wtorek, 8 października 2013

Durarara!! "Podaruj mi swoje serce" - Tsuki x Roppi


„Podaruj mi swoje serce”
Tsukishima x Hachimenoppi


[Tsukishima]

Byłem spóźniony. Strasznie spóźniony. Zdawałem sobie sprawę z tego, że zbyt wiele czasu zmarnowałem na bezradne błądzenie po mieście z mapą, którą już dawno powinienem był znać. Mimo mapy byłem spóźniony o minutę. Kompletnie nie wiedziałem, w którą stronę ją trzymać. Tak? A może do góry nogami? Poczerwieniałem ze złości wymieszanej ze zirytowaniem i wcisnąłem papier do swojej torby. Zacząłem biec przed siebie i po chwili poczułem, jak kropelka potu spływała mi po czole. Roppi-san na mnie czekał. Przecież nie mogłem mu pozwolić na siebie czekać zbyt długo, prawda? Nie mogłem go tak zlekceważyć, tym bardziej, że po raz pierwszy to on wyszedł z propozycją spotkania się poza domem. Nie musiałem go namawiać i prosić, żeby wyszedł. Wcześniej ustaliliśmy, że jak tylko skończę pracę, to spotkamy się w parku. Pracę kończyłem o piętnastej, a nie wliczając dziesięciu minut na dojście, to spóźniałem się już  sto dwadzieścia sekund. Panikowałem i zdawałem sobie z tego sprawę, ale zawsze gdy chodziło o Roppiego, to nie potrafiłem nad tym zapanować. Wiedziałem, że 2 minuty, to nic wielkiego, ale mimo wszystko moja niecierpliwość i bojaźliwość kazały mi biec. Czas płynął zbyt szybko. Denerwowałem się. Tak strasznie się denerwowałem. Roppi-san… co pomyśli sobie Roppi-san?

- P-przeprrrrasz-szam… - zatrzymałem się, z trudem łapiąc oddech. – N-nie wie pani, w którrrą.. s-stronę jest p-park..? – udało mi się spytać. Opierałem dłonie o kolana i nachylałem się w przód, ale kujące uczucie w klatce piersiowej i suchość w gardle nie znikała. To bardziej niż oczywiste, że normalnie nigdy nikogo bym nie zaczepił i nie spytał o drogę. Za bardzo się tego wstydziłem i obawiałem się, co mogliby sobie pomyśleć, ale teraz chodziło o Roppiego. Chodziło o spotkanie się z nim. Nie mogłem się spóźnić, kiedy to właśnie on mnie zaprosił. Może nie ekscytowałbym się tak na tą myśl, gdyby nie to, że w głębi duszy wierzyłem w to, że to randka. Nie zakupy, wspólny powrót do domu, czy też inna zwykła czynność poza domem, tylko randka. Spotkanie wynikające z przyjemności i zadowolenia wspólnym spędzaniem ze sobą czasu.

Rumieniąc się jeszcze bardziej niż wcześniej, udałem się we wskazanym przez dziewczynę kierunku. Wreszcie zobaczyłem drzewa. Na ich widok poczułem ogarniającą mnie ulgę. Podbiegłem do fontanny, nerwowo rozglądając się dookoła. Roppi-san nadal tam był. Na jego widok ogarnęła mnie ulga. Przypłynęła przez całe moje ciało, powodując, że zmarszczka pomiędzy moimi brwiami została zastąpiona niezdarnym uśmiechem.  Roppi siedział na ławce i patrzył w niebo. Był zamyślony – jak zwykle. Wiatr delikatnie rozwiewał jego grzywkę, a promienie słońca odbijały się od jego bladej skóry, wyglądającej na tak delikatną, jak gdyby była z papieru. Wyglądał pięknie.

- Roppi-san! – zawołałem, biegnąc w jego stronę, aż w końcu zatrzymałem się przy nim i ponownie nachyliłem w przód, aby podeprzeć się dłońmi o moje drżące kolana. Zrobiło mi się trochę słabo i aby pozbyć się suchości w gardle, głośno przełknąłem ślinę  – P-przepraszam… ha… haa….   za spóźnn- nienie… ha… Roppi-san – wyprostowałem się, nadal głośno oddychając i lekko się uśmiechnąłem. Natychmiast poczułem jak cała moja twarz czerwienieje ze zmęczenia wymieszanego z zawstydzeniem. Fakt, że się rumieniłem jeszcze bardziej mnie krępował, przez co zataczałem pewnego rodzaju błędne koło.
- Biegłeś całą drogę? – spytał.

Jego jednolity i opanowany głos był tak samo przyjemny dla moich uszu, jak zawsze. Niczym kołysanka.

- T-tak jakby – przyznałem się, kiwając głową.

Wstał z ławki i podszedł do mnie bez słowa, a następnie wziął w swoje dłonie moją. Zarumieniłem się, czując jego chłodne ręce, na moich własnych. Były takie delikatne. Zaczął mi mierzyć puls i powiedział – Wiesz, że ci nie wolno.

- Przep-praszam… - spuściłem głowę w dół, chowając się za swoją grzywką.

- Zaczekaj tu na mnie i odpocznij chwilę – powiedział spokojnie.

Usiadłem na ławce i patrzyłem jak się oddala. Chodził z taką lekkością, zupełnie jakby sunął po ziemi. Rozejrzałem się dookoła. W parku jak zwykle świeciło słońce, a niedaleko znajdował się plac zabaw, na którym bawiły się dzieci. Uśmiechnąłem się i niemalże automatycznie przypomniałem sobie dzień, w którym poznałem Roppiego, przez co  moje serce zamiast się uspokoić, zabiło jeszcze szybciej.

Byliśmy dziećmi. Ja miałem osiem lat, a on dziesięć. Pogoda była tak samo ładna, jak dziś. O ile dobrze pamiętałem, to ktoś się ze mnie naśmiewał, ale nie potrafiłem sobie przypomnieć z jakiego powodu. Schowałem się przed tym kimś pod zjeżdżalnią i cicho płakałem. Chwilę później do mojej kryjówki wślizgnął się chłopiec o oczach tak samo czerwonych jak moje. Mimo tego podobieństwa jego spojrzenie było inne. Bardziej hipnotyzujące. Pod pewnym względem obojętne, ale jednak pełne gdzieś głęboko ukrytej wyniosłości. Wyglądał na młodszego ode mnie i był dużo niższy, ale jak się później okazało to właśnie on był tym starszym. Powiedział mi, że chował się tam przed ludźmi. Jak się później dowiedziałem – nienawidził ich. Zaczęliśmy rozmawiać i od tamtego czasu widywaliśmy się coraz częściej.

Nie wiedziałem, czym sobie zasługiwałem na jego miłość. Przecież nienawidził wszystkich, więc czy nie powinien był nienawidzić też mnie? Każdy dzień, jaki ze mną spędzał był dla mnie czymś wyjątkowym. Cieszyłem się, że chciał się ze mną spotykać. Cieszyłem się, że jakimś cudem chciał być akurat ze mną. Cieszyłem się, że nie wybrał kogoś innego. Dzięki niemu byłem kim byłem. Dzięki niemu każdy mój dzień był wyjątkowy. Czułem się wyróżniony i to napawało mnie nieskończoną radością – fakt, że Roppi-san mnie nie nienawidzi.

- Napij się – z rozmyślań wyrwał mniej głos bruneta, który właśnie podawał mi butelkę wody.

- Um… - lekko się zarumieniłem. Czemu wcześniej nie zauważyłem, że już wrócił? – dziękuję – powiedziałem cicho i wziąłem od niego butelkę, a on usiadł obok mnie.

- Co dziś robiłeś w pracy? – spytał mnie, patrząc na kąpiące się w fontannie ptaki. Ostatnio był nieco bardziej smętny niż zazwyczaj i martwiło mnie to. Nie wiedziałem czemu tak było. Automatycznie pomyślałem wtedy o jego nadgarstkach, ale szybko odsunąłem od siebie tę myśl. Roppi-san obiecał, że już nigdy tego nie zrobi, a ja mu ufałem, więc nie powinienem się tym przejmować.

- Cz-czytałem – odpowiedziałem, tak jak zawsze.

Pracowałem w bibliotece, więc na tym polegała moja codzienność. Każdą wolną chwilę spędzałem na przewracaniu pożółkniętych, bądź też śnieżnobiałych kartek. Roppi też czytał, ale nigdy nie spytałem go o to jaki gatunek lubił najbardziej. Gdyby chciał, to by mi o tym powiedział, prawda? Zawsze się cieszyłem, gdy odwiedzał mnie w pracy, a robił to często. Za każdym razem siadał niedaleko mojego biurka i towarzyszył mi przy czytaniu, a czasem nawet pomagał w układaniu zwróconych książek.

Jak co dzień poprosił mnie, abym opowiedział mu o czym dziś czytałem. Nigdy nie potrafiłem odgadnąć, czemu to robił, ale stało się to taką jakby mini-tradycją. Trochę nieskładnie opowiedziałem mu o wszystkim, z zawstydzenia kilka razy się myląc i bardzo niepewnie dodałem kilka swoich uwag i spostrzeżeń. Mimo tego jak często się myliłem i poprawiałem on i tak uważnie mnie słuchał i uśmiechnął się, co robił bardzo rzadko. Uśmiech na jego twarzy był kolejną z rzeczy, jakie mnie cieszyły.

- A t-ty co dziś rob-biłeś? – zapytałem nadal zarumieniony przez swoje nieco dłuższe przemówienie sprzed chwili i jego onieśmielający uśmiech.

- To co zwykle – wzruszył ramionami – Idziemy do kawiarni? Napiłbym się kawy…

W odpowiedzi jedynie skinąłem głową i delikatnie się uśmiechnąłem. Moje policzki wciąż były tak samo różowe.

Szliśmy obok siebie w ciszy. Nie trzymaliśmy się za ręce. Chciałbym, naprawdę bym chciał, ale za każdym razem, gdy myślałem o dotknięciu go, to się rumieniłem i szybko rezygnowałem. Kiedy byliśmy już na miejscu, usiedliśmy przy stoliku, który był jak najmniej widoczny. Wolałem stoliki przy oknie, ponieważ było tam jaśniej i przyjemniej, ale wiedziałem, że Roppi nie czuł się komfortowo, gdy ludzie na niego patrzyli, więc nigdy nic w tym temacie nie powiedziałem. Usiadłem razem z nim w ciemniejszej części restauracji, przez co kelnerka prawie nas nie zauważyła. Zamówiłem dla siebie lody i mimo, że Roppi z początku chciał tylko kawy, to zdecydował się też na jabłecznik na ciepło z gałką lodów waniliowych.

Cieszyłem się, że miał większy apetyt.  Nigdy nie jadł zbyt wiele. Wcześniej myślałem, że po prostu nie smakowały mu moje posiłki i zrobiło mi się z tego powodu strasznie głupio. Zacząłem nawet czytać w pracy książki kulinarne, ale to nie przyniosło żadnego efektu. Jakiś czas później dowiedziałem się o jego niedowadze i problemach z apetytem. Od tamtego czasu starałem się częściej namawiać go do jedzenia, ale rzadko kiedy mi się to udawało.

Uśmiechnąłem się do niego  - Itadakimasu, R-Roppi-san.

- Itadakimasu – powiedział cicho.



[Hachimenroppi]
Niechętnie spojrzałem na swój jabłecznik i zacząłem go jeść. Tak naprawdę, to wcale nie byłem głodny, ale liczyło się dla mnie to, że Tsuki się cieszył. Z tego samego powodu postanowiłem umówić się z nim na to spotkanie. Miłe z mojej strony? Skądże znowu. Ja nie byłem miły, byłem samolubny. Po prostu chciałem wynagrodzić mu coś, o czym ten nie miał pojęcia. Odrobić w jego oczach, mimo że wcale w nich jeszcze nie straciłem. Wiedziałem, że źle robię, ale mimo że on nie miał o tym pojęcia, to i tak nie potrafiłem… nie potrafiłem tak tego zostawić i w zamian zacząłem poświęcać mu więcej uwagi niż zwykle. Wiele osób w sytuacji podobnej do mojej tak robiła. Pod tym względem nie różniłem się od reszty tych ohydnych ludzi.

Z rozmyślań wyrwał mnie głos Tsukiego, który mówił mi, że lody na moim jabłeczniku prawie już się roztopiły. Bez zastanowienia przeniósł łyżeczką jedną gałkę lodów ze swojego pucharka na mój talerzyk. Dopiero po chwili, gdy moje oczy spotkały się z jego, zarumienił się. Upiłem łyka swojej cynamonowej kawy i wróciłem do jedzenia, zastanawiając się nad osobą Tsukiego.

Nigdy nie potrafiłem zrozumieć tego, jakim cudem mógł być on tak szczęśliwy. Cały świat był jakby przeciwko niemu, ale z jego twarzy i tak nigdy nie znikał ten uroczy i niezdarny uśmiech, który tak zauroczył mnie przez te lata. Tak wielu rzeczy nie mógł robić, na tak wiele musiał uważać… same zakazy i ograniczenia. Wiedziałem, że chciałby móc żyć pełną piersią, ale nie potrafiłem zrozumieć, jakim cudem wciąż był szczęśliwy. Ja na przykład miałem to, czego on nie miał, ale w pełni tego nie wykorzystywałem. Czułem się z tego powodu okropnie. Miałem zdrowe serce, a on nie. Miałem wszystko to, czego on nie miał, a i tak bawiłem się w poszkodowanego i „tego cierpiącego”.

Na myśl o tym, automatycznie pociągnąłem w dół rękaw swojej koszulki, chcąc zakryć nadgarstki.

Mając na uwadze chorobę Tsukiego, cały czas uważnie go obserwowałem i kiedy za bardzo się rumienił, brałem jego dłoń w swoją i mierzyłem mu tętno. Nie mógł się za bardzo denerwować, a wstydliwy charakter tylko niepotrzebnie wszystko komplikował.

- Roppi-san? W-wszystko w porządku? – zapytał, przyglądając mi się uważnie – Z-znowu coś cię trapi?

Pokręciłem przecząco głową i widząc jego pusty pucharek, podsunąłem mu talerzyk ze swoją szarlotką – Już nie mogę.

- Zjadłeś pół… - wyglądał na zawiedzionego.

- Reszta dla ciebie – wiedząc jak bardzo to lubi, posłałem mu delikatny uśmiech.

***

- Agh! Tsuki, Tsuki… ha… ngh! M-mocniej… - głośno jęczałem, nie potrafiąc powstrzymać swojego głosu. Wypływał on ze mnie wbrew mojej woli, podczas gdy moje ciało pod napływem przyjemności, aż się wyginało i podkurczałem palce stóp. Chciałem poczuć więcej, zdecydowanie więcej. Przyciągnąłem blondyna bliżej, trzymając za kołnierzyk od jego koszuli i zacząłem go całować. Kiedy wsunąłem mu do ust język, odór i suchość tytoniu mnie zniesmaczyły, przez co szybko się od niego odsunąłem.

Zaśmiał się cicho – Znowu się zapomniałeś, Roppi-kun? – spod lekko rozchylonych powiek dostrzegłem kpiące spojrzenie jego różowych oczu.

- Ngh… - zacisnąłem się, gdy  po raz kolejny trafił w mój słodki punkt, a fala ciepłej przyjemność rozniosła się po moim ciele.

- Roppi-kun, jesteś taki uroczy – przysunął się do mnie bliżej i nosem musnął moją szyję.

- Z-zamknij się… - złapałem go za włosy i lekko szarpnąłem, ale mimo to przyciągnąłem do siebie bliżej. On jedynie uśmiechnął się zadowolony. Obaj doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że moje zachowanie było sprzeczne. Jednocześnie go chciałem, ale też i odrzucałem. Oddawałem mu się, jednocześnie się nie oddając. Myślami zawsze byłem w swoich fantazjach.

Oplotłem go ramionami, wbijając przy tym paznokcie w jego umięśnione plecy. Tym razem moje jęki docierały wprost do jego ucha, z czego był wyraźnie zadowolony. Zaczął się poruszać szybciej i koniuszkiem języka polizał płatek mojego ucha.

- Powiedz moje imię – szepnął.

Otumaniony przyjemnością nawet nie poczułem, jak po moim policzku spływa łza podniecenia – Tsu- Ah! Haa.. Tsuki.. ngh… - powiedziałem z trudem, oplatając go w biodrach nogami. Dokładnie wiedział pod jakim kątem się we mnie wsuwać, aby dostarczyć mi jak najwięcej przyjemności.

- Moje, Roppi-kun – powtórzył, wbijając się gwałtowniej.

- Agh!! Delic-saaan! – głośno krzyknąłem, wyginając się pod prawie niemożliwym kątem i cały się zacisnąłem. Agresywniejsze ruchy jedynie bardziej mnie podniecały, przez co doszedłem, brudząc przy tym siebie, jego i podłogę na której leżałem.

On także doszedł i spuścił się w środku, a kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem coś, czego nigdy  nie chciałbym zobaczyć w chwili takiej jak ta. Głośno sapałem, nadal przeżywając resztki orgazmu, kiedy nagle moje oczy spotkały się z tak samo czerwonymi, przeszklonymi odpowiednikami.

- T-Tsuki… - wydukałem jego imię z przerażeniem.

Powinien być teraz w pracy, więc czemu…? Dlaczego?

Po jego policzkach spłynęły łzy, a każda z nich była niczym głęboka szrama na moim sercu. Bolało. Pierwszy raz byłem świadkiem tego, jak płakał. Zawsze się uśmiechał. Świadomość tego, że płakał z mojej winy była najgorszą i najbardziej bolesną rzeczą, jakiej dotychczas doświadczyłem. Ale jak to się miało do tego co czuł teraz on? Zdradziłem go.

Zanim Delic zdążył się odwrócić i zorientować o co chodzi, Tsuki wybiegł z mieszkania, zostawiając na ziemi swoją torbę. Przeciąg z korytarza sprawił, że drzwi zamknęły się z głośnym hukiem, a ja cały się wzdrygnąłem. Szybko odsunąłem od siebie Delica i ignorując spermę spływającą mi po udach, zacząłem zbierać z ziemi swoje ubrania, a następnie szybko je na siebie założyłem i także wybiegłem z mieszkania. Chciałem go dogonić. Biegał wolno, więc pewnie nie miałbym z tym problemu, gdybym tylko wiedział, w którą stronę się udał i tak bardzo nie bolałby mnie tyłek.

Kiedy tylko wybiegłem z bloku, chłodny, poranny wiatr uderzył we mnie i cały zadrżałem. Tak bardzo się spieszyłem, że nie wziąłem nawet kurtki. Miałem na sobie jedynie cienką koszulkę z rękawami do przedramion, a moje policzki nadal były nieco mokre i zarumienione. Zacząłem się gwałtownie rozglądać na boki, a nawet pytałem ludzi, czy nie widzieli gdzieś wysokiego blondyna. Tak, ludzi. Zazwyczaj unikałem z nimi wszelkiego kontaktu, ale tym razem sprawa była dla mnie zbyt ważna. Chodziło o Tsukiego. Z mojej winy mogło mu się coś stać. Nie dość, że biegł, to w dodatku  był pod wpływem silnych emocji – wszystko to, czego mu nie wolno. Nie wybaczyłbym sobie tego, gdyby chociażby zemdlał, a wolałem nawet nie myśleć o gorszych scenariuszach.
Moje serce było ciężkie jak głaz, a każdy  krok w przód wydawał się być zbyt krótki. To wszystko moja wina. Doskonale o tym wiedziałem. Gdyby nie mój pociąg do Tsukiego, to do niczego by nie doszło. Nie musiałbym się powstrzymywać przed dotknięciem go, ilekroć byliśmy bliżej niż zwykle i nie musiałbym rozładowywać swojej frustracji na Delicu, który był jego niemalże identyczną – jeśli chodzi o wygląd – kopią.

- Tsuki!! – zawołałem zdesperowany.



[Tsukishima]

Czułem, jak serce podjeżdża mi do gardła. Dzwoniło mi w uszach i przez suchość w gardle z trudem przełykałem powietrze. Zatrzymałem się i podpierając się o ścianę jakiegoś budynku, zacisnąłem palce na materiale koszuli tuż przy miejscu, które tak bardzo mnie kłuło. Głośno przełknąłem ślinę.

- Gha… ha… - sapałem ze zmęczenia, ignorując zawroty głowy. Miałem nogi jak z waty, więc osunąłem się w dół i usiadłem na ziemi. Nie miałem siły by się ruszyć. Chciałem, aby to wszystko okazało się być tylko snem.

Zatopiłem twarz w szaliku, a słone kropelki powoli w niego wsiąkały, wypływając z pod moich zaparowanych i pokrytych smugami szkieł okularów. Nie do końca wiedziałem, czemu płakałem. Zupełnie jakby moje ciało reagowało szybciej od mózgu, który jeszcze nie do końca przetrawił to, co zobaczył.
Niepewnie uniosłem wzrok w górę i spojrzałem w niebo. Niebiesko szare… rankiem zawsze wyglądało tak delikatnie. Pamiętam, jak w nie patrzyłem, idąc do pracy. Prawie wszedłem na słup. Cicho się wtedy zaśmiałem i szybko rozejrzałem dookoła, upewniając się, że wciąż wiem, gdzie jestem. Na szczęście się nie zgubiłem, ale kiedy znalazłem się w bibliotece, o mały włos się nie przewróciłem. Byłem zdumiony swoim zapominalstwem. Problem z zapamiętaniem drogi do domu to jedno, ale żeby zapomnieć o wolnym dniu?

W dalszym ciągu przypominałem sobie swój dzień, nadal siedząc w jakiejś alejce, ale gdy tylko odtworzyłem w głowie moment, gdy zobaczyłem Roppiego z De-…

- Tsuki? – usłyszałem nagle jego głos i podniosłem opuszczoną głowę.
Roppi stał przede mną. Nie miał na sobie kurtki, a na jego odsłoniętych przedramionach wyraźnie widziałem gęsią skórkę. Lekko się trząsł. Było mu zimno.

- T-Tsuki, ja… - urwał.

Wyglądał na niepewnego i od czasu do czasu lekko odwracał ode mnie wzrok, jakby zastanawiając się przy tym, czy sobie nie pójść. Zacisnął dłonie w pięści.
Pociągnąłem nosem i kilka razy przeskoczyłem wzrokiem z Roppiego na ziemię, a potem jeszcze raz. W końcu zdecydowałem się jednak patrzeć  w dół. Kiedy patrzyem na Roppiego, kłucie w klatce piersiowej jedynie się zwiększało.

Ukucnął przy mnie, a ja nadal na niego nie patrzyłem i starałem się uspokoić oddech. Jak zwykle wziął w swoje dłonie moją i zaczął mierzyć mi puls. Gdy tylko skończył, szybko odsunąłem od niego rękę. Zawiał wiatr, a Roppi lekko zadrżał. Uniósł dłoń do mojej twarzy. Na moment jakby się zawahał, cofając ją, ale po chwili ściągnął mi okulary. Spojrzałem na niego, ale jego postać była rozmazana. Zaczął wycierać je w swoją koszulkę, po czym nadal milcząc, starł mi z policzków łzy. Wyraźnie czułem zgrubienia na jego palcach, powstałe od żyletki. Mimo to jego skóra była bardzo delikatna. Rzadko miałem z nią jakikolwiek kontakt, więc zarumieniłem się i odwróciłem wzrok jeszcze bardziej w bok, przenosząc go na graffiti. Dopóki Roppi nie założył mi okularów, było ono dla mnie jedynie niewyraźną i kolorową plamą.

Kiedy zacząłem się już uspokajać, Roppi oparł dłonie o moje podkurczone kolana, nadal przy mnie kucając. Mój oddech już się ustabilizował, tak samo jak i bicie serca, ale ten dziwny i tępy ból wciąż nie znikał, a oczy nadal piekły. Nie wiedziałem co się dzieje, ale ogarniający mnie smutek był nie do zniesienia.

Czy to tak czuł się Roppi, kiedy robił sobie krzywdę? Też tak bolało go serce? – pomyślałem, automatycznie spoglądając na jego niezakryte czerwonym futerkiem blizny. Ten ból nie był w żaden sposób połączony z moją chorobą. Był inny. Ściśle związany z emocjami. Zupełnie jak u postaci z książek – tych, które zewsząd otaczały niepowodzenia i cały czas tylko się nad sobą użalały.
Roppi wciąż milczał, a kiedy spojrzałem mu w oczy, w mojej głowie odtworzył się ten moment, gdy wykrzykiwał imię Delica. Znowu poczułem łzę na policzku. On jedynie przygryzł wargę i odwrócił ode mnie wzrok.

- P-przepraszam… - powiedziałem niepewnie.

Roppi ponownie na mnie spojrzał, a w jego dziwnie zaczerwienionych oczach dostrzegłem zdziwienie – Za co? – zapytał, a jego głos nie był tak samo spokojny i opanowany jak zawsze. Bardziej roztrzęsiony i niepewny, prawie taki jak mój.

Lekko rozchyliłem wargi, ale nie wypowiedziałem ani jednego słowa. Nie wiedziałem za co przepraszam.

- Tsuki… - uśmiechnął się smutno i spojrzał w dół – to ja powinienem.

- Cz-czemu? – zająkałem się, a on ponownie zadrżał z zimna. Jego dłonie lekko posiniały i palcami zaczął delikatnie skubać materiał moich spodni.

- Bo cię zdradziłem – łza, którą najwyraźniej długo powstrzymywał właśnie wypłynęła z jego oka. Szybko ją otarł i zerknął na mnie przelotnie.

- N-nie zdradziłeś… - powiedziałem niepewnie, kręcąc przy tym głową.

- Więc jak inaczej to nazwiesz? – posłał mi spojrzenie, którego nie do końca potrafiłem nazwać.

- T-to… - wziąłem głębszy oddech, który przez wcześniejszy płacz zadrżał – to… n-o t-tto…

Nie potrafiłem wypowiedzieć logicznego zdania. Cały czas jakby nie dopuszczałem do siebie słowa "zdrada". Blokowałem je i podświadomie zastępowałem innym. Tylko jak się teraz o tym przekonałem, to "inne słowo" nie istniało.

- Tsuki, – po raz kolejny delikatnie i smutno się uśmiechnął – to jest zdrada – jego głos był tak samo spokojny, jak zawsze. Opanowanie wróciło i gdy do mnie mówił, wyciągnął dłoń w moją stronę, głaszcząc mnie nią po głowie.

- N-nie – po raz kolejny zaprzeczyłem i mój wyraz twarzy się załamał. Z oczu wypłynęły kolejne łzy. Pokręciłem głową, a on w tym samym czasie nią pokiwał.



[Hachimenroppi]

Chciałem zacząć płakać. Z trudem się powstrzymywałem. Wystarczyło, że ja z bólem patrzyłem na jego łzy, on nie powinien widzieć moich. Całe moje ciało drżało z zimna – jedynie nos i policzki były cieplejsze przez wstrzymywany płacz.

Czułem się jak śmieć. Gorszy od najgorszego z tych wszystkich nic nie znaczących ludzi. Byłem zakałą tego świata – każdy kto kiedykolwiek doprowadził Tsukiego do płaczu nią był. Wziąłem głębszy oddech, przez co oczy całkowicie zaszły mi łzami, lecz żadnej z nich nie pozwoliłem wypłynąć. Tamta jedna była wyjątkiem.

Nie wiedząc co innego mógłbym zrobić, zrobiłem coś przed czym zawsze się powstrzymywałem – przytuliłem się do Tsukishimy.

- Mogę liczyć na to, że mi wybaczysz? – zapytałem, w myślach ganiąc się za zadanie takiego pytania. Po tym co zrobiłem, jeszcze liczyłem na przebaczenie?

Niepewnie, lecz mocno odwzajemnił uścisk i zamiast chować twarz w szalik, przysunął ją do mojej szyi. Poczułem na skórze jego gorące łzy i ciepły oddech. Doskonale czułem także jego serce, które biło teraz tak blisko mojego.

- Ro-Roppi-san…?

- Tak? – zapytałem, delikatnie gładząc go po głowie i poczułem jak wczepia palce w moją bluzkę.

 - J-ja się nie nadaję, p-prawda? – spytał – Nie n-nad-daję się do t-tego, prawd-da?

Kiedy zorientowałem się, że chodzi mu o seks, lekko się odsunąłem i spojrzałem na niego, samemu nie wiedząc co powiedzieć. Po prostu milczałem. Przeniosłem wzrok na jego oczy, starając się utrzymać z nim kontakt wzrokowy. Nie przychodziło mi to z łatwością. Cały czas czułem, że przez to czego się dopuściłem, nie zasługuję na to.

- Tsuki… - powiedziałem, ignorując rozchodzącą się po mnie fale gorąca – to nie twoja wina – dodałem, kątem oka spoglądając na wejście do uliczki, w której się znajdowaliśmy.

Oczywiście, tego można się było spodziewać po ludziach. Nieliczni, którzy nas zauważyli, szybko odwracali wzrok i szli dalej przed siebie. Tak po prostu zapominali i szli dalej, aby zająć się swoim życiem. Po prostu mieli w dupie nas, nasze uczucia, nasze problemy. Nic ich nie obchodziło. Bo i po co? W końcu współczucie przynosi tylko problemy, których oni tak bardzo chcieli uniknąć. Zresztą, to co oni mieli za współczucie było tylko i wyłącznie litością, a tego nie chciałem. Skoro oni nie interesowali się nami, to odwzajemniałem się im tym samym, tylko że tysiąc razy mocniej. Jedyna osoba, której nie nienawidziłem teraz właśnie przeze mnie płakała. Nigdy nawet nie zastanawiałem się nad tym, jak bardzo bolesne może być to doświadczenie.



[Tsukishima]

- Przepraszam, Tsuki – powiedział cicho i znowu mnie przytulił, wzdrygając się z zimna. Momentalnie poczułem, jak otacza mnie jego przyjemny zapach, lecz chwilę później odsunął się ode mnie i spytał – Chodźmy już do domu, okej? – przysunął się do mnie i jego usta musnęły mój policzek, przez co z niedowierzania szerzej otworzyłem oczy.

Nie potrafiłbym mu nie wybaczyć. Po prostu bym nie potrafił. Niezależnie od tego, czego by nie zrobił i tak bym go kochał. Złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić do domu. Przez całą drogę patrzyłem na nasze dłonie i rumieniłem się przy tym. Wciąż od czasu do czasu pociągałem nosem.
Zawsze chciałem iść z Roppim za rękę… szkoda tylko, że to marzenie spełniło się w takich okolicznościach.



[Hachimenroppi]

Gdy weszliśmy do domu, puściłem dłoń Tsukiego, a ciepło, które czułem przez ten cały czas na swojej skórze, zostało zastąpione przez nieprzyjemny chłód. Nie zwracając na blondyna większej uwagi, podniosłem z ziemi jego torbę i położyłem ją na fotelu, samemu siadając na kanapie. Chwilę później Tsuki niepewnie się do mnie dosiadł i nastała niezręczna cisza. Tak właściwie to nigdy mi ona nie przeszkadzała, ale byłem pewien, że Tsukiemu tak.

Zacząłem się zastanawiać nad tym, jak Tsuki się teraz czuł. Przecież, gdyby to on mnie z kimś zdradził… nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić, co bym wtedy zrobił. Wiedziałem, że nie był do tego zdolny, ale i tak… samo myślenie o tym było bolesne. Odwróciłem się od niego i zacząłem patrzeć na naszą półkę z książkami. Właściwie to wszystkie były jego, ja nie miałem żadnych na własność. Kiedy nagle poczułem na dłoni to ciepło, które tak mi się wtedy spodobało, szybko odwróciłem się w stronę blondyna. Nie patrzył na mnie i odwracał wzrok w bok, przygryzając przy tym dolną wargę. Był cały zarumieniony i znowu trzymał mnie za rękę. Cicho się zaśmiałem z tego jak bardzo był uroczy.

W sumie to… czemu by nie spróbować? Jeśli byłbym ostrożny…

Nie rozłączając naszych splecionych ze sobą dłoni, usiadłem mu na kolanach i przysunąłem swoje usta do jego. Zareagował z opóźnieniem. Spod na wpół przymkniętych powiek zobaczyłem, jak szeroko otwiera oczy i jakby odruchowo się cofa. Jego policzki zrobiły się czerwieńsze niż zwykle, podczas gdy nasze wargi jedynie się ze sobą stykały. Jego usta były bardzo miękkie i gładkie. Zupełnie inne od Delica. Delikatne. Kiedy zacząłem delikatnie ssać jego dolną wargę, Tsuki nadal pozostawał bierny. Dłonią za którą go trzymałem, zacząłem mierzyć mu puls. Czując jak wysoki on był, przestałem go całować i lekko się od niego odsunąłem. Spojrzał na mnie niepewnie i zrobił się cały czerwony, jakby nieświadomie oblizując wargę.

- Nadajesz się – zażartowałem, delikatnie się uśmiechając.

- Nna- nn… nad-dda…  - przez chwilę nie był w stanie niczego powiedzieć. Był uroczy.

- Kocham cię, Tsukishima – powiedziałem, chcąc wynagrodzić mu to, jak wielkim dupkiem byłem.


Nawet jeśli będziemy zmuszeni robić to stopniowo. Kroczek po kroczku. To i tak będę cierpliwie na niego czekał, cały czas żałując swoich wcześniejszych decyzji. Będę cierpliwie czekał aż się do mnie przyzwyczai i przestanie tak bardzo wstydzić. Czekał, aż jego serce będzie gotowe na to, aby stać się częścią mojego.


~~~~~~~~~~~~~~~

Zawsze robię tej parce coś złego  .3. ale to nie moja wina, że to tak do nich pasuje~~ hehe :D  Mam nadzieję, że się podobało ^^

*ostatnio boi się opublikowywyuwywuwania*

9 komentarzy:

  1. świetne <3 oby tak dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego płaczę? Q.Q to było smutne, ale piękne <3 jesteś genialna.. Uwielbiam tę jednopartówkę. Szczególnie jak Roppi go zdradził, a Tsu - chan mu wybaczył <3
    Aiko Hori

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudne *w* Szkoda mi ich... Zawsze cierpia, ale bardzo podoba mi sie ten one-shot <3

    OdpowiedzUsuń
  4. cudne <3 Roppi taki uczuciowy :D <3 nie moge sie doczekać następnych twoich oneshotów :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sweet... Kocham ich. Urocze bylo to jak Tsuki wybaczyl zdrade. No i Roppi sie zrobil taki uczuciowy. To slodkie.
    Czekam na kolejne cuda spod Twojej reki( moze raczej klawiatury) *w*
    <3<3<3 :* :33 ^_^ '*'

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj misiek, misiek... dasz radę, a to nie było wcale takie smutne i złe :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak bardzo uwielbiam Twoje opowiadania z tą parką *^* Świetne :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne opowiadanie, naprawdę niesamowite :) Przy okazji zapraszam do siebie http://shit-love.blogspot.com/?zx=2fe6d76050819356

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak zawsze bardzo mi sie podobało, ale nie wiem czy przeczytam teraz następną część bo padam na twarz :(
    Pozdrawiam i dobranoc~!

    OdpowiedzUsuń