieje. Nigdy nie
mogłem. Zdecydowanie łatwiej byłoby, gdybym go lubił lub nie lubił. Bycie
utkwionym gdzieś pomiędzy nie należało do łatwych rzeczy.
- Bez tego byłoby nudno – wzruszył ramionami.
- Nudno – powtórzyłem cicho, czując jak oczy zachodzą mi
łzami. Żadna z nich nie wypłynęła. Zaśmiałem się cicho i krótko – Kiedy my w
końcu staniemy się normalnym rodzeństwem? – spytałem właściwie to bardziej
siebie.
Tak jak się tego spodziewałem, nie uzyskałem od niego
odpowiedzi. Obaj wiedzieliśmy, że jest ona oczywista – nigdy. W dalszym ciągu
wpatrywałem się w przeciwległy kraniec stołu.
- Wiesz, Roppi-kun, jesteś bardzo interesującym człowiekiem,
– zaczął w końcu Izaya – jednak przez te wszystkie lata zdążyłeś mi się nieco
już znudzić – powiedział i powoli wstał od stołu – Mniej więcej dlatego
zacząłem się z tobą ostatnio rzadziej widywać. Nie można cały czas grać w tę
samą grę. Wydaję mi się, że dobrze rozumiesz, o czym teraz mówię – uśmiechnął
się delikatnie, okrążając stół dokoła i podszedł do mnie bliżej. Poczułem na
głowie jego dłoń, którą zaczął ostrożnie bawić się moimi włosami – Dlatego nie
chcę marnować na ciebie swojego czasu, kiedy mogę robić o wiele ciekawsze
rzeczy. Chciałbym, żebyś to zrozumiał. Nie będę zawsze przy tobie i to, że się
od ciebie odsunąłem wcale nie oznacza, że musisz znowu się załamywać. Możesz
żyć normalnie beze mnie – zatrzymał się na chwilę i położył dwa palce pod moim
podbródkiem, tym samym unosząc moją głowę, abym na niego spojrzał - …prawda? –
spytał, wciąż delikatnie się uśmiechając.
Mimo że w dalszym ciągu trzymał mnie za podbródek,
odwróciłem od niego wzrok.
Westchnął i ukucnął przede mną, kładąc mi obydwie dłonie na
kolanach.
- Słuchaj, mama na pewno nie byłaby z ciebie dumna –
powiedział żartobliwie, tym razem starając się na mnie spojrzeć od dołu – Ze
mnie oczywiście też nie, ale to… już raczej inna bajka – zaśmiał się wyraźnie rozbawiony,
ale gdy w żaden sposób nie odpowiedziałem, wziął głęboki oddech i dodał – Ujmę
to może w ten sposób… są ludzie, którzy mają o wiele gorzej niż ty. A wiesz
dlaczego tak jest? Bo ingeruję w ich życia jeszcze bardziej niż w twoje.
- A więc sam właśnie się przyznałeś, że ingerując w moje
życie nie robisz z nim niczego dobrego – podsumowałem, też lekko się
uśmiechając, jednak mój uśmiech trwał tylko sekundę.
- Ale ty mimo wszystko wolisz, kiedy prowadzę cię za rączkę
i wykorzystuję – mruknął – Powiedz mi, Roppi… to masochizm czy zwykły brak
samodzielności? Dobrze wiesz, że lepiej jest na mnie nie polegać, a i tak od
lat to robisz.
- Sam… - zmarszczyłem brwi, nie potrafiąc ułożyć sobie w
głowie odpowiedzi – Sam nie wiem…
- Nie wiesz? – powtórzył.
Chwilę później poczułem mocne szarpnięcie. Izaya złapał mnie
za przód mojej koszulki i pociągnął w przód, jednocześnie się przy tym
odsuwając i wstając na nogi. Spadłem z krzesła, lądując brzuchem na podłodze,
podczas gdy on stał nade mną i patrzył mnie z góry.
- Czy ty kiedykolwiek w ogóle wiedziałeś coś o sobie? –
prychnął i zanim w ogóle udało mi się podnieść, nadepnął na moje zranione
przedramię.
Natychmiast się spiąłem, wydając z siebie głośny syk bólu.
- Naprawdę… nie wiem już jak z tobą rozmawiać, żeby w końcu
cokolwiek do ciebie dotarło.
Kłamiesz. Doskonale wiesz, co zrobić. Zawsze wiesz.
Zacisnąłem palce u rąk w pięści, choć nijak nie pomogło mi
to w stłumieniu bólu promieniującego od mojej ręki. Jedynie leżałem dalej na
brzuchu i czekałem na jego następne słowa.
- Wyświadcz mi przysługę i zdecyduj się wreszcie, jak chcesz
żyć – kiedy nacisk się zwiększył, zdusiłem w sobie cichy skowyt – A jeśli nie
chcesz, to zabij się w końcu – po powiedzeniu tego zabrał nogę.
Po pokoju poniósł się cichy brzdęk, gdy coś upadło na
ziemię. Obok swojej głowy zobaczyłem leżący na ziemi nóż sprężynowy Izayi. Nóż,
z którym nigdy się nie rozstawał.
- Prezent dla ciebie – powiedział, odsuwając się nieco –
może pomoże ci wybrać.
Jakiś czas później usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi. Izaya
zabrał swoją kurtkę i wyszedł. Tak po prostu zniknął. Nigdy nie był
zwolennikiem długich rozstań. Wchodził i wychodził, kiedy chciał – zawsze tak
było.
Powoli przeturlałem się na plecy, wyciągając przy tym prawą
dłoń i sięgając po nóż tego popierdoleńca. Uniosłem go nad swoją głowę i
przyjrzałem mu się uważnie. Pierwszy raz miałem go w ręce. Widziałem go wiele
razy, ale nigdy nie dotykałem. Powoli wysunąłem ostrze, czując jak rękojeść
idealnie wpasowuje się w kształt mojej dłoni.
Prosta decyzja, prawda?
Zabić się, dając mu satysfakcję i jednocześnie go przy tym
rozczarowując czy może dalej żyć tylko po to, aby usilnie wyjść naprzeciw jego
oczekiwaniom. Zabić się i przestać istnieć czy dalej ciągnąć to szaleństwo?
Onii-chan… dlaczego nie możesz jak zwykle zdecydować za
mnie?
- Ene… - uśmiechnąłem się do siebie blado, zamykając przy
tym oczy – due, rike, fake…
Oooo aż serduszko boli mnie, jak Izaya tak się zachowuje wobec Roppiego ;-; Dwie moje ukochane postacie się krzywdzą, Mishu, jak ty psujesz człowiekowi wieczór. (I to nie tak, że tańczyłam taniec radości, gdy zobaczyłam, że wstawiłaś coś nowego)
OdpowiedzUsuńAle tak serio to czekam na więcej opowiadań w tym stylu, to świetny pomysł, żeby zrobić z Izayji takiego starszego wrednego brata <3
Życzę dużo weny~
/EN
Wreszcie więcej Roppiego. <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą postać, bo sama czasami mam taki popierdolony, emosowaty tok myślenia. Więc jak się tutaj z nim nie utożsamić? Podobało mi się zachowanie Izai w tym ficku. Takie, no... stanowcze. Sposób w jaki mówi, jego wredny uśmieszek, to wszystko - jest cudowne. O ile nienawidzę go w oryginale, to w twoich ff ubóstwiam.
Podobał mi się ten one shot, pomijając początek *nie lubi czytać o ranach i innych takich* Izaya jak to Izaya, a Roppi no cóz szkoda mi go, przez końcówke zrobiło mi się tak jakoś smutno idk ;-;
OdpowiedzUsuńW ogóle to jestem twoją potajemną fanką, bo strasznie uwielbiam to jak piszesz i one shoty jak i opowiadania kocham xD
A co do Zankyou no Terror oglądam(zostały mi 2odcinki do końca) strasznie mi się podoba, a szczególnie jedno ost mi się wpadło w ucho.
Hm..chyba nie jestem najlepsza w pisaniu komentarzy haha
Och, to było takie... takie "wow". Zakończenie zwaliło z nóg, a relacje Izaya-Roppi są świetnie opisane i te wspomnienia...! Ach, tylko wzdychać nad twoim talentem, Miszu :"333 To, jak Izaya zauważył bandaże Roppiego, było zajebiste - najpierw Roppi myślał, że ten chce wziąć kawałek pizzy, a potem taki atak Izayi, HUH! Się nie spodziewałam, choć od początku myślałam, że Izaya na pewno się zorientuje, a kiedy już o tym zapomniałam, to takie zaskoczenie xD"
OdpowiedzUsuńCzeeeekam na ukochane WŚTO <3
Anyway, za parę dni będę miała Simsy trójkę i pierwszym, co robię, to zainstalowanie mieszkania Izayi XDD A masz ich postacie? Bo pamiętam, że parę razy próbowałam zrobić, ale wcale mi to nie wychodziło. Chciałabym zobaczyć, jak ich wykreowałaś jako Simów xD Wgl ubolewam nad tym, że nie można kogoś przez pół miasta ścigać ;-; Albo wyrywać znaków. Albo rzucać scyzorykiem ;-; Ach, przydałby się dodatek "Anime" xD
Nie, nie mam postaci xD nigdy nie robiłam... znaczy się raz próbowałam, ale nie dokończyłam, bo jestem za leniwa na zainstalowanie dodatków, a bez nich są chujowe ubrania, więc... więc no xD
UsuńWiesz, dusza architekta i te sprawy xD zbudowanie domu mnie wystarczająco zadowoliło. Ale z tego co pamiętam, widziałam kiedyś taki blog na tumblrze, gdzie było całe drrr w simsach i tam były do pobrania postacie Shizuo i Izayi, więc może jak poszperasz w googlach, to coś znajdziesz ;)
(PS staram się przerzucić na the sims 4, ale.... nie... matko xD gram w nie i się nudzę, chyba jakoś sobie skombinuję the sims 3 full pack jakiś czy coś *W* <3)
Właśnie xD Idę zaraz na poszukiwania. I będę szaleć do nocy XDD
UsuńAch, dusza architekta~ <3 cóż, mogłabym powiedzieć, że jesteś moją bratnią duszą :3 idę na architekturę budynku XD" się porywam, taa xd
Od wczoraj mam simsy zainstalowane, właśnie wpadłam, żeby ściągnąć domek Izayi >D
No właśnie widziałam jakiegoś tumblra, gdzie oni byli. Kilka razy się na to natknęłam. Huh~ Pamiętam, że nie podobały mi się twarze, a przynajmniej ta Izayi. Nie wiem dlaczego, ale na yt widziałam parę filmików, gdzie był - że Sim - i miał taką wychudzoną twarz~ ;o Nie, nie przypominała twarzy Izayi ._.
(PS - słyszałam, że są gorsze od trójki. A mam koleżankę, która woli dwójkę od wszystkich innych xD Hej~! ;-; ...też chcę ;____; ten... full pack. Jeju, ja się nie znam na tym. Chciałam ściągnąć z jakiejś stronki, na której brat ściąga, ale tam trzeba jakiś program i coś tam, jakieś tam, masakra ;-; Ale~! Może spróbuję raz jeszcze z tym i ogarnę xd")
Biedy Roppi ;-; Izaya nie ma w sobie nic z braterskiej miłości ;-;
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie co zrobił Roppi, bo ja, jak to ja...oczywiście nie rozumiem ;-;
Pozdrawiam~! A poza tym...taak! W końcu udało mi się dojść do ostatniego posta!! :D Teraz już będę na bieżąco...chyba <3
Kocham <3
Genialne *^* Nie jestem w stanie za bardzo nic więcej powiedzieć. Opisanie reakcji Roppiego i Izayi wyszło przewspaniale~!
OdpowiedzUsuńI ta końcówka *w* naprawdę świetne~
Weny~!!!
BOŻE! Znaczy.... SZATANIE! Jeszcze nigdy nie byłam aż tak ciekawa tego co się stanie... boję się o Roppiego, tylko nie wiem czy słusznie.
OdpowiedzUsuńCudowne to było, a Izaya taki prawdziwy. Wredny, chamski, ale taki fajny XD
Buziaki i weny
Nanni♥