Miłego czytania~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział
14
Po zjedzeniu kolacji
Shinra i Izaya jeszcze przez jakiś czas rozmawiali w salonie, podczas gdy Celty
zmywała naczynia. Tematem ich rozmowy był oczywiście Shizuo i jego obecna „współpraca” z brunetem oraz Awakusu-kai. Jak
można się tego było spodziewać Kishitani nie był co do tego wszystkiego
przekonany, ale uznał, że skoro Izaya mniej już mówił o zrobieniu krzywdy
Kasuce, to i tak było lepiej niż wcześniej.
Później ich rozmowa zeszła
na nieco bardziej normalne tematy i Shinra jak zwykle zaczął się wychwalać
swoją najprawdziwszą w świecie miłością do Bezgłowej.
- Która godzina? – spytał
nagle brunet.
- Dochodzi
dwudziesta pierwsza – odpowiedział mu doktorek – Musisz już iść? – zapytał
wyraźnie rozczarowany, gdy zobaczył, że Izaya wstaje z kanapy.
- Właściwie to nie muszę,
ale chciałem coś jeszcze zrobić – mruknął, uśmiechając się asymetrycznie, a
Shinra w odpowiedzi lekko skinął głową.
Informator zadzwonił do
Shizuo i nie racząc się nawet przywitać, rzucił mu jedynie krótkie „Możesz już
przyjść”, po czym się rozłączył. Nie wiedział, jak długo zajmie blondynowi dojście
tutaj, ale i tak założył już swoją kurtkę i czekał na niego razem z Shinrą w
przedpokoju. Opierał się o ścianę, rozmawiając z nim jeszcze trochę o nic
nieznaczących pierdołach, a gdy usłyszał dzwonek do drzwi, lekko się
uśmiechnął.
- Dość szybko, jak na
kogoś, kto lubi się gubić – prychnął Izaya, wypominając blondynowi jego
poprzednią wpadkę w Shinjuku, gdy ten nie potrafił znaleźć drogi do kawiarni.
- Zamkij się – burknął
Shizuo, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem i skinieniem głowy przywitał się
z doktorkiem.
Nagle do przedpokoju
weszła Celty z błękitnym zawiniątkiem w dłoni. Podsunęła Shizuo swoje PDA, na
którym już wcześniej coś napisała i dała mu paczuszkę – [Jedliśmy mochi, więc
trochę ci zostawiłam].
Kiedy Shizuo przeczytał
wiadomość, odniósł niejasne wrażenie, że dziewczyna właśnie się do niego
uśmiecha, mimo że tak naprawdę nie miała głowy. To była jedna z tych rzeczy,
które po prostu się czuło.
- Dzięki, Celty… - mruknął
cicho i lekko uśmiechnął się pod nosem. Zrobiło mu się nawet miło.
- Co dostałeś?~ - spytał
zaciekawiony Izaya, dźgając blondyna łokciem między żebra.
- Nie twoja sprawa –
warknął blondyn. Denerwowało go to, że kleszcz wszystko chciał wiedzieć.
Shinra jedynie nieco się
uśmiechnął, w pewnym sensie ciesząc się, że był świadkiem tego, jak ta dwójka w
końcu nie skakała sobie do gardeł, a Celty w tym czasie utworzyła blondynowi
reklamówkę ze swojego cienia, aby łatwiej niosło mu się swoje mochi i żadne z
nich nie zostało przypadkiem zgniecione.
- Jesteś moją Rybią Gałą,
więc powinieneś mi mówić, co widzisz~ no więc, co dostałeś, Shizu-chan? –
dopytał brunet, a gdy Shinra usłyszał nowe przezwisko blondyna, zakrył usta
dłońmi i powstrzymał się przed wybuchem śmiechu.
- Paczkę widzę – burknął,
nie zdradzając Izayi żadnych ważnych detali i posłał doktorkowi wrogie
spojrzenie.
Gdy w końcu dwójka wrogów
wyszła z budynku, niższy z nich lekko się uśmiechnął. Z jakiegoś powodu, gdy
Shizuo to zobaczył, ogarnęło go zirytowanie. Uśmiech bruneta nie był złośliwy,
ale wyraźnie mówił, że jest zadowolony, a skoro Izaya był zadowolony, to
znaczy, że coś szło zgodnie z jego pokręconymi planami, a ta myśl jakoś
nieszczególnie uśmiechała się do Shizuo.
- Shizu-chan, ładna dziś
pogoda, co nie? – zapytał nagle
informator.
- A no ładna – burknął
blondyn, wciąż stojąc w miejscu. Normalnie to zaczął by już iść, ale fakt, że
Izaya się go puścił mu to uniemożliwiał.
- Tak myślałem… -
powiedział spokojnie – a są chmury?
Shizuo uniósł głowę,
spojrzał na granatowe niebo i widniejący na nim księżyc. Była pełnia i na część
księżyca znajdującą się po prawej powolutku nasuwały się ciemne obłoczki.
- Są – powiedział w końcu,
wciąż nie odrywając wzroku od nieba.
- Uhmm… - mruknął cicho
brunet.
Rozłożył ręce na boki,
niczym dziecko dla zabawy balansujące na krawężniku. Posunął się trzy kroki do
przodu, robiąc to ostrożnie, tak aby o nic się nie potknąć. Shizuo przeniósł na
niego wzrok dopiero wtedy, gdy usłyszał ciche szurnięcie i nieco zdziwiony
przyglądał się plecom Izayi, który stał teraz w innym miejscu.
Nagle, Orihara szybko
odwrócił się na pięcie, stając przodem do blondyna – Shizu-chan, bawiłeś się
kiedyś w ciuciubabkę~? – spytał z zamkniętymi oczyma i uśmiechem na twarzy,
który bardziej pasowałby do dziecka. Jednak Shizuo nie dawał się na to nabrać.
Wyczuł, że pod spodem gdzieś głęboko pod tym niewinnym uśmiechem krył się
znienawidzony przez niego szaleńczy grymas.
Izaye nieszczególnie
zdziwiło milczenie, szczerze powiedziawszy, to tego się spodziewał – że Shizuo
nie odpowie. Posunął się o kolejne kilka kroków, tym razem w tył, przez co
jeszcze bardziej oddalił się od blondyna – Ja się nie bawiłem – powiedział i w
jednej chwili niewinność jego uśmiechu znikła, zamieniając się w dobrze znane
wszystkim szaleństwo i nieprzewidywalność – nie chciałbym, żeby ominęło mnie to
doświadczenie – dodał, po czym zaczął się kręcić w kółko, głośno się przy tym
śmiejąc.
Kilku ludzi spojrzało się
w jego stronę, ale wszyscy jednogłośnie zdecydowali się to zignorować i poszli
się w swoim kierunku, udając, że niczego nie widzieli. Natomiast Shizuo
przyglądał się Izayi ze zmarszczką na czole. Nagle poczuł, jak paczuszka z
cienia, którą trzymał, staje się nienaturalnie ciężka. Zupełnie jakby aż
krzyczała, że tu nie pasuje i jest nie na miejscu. Shizuo rozumiał, że musi coś
zrobić. Doskonale wiedział, na czym polega ciuciubabka i co zrobi Izaya, gdy
przestanie się kręcić. Mimo to, tylko patrzył.
W końcu śmiech umilkł i
Izaya przestał się kręcić. Był strasznie, naprawdę strasznie ciekaw wyrazu
twarzy Shizuo oraz tego, co Heiwajima zdecyduje się zrobić. W końcu blondyn był
nieprzewidywalny. Zawsze.
Nie mając pojęcia, w jakim
dokładnie kierunku zmierza i co ma przed sobą, Orihara zaczął iść. Nie
przejmując się faktem, że nie widzi, nawet nie zastanawiając się nad tym, co
jest pod jego stopami. Po prostu zaczął iść.
- Izaya, stój! – gdy
usłyszał za sobą głos Shizuo, jego uśmiech się pogłębił i prawy kącik ust
uniósł się wyżej – Izaya!! – tym razem, mimo posuwania się na przód głos
blondyna był słyszalny bliżej, to znaczy, że podszedł – Cholera, zatrzymaj się!
– jeszcze bliżej.
Wreszcie Izaya poczuł
nagły uskok, podłoże znajdowało się niżej. Jakby jakiś schodek.
- Izaya, ulica!! – gdy
Shizuo krzyknął, mocno złapał bruneta za rękę i przyciągnął go do siebie
dokładnie w tej samej chwili, gdy przed jego twarzą przejechała głośno trąbiąca
furgonetka.
Informator poczuł się tak,
jakby coś ciężkiego przygniotło mu płuca. Zupełnie jakby ten świst, który
poczuł, nie był tylko świstem, a jego ciało faktycznie zostało uderzone przez
pojazd. W dodatku głośniej oddychał i czuł jak waliło mu serce, przez przypływ
adrenaliny lekko mrowiło go podbrzusze. Zaczął się ponownie śmiać, jednak tym
razem zamiast szaleństwa słyszalna była w tym histeria, która nieomal
graniczyła z czymś podobnym do rozpaczy. Izaya wolną dłonią, która lekko się
trzęsła, odgarnął włosy z twarzy i powoli odwrócił się w kierunku Shizuo.
Wyraźnie słyszał, że blondyn też głośno oddycha i czuł mocny – a właściwie to
bolesny – uścisk na swoim nadgarstu.
Shizuo
go odciągnął. Heiwajima Shizuo go uratował!
Uratował go przed śmiercią, mimo że dwa tygodnie temu sam prawie do niej
doprowadził!!
Izaya zaczął się śmiać
jeszcze głośniej, aż w końcu jego policzki lekko przez to poczerwieniały.
Shizuo natomiast poczuł
jak wzdłuż jego kręgosłupa przebiega zimny dreszcz. Czuł i wyraźnie widział, że
z Izayą jest coś nie tak, a nawet trochę się bał. W końcu Orihara był
nieobliczalny, a przed chwilą jedynie to udowodnił.
- To było takie
przewidywalne! – krzyknął na cały głos brunet, a z jego twarzy nie znikał ten
niepokojący wyraz.
Zmarszczka spomiędzy brwi
Shizuo nie zniknęła nawet na sekundę, a teraz jedynie się pogłębiła. Wciąż
milczał, po prostu coś mówiło mu, że odezwanie się jest nie na miejscu. W
dodatku skrycie obawiał się, że jak powie coś nie tak, to Izaya znowu zrobi coś
szalonego.
Uśmiech z wciąż
zarumienionej od śmiechu twarzy chłopaka powoli znikał. Czuł jak do jego dłoni
– której nadgarstek wciąż mocno trzymał
Shizuo – przestaje dopływać krew, ale nieszczególnie go to obchodziło.
- Powinieneś był zrobić
coś, czego się nie spodziewałem – powiedział, wyglądając i brzmiąc przy tym na
zrezygnowanego. Shizuo wciąż czuł, że coś jest nie tak – Powinieneś był…
powinieneś pozwolić mi umrzeć – podsumował krótko, a jego spojrzenie zrobiło się
w pewnym sensie ostre, ale mimo to nie było w nim widać ani odrobiny żalu lub
jakichkolwiek pretensji względem Shizuo – Skoro wcześniej prawie mnie zabiłeś,
to czemu nie pozwoliłeś mi teraz zginąć? I tak uznano by to za samobójstwo lub
niefortunny wypadek – zaśmiał się, ale tym razem płytko i krótko – Tym lepiej
dla ciebie. Przynajmniej o nic by cię nie oskarżono. Mógłby-
- Zamknij się! – wydarł
się głośno Shizuo, niekontrolowanie mocniej zaciskając dłoń, przez co niewidomy
chłopak lekko się skrzywił. Jego oddech ponownie przyspieszył – Gdybym nadal
chciał cię zabić, to już dawno bym to zrobił! – warknął.
- Och, czyli teraz już nie
chcesz, tak~?
Izaya zachichotał trochę
wymuszenie, ale jego spojrzenie cały czas pozostawało tak samo ostre.
- Może jednak jesteś
nieprzewidywalny… - zastanowił się na głos.
- Izaya, przestań już i
chodź stąd, ludzie się patrzą – stęknął Shizuo wyraźnie się poddając i
zirytowany pociągnął Izaye w kierunku, w którym już wcześniej powinni byli się
udać.
- A niech się patrzą! –
krzyknął, unosząc wolną rękę w górę, a na jego twarzy znowu wymalował się w
pewnym sensie histeryczny uśmiech – Skoro ja nie mogę patrzeć na nich, to niech
chociaż oni patrzą na mnie!!
- Do końca już oszalałeś…
- powiedział cicho blondyn i zaczął mocniej ciągnąć bruneta, ruszając go przy
tym z miejsca. Wyczuwając, że stawia opór, blondyn pociągnął go nieco mocniej –
No chodź, idziemy – wysyczał groźnie przez zęby, ale Izaya jak na złość zaparł
się nogami i wyraźnie nie miał zamiaru nigdzie iść.
- Shizu-chan, puść mnie,
ty amebo! – krzyknął w końcu brunet, ale wyraźnie chciał to zrobić po to, aby
przyciągnąć na siebie większą uwagę ludzi i wprawić będącego z nim blondyna w
jeszcze większe zakłopotanie. A co tam! Niech sobie myślą, że blondyn właśnie
użera się z jakimś wariatem! Dopóki Shizuo czuł się z tym niewygodnie, to Izaya
był w stanie kontynuować tę szopkę – Shizu-chan, to boli! – powtórzył, starając
się wyrwać. Czuł, że coś jest nie tak. Blondyn zaczął go ciągnąć mocniej i
oczywistym było, że jeśli chodziło o siłę, to Izaya nie miał szans. Dziwne
uczucie niepokoju się nasiliło, gdy ponownie krzyknął, żeby go puszczono.
Wiedział, czemu krzyczy i się wyrywa, wiedział, czemu ciągnie to
przedstawienie, ale z jakiegoś powodu jego powody go nie przekonywały. Może przekonywałyby
kogoś innego, ale z pewnych przyczyn nie jego samego.
Nagle poczuł mocne
uderzenie w brzuch i z głośnym, ale stłumionym krzykiem nachylił się w przód i
starając się złapać oddech. Zaczął kaszleć, a gdy do jego oczu napłynęły łzy,
Shizuo przerzucił go sobie przez ramię, burcząc coś pod nosem o wariactwach
kleszcza.
***
Izaya zdążył się już
poddać. Przestał krzyczeć i się szamotać, ale nie dlatego, że nie miało to
sensu, tylko dlatego, że się zmęczył. Luźno zwisał przewieszony przez ramię
Shizuo i wyraźnie odczuwał każdy jego krok, wdychał jego intensywny zapach oraz
słyszał i czuł jego miarowy oddech oraz spokojne bicie serca.
Tyle
ludzkich rzeczy w tak nieludzkim człowieku… - pomyślał sobie.
Przez chwilę zastanawiał
się nad wznowieniem krzyków i ponownym stawianiem oporu, ale gdy doszedł do
wniosku, że skoro i tak nie zobaczy przerażonych lub zdziwionych twarzy
mijanych przez Shizuo przechodniów, to nie ma to najmniejszego sensu.
Wciąż bolał go brzuch i
nadgarstek, w dodatku ramię blondyna nieprzyjemnie wbijało mu się w miednicę.
Nagle blondyn lekko go podrzucił jakby z obawy, że ten spadnie i wtedy właśnie
Izayi zsunął się na głowę kaptur. Niewidomy chłopak delikatnie się przez to
uśmiechnął.
- Jesteś ciepły – odezwał
się cicho, przez co nieco zaskoczył Shizuo, który przez bezustanną ciszę
myślał, że Izaya śpi.
- A ty szalony.
Przez uzyskaną odpowiedź,
brunet cicho i łagodnie zachichotał – Hej, Shizu-chan…
- Czego? – odburknął mu
blondyn.
- Czujesz się choć trochę
skażony? – zapytał wyraźnie ciekaw, ale jego głos wciąż zachowywał spokojne
brzmienie.
Shizuo zmarszczył brwi,
wciąż trzymając Izaye pod kolanami, żeby nie ześlizgnął mu się z ramienia i nie
poleciał na twarz – A czemu bym miał? – zapytał, nie rozumiejąc, o co mu
chodzi.
- No bo mnie dotykasz.
Izayi odpowiedziała cisza,
więc postanowił ponownie się odezwać.
- A ja dotykam ciebie. W
ogóle jesteśmy w tej chwili blisko siebie. Zdecydowanie bliżej niż zwykle.
- No i co z tego? – mimo
ciężaru, Shizuo mówiąc to i tak wzruszył ramionami, przez co brunet lekko się
skrzywił, gdy ramię chłopaka wbiło mu się mocniej w miednicę.
Orihare nawet trochę
zdziwiła taka odpowiedź, przez co jego dziwne samopoczucie lekko zelżało. Właściwie
to czuł się spokojnie jak na siebie, myślał nawet trochę wolniej niż zwykle,
ale doszedł do wniosku, że to przez zmęczenie. To był w końcu dość pokręcony
dzień.
- Myślałem, że skoro
wyzywasz mnie od robali, to uważasz, że roznoszę bakterie i inne takie –
zaśmiał się znowu.
- Nie, – odpowiedział
stanowczo blondyn, a Izaya poczuł jak o jego biodro ociera się głowa Shizuo,
który pewnie się rozglądał – po prostu jesteś upierdliwy.
Znowu zapadła cisza, a
jedynym co towarzyszyło im podczas drogi był ten upierdliwy księżyc, który
swoim „gapieniem się” zdążył już wkurzyć Shizuo. Byli już niedaleko domu Izayi,
a gdy tam się znaleźli, blondyn grzecznie odstawił bruneta na ziemię i bez pytania wyciągnął mu z kieszeni kurtki
klucze, po czym żółtym otworzył drzwi. Kątem oka spojrzał na jego wyraz twarzy,
ale z ulgą stwierdził, że pewnie nie postanowi znowu bawić się w ciuciubabkę i
obaj bez słowa weszli do środka.
- Grzeczny pies
przewodnik~ – zaśmiał się Izaya i stając na palcach lekko podrapał Shizuo po
głowie.
Blondyn zmarszczył brwi –
To, że nie jesteś skażony, nie znaczy, że możesz się spoufalać – burknął,
odtrącając jego dłoń.
- W sumie racja,
Shizu-chan~ - mówiąc to, informator ściągnął kurtkę i przewiesił ją przez
kanapę – możesz mieć wszy – uśmiechnął się złośliwie i usiadł na kanapie.
- Nie mam wszy! –
zaprzeczył szybko Shizuo, niezadowolony z tego, że brunet znowu robił się
złośliwy.
- Jak to nie masz?~
- Nie mam! – warknął
groźnie, czując jak pulsuje mu brew.
- A ja to co? – zapytał,
odwracając się w jego stronę.
Shizuo dwukrotnie
zamrugał, przyglądając się jego pustym oczom, po czym sam lekko się uśmiechnął
i usiadł na kanapie obok niego – Dziwny z ciebie wybryk natury – westchnął.
- Do takiego wniosku
dochodzisz po siedmiu latach znajomości? – zapytał Izaya, rozpinając kieszeń
swojej kurtki, ale gdy włożył tam rękę, trafił jedynie na komórkę. Odpiął drugą
kieszeń i wyciągnął z niej fioletowe okulary, po czym podał je Shizuo.
Blondyn wziął od niego
okulary i nie odpowiedział na pytanie – Jesteś dzisiaj jakiś inny – mruknął,
chowając swoje szkła do kieszonki w kamizelce. Jednak teraz coś mu nie pasowało.
Jakby wcale nie powinny się były w tej kieszonce znaleźć.
- Raczej bardziej
zmęczony.
Shizuo spojrzał na niego
pytająco i lekko zmarszczył brwi – Po czym ty jesteś zmęczony? To ja niosłem
cię przez całą drogę! – warknął.
Izaya w odpowiedzi się
zaśmiał i wzruszył ramionami – Może po tym, że prawie dziś nie zginąłem~? Albo
po tym, że za dużo ostatnio myślę. Wiesz, Shizu-chan, trudno jest nie myśleć,
kiedy jedyne co się widzi, to nic. W dodatku jestem trochę rozczarowany, bo
całe moje życie wcale nie przeleciało mi przed oczyma, kiedy byłem o włos od
śmierci – na moment urwał, a słysząc, że blondyn się nie odzywa postanowił
kontynuować – Właściwie to zastanawiałem się ostatnio, o czym śnią osoby, które
są niewidome od urodzenia. Jak sądzisz, Shizu-chan?
Shizuo oderwał wzrok od
sufitu i spojrzał na bruneta. Wlepiał swoje puste oczy przed siebie, zupełnie
jakby patrzył na coś, co jest bardzo daleko. Coś, czego Shizuo i nikt inny nie
będzie mógł nigdy zobaczyć. Przyjrzał się jego oczom dokładniej i poczuł jak
ogarnia go przez to nostalgia.
- Nie wiem, – odpowiedział
cicho – ale o czymś na pewno.
Izaya uśmiechnął się
delikatnie i wstał z kanapy. Gdy obchodził ją dookoła, czuł na sobie wzrok
Shizuo. Stanął za nim i nachylił się nad jego głową – Tym razem chce mieć
pewność, że nie podglądasz – powiedział, kładąc dłonie na jego oczach. chwilę
później poczuł, jak Shizuo stara się odciągnąć jego dłonie.
- Tylko na co ci to? –
zapytał dość sceptycznie blondyn, wciąż trzymając dłonie Izayi. Zupełnie jakby
wciąż się wahał i miał zamiar zdecydować, czy rzeczywiście je odciągnąć, w
zależności od usłyszanej odpowiedzi.
- No właśnie Shizu-chan…
na co mi to? – westchnął, udając, że się zastanawia – A na co ci było rzucenie
we mnie znakiem? Na co ci było odebranie mi tego, co kocham w życiu
najbardziej?
Shizuo milczał i puścił
dłonie Izayi, pozwalając na dalsze zasłanianie sobie oczu. Fakt, że niczego nie
widział go irytował, ale mimo to chłód dłoni Izayi był w pewnym stopniu
przyjemny.
- A co gdybym popadł przez
to w depresje? – kontynuował – Gdybym chciał się przez to naprawdę zabić? Co byś wtedy zrobił, Shizu-chan? Jakbyś się czuł?
- Izaya, przestań już… -
przerwał mu w końcu blondyn.
- Ach~ czyli nie chcesz
tego słuchać, mam rację? – mruknął, nachylając się nad jego uchem – Czyżbyś przez
cały czas skrycie się tego obawiał~? – zachichotał.
- Izaya, zamknij się! –
warknął Shizuo, zaciskając swoje dłonie w pięści.
- Bo co? Bo ty tak chcesz?
Ja nie chciałem oberwać znakiem, a ty i tak to zrobiłeś, więc czemu niby powinienem był
spełnić twoją prośbę, co Shizu-chan? – prychnął z kpiną w głosie – W dodatku
jeśli tylko chcesz, możesz mnie od siebie odepchnąć – dodał po chwili – więc,
czemu tego nie robisz?
Gdy Heiwajima nie
odpowiedział, Izaya sam się od niego odsunął i odszedł kilka kroków w tył. Na jego
twarzy znowu malował się wkurzający, asymetryczny uśmiech – Shizu-chan, czy ty
jesteś masochistą~?
~~~~~~~~~~~~~~~
Tak dużo śpię i smarkam... *kiwa się otoczona górą chusteczek* nie mam wam nic tu do napisania xD a szkoda~ W jakim terminie macie ferie~? :D W ogóle to chcę jutro do biblioteki ಠ_ಠ namówię mamę jak będziemy jechać do lekarza~ Może znajdę tam Tsukiego i Roppiego~? ^^ Wezmę ich do domu niczym Reina~ಠ_ಠ~~
Hm, dopiero teraz udało mi się ujrzeć rozdział 13, a tu taka niespodzianka i równocześnie pojawił się 14 *-* Szczerze powiedziawszy podoba mi się to, że bohaterowie u ciebie nie są idealni i zadufanie w sobie. Miło czyta się o Izayi w innym wydaniu. Co prawda według mnie z rozdziałem 13 nieco znudziłaś czytelnika, właściwie nic się tam takiego nie działo, nawet fakt, że czytałam to 20 min temu nie ułatwia mi przypomnienia sobie co tam znalazło się takiego istotnego. Co innego z rozdziałem 14, który niezmiernie mi się spodobał. Był taki jaki chciałabym żeby był. Może faktycznie 13 to Twoja pechowa liczba, ale na pewno dalsze po niej są już jak najbardziej korzystne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.
Lycoris ~
Etto… Em…
OdpowiedzUsuńNie mam bladego/zielonego pojęcia, co Ci tutaj napisać, więc… chyba skorzystam z mojej „punktowej” metody.
1. To był Twój n a j l e p s z y rozdział. Poważnie, kurczę. Tekst mnie wziął i chwycił za serduszko, bo widzimy wreszcie, że w ich zachowaniu coś się zmienia; zbliżają się do siebie i w ogóle… Ładnie przeprowadziłaś ten zabieg, bardzo ładnie; tak naturalnie, nie czujemy tutaj sztuczności ♥
2. Zachowanie Izayi było… urocze. Tak, po prostu, najzwyczajniej w świecie urocze! Może ja mam jakieś spaczone wyobrażenie tego wszystkiego, ale jak dla mnie Orihara zachowuje się jakoś tak, hm… desperacko, co ukrywa przed Shizusiem (a ten tłumaczy to sobie tak; Izaya + bycie nieobliczalnym, walniętym idiotą i dupkiem = normalność, przecież to Izaya!)
3. Jak Shizuo niósł Izayę, to to było taakiee (brak przymiotnika; wstaw coś pozytywnego, przesiąkniętego fangirlem i słodkością).
Ogólnie rzecz biorąc, rozdział był GENIALNY, G E N I A L N Y ;~;
Genialne * -- * .
OdpowiedzUsuńNie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu O3O ...
Weeeny !<3
Weera ~
Liczę, że niedługo pojawi się nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńBłaagam, nooo. Masz ferię *-*
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że w końcu pojawi się jakiś yaoi'styczny wątek '3'
OdpowiedzUsuńTeż mam nadzieję i sama się niecierpliwię, ale nie chcę żeby było ni z gruszki ni z pietruszki xD Staram się~~ ^^
UsuńRozdział jak zwykle świetny :) Czekam na więcej i nadzieję że zbliżą się do siebie bardziej,tak jeszcze bardziej *>* trochę to bez sensu ale co tam :D
OdpowiedzUsuńHehe, pierwszy raz na Twoim blogu XD i muszę Ci powiedzieć, że ze zniecierpliwością czekam na kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńNiesamowite, niesamowite, niesamowite o.o *niezdolna do wypowiedzenia czegokolwiek innego* o.o *a jednak* niesamowite, jak trafiasz w mój gust o.o niesamowite...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam~! Niesamowite~!
Jeśli Izaya Orihara jest zadowolony, to wiedz, że coś się dzieje.
OdpowiedzUsuńGdy Izaya wypowiada „Shizu-chan, ładna dziś pogoda, co nie?” to jakoś tak od razu czuć, że coś się szykuje, nastrój jak przed zbliżającą się burzą.
Wszystko co następuje później, zachowanie Izayi i zabawa w ciuciubabkę, to czysta makabra. Jak grom z jasnego nieba spada na łeb tak ciężka atmosfera, że aż przytłacza. Wyobrażam sobie jak to musi wyglądać w oczach Shizuo. Wyobrażam sobie, że wpływ tej koszmarnej aury roztaczanej przez Izayę sprawia, że blondyn aż cały drętwieje. Mam wrażenie jakby w tamtym momencie temperatura w Ikebukuro spadła o co najmniej kilka stopni, a czas gwałtownie zwolnił. Widzę jak to nocne, ale pogrążone w niezliczonych światłach miasto zamiera i stopniowo ciemnieje. Nawet księżyc jakby przerażony tym co się dzieje, postanawia się schować i w popłochu naciąga na siebie grubą kołdrę ciężkich chmur. Myślę, że gdybym była na miejscu Shizuo zaczęłabym wszystko widzieć jak przez śnieżący ekran telewizora. Stworzyłaś fenomenalny klimat.
Przerażająco genialny moment, kocham to.
Uwielbiam każdy gest: spojrzenie w niebo, rozłożenie rąk, koszmarny piruet, każdy krok.
Uwielbiam każdy odgłos: każdy uśmiech i wszystkie rodzaje śmiechu. Podniesiony ton, głośność na granicy krzyku, gdy Izaya oddalony od Shizuo pyta go o, to czy blondyn bawił się kiedyś w ciuciubabkę; jeszcze głośniejsze, podszyte szaleństwem, ale też żalem , mimo wszystko gorzko brzmiące „Ja się nie bawiłem”.
Zdecydowane, rozkazujące i groźnie brzmiące, lecz zdominowane irytacją „Izaya, stój!”.
Wyrażające wściekłość, przesycone gniewem „Izaya!!”.
Pełne desperacji, niemal błagalne, naznaczone bezsilnością „Cholera, zatrzymaj się”.
Wreszcie, całkowicie przerażone, podbite rozpaczą „Izaya, ulica!!”
„Powinieneś był… powinieneś pozwolić mi umrzeć”
Nareszcie Izaya pokazał skrawek prawdziwego siebie. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak ciężko musi mu być. W ogóle nie dziwią mnie jego słowa, szczerze mówiąc czekałam na nie. Izaya i ze wzrokiem był cholernie zbłąkaną i nieszczęśliwą istotą. To smutne, bardzo smutne q_q
Shizuo, trzymaj go i nie puszczaj, jesteście dla siebie nawzajem nadzieją! *^*
OdpowiedzUsuńShizuo, trzymaj go, ciągnij jeśli stawia opór, ale nie zwalniaj uścisku. Nie pochwalam siłowych rozwiązań, czy to sposób na uspokojenie? Tak, jest to jakieś wyjście. Faktem jest, że każdy by sflaczał po takim strzale w brzuch. Faktem jest też to, że tego typu gesty świetnie się wpasowują w rozchwiane relacje Shizuo-Izaya, ale np. gdyby Shizuo zamiast pięści użył ust… myślę, że w tym przypadku efekt byłby podobny XD
Mimo wszystko rozumiem jego postępowanie, przecież pięść była bardziej pod ręką niż usta, na dodatek, w odróżnieniu od ust, w jej używaniu Shizuo ma wprawę.
Tak jak w przypadku matki, gdy bierze na ręce swoje dziecko, gdy płynnym kołysaniem i kojącym głosem lub śpiewem przywraca spokój; podobnie wydaje się być w przypadku Shizuo, którego wewnętrzna, naturalna orkiestra i harmonijny, stabilny rytm ciała potrafi ukołysać i wyciszyć Izayę.
„Jesteś ciepły” awww, uwielbiam głośne wyrażanie tego typu drobnych, niby nic nie znaczących oczywistości, które zawierają w sobie ogromny ładunek emocji, a często przez wielu niestety nie są nawet dostrzegane.
„A Ty szalony” awwwwww xD
„Możesz mieć wszy”
„Nie mam wszy!”
„Jak to nie masz?”
„Nie mam!”
„A ja to co?”
Kocham to, uwielbiam, miłuję. Shizuo, zdajesz sobie sprawę, że Izaya właśnie Ci powiedział, że GO MASZ? W sumie myślę, że nawet sam Izaya nie pomyślał o tym, w jaki sposób ta wypowiedź może zostać odebrana ( ͡° ͜ʖ ͡°)
„Dziwny z Ciebie wybryk natury”
„Do takiego wniosku dochodzisz po siedmiu latach znajomości?”
„Jesteś dzisiaj jakiś inny”
Miszu, jesteś mistrzem dialogów. Niby banalne zdania, po prostu szczere i proste słowa, ale to ma taką konstrukcję i jest usytuowane tak odpowiednio, że mieści w sobie niesamowicie dużo uroku. Jeśli Cię kiedyś spotkam, ja niegodna, złożę Ci skromny pokłonik, jako, że stać przede mną będzie Król Naturalnie Uroczych Konwersacji.
„Shizu-chan, czy Ty jesteś masochistą?” Hmmm… tak, jest. To by się zgadzało. Tak, zdecydowanie tak.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, to zachowanie Izayi jest urocze... no opierał się to go przerzucił przez ramię... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia