„Podaruj mi swoje serce”
Tsukishima x Hachimenoppi
[Tsukishima]
Byłem spóźniony.
Strasznie spóźniony. Zdawałem sobie sprawę z tego, że zbyt wiele czasu
zmarnowałem na bezradne błądzenie po mieście z mapą, którą już dawno
powinienem był znać. Mimo mapy byłem spóźniony o minutę. Kompletnie nie
wiedziałem, w którą stronę ją trzymać. Tak? A może do góry nogami?
Poczerwieniałem ze złości wymieszanej ze zirytowaniem i wcisnąłem papier do
swojej torby. Zacząłem biec przed siebie i po chwili poczułem, jak kropelka
potu spływała mi po czole. Roppi-san na mnie czekał. Przecież nie mogłem mu
pozwolić na siebie czekać zbyt długo, prawda? Nie mogłem go tak zlekceważyć,
tym bardziej, że po raz pierwszy to on wyszedł z propozycją spotkania się poza
domem. Nie musiałem go namawiać i prosić, żeby wyszedł. Wcześniej ustaliliśmy,
że jak tylko skończę pracę, to spotkamy się w parku. Pracę kończyłem o
piętnastej, a nie wliczając dziesięciu minut na dojście, to spóźniałem się
już sto dwadzieścia sekund. Panikowałem i
zdawałem sobie z tego sprawę, ale zawsze gdy chodziło o Roppiego, to nie
potrafiłem nad tym zapanować. Wiedziałem, że 2 minuty, to nic wielkiego, ale
mimo wszystko moja niecierpliwość i bojaźliwość kazały mi biec. Czas płynął
zbyt szybko. Denerwowałem się. Tak strasznie się denerwowałem. Roppi-san… co
pomyśli sobie Roppi-san?
- P-przeprrrrasz-szam… -
zatrzymałem się, z trudem łapiąc oddech. – N-nie wie pani, w którrrą.. s-stronę
jest p-park..? – udało mi się spytać. Opierałem dłonie o kolana i nachylałem się
w przód, ale kujące uczucie w klatce piersiowej i suchość w gardle nie
znikała. To bardziej niż oczywiste, że normalnie nigdy nikogo bym nie zaczepił
i nie spytał o drogę. Za bardzo się tego wstydziłem i obawiałem się, co mogliby
sobie pomyśleć, ale teraz chodziło o Roppiego. Chodziło o spotkanie się z nim.
Nie mogłem się spóźnić, kiedy to właśnie on mnie zaprosił. Może nie
ekscytowałbym się tak na tą myśl, gdyby nie to, że w głębi duszy wierzyłem w
to, że to randka. Nie zakupy, wspólny powrót do domu, czy też inna zwykła
czynność poza domem, tylko randka. Spotkanie wynikające z przyjemności i
zadowolenia wspólnym spędzaniem ze sobą czasu.
Rumieniąc się jeszcze
bardziej niż wcześniej, udałem się we wskazanym przez dziewczynę kierunku.
Wreszcie zobaczyłem drzewa. Na ich widok poczułem ogarniającą mnie ulgę.
Podbiegłem do fontanny, nerwowo rozglądając się dookoła. Roppi-san nadal tam
był. Na jego widok ogarnęła mnie ulga. Przypłynęła przez całe moje ciało,
powodując, że zmarszczka pomiędzy moimi brwiami została zastąpiona niezdarnym
uśmiechem. Roppi siedział na ławce i
patrzył w niebo. Był zamyślony – jak zwykle. Wiatr delikatnie rozwiewał jego
grzywkę, a promienie słońca odbijały się od jego bladej skóry, wyglądającej na
tak delikatną, jak gdyby była z papieru. Wyglądał pięknie.
- Roppi-san! – zawołałem,
biegnąc w jego stronę, aż w końcu zatrzymałem się przy nim i ponownie
nachyliłem w przód, aby podeprzeć się dłońmi o moje drżące kolana. Zrobiło mi
się trochę słabo i aby pozbyć się suchości w gardle, głośno przełknąłem ślinę – P-przepraszam… ha… haa…. za spóźnn- nienie… ha… Roppi-san –
wyprostowałem się, nadal głośno oddychając i lekko się uśmiechnąłem.
Natychmiast poczułem jak cała moja twarz czerwienieje ze zmęczenia wymieszanego
z zawstydzeniem. Fakt, że się rumieniłem jeszcze bardziej mnie krępował, przez
co zataczałem pewnego rodzaju błędne koło.
- Biegłeś całą drogę? –
spytał.
Jego jednolity i
opanowany głos był tak samo przyjemny dla moich uszu, jak zawsze. Niczym
kołysanka.
- T-tak jakby – przyznałem
się, kiwając głową.
Wstał z ławki i podszedł
do mnie bez słowa, a następnie wziął w swoje dłonie moją. Zarumieniłem się,
czując jego chłodne ręce, na moich własnych. Były takie delikatne. Zaczął mi
mierzyć puls i powiedział – Wiesz, że ci nie wolno.
- Przep-praszam… - spuściłem
głowę w dół, chowając się za swoją grzywką.
- Zaczekaj tu na mnie i
odpocznij chwilę – powiedział spokojnie.
Usiadłem na ławce i
patrzyłem jak się oddala. Chodził z taką lekkością, zupełnie jakby sunął po
ziemi. Rozejrzałem się dookoła. W parku jak zwykle świeciło słońce, a niedaleko
znajdował się plac zabaw, na którym bawiły się dzieci. Uśmiechnąłem się i
niemalże automatycznie przypomniałem sobie dzień, w którym poznałem Roppiego,
przez co moje serce zamiast się uspokoić,
zabiło jeszcze szybciej.
Byliśmy dziećmi. Ja miałem
osiem lat, a on dziesięć. Pogoda była tak samo ładna, jak dziś. O ile dobrze
pamiętałem, to ktoś się ze mnie naśmiewał, ale nie potrafiłem sobie przypomnieć
z jakiego powodu. Schowałem się przed tym kimś pod zjeżdżalnią i cicho
płakałem. Chwilę później do mojej kryjówki wślizgnął się chłopiec o oczach tak
samo czerwonych jak moje. Mimo tego podobieństwa jego spojrzenie było inne.
Bardziej hipnotyzujące. Pod pewnym względem obojętne, ale jednak pełne gdzieś głęboko
ukrytej wyniosłości. Wyglądał na
młodszego ode mnie i był dużo niższy, ale jak się później okazało to właśnie on
był tym starszym. Powiedział mi, że chował się tam przed ludźmi. Jak się
później dowiedziałem – nienawidził ich. Zaczęliśmy rozmawiać i od tamtego czasu
widywaliśmy się coraz częściej.
Nie wiedziałem, czym
sobie zasługiwałem na jego miłość. Przecież nienawidził wszystkich, więc czy
nie powinien był nienawidzić też mnie? Każdy dzień, jaki ze mną spędzał był dla
mnie czymś wyjątkowym. Cieszyłem się, że chciał się ze mną spotykać. Cieszyłem
się, że jakimś cudem chciał być akurat ze mną. Cieszyłem się, że nie wybrał
kogoś innego. Dzięki niemu byłem kim byłem. Dzięki niemu każdy mój dzień był
wyjątkowy. Czułem się wyróżniony i to napawało mnie nieskończoną radością –
fakt, że Roppi-san mnie nie nienawidzi.
- Napij się – z rozmyślań
wyrwał mniej głos bruneta, który właśnie podawał mi butelkę wody.
- Um… - lekko się
zarumieniłem. Czemu wcześniej nie zauważyłem, że już wrócił? – dziękuję –
powiedziałem cicho i wziąłem od niego butelkę, a on usiadł obok mnie.
- Co dziś robiłeś w
pracy? – spytał mnie, patrząc na kąpiące się w fontannie ptaki. Ostatnio był
nieco bardziej smętny niż zazwyczaj i martwiło mnie to. Nie wiedziałem czemu
tak było. Automatycznie pomyślałem wtedy o jego nadgarstkach, ale szybko
odsunąłem od siebie tę myśl. Roppi-san obiecał, że już nigdy tego nie zrobi, a
ja mu ufałem, więc nie powinienem się tym przejmować.
- Cz-czytałem –
odpowiedziałem, tak jak zawsze.
Pracowałem w bibliotece,
więc na tym polegała moja codzienność. Każdą wolną chwilę spędzałem na
przewracaniu pożółkniętych, bądź też śnieżnobiałych kartek. Roppi też czytał,
ale nigdy nie spytałem go o to jaki gatunek lubił najbardziej. Gdyby chciał, to
by mi o tym powiedział, prawda? Zawsze się cieszyłem, gdy odwiedzał mnie w
pracy, a robił to często. Za każdym razem siadał niedaleko mojego biurka i
towarzyszył mi przy czytaniu, a czasem nawet pomagał w układaniu zwróconych
książek.
Jak co dzień poprosił mnie,
abym opowiedział mu o czym dziś czytałem. Nigdy nie potrafiłem odgadnąć, czemu
to robił, ale stało się to taką jakby mini-tradycją. Trochę nieskładnie
opowiedziałem mu o wszystkim, z zawstydzenia kilka razy się myląc i bardzo
niepewnie dodałem kilka swoich uwag i spostrzeżeń. Mimo tego jak często się
myliłem i poprawiałem on i tak uważnie mnie słuchał i uśmiechnął się, co robił
bardzo rzadko. Uśmiech na jego twarzy był kolejną z rzeczy, jakie mnie
cieszyły.
- A t-ty co dziś
rob-biłeś? – zapytałem nadal zarumieniony przez swoje nieco dłuższe
przemówienie sprzed chwili i jego onieśmielający uśmiech.
- To co zwykle – wzruszył
ramionami – Idziemy do kawiarni? Napiłbym się kawy…
W odpowiedzi jedynie
skinąłem głową i delikatnie się uśmiechnąłem. Moje policzki wciąż były tak samo
różowe.
Szliśmy obok siebie w
ciszy. Nie trzymaliśmy się za ręce. Chciałbym, naprawdę bym chciał, ale za
każdym razem, gdy myślałem o dotknięciu go, to się rumieniłem i szybko
rezygnowałem. Kiedy byliśmy już na miejscu, usiedliśmy przy stoliku, który był
jak najmniej widoczny. Wolałem stoliki przy oknie, ponieważ było tam jaśniej i
przyjemniej, ale wiedziałem, że Roppi nie czuł się komfortowo, gdy ludzie na niego
patrzyli, więc nigdy nic w tym temacie nie powiedziałem. Usiadłem razem z nim w
ciemniejszej części restauracji, przez co kelnerka prawie nas nie zauważyła. Zamówiłem
dla siebie lody i mimo, że Roppi z początku chciał tylko kawy, to zdecydował
się też na jabłecznik na ciepło z gałką lodów waniliowych.
Cieszyłem się, że miał
większy apetyt. Nigdy nie jadł zbyt
wiele. Wcześniej myślałem, że po prostu nie smakowały mu moje posiłki i zrobiło
mi się z tego powodu strasznie głupio. Zacząłem nawet czytać w pracy książki
kulinarne, ale to nie przyniosło żadnego efektu. Jakiś czas później
dowiedziałem się o jego niedowadze i problemach z apetytem. Od tamtego czasu
starałem się częściej namawiać go do jedzenia, ale rzadko kiedy mi się to
udawało.
Uśmiechnąłem się do
niego - Itadakimasu, R-Roppi-san.
- Itadakimasu –
powiedział cicho.
[Hachimenroppi]
Niechętnie spojrzałem na
swój jabłecznik i zacząłem go jeść. Tak naprawdę, to wcale nie byłem głodny,
ale liczyło się dla mnie to, że Tsuki się cieszył. Z tego samego powodu postanowiłem
umówić się z nim na to spotkanie. Miłe z mojej strony? Skądże znowu. Ja nie
byłem miły, byłem samolubny. Po prostu chciałem wynagrodzić mu coś, o czym ten
nie miał pojęcia. Odrobić w jego oczach, mimo że wcale w nich jeszcze nie straciłem.
Wiedziałem, że źle robię, ale mimo że on nie miał o tym pojęcia, to i tak nie
potrafiłem… nie potrafiłem tak tego zostawić i w zamian zacząłem poświęcać mu
więcej uwagi niż zwykle. Wiele osób w sytuacji podobnej do mojej tak robiła.
Pod tym względem nie różniłem się od reszty tych ohydnych ludzi.
Z rozmyślań wyrwał mnie
głos Tsukiego, który mówił mi, że lody na moim jabłeczniku prawie już się
roztopiły. Bez zastanowienia przeniósł łyżeczką jedną gałkę lodów ze swojego
pucharka na mój talerzyk. Dopiero po chwili, gdy moje oczy spotkały się z jego,
zarumienił się. Upiłem łyka swojej cynamonowej kawy i wróciłem do jedzenia,
zastanawiając się nad osobą Tsukiego.
Nigdy nie potrafiłem
zrozumieć tego, jakim cudem mógł być on tak szczęśliwy. Cały świat był jakby
przeciwko niemu, ale z jego twarzy i tak nigdy nie znikał ten uroczy i
niezdarny uśmiech, który tak zauroczył mnie przez te lata. Tak wielu rzeczy nie
mógł robić, na tak wiele musiał uważać… same zakazy i ograniczenia. Wiedziałem,
że chciałby móc żyć pełną piersią, ale nie potrafiłem zrozumieć, jakim cudem
wciąż był szczęśliwy. Ja na przykład miałem to, czego on nie miał, ale w pełni
tego nie wykorzystywałem. Czułem się z tego powodu okropnie. Miałem zdrowe
serce, a on nie. Miałem wszystko to, czego on nie miał, a i tak bawiłem się w
poszkodowanego i „tego cierpiącego”.
Na myśl o tym,
automatycznie pociągnąłem w dół rękaw swojej koszulki, chcąc zakryć nadgarstki.
Mając na uwadze chorobę
Tsukiego, cały czas uważnie go obserwowałem i kiedy za bardzo się rumienił,
brałem jego dłoń w swoją i mierzyłem mu tętno. Nie mógł się za bardzo
denerwować, a wstydliwy charakter tylko niepotrzebnie wszystko komplikował.
- Roppi-san? W-wszystko w
porządku? – zapytał, przyglądając mi się uważnie – Z-znowu coś cię trapi?
Pokręciłem przecząco
głową i widząc jego pusty pucharek, podsunąłem mu talerzyk ze swoją szarlotką –
Już nie mogę.
- Zjadłeś pół… - wyglądał
na zawiedzionego.
- Reszta dla ciebie – wiedząc
jak bardzo to lubi, posłałem mu delikatny uśmiech.
***
- Agh! Tsuki, Tsuki… ha…
ngh! M-mocniej… - głośno jęczałem, nie potrafiąc powstrzymać swojego głosu.
Wypływał on ze mnie wbrew mojej woli, podczas gdy moje ciało pod napływem
przyjemności, aż się wyginało i podkurczałem palce stóp. Chciałem poczuć
więcej, zdecydowanie więcej. Przyciągnąłem blondyna bliżej, trzymając za
kołnierzyk od jego koszuli i zacząłem go całować. Kiedy wsunąłem mu do ust
język, odór i suchość tytoniu mnie zniesmaczyły, przez co szybko się od niego
odsunąłem.
Zaśmiał się cicho – Znowu
się zapomniałeś, Roppi-kun? – spod lekko rozchylonych powiek dostrzegłem kpiące
spojrzenie jego różowych oczu.
- Ngh… - zacisnąłem się,
gdy po raz kolejny trafił w mój słodki
punkt, a fala ciepłej przyjemność rozniosła się po moim ciele.
- Roppi-kun, jesteś taki
uroczy – przysunął się do mnie bliżej i nosem musnął moją szyję.
- Z-zamknij się… - złapałem
go za włosy i lekko szarpnąłem, ale mimo to przyciągnąłem do siebie bliżej. On
jedynie uśmiechnął się zadowolony. Obaj doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z
tego, że moje zachowanie było sprzeczne. Jednocześnie go chciałem, ale też i
odrzucałem. Oddawałem mu się, jednocześnie się nie oddając. Myślami zawsze
byłem w swoich fantazjach.
Oplotłem go ramionami,
wbijając przy tym paznokcie w jego umięśnione plecy. Tym razem moje jęki
docierały wprost do jego ucha, z czego był wyraźnie zadowolony. Zaczął się
poruszać szybciej i koniuszkiem języka polizał płatek mojego ucha.
- Powiedz moje imię – szepnął.
Otumaniony przyjemnością
nawet nie poczułem, jak po moim policzku spływa łza podniecenia – Tsu- Ah!
Haa.. Tsuki.. ngh… - powiedziałem z trudem, oplatając go w biodrach nogami.
Dokładnie wiedział pod jakim kątem się we mnie wsuwać, aby dostarczyć mi jak
najwięcej przyjemności.
- Moje, Roppi-kun – powtórzył, wbijając się gwałtowniej.
- Agh!! Delic-saaan! –
głośno krzyknąłem, wyginając się pod prawie niemożliwym kątem i cały się
zacisnąłem. Agresywniejsze ruchy jedynie bardziej mnie podniecały, przez co
doszedłem, brudząc przy tym siebie, jego i podłogę na której leżałem.
On także doszedł i
spuścił się w środku, a kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem coś, czego nigdy nie chciałbym zobaczyć w chwili takiej jak ta.
Głośno sapałem, nadal przeżywając resztki orgazmu, kiedy nagle moje oczy
spotkały się z tak samo czerwonymi, przeszklonymi odpowiednikami.
- T-Tsuki… - wydukałem
jego imię z przerażeniem.
Powinien
być teraz w pracy, więc czemu…? Dlaczego?
Po
jego policzkach spłynęły łzy, a każda z nich była niczym głęboka szrama na moim
sercu. Bolało. Pierwszy raz byłem świadkiem tego, jak płakał. Zawsze się
uśmiechał. Świadomość tego, że płakał z mojej winy była najgorszą i najbardziej
bolesną rzeczą, jakiej dotychczas doświadczyłem. Ale jak to się miało do tego
co czuł teraz on? Zdradziłem go.
Zanim
Delic zdążył się odwrócić i zorientować o co chodzi, Tsuki wybiegł z
mieszkania, zostawiając na ziemi swoją torbę. Przeciąg z korytarza sprawił, że
drzwi zamknęły się z głośnym hukiem, a ja cały się wzdrygnąłem. Szybko odsunąłem
od siebie Delica i ignorując spermę spływającą mi po udach, zacząłem zbierać z
ziemi swoje ubrania, a następnie szybko je na siebie założyłem i także
wybiegłem z mieszkania. Chciałem go dogonić. Biegał wolno, więc pewnie nie
miałbym z tym problemu, gdybym tylko wiedział, w którą stronę się udał i tak
bardzo nie bolałby mnie tyłek.
Kiedy
tylko wybiegłem z bloku, chłodny, poranny wiatr uderzył we mnie i cały
zadrżałem. Tak bardzo się spieszyłem, że nie wziąłem nawet kurtki. Miałem na
sobie jedynie cienką koszulkę z rękawami do przedramion, a moje policzki nadal
były nieco mokre i zarumienione. Zacząłem się gwałtownie rozglądać na boki, a
nawet pytałem ludzi, czy nie widzieli gdzieś wysokiego blondyna. Tak, ludzi. Zazwyczaj
unikałem z nimi wszelkiego kontaktu, ale tym razem sprawa była dla mnie zbyt
ważna. Chodziło o Tsukiego. Z mojej winy mogło mu się coś stać. Nie dość, że
biegł, to w dodatku był pod wpływem
silnych emocji – wszystko to, czego mu nie wolno. Nie wybaczyłbym sobie tego,
gdyby chociażby zemdlał, a wolałem nawet nie myśleć o gorszych scenariuszach.
Moje
serce było ciężkie jak głaz, a każdy
krok w przód wydawał się być zbyt krótki. To wszystko moja wina.
Doskonale o tym wiedziałem. Gdyby nie mój pociąg do Tsukiego, to do niczego by
nie doszło. Nie musiałbym się powstrzymywać przed dotknięciem go, ilekroć
byliśmy bliżej niż zwykle i nie musiałbym rozładowywać swojej frustracji na
Delicu, który był jego niemalże identyczną – jeśli chodzi o wygląd – kopią.
-
Tsuki!! – zawołałem zdesperowany.
[Tsukishima]
Czułem,
jak serce podjeżdża mi do gardła. Dzwoniło mi w uszach i przez suchość w gardle
z trudem przełykałem powietrze. Zatrzymałem się i podpierając się o ścianę
jakiegoś budynku, zacisnąłem palce na materiale koszuli tuż przy miejscu, które
tak bardzo mnie kłuło. Głośno przełknąłem ślinę.
-
Gha… ha… - sapałem ze zmęczenia, ignorując zawroty głowy. Miałem nogi jak z
waty, więc osunąłem się w dół i usiadłem na ziemi. Nie miałem siły by się
ruszyć. Chciałem, aby to wszystko okazało się być tylko snem.
Zatopiłem
twarz w szaliku, a słone kropelki powoli w niego wsiąkały, wypływając z pod
moich zaparowanych i pokrytych smugami szkieł okularów. Nie do końca
wiedziałem, czemu płakałem. Zupełnie jakby moje ciało reagowało szybciej od
mózgu, który jeszcze nie do końca przetrawił to, co zobaczył.
Niepewnie
uniosłem wzrok w górę i spojrzałem w niebo. Niebiesko szare… rankiem zawsze
wyglądało tak delikatnie. Pamiętam, jak w nie patrzyłem, idąc do pracy. Prawie
wszedłem na słup. Cicho się wtedy zaśmiałem i szybko rozejrzałem dookoła,
upewniając się, że wciąż wiem, gdzie jestem. Na szczęście się nie zgubiłem, ale
kiedy znalazłem się w bibliotece, o mały włos się nie przewróciłem. Byłem
zdumiony swoim zapominalstwem. Problem z zapamiętaniem drogi do domu to jedno,
ale żeby zapomnieć o wolnym dniu?
W
dalszym ciągu przypominałem sobie swój dzień, nadal siedząc w jakiejś alejce,
ale gdy tylko odtworzyłem w głowie moment, gdy zobaczyłem Roppiego z De-…
-
Tsuki? – usłyszałem nagle jego głos i podniosłem opuszczoną głowę.
Roppi
stał przede mną. Nie miał na sobie kurtki, a na jego odsłoniętych
przedramionach wyraźnie widziałem gęsią skórkę. Lekko się trząsł. Było mu
zimno.
-
T-Tsuki, ja… - urwał.
Wyglądał
na niepewnego i od czasu do czasu lekko odwracał ode mnie wzrok, jakby
zastanawiając się przy tym, czy sobie nie pójść. Zacisnął dłonie w pięści.
Pociągnąłem
nosem i kilka razy przeskoczyłem wzrokiem z Roppiego na ziemię, a potem jeszcze
raz. W końcu zdecydowałem się jednak patrzeć
w dół. Kiedy patrzyem na Roppiego, kłucie w klatce piersiowej jedynie
się zwiększało.
Ukucnął
przy mnie, a ja nadal na niego nie patrzyłem i starałem się uspokoić oddech.
Jak zwykle wziął w swoje dłonie moją i zaczął mierzyć mi puls. Gdy tylko
skończył, szybko odsunąłem od niego rękę. Zawiał wiatr, a Roppi lekko zadrżał.
Uniósł dłoń do mojej twarzy. Na moment jakby się zawahał, cofając ją, ale po
chwili ściągnął mi okulary. Spojrzałem na niego, ale jego postać była
rozmazana. Zaczął wycierać je w swoją koszulkę, po czym nadal milcząc, starł mi
z policzków łzy. Wyraźnie czułem zgrubienia na jego palcach, powstałe od
żyletki. Mimo to jego skóra była bardzo delikatna. Rzadko miałem z nią
jakikolwiek kontakt, więc zarumieniłem się i odwróciłem wzrok jeszcze bardziej
w bok, przenosząc go na graffiti. Dopóki Roppi nie założył mi okularów, było ono
dla mnie jedynie niewyraźną i kolorową plamą.
Kiedy
zacząłem się już uspokajać, Roppi oparł dłonie o moje podkurczone kolana, nadal
przy mnie kucając. Mój oddech już się ustabilizował, tak samo jak i bicie
serca, ale ten dziwny i tępy ból wciąż nie znikał, a oczy nadal piekły. Nie
wiedziałem co się dzieje, ale ogarniający mnie smutek był nie do zniesienia.
Czy
to tak czuł się Roppi, kiedy robił sobie krzywdę? Też tak bolało go serce? –
pomyślałem, automatycznie spoglądając na jego niezakryte czerwonym futerkiem
blizny. Ten ból nie był w żaden sposób połączony z moją chorobą. Był inny.
Ściśle związany z emocjami. Zupełnie jak u postaci z książek – tych, które
zewsząd otaczały niepowodzenia i cały czas tylko się nad sobą użalały.
Roppi
wciąż milczał, a kiedy spojrzałem mu w oczy, w mojej głowie odtworzył się ten
moment, gdy wykrzykiwał imię Delica. Znowu poczułem łzę na policzku. On jedynie
przygryzł wargę i odwrócił ode mnie wzrok.
-
P-przepraszam… - powiedziałem niepewnie.
Roppi
ponownie na mnie spojrzał, a w jego dziwnie zaczerwienionych oczach dostrzegłem
zdziwienie – Za co? – zapytał, a jego głos nie był tak samo spokojny i
opanowany jak zawsze. Bardziej roztrzęsiony i niepewny, prawie taki jak mój.
Lekko
rozchyliłem wargi, ale nie wypowiedziałem ani jednego słowa. Nie wiedziałem za
co przepraszam.
-
Tsuki… - uśmiechnął się smutno i spojrzał w dół – to ja powinienem.
-
Cz-czemu? – zająkałem się, a on ponownie zadrżał z zimna. Jego dłonie lekko
posiniały i palcami zaczął delikatnie skubać materiał moich spodni.
-
Bo cię zdradziłem – łza, którą najwyraźniej długo powstrzymywał właśnie
wypłynęła z jego oka. Szybko ją otarł i zerknął na mnie przelotnie.
-
N-nie zdradziłeś… - powiedziałem niepewnie, kręcąc przy tym głową.
-
Więc jak inaczej to nazwiesz? – posłał mi spojrzenie, którego nie do końca
potrafiłem nazwać.
-
T-to… - wziąłem głębszy oddech, który przez wcześniejszy płacz zadrżał – to…
n-o t-tto…
Nie
potrafiłem wypowiedzieć logicznego zdania. Cały czas jakby nie dopuszczałem do
siebie słowa "zdrada". Blokowałem je i podświadomie zastępowałem
innym. Tylko jak się teraz o tym przekonałem, to "inne słowo" nie
istniało.
-
Tsuki, – po raz kolejny delikatnie i smutno się uśmiechnął – to jest zdrada – jego
głos był tak samo spokojny, jak zawsze. Opanowanie wróciło i gdy do mnie mówił,
wyciągnął dłoń w moją stronę, głaszcząc mnie nią po głowie.
-
N-nie – po raz kolejny zaprzeczyłem i mój wyraz twarzy się załamał. Z oczu
wypłynęły kolejne łzy. Pokręciłem głową, a on w tym samym czasie nią pokiwał.
[Hachimenroppi]
Chciałem
zacząć płakać. Z trudem się powstrzymywałem. Wystarczyło, że ja z bólem
patrzyłem na jego łzy, on nie powinien widzieć moich. Całe moje ciało drżało z
zimna – jedynie nos i policzki były cieplejsze przez wstrzymywany płacz.
Czułem
się jak śmieć. Gorszy od najgorszego z tych wszystkich nic nie znaczących
ludzi. Byłem zakałą tego świata – każdy kto kiedykolwiek doprowadził Tsukiego
do płaczu nią był. Wziąłem głębszy oddech, przez co oczy całkowicie zaszły mi
łzami, lecz żadnej z nich nie pozwoliłem wypłynąć. Tamta jedna była wyjątkiem.
Nie
wiedząc co innego mógłbym zrobić, zrobiłem coś przed czym zawsze się
powstrzymywałem – przytuliłem się do Tsukishimy.
-
Mogę liczyć na to, że mi wybaczysz? – zapytałem, w myślach ganiąc się za zadanie
takiego pytania. Po tym co zrobiłem, jeszcze liczyłem na przebaczenie?
Niepewnie,
lecz mocno odwzajemnił uścisk i zamiast chować twarz w szalik, przysunął ją do
mojej szyi. Poczułem na skórze jego gorące łzy i ciepły oddech. Doskonale
czułem także jego serce, które biło teraz tak blisko mojego.
-
Ro-Roppi-san…?
-
Tak? – zapytałem, delikatnie gładząc go po głowie i poczułem jak wczepia palce
w moją bluzkę.
- J-ja się nie nadaję, p-prawda? – spytał –
Nie n-nad-daję się do t-tego, prawd-da?
Kiedy
zorientowałem się, że chodzi mu o seks, lekko się odsunąłem i spojrzałem na
niego, samemu nie wiedząc co powiedzieć. Po prostu milczałem. Przeniosłem wzrok
na jego oczy, starając się utrzymać z nim kontakt wzrokowy. Nie przychodziło mi
to z łatwością. Cały czas czułem, że przez to czego się dopuściłem, nie
zasługuję na to.
- Tsuki… - powiedziałem, ignorując rozchodzącą się po mnie fale
gorąca – to nie twoja wina – dodałem, kątem oka spoglądając na wejście do
uliczki, w której się znajdowaliśmy.
Oczywiście, tego można się było spodziewać po ludziach. Nieliczni,
którzy nas zauważyli, szybko odwracali wzrok i szli dalej przed siebie. Tak po
prostu zapominali i szli dalej, aby zająć się swoim życiem. Po prostu mieli w
dupie nas, nasze uczucia, nasze problemy. Nic ich nie obchodziło. Bo i po co? W
końcu współczucie przynosi tylko problemy, których oni tak bardzo chcieli
uniknąć. Zresztą, to co oni mieli za współczucie było tylko i wyłącznie
litością, a tego nie chciałem. Skoro oni nie interesowali się nami, to
odwzajemniałem się im tym samym, tylko że tysiąc razy mocniej. Jedyna osoba,
której nie nienawidziłem teraz właśnie przeze mnie płakała. Nigdy nawet nie
zastanawiałem się nad tym, jak bardzo bolesne może być to doświadczenie.
[Tsukishima]
- Przepraszam, Tsuki – powiedział cicho i znowu mnie przytulił,
wzdrygając się z zimna. Momentalnie poczułem, jak otacza mnie jego przyjemny
zapach, lecz chwilę później odsunął się ode mnie i spytał – Chodźmy już do
domu, okej? – przysunął się do mnie i jego usta musnęły mój policzek, przez co
z niedowierzania szerzej otworzyłem oczy.
Nie potrafiłbym mu nie wybaczyć. Po prostu bym nie potrafił.
Niezależnie od tego, czego by nie zrobił i tak bym go kochał. Złapał mnie za
rękę i zaczął prowadzić do domu. Przez całą drogę patrzyłem na nasze dłonie i
rumieniłem się przy tym. Wciąż od czasu do czasu pociągałem nosem.
Zawsze chciałem iść z Roppim za rękę… szkoda tylko, że to marzenie
spełniło się w takich okolicznościach.
[Hachimenroppi]
Gdy weszliśmy do domu, puściłem dłoń Tsukiego, a ciepło, które czułem
przez ten cały czas na swojej skórze, zostało zastąpione przez nieprzyjemny
chłód. Nie zwracając na blondyna większej uwagi, podniosłem z ziemi jego torbę
i położyłem ją na fotelu, samemu siadając na kanapie. Chwilę później Tsuki
niepewnie się do mnie dosiadł i nastała niezręczna cisza. Tak właściwie to
nigdy mi ona nie przeszkadzała, ale byłem pewien, że Tsukiemu tak.
Zacząłem się zastanawiać nad tym, jak Tsuki się teraz czuł. Przecież,
gdyby to on mnie z kimś zdradził… nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić, co bym
wtedy zrobił. Wiedziałem, że nie był do tego zdolny, ale i tak… samo myślenie o
tym było bolesne. Odwróciłem się od niego i zacząłem patrzeć na naszą półkę z
książkami. Właściwie to wszystkie były jego, ja nie miałem żadnych na własność.
Kiedy nagle poczułem na dłoni to ciepło, które tak mi się wtedy spodobało,
szybko odwróciłem się w stronę blondyna. Nie patrzył na mnie i odwracał wzrok w
bok, przygryzając przy tym dolną wargę. Był cały zarumieniony i znowu trzymał
mnie za rękę. Cicho się zaśmiałem z tego jak bardzo był uroczy.
W sumie to… czemu by nie spróbować? Jeśli byłbym ostrożny…
Nie rozłączając naszych splecionych ze sobą dłoni, usiadłem mu na
kolanach i przysunąłem swoje usta do jego. Zareagował z opóźnieniem. Spod na
wpół przymkniętych powiek zobaczyłem, jak szeroko otwiera oczy i jakby
odruchowo się cofa. Jego policzki zrobiły się czerwieńsze niż zwykle, podczas
gdy nasze wargi jedynie się ze sobą stykały. Jego usta były bardzo miękkie i
gładkie. Zupełnie inne od Delica. Delikatne. Kiedy zacząłem delikatnie ssać
jego dolną wargę, Tsuki nadal pozostawał bierny. Dłonią za którą go trzymałem,
zacząłem mierzyć mu puls. Czując jak wysoki on był, przestałem go całować i
lekko się od niego odsunąłem. Spojrzał na mnie niepewnie i zrobił się cały
czerwony, jakby nieświadomie oblizując wargę.
- Nadajesz się – zażartowałem, delikatnie się uśmiechając.
- Nna- nn… nad-dda… - przez
chwilę nie był w stanie niczego powiedzieć. Był uroczy.
- Kocham cię, Tsukishima – powiedziałem, chcąc wynagrodzić mu to, jak
wielkim dupkiem byłem.
Nawet jeśli będziemy zmuszeni robić to stopniowo. Kroczek po kroczku.
To i tak będę cierpliwie na niego czekał, cały czas żałując swoich wcześniejszych decyzji. Będę cierpliwie czekał aż się do mnie przyzwyczai i
przestanie tak bardzo wstydzić. Czekał, aż jego serce będzie gotowe na to, aby
stać się częścią mojego.
~~~~~~~~~~~~~~~
Zawsze robię tej parce coś złego .3. ale to nie moja wina, że to tak do nich pasuje~~ hehe :D Mam nadzieję, że się podobało ^^
*ostatnio boi się opublikowywyuwywuwania*
~~~~~~~~~~~~~~~
Zawsze robię tej parce coś złego .3. ale to nie moja wina, że to tak do nich pasuje~~ hehe :D Mam nadzieję, że się podobało ^^
*ostatnio boi się opublikowywyuwywuwania*
świetne <3 oby tak dalej :D
OdpowiedzUsuńDlaczego płaczę? Q.Q to było smutne, ale piękne <3 jesteś genialna.. Uwielbiam tę jednopartówkę. Szczególnie jak Roppi go zdradził, a Tsu - chan mu wybaczył <3
OdpowiedzUsuńAiko Hori
Cudne *w* Szkoda mi ich... Zawsze cierpia, ale bardzo podoba mi sie ten one-shot <3
OdpowiedzUsuńcudne <3 Roppi taki uczuciowy :D <3 nie moge sie doczekać następnych twoich oneshotów :)
OdpowiedzUsuńSweet... Kocham ich. Urocze bylo to jak Tsuki wybaczyl zdrade. No i Roppi sie zrobil taki uczuciowy. To slodkie.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne cuda spod Twojej reki( moze raczej klawiatury) *w*
<3<3<3 :* :33 ^_^ '*'
Oj misiek, misiek... dasz radę, a to nie było wcale takie smutne i złe :D
OdpowiedzUsuńTak bardzo uwielbiam Twoje opowiadania z tą parką *^* Świetne :3
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie, naprawdę niesamowite :) Przy okazji zapraszam do siebie http://shit-love.blogspot.com/?zx=2fe6d76050819356
OdpowiedzUsuńJak zawsze bardzo mi sie podobało, ale nie wiem czy przeczytam teraz następną część bo padam na twarz :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dobranoc~!