"Chciałbym poznać cię wcześniej" - część 1
Tsugaru x Psyche
Byłem tchórzem. Tchórzem jakich mało. Doskonale zdawałem
sobie z tego sprawę. W końcu kto inny dokonałby się takiego oszustwa? Tak po
prostu wyrzekłem się swojej dumy i gdy inni umierali na froncie, ja siedziałem w
swojej bezpiecznej norze i przyglądałem się temu jak ginęli.
Jednakże dzięki swojemu tchórzostwu poznałem miłość mojego
życia. Tego nigdy nie będę żałować – nie mógłbym.
Ale zacznijmy od początku. Nazywam się Psyche Orihara i mam
dwadzieścia dwa lata. W kraju, a właściwie to na całym świecie, toczy się
bezustanna wojna. Ludzie spierają się ze sobą o wszystko, co popadnie, toczą
walki, zabijają się. Śmierć jest po prostu wszędzie, gdzie nie spojrzeć. Nawet
na twarzach cywili w mieście widać ciągły strach i przygnębienie. Mało kto w
ogóle się śmieje, ale nie ma w tym niczego dziwnego. Pracując w szpitalu, sam
jestem świadkiem tego, ilu ludzi umiera. Wszyscy na łożu śmierci piszą listy
pożegnalne do swoich bliskich. Obserwując to każdego dnia, mnie samemu także
trudno jest się uśmiechnąć. Jednak mimo wszystko się staram. Ci ludzie
potrzebują kogoś, kto ich pocieszy, więc dlatego codziennie wymuszam swój
idealnie wyćwiczony, wesoły uśmiech.
W dniu, w którym przywieźli go do szpitala, jak każdego
ranka, zmieniałem rannym żołnierzom opatrunki oraz kompresy. Codziennie przy
pracy coś pogwizdywałem, nieco umilając tym samym pacjentom pobyt tutaj. Dziś
była to uwertura do Sroki Złodziejki Rossiniego. Kiedy już skończyłem,
zmieniłem wodę w kwiatach. Stawiając je na stoliku, tak jakoś wyszło, że
zerknąłem w lustro. Nienawidziłem patrzenia na swoje odbicie. Różowe oczy,
biała kurtka z różowym futerkiem i za długie włosy, które mnie denerwowały. I
tak były dość krótkie jak na dziewczynę, którą udawałem, aby wymigać się od
walki na froncie, jednak mimo wszystko mi przeszkadzały i dość często wchodziły
do oczu. Najdłuższe pasma sięgały mi mniej więcej do podbródka.
Wszedłem do pokoju, w którym powiedziano mi, że mam się
zobaczyć z Kishitanim. Był on jedyną osobą, która wiedziała o mojej prawdziwej płci.
Pomagał mi utrzymać to w tajemnicy, a ja w zamian za to nikomu nie mówiłem o
Celty, o której istnieniu dowiedziałem się tak naprawdę przez przypadek.
- Ktoś nowy? – spytałem, widząc dodatkowe łóżko.
Shinra skinął głową – Prawdopodobnie dwa lub trzy dni –
powiedział, wzdychając i przeglądał przy tym jakieś dokumenty – Jakby nie mogli
go po prostu dobić.
- Shinra-san… nie mów tak – skrzywiłem się.
- Wybacz, Psyche-chan, ale taka prawda – spojrzał na mnie i
uśmiechnął się przepraszająco – Szanse na odratowanie większości znajdujących
się tu osób są minimalne.
- Mimo to zawsze jest jakaś nadzieja.
- Nikła – gdy Shinra to powiedział, w jego okularach odbiło
się słońce. Poprawił je – Bądźmy szczerzy, większość po prostu cierpi aż do ostatniej
chwili – po powiedzeniu tego, skierował się do wyjścia – Co jakiś czas mierz mu
temperaturę – rzucił mi przez ramię i zniknął.
Podszedłem nieco bliżej do leżącego w łóżku blondyna i
dokładnie mu się przyjrzałem. Spał. Nie miałem pojęcia jakie były jego
obrażenia, ale na szczęście miał wszystkie kończyny. Lub też niestety… gdyby
był okaleczony nie musiałby później wracać i dalej walczyć, ale czy to było
tego warte?
Wyciągnąłem dłoń przed siebie i go odkryłem. Jego nagi tors
zawinięty był bandażem. Prawdopodobnie rana postrzałowa. Westchnąłem i ponownie
go przykryłem. Jeśli Shinrze nie udało się wyciągnąć wszystkich odłamków
pocisku lub strzępków przebitego przez kulę materiału, to miał on rację i
prawdopodobnie dojdzie do zakażenia. Gdyby było to ramię, rzeczywiście można by
było je amputować, ale w tym przypadku…
Skrzywiłem się. Codziennie myślałem o tego typu rzeczach,
jednak mimo wszystko, trudno było mi się przyzwyczaić. Od niechcenia
rozejrzałem się po pokoju, ale mój wzrok i tak utkwił za oknem. Pogoda była tak
ładna, że aż nie pasowała do tego wszystkiego, co się tu działo.
Przeniosłem wzrok ponownie na blondyna. Na jego czole lśniły
kropelki potu i dosłownie na sekundę pomiędzy jego brwiami pojawiła się drobna
zmarszczka. Przestąpiłem z nogi na nogę i starłem mu pot z czoła wilgotnym ręcznikiem,
który później mu na nim położyłem.
- Ach, tu jesteś Psyche-chan – usłyszałem głos Haruki i
odwróciłem się w jej kierunku. Stała w progu, trzymając jakąś kartkę papieru i
lekko się do mnie uśmiechała. Wymusiłem na sobie, aby także delikatnie unieść w
górę kąciki ust – Zmienisz bandaże tym z czwórki, co nie? A temu tutaj zmień
wieczorem, Kishitani-san prosił, żebym ci to przekazała.
- Przecież przed chwilą tu był – zdziwiłem się.
- Wiem, ale mówił, że
zapomniał ci powiedzieć. Jest dzisiaj jakiś zaplątany~ może się zakochał –
zachichotała.
Wziąłem się do pracy i skrupulatnie wypełniałem wszystkie
swoje obowiązki, aż do wieczora. Zmienienie bandaży w dwójce było ostatnią
rzeczą, jaką miałem dzisiaj zrobić. Później wystarczyło się tylko przebrać w szatni
– tak aby nikt mnie nie zobaczył – i udać do swojego pokoju.
Zmierzyłem temperaturę blondynowi i ściągnąłem mu z czoła
kompres. Gorączka już spadła, na szczęście. Zająłem się ściąganiem jego bandaży
i oczyszczaniem ran. Później je wyrzuciłem i zacząłem zakładać nowe. Mniej
więcej kiedy już skończyłem z jego raną postrzałową i zabrałem się za owijanie
bandażem jego przedramienia, na którym znajdowało się rozcięcie, obudził się.
Powoli otworzył oczy i utkwił wciąż nieco nieobecny wzrok w
swojej trzymanej przeze mnie ręce.
- Wiesz gdzie jesteś, prawda? – zapytałem, zawiązując bandaż
i ostrożnie ułożyłem jego rękę z powrotem na łóżku.
Delikatnie i z lekkim opóźnieniem skinął głową, a gdy się
odezwał, jego głos był zachrypnięty – Chyba tak…
Słabo się uśmiechnąłem i jeszcze raz dla pewności
przyłożyłem dłoń do jego czoła. Nie miał gorączki.
- Przyniosę ci wody – powiedziałem i chwilę później byłem
już z powrotem przy nim z pełną szklanką w ręku. Pomogłem mu się napić i gdy
podziękował, w końcu na mnie spojrzał. Błękit jego oczu był tak samo czysty,
jak ten na niebie. Nie spodziewałem się takiego koloru. Nie jestem pewien, jak
wcześniej wyobrażałem sobie jego oczy, gdy patrzyłem na jego śpiącą postać,
jednak na pewno nie spodziewałem się tak czystego i pięknego koloru.
Odchrząknąłem i przestąpiłem z nogi na nogę – Potrzebujesz
czegoś jeszcze? – spytałem.
Powoli pokręcił głową, zrobił to tak ostrożnie i delikatnie,
jakby bał się, że w każdej chwili może mu ona odpaść. Wyraźnie widziałem, że
jest osłabiony. Shinra miał chyba rację, nie chciałem mu jej przyznawać, ale
moje oczy i to co nimi widziałem, jedynie utwierdzało mnie w tym przekonaniu.
- Jesteś pewien? – dopytałem, podnosząc ze stolika szklankę.
Zastanowił się przez chwilę.
- Mógłbyś otworzyć okno?
Gdy to powiedział, zamarłem. Nawet nie poczułem, jak uścisk mojej
dłoni się rozluźnia. Szklanka wylądowała na ziemi i się stłukła.
- Coś się stało? – spytał niepewnie. Widziałem w jego
oczach, że gdyby nie był przykuty do łóżka i czuł się lepiej, to pomógłby i
zaczął zbierać potłuczone szkło.
Schyliłem się i sam zacząłem podnosić odłamki, ostrożnie
układając je sobie na dłoni, po czym wyrzuciłem te większe z nich do śmietnika.
Wciąż kucając i zbierając mniejsze z nich, cicho się odezwałem – Jak się
zorientowałeś? – mimo że na niego nie patrzyłem, to i tak czułem na sobie jego
spokojny i uważny wzrok.
- Przepraszam… nie za bardzo rozumiem, o co ci chodzi.
Wstałem i wyrzuciłem kolejne odłamki, po czym na niego
spojrzałem. Najwyraźniej rzeczywiście nie wiedział, o co mi chodzi.
Westchnąłem, i tak będę musiał mu powiedzieć, żeby czasem nie odezwał się tak
do mnie przy kimś.
Złapałem za różowe futerko od swojej kurtki – To chyba wiele
wyjaśnia.
Pokręcił przecząco głową, patrząc na mnie jakbym mówił do
niego w innym języku.
- Futerko jest różowe. Udaję dziewczynę, żeby nie walczyć na
froncie i pytałem, jak się zorientowałeś, że jestem chłopakiem – powiedziałem w
końcu.
Przez chwilę milczał, jakby analizując moje słowa.
Niedziwne, po lekach pewnie trudno mu było powiązać ze sobą te informacje.
- Nie powiem nikomu, jeśli o to się martwisz – oznajmił na
wstępie.
- No a jak się zorientowałeś? – dopytałem, podchodząc do
okna i tak jak prosił, otworzyłem je.
- Dziękuję – powiedział, kiedy to zrobiłem.
Nie spodziewałem się podziękowania, więc trochę mnie to
zdziwiło. Dosunąłem znajdujące się niedaleko od drzwi krzesło do jego łóżka i
usiadłem na nim.
- Więc? – nacisnąłem. Musiałem się dowiedzieć, po prostu
musiałem. Jeśli ktoś inny zauważy, to nie będzie za kolorowo.
- Nie widzę kolorów – odpowiedział z delikatnym uśmiechem –
Innych pewnie róż nakłania do postrzegania cię jako dziewczyny, ale dla mnie
jesteś po prostu chłopakiem o delikatnej urodzie.
Powoli skinąłem głową – Rozumiem… - więc nie chodziło o moje zachowanie, ani
jakąkolwiek inną rzecz, którą byłbym w stanie zmienić – Tak czy inaczej,
powinieneś teraz odpoczywać, to jest najważniejsze. Przepraszam – lekko się
skłoniłem.
- Nie… nic się nie stało – odpowiedział wyraźnie zmieszany.
- Na pewno niczego więcej nie potrzebujesz?
Ponownie pokręcił głową, robiąc to tak samo delikatnie jak
poprzednio. Podczas całej naszej rozmowy jego głos był cichy i dość płaski,
było po nim słychać, że nie ma w sobie zbyt wielu sił.
Wciąż siedziałem, właściwie to mogłem już sobie iść, jednak
nie chciałem. To jakby takie wewnętrzne przeświadczenie o tym, że powinno się
zostać, że jeszcze po prostu nie czas na to, by odchodzić. Nie powinno się i
tyle. Przez jakiś czas wpatrywałem się w swoje ręce ułożone na kolanach, a gdy
ponownie na niego spojrzałem, miał zamknięte oczy. Wyglądał przy tym naprawdę
spokojnie. Jakby znowu spał. Po chwili je otworzył i przez jakiś czas wpatrywał
się w sufit. Nie wiem, o czym myślał – może o tym, czy z tego wyjdzie? Niestety, ale znałem odpowiedź i byłem pewien, że by mu się nie spodobała.
- Jak właściwie do tego doszło? – zapytałem skinieniem
głowy, wskazując na jego tors.
- Po prostu dostałem – odparł, po czym przeniósł na mnie
wzrok – Nie kryje się za tym żaden heroiczny czyn, ani nic z tych rzeczy. Nie
zasłoniłem nikogo własnym ciałem. Po prostu dostałem – powtórzył.
- To brzmi tak jakbyś żałował, że nie ma za tym niczego
bohaterskiego.
Lekko się uśmiechnął, choć
widziałem, że wkłada w to sporo siły – Nie żałuję, ale po twoim wyrazie twarzy,
gdy pytałeś, wywnioskowałem, że spodziewasz się jakiejś wzruszającej historii.
- Wiele się tu takich słyszy –
przyznałem.
- Nie wątpię – odpowiedział,
ponownie wlepiając wzrok w sufit.
- Mam już iść? – spytałem. Nie
byłem pewien, czemu to zrobiłem. Po prostu wiedziałem, że sam z siebie bym nie
poszedł, jednakże jeśli mu w jakiś sposób zawadzałem, to wolałbym o tym
wiedzieć.
- Jeśli musisz, to cię nie
zatrzymam – odpowiedział cicho.
- A jeśli nie muszę?
Uśmiechnął się – To byłoby mi
miło, gdybyś jednak został.
Kiedy to powiedział, poczułem jak
moje policzki robią się nieco cieplejsze. Było w nim coś takiego, czego nie
potrafiłem dokładnie określić, co wywołało u mnie taką reakcję.
Doprowadzając się do
ładu, przeniosłem wzrok na wiszący na ścianie zegar. Było już dość późno.
- Jesteś pewien, że nie
chcesz się przespać?
Pokręcił głową i
przeniósł na mnie wzrok. Aż trudno było uwierzyć, że oczy o tak intensywnym i
pięknym kolorze nie rozróżniają barw.
- Spałem cały dzień i
dopiero się obudziłem, więc nie sądzę, aby mi się udało.
- Ach tak… – skinąłem
głową.
Później rozmawialiśmy. O
ważnych rzeczach i tych małoznaczących. Mówiliśmy co nam ślina na język
przyniosła i mimo, że on był w nie za dobrym stanie, to i tak upierał się przy
swoim, że nie jest śpiący.
- Jesteś pewien? – zapytałem
z powątpiewaniem.
- Nawet jeśli jestem
śpiący, to myśl, że mogę się już nie obudzić i tak nie pozwoli mi zasnąć –
wyznał w końcu.
Gdy to powiedział,
poczułem nieprzyjemne ukłucie i spojrzałem na swoje dłonie. Nie wiedziałem jak
to jest, ale domyślałem się, że musiał się czuć z tą świadomością okropnie.
- Właściwie to… -
zacząłem, czując się przy tym nieco głupio – nie spytałem nawet jak masz na
imię.
- Tsugaru – uśmiechnął
się delikatnie – Ja też nie spytałem.
- Psyche – także się
uśmiechnąłem.
Niedługo po tym
powiedziałem, że muszę już iść i poprosiłem go, aby mimo wszystko postarał się
zasnąć – Na pewno się obudzisz – powiedziałem z uśmiechem, lekko dotykając
palcami wierzch jego dłoni – Jutro też przyjdę – wstałem, po czym zatrzymałem
się jeszcze w drzwiach – Dobranoc, Tsugaru.
- Dobranoc, Psyche.
Gdy wypowiedział moje
imię, poczułem ciepło na twarzy. Moje
imię w jego ustach brzmiało o wiele ładniej.
Następnego dnia ponownie
do niego przyszedłem, aby oczyścić jego rany i sprawdzić temperaturę. Lekko
uniósł kąciki ust w górę, a ja automatycznie odwzajemniłem uśmiech.
- Lepiej dzisiaj
wyglądasz – przyznałem, patrząc na termometr. Nie miał gorączki.
- Miło słyszeć, nawet
czuję się lepiej.
Po tym jak to powiedział,
uznałem, że być może Shinra jednak się mylił. Ucieszyła mnie ta myśl. Zrobiło
mi się o wiele lżej na sercu. Niestety ten stan nie trwał u niego tak długo,
jakbym tego chciał. Po skończonej pracy odwiedziłem go ponownie i rozmawialiśmy
do późnego wieczora, z każdą minutą poznając się coraz bardziej. Przez
odsłonięte okno wpadały do środka promienie księżyca, mieszając się z ciepłym
blaskiem lampki na stoliku.
- Wiem, że moje zdanie
pewnie się nie liczy, ale sądzę, że masz piękne oczy – powiedział po krótkiej
chwili milczenia.
Moje serce zabiło nieco
szybciej. Czy on naprawdę właśnie to powiedział?
- D-dlaczego miałoby się
nie liczyć? – zapytałem, nie do końca go rozumiejąc.
- Bo nawet nie wiem,
jakiego są koloru – uśmiechnął się ze skruchą. Zupełnie jakby fakt, że nie
rozróżnia barw był jego winą.
- Szczerze powiedziawszy
to nie lubię ich koloru.
Lekko zmarszczył brwi –
Dlaczego?
- Bo są różowe.
Nienawidzę tego całego udawania – mówiąc to, lekko zacisnąłem dłonie w pięści.
Nie chciałem mówić niczego więcej, ale po wyrazie twarzy Tsugaru wiedziałem, że
wszystko już rozumie. Rozumie, że za bardzo boję się walki i śmierci, jednak
mimo to brzydzi mnie moje własne tchórzostwo. Cieszył mnie fakt, że nie
musiałem mówić tego na głos, a on i tak wszystko rozumiał.
- Tak czy inaczej, dla mnie
są piękne takie, jakimi je widzę – uśmiechnął się delikatnie.
Rozluźniłem dłonie i
zawstydzony odwróciłem od niego wzrok. Dlaczego tak się czułem, gdy to mówił?
- Dziękuję – powiedziałem
cicho. Prawdopodobnie nawet i trochę za cicho, aby był w stanie usłyszeć.
Też chciałem mu
powiedzieć coś miłego. Na przykład to, jak bardzo spodobały mi się jego oczy,
gdy je pierwszy raz zobaczyłem. Na samą myśl o tym, robiło mi się cieplej na
twarzy. Milczałem.
- Psyche, mógłbyś zamknąć
okno?
- Dobrze – mówiąc to,
wstałem z krzesła ze spuszczoną w dół głową, tak aby nie zauważył moich
czerwonych policzków. Zamknąłem okno i zająłem swoje miejsce.
- Dziękuję.
W tej chwili chyba po raz
pierwszy cieszyłem się z posiadania nieco za długich włosów. Przynajmniej
mogłem się za nimi schować. Mimo wszystko moje zawstydzenie nie trwało zbyt
długo. Uczucie to dość szybko zelżało, pozwalając mi tym samym wrócić do
normalnej rozmowy z Tsugaru.
- Nie jesteś już
zmęczony? – spytałem po jakimś czasie.
- Trochę, – przyznał
szczerze – ale nie idź jeszcze, proszę.
Uśmiechnąłem się
delikatnie – Dobrze.
I rozmawialiśmy dalej.
Chyba z nikim innym tak przyjemnie mi się nie gawędziło. Rozmowa z jakąkolwiek
inną osobą po jakimś czasie zaczynała mnie nudzić, jednak odnosiłem wrażenie,
że Tsugaru nie znudziłby mnie nawet za tysiąc lat. Upajałem się jego osobą i z
prawie, że dziecinną ciekawością pochłaniałem opowiadane przez niego historie. Sposób
w jaki się wypowiadał, sposób w jaki się uśmiechał, sposób w jaki na mnie
patrzył… wszystko to sprawiało, że chciałem go więcej i zdawało mi się, że
niezależnie od tego, ile spędzę z nim czasu, to i tak będzie dla mnie za mało.
- Tsugaru? – zdziwiłem
się, gdy nagle przerwał opowieść.
Przeniosłem wzrok z okna
i gwiazd, o których mi mówił. Gdy na niego spojrzałem, automatycznie się
uśmiechnąłem. Zasnął.
Wstałem z krzesła i
przysiadłem na krańcu materaca, tuż obok niego. Trochę poprawiłem mu poduszkę i
przy okazji nachyliłem się nad nim. Opierałem przedramiona po bokach jego głowy,
a moją twarz dzieliło od niego jedynie kilka centymetrów. Wyglądał tak
spokojnie… przysunąłem się nieco bliżej. Moje usta zawisły nad jego
odpowiednikami.
Puk, puk.
Jak oparzony odskoczyłem
od Tsugaru i odwróciłem się do źródła dźwięku. W progu pokoju stał Shinra i
przyglądał mi się badawczo. Serce podskoczyło mi do gardła.
- Nie powinieneś był już
dawno siedzieć u siebie? – spytał, poprawiając swoje okulary.
- Wiem… przepraszam – te
słowa były jedynymi, jakie przyszły mi do głowy.
Shinra delikatnie się
uśmiechnął, czego się po nim nie spodziewałem – Nie jestem na ciebie zły, ani
nic z tych rzeczy, Psyche. Każdy się do kogoś przywiązuje – mówiąc to, podszedł
bliżej i pacnął mnie w głowę trzymanymi przez siebie papierami – Jednak
wolałbym, żebyś go nie przemęczał. Siedzenie do późna nie wyjdzie mu na dobre.
Skinąłem głową, czując
nagłe wyrzuty sumienia. Shinra miał rację.
Po zamienieniu z nim
jeszcze kilku zdań udałem się do swojego pokoju. Leżąc w łóżku i czekając aż
przyjdzie sen, jeszcze przez jakiś czas myślałem o Tsugaru. Wydawało mi się, że
znam go o wiele dłużej. Zupełnie jakby te niepełne dwa dni były dwoma latami.
Lekko się uśmiechnąłem. Nie potrafiłem do końca zrozumieć uczuć, jakie we mnie
wywoływał, jednak z całą pewnością mogłem stwierdzić, że jestem dzięki niemu
szczęśliwy.
Boze jakie ci to ładne wyszło *0* świetny pomysł na akcje i wgl z tym ze Tsugaru nie widzi kolorow. Kurczę skąd ty bierzesz takie pomysły dziewczyno? xD
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy jak najszybciej *3*
ha. Ciekawy pomysł jak i wykonanie. Psyche-chan udający dziewczynkę i Tsugaruś nie odrózniający kolorów, hoo... C:
OdpowiedzUsuńjedyne do czego mam zastrzeżenie to to, że skoro oni są z pochodzenia Japońcami, więc i mówią po japońsku, a z tego, co mi wiadomo tam nie ma formy męskiej i żeńskiej.... chyba. Ogólnie rozdział jak najbardziej przypadł mi do gustu i czekam na kontynuację
Omomomomom. Świetny pomysł.
OdpowiedzUsuńChcę więcej. *3*
~Ruda
Ne~ Misiek =w= cudnie ci wyszło. Przyznam się, że spodziewałam się czego innego, ale taka forma również mi się spodobała~ :> Pozytywne zaskoczenie~ ^.- I wg zadziwiłaś mnie dwa razy. Pierwszym mini szokiem była informacja, że Psyche udaje dziewczynę(serio, ani trochę się nie spodziewałam o.o), a drugim niezdolność tsu-chana do widzenia barw~ ;3; Okrutne, wiesz? No dobra, wojna wojną, ludzie giną - trudno. Ale żeby tak nie widzieć kolorów Co prawda bardziej drugą, ale nawet jeżeli mowa tu o pierwszej to i tak dobrze :D FF twojego autorstwa zawsze czyta się tak lekko, szybko. Nawet nie zauważyłam kiedy skończyłam o.O no a szkoda, bo przeczytałabym jeszcze ;3; Spręż się z tą kontynuacją, co~? Nie bierz przykładu ze mnie~.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa czy tsugaru przeżyje, bo tak trochę niepewnie się zrobiło. Raz się czuje dobrze, później znowu słabnie~ No cóż~ Nie pozostaje nic jak czekać i napastować cię dopóty, dopóki nie zdradzisz zakończenia~ :)
Ach~ I jeszcze tak na koniec dodam, że ten początek <3 =w= ten taki malutki wstęp, a po prostu się zakochałam.
Weny, ty vlogowy leniu~ ;*
Boże, jakie to było słodkie... Świetny pomysł z tym szpitalem i wgl. czekam cały czas na cd. buziaki:*
OdpowiedzUsuńNanni
Dlaczego mam takie okropne przeczucia, że zdanie z tytułu wypowie umierający Tsugaru?.-. Nie rób tego, proszę~! Niech nikt nie umiera~! (Shinrę ewentualnie możesz uśmiercić, ale Psy albo Tsu nie ruszaj~! XD)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jak zawsze świetne, czekam na next
Pozdrawiam i weny życzę,
~Shade
Jejku jakie to fajne :3 Wspaniały pomysł, wykonanie - rewelacja według mnie :D Będę śledzić to opowiadanie :3 Zazdroszczę Ci pomysłu. Może moje opowiadanie nie jest tak dobre jak Twoje, ale zapraszam do mnie :3 http://shizayaever.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWiitaj :3
OdpowiedzUsuńTen rozdział czytałam ze trzy razy. chyba przeszłaś samą siebie, bo wyszedł ci niesamowity.
Szczerze, to dopiero teraz zebrałam się w sobie, aby cokolwiek napisać.
Ale dobra, wdech, wydech, spokojnie, po kolei.
U-wie-lbiam Cię~! :D
Za Psyche. Serio. Zaskoczyłaś mnie.
Uwielbiam cię, że tak polepszyłaś jego charakter, który ludzie uwielbiają osładzać do bólu zębów.
Bardzo ci za to dziękuję, bo czuję się mile zaskoczona i nareszcie zobaczyłam coś nowego, a nie przesłodkiego piszczącego Psyche.
Niesamowite, że doczekałam się czegoś takiego.
Psyche, który nie jest niezdarą, który nie piszczy, za którego nie trzeba wszystkiego robić, który nie jest taki kałaj do porzygu... Gód dzop, Miszczu (y)
Tsugaru... Aw, Tsugaru...
Mogłabym się zakochać ;-;
Nie wiedziałam, że jego charakter można tak wykształcić, tak prawdziwie oddać... Udało ci się, gratuluję :D
Gdy czytam wypowiedzi Tsugaru, czy to jak się zachowuje... Napisałaś to bardzo naturalnie, mega plus!
Pomysł z niewidzeniem kolorów - chyba pierwszy raz spotykam się z czymś takim - pokazałaś tu, że oni nie są tacy doskonali jak ich kreują.
Przeniesienie ich na wojnę - niesamowity pomysł. Miłość na wojnie, pełna wzlotów i upadków. Tylko niech Tsugaru nie umiera, o zgrozo uchroń ;-;
Mogłabym cię wychwalać, kłaniać się, śpiewać pieśni pochwalne, walnąć długi na kilometr komentarz... Ale brak mi słów. Bardzo mi się podoba. I zaufaj mi - ten komentarz nie oddaje tego w pełni.
Gratuluję, jeszcze nigdy nikt tak mocno mnie nie zaskoczył ;-;
Dziękuję i życzę weny :)
Piękne <3 Kocham Psyche :3 jest taki uroczy :*
OdpowiedzUsuńPozdrowienia~!