Tak więc, przepraszam za brak The Game i zapraszam do czytania pierwszego rozdziału nowego opowiadania~~ \(^o^)/
~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział
1
Obserwował ich. Stał na krawędzi dachu i dokładnie
przyglądał się ludziom na dole. Normalnie zwracałby uwagę na drobne gesty,
ubiór czy też sposób w jaki się poruszają, ale z takiej wysokości nie był w
stanie tego dostrzec. Teraz jedynie patrzył na przelewającą się pomiędzy
budynkami szarą masę. Jego pionki. Nawet drobne działanie, chociaż jednej z
tych osób było w stanie pokrzyżować każde plany – nie tylko jego. Zaskakiwało
go to, jak duży wpływ na wszystko miały podejmowane przez nich decyzje.
Uśmiechnął się, gdy pomyślał sobie o tym, jak łatwo można było na nie wpływać.
Wystarczyła odrobina przemyślanej manipulacji – odpowiednie dopasowanie tonu
głosu, słów oraz języka ciała – i od razu zaczynali wątpić w swoją rację, kierując
się ku tej decyzji, na którą ich namawiał.
Kochał ich. Kochał tych wszystkich naiwnych ludzi.
Okazywał swoje zainteresowanie nimi i doceniał każdą szkaradną emocję jaką mu
pokazywali. Zupełnie tak samo jak rodzic interesuje się swoim dzieckiem i chwali
je nawet za najbrzydszy rysunek. Chciał podziwiać ich wyrazy twarzy. Każda
drobna zmarszczka pokazująca zmartwienie, czy też zdenerwowanie. Wszystko to go
ekscytowało i sprawiało, że nie potrafił się znudzić gatunkiem ludzkim. Byli
zbyt zajmujący. Im bardziej chciał ich zrozumieć… tym więcej pojawiało się
pytań. Fascynowały go ich zachowania.
Widząc człowieka, czuł jak rozkłada on przed nim
wachlarz przeróżnych emocji, jakich można się po nim spodziewać. Im bardziej
daną osobę poznawał, im więcej informacji o niej zdobywał, tym lepiej szło mu
przewidywanie tych emocji, a co za tym idzie decyzji i działań. Na świecie było
tylu ludzi… zawsze, gdy przejrzał któregoś z nich na wylot, odkładał go na
półkę, jak przeczytaną książkę i zajmował się analizowaniem następnego z nich.
Miliardy ludzi… i jeszcze więcej informacji. Wszystko to było dla niego.
Choć Izaya nie miał o tym pojęcia, to Shinra kiedyś
powiedział – "Każdy człowiek jest dla niego jak plac zabaw. Gdy znudzi się
jednym, szuka drugiego" – Kishitani nie wiedział nawet, jak bardzo miał
wtedy rację.
Informator jedynie się uśmiechnął, po raz ostatni
spoglądając na ludzi w dole, a następnie odwrócił się na pięcie. Spojrzał w
niebo. Wydawało mu się, że teraz jakby był bliżej niego. Wyciągnął rękę w górę,
patrząc jak promienie słońca przelewają się pomiędzy jego palcami.
Jeden z jego kącików powędrował w górę. Szybko cofnął
rękę i zeskoczył z dachu, lądując na jednym z balkonów, z którego przeszedł na
schody przeciwpożarowe. Szybko zbiegł po nich na dół. Uwielbiał to. Szybkie
podejmowanie decyzji, od których zależało to czy spadnie, czy nie. Synchronizacja
oczu z ciałem. Idealne wyważenie siły każdego chwytu. Niska waga ciała. Gęsta
struktura mięśni. Zero niepewności. Wszystko to składało się na to, co zwykł
nazywać swoim żywiołem – parkour.
Kiedy był już na dole, spojrzał na dach budynku, na
którym jeszcze przed chwilą się znajdował. Ten sposób schodzenia był o wiele
szybszy i ciekawszy.
- IIIZAAAYAAA- KUUUN!!! – do uszu bruneta dotarł
przepełniony nienawiścią, dziki ryk.
Odwrócił się.
Rozsławiona Bestia Ikebukuro stała tuż przed nim i ściskała
w dłoni znak drogowy.
Brunet uśmiechnął się zuchwale – Shizu-chan… – mruknął
cicho, wysuwając z rękawa swój scyzoryk i zacisnął wokół niego palce.
- Jak bardzo chcesz zginąć? – warknął blondyn, a
skrzypnięcie znaku rozniosło się dookoła, odbijając od budynków.
- Niezależnie od tego, jak bardzo chcesz mnie zabić,
Shizu-chan, ja nigdy nie będę chciał zginąć – powiedział zadowolony i wymierzył
w Shizuo swoją bronią. Widok jego pulsującej skroni go zadowalał. Był dumny z
tego, jak doprowadzał go do szału. Zabawne, że wystarczyło tylko, aby ktoś
wypowiedział jego imię, a on już cały się spinał, z trudem nad sobą panując.
- W takim razie trzymaj się z daleka od Ikebukuro! –
krzyknął, rzucając znakiem przed siebie. Brunet uskoczył w bok.
Zaczęła się gonitwa, podczas której Izaya oddawał się
swojemu żywiołowi i biegł ile sił w nogach, a Shizuo co chwila coś wyrywał lub
podnosił i rzucał tym przed siebie.
Informator biegł przed siebie, zwinnie omijając
wszelkie przeszkody, w przeciwieństwie do Shizuo, który najzwyczajniej w
świecie je niszczył, albo nimi rzucał. Nie dziwne, że nie mógł go dogonić. Sam
się spowalniał.
Izaya zdawał sobie sprawę, że nie tylko po ciele
blondyna rozchodzi się adrenalina, sam też ją czuł. Czuł jak ciepło krąży w
jego żyłach. Za każdym razem, gdy jego stopa stykała się z ziemią, wstrząsy
rozchodzące się po jego ciele potęgowały przyjemne uczucie w podbrzuszu.
Kochał, gdy ktoś go gonił. Wiedział, że to uczucie nigdy mu się nie znudzi.
Przeskoczył przez barierkę i przebiegł przez jezdnie. Miał farta – samochody
stały na czerwonym świetle. Shizuo biegł za nim, ale w przeciwieństwie do
bruneta nie przeskoczył barierki. Wyrwał ją i rzucił przed siebie, lecz
niestety zamiast w zwinnego szkodnika, trafił w samochód. Gdyby tylko menda nie
uskoczyła… brakowało tak niewiele. Jedna minuta w tył, pół metra w lewo… i jego
największy wróg leżałby teraz na ziemi, przygnieciony ciężką barierką.
Niestety, to były jedynie marzenia Heiwajimy. Izaya nadal biegł przed siebie.
Mężczyzna w stroju barmana ignorował kropelki potu spływające po jego skroni.
Chciał go złapać, musiał go złapać. Złapać i mu dowalić.
Brunet biegł coraz szybciej, chcąc zgubić Bestię.
Wbiegł do stosunkowo wąskiej alejki i gdy miał z niej wybiec poczuł na twarzy
świst powietrza. Zdążył się zatrzymać. Zaszumiało mu w uszach, gdy tuż przed
jego nosem przejechała ciężarówka. Mógł… zginąć? Jeden krok w przód i już by
nie żył. Gdyby się w porę nie zatrzymał, to z pewnością byłby martwy. W
przeciwieństwie do Heiwajimy, on nie przeżyłby takiego uderzenia. Byłby martwy.
Jego źrenice zwęziły się w szoku. Od przejazdu ciężarówki minął zaledwie ułamek
sekundy. Oddech informatora nadal był przyspieszony od ciągłego biegu. Wzdłuż
jego kręgosłupa przebiegł zimny dreszcz. Życie, które tak bardzo cenił… przed
chwilą mógł je stracić.
Minęła kolejna sekunda minęła… tylko tyle wystarczyło,
aby blondyn go dogonił i rzucił w niego znakiem drogowym. Sekunda. Kolejna
sekunda i Orihara leżał nieprzytomny na ziemi, a znak stopu wbił się w ziemię
kilka metrów od niego. Brunet się nie ruszał. Leżał na plecach z szeroko
rozłożonymi ramionami. Jego oczy były zamknięte.
Shizuo podszedł do niego. Ciężko dyszał i ledwo stał.
Był zmęczony. Udało mu się? Trafił. Spojrzał na kałużę krwi, która powoli zalewała
chodnik. Kiedy brunet upadał na ziemię, jego głowa wylądowała na krawężniku, a
teraz z rozcięcia powoli sączyła się jasno czerwona ciepła ciecz. Heiwajima
tylko na niego patrzył. Izaya był dziwnie spokojny. Wkurzający uśmieszek nie
zdobił już dłużej jego twarzy. Wyglądał jakby spał. Blondyn przeniósł wzrok na
jego powoli unoszący się i opadający tors. Przez chwilę zastanawiał się nad
dobiciem go, póki jeszcze miał ku temu szansę. Naprawdę był bliski podjęcia decyzji, ale
ktoś mu w tym przeszkodził.
- Shizuo! – po alejce rozniósł się donośny głos z
rosyjskim akcentem.
Blondyn odwrócił się do Simona, już przygotowując się
na to, żeby mu powiedzieć, że nie jest głodny i nie zje dziś sushi, ale…
zaproszenie do restauracji nie nadchodziło. Simon był cicho. Nic nie mówił.
Jedynie rzucił paczuszkę z sushi na ziemię i zaczął iść w stronę Shizuo, który
poczuł dziwny dreszcz rozchodzący się po jego ciele. Nie był przyzwyczajony do
milczącego Simona. On zawsze coś mówił. Nawet jeśli jego japoński był
niezrozumiały, a większość wypowiedzi nie miała sensu.
Czarnoskóry mężczyzna wziął informatora na ręce, a z
czerwonego od krwi futerka skapnęła na ziemię pojedyncza kropla.
- Przemoc jest zła – powiedział głosem wypranym z
emocji i zaczął nieść Izaye w tylko sobie znanym kierunku.
Blondyn jedynie tam stał, starając się ignorować,
patrzących na niego ludzi. Nie wiedział co zrobić. Ledwo pojmował to, co się
przed chwilą stało. Wiedział jedno. Nie zabił go. Widział jak Izaya oddycha, a
skoro tak było, to znaczyło, że żył. Więc nie ma się czym przejmować, prawda?
Wyciągnął z kieszeni papierosa i zapalił go, a
następnie poprawił swoje okulary. Zaciągnął się, schował ręce do kieszeni i
zaczął iść do domu. Nic tu po nim. Skoro Izaya żył, to nie miał się czym
martwić. Nie zabił – to się dla niego liczyło. Mimo, że często wmawiał sobie,
że chciał go zabić, to tak naprawdę wiedział, że nie potrafiłby żyć z tą myślą.
W końcu nawet ktoś taki, jak Izaya był człowiekiem.
***
/\ /\ /\ /\
/ \ / \ / \ / \
/ \ / \ / \ / \
/ \ /\ / \ / \ / \
__/ \__/\_/ \____/\____/ \_/\_/ \__/\__/ \__________/\___
/ \ / \ / \ / \
/ \ / \ / \ / \
/ \ /\ / \ / \ / \
__/ \__/\_/ \____/\____/ \_/\_/ \__/\__/ \__________/\___
_______________________/\______/\_____________________________________
- Izaya! Nie umieraj mi tu! – krzyknął Shinra, a po
jego policzkach spłynęły łzy. Podczas pracy zawsze potrafił opanować swoje
emocje, ale nie tym razem. Nie teraz,
gdy jego przyjaciel był tak bliski śmierci. Wiedział, że tego typu zachowanie
na pewno w niczym nie pomoże. Więc dlaczego nie umiał nad sobą zapanować?
Dlaczego jego dłonie tak bardzo się trzęsły, a kolana drżały? Powinien wziąć
się w garść i odłożyć emocje na później. Teraz liczyło się przecież życie jego
przyjaciela. Przecież był przyzwyczajony do działania pod presją, więc czemu
teraz, gdy widział Izaye w takim stanie, to nie potrafił nad sobą zapanować?
Celty jedynie na niego patrzyła, a z jej szyi zaczęło
się ulatniać więcej cienia. Panikowała. Czuła jak przez jej ciało przelewa się
masa ludzkich emocji. Współczucie. Bezradność. Zmartwienie. Wszystkie
bombardowały ją jednocześnie. Chciała jakoś pomóc, ale nie umiała. Mogła
jedynie bezradnie patrzeć na pracę
swojego umorusanego we krwi chłopaka i starać się nie przeszkadzać.
- Celty, włącz respirator – powiedział z powagą w
głosie, gdy w końcu się otrząsnął, a lekko zaskoczona dziewczyna wykonała
polecenie – Cholera, będę musiał operować – syknął, odchodząc od bruneta i zaczął
dokładnie myć ręce. Jak zwykle, wiedząc co chciałaby teraz powiedzieć bezgłowa,
odpowiedział na jej nieme pytanie – Złamane żebro utrudnia prace jego serca,
jak szybko czegoś z tym nie zrobię, to kość może przebić którąś z komór.
/\
/\ / \ /\
/\ / \ /\ / \ / \
/\ / \ / \ / \ / \ / \
___/\_______/\___/ \_____/\___/ \_/\_/ \__/\_/ \_/\_/ \_/\___/ \
/\ / \ /\
/\ / \ /\ / \ / \
/\ / \ / \ / \ / \ / \
___/\_______/\___/ \_____/\___/ \_/\_/ \__/\_/ \_/\_/ \_/\___/ \
- Udało się… - odetchnął z ulgą doktorek i słabo się
uśmiechnął.
[Nic mu nie będzie, prawda? Już będzie stabilny?] –
napisała dziewczyna na swoim pokrytym krwią PDA.
- Powinien być – skinął głową – Idź do salonu i spytaj
Simona jak do tego doszło, a ja go zszyję i zobaczę co z jego głową –
powiedział, ponownie biorąc się do pracy.
Dziewczyna wyszła z gabinetu, zostawiając Shinrę samego
i spojrzała na siedzącego na kanapie czarnoskórego mężczyznę.
- Co z Izayą? – spytał Simon. Był wyraźnie zmartwiony.
Wszystko słyszał, więc nie mógł nie być.
[Już jest lepiej] – napisała i szybko zabrała telefon,
ponownie coś stukając – [Simon, wiesz może co mu się stało?]
Rosjanin skinął głową i wszystko jej opowiedział.
Dziewczyna lekko się wzdrygnęła, słysząc tą historię, a pokój wypełnił się
większą ilością jej cienia niż zwykle.
***
Kishitani siedział na krześle, wsłuchując się w dźwięki
aparatury, do której podłączony był jego przyjaciel. Ściągnął swoje okulary i
schował twarz w dłoniach, ciężko wzdychając.
[Shinra, jesteś zmęczony, powinieneś odpocząć] –
dziewczyna napisała na swoim PDA, ale doktorek nawet nie spojrzał na
urządzenie.
- Nie mogę, Celty. Muszę go pilnować – odpowiedział jej
i spomiędzy palców spojrzał na kroplówkę z krwią, do której podłączony był
Izaya. Stracił dużo krwi. Przeniósł wzrok na bandaż dookoła jego głowy. Tylnią
jej część, tę która uderzyła o krawężnik i tę na której znajdowało się
rozcięcie, pokrywał guz. Właściwie to lekarz bardziej martwił się o jego głowę
niż o żebro.
[Popilnuję go za ciebie, a ty idź spać] – nawet nie
napisała tego na PDA, jedynie położyła dłoń na ramieniu Shinry.
- W porządku, – odpowiedział jej, ciężko przy tym
wzdychając. Wstał z krzesła i skierował się do drzwi, ale zatrzymał się w progu
i oparł o futrynę. Spojrzał jeszcze raz na Izaye i posłał Celty zmęczony i
wymuszony uśmiech.
[Idź!] – cieniem wypchnęła go z pokoju i zatrzasnęła
drzwi.
Nie wracając się już dłużej, udał się w kierunku
łazienki i wszedł pod prysznic.
~~~~~~~~~~~~~~~~
No cóż... tak na dobrą sprawę zacznie się rozkręcać, jak Izaya się obudzi, ale kit xD I w ogóle to się strasznie namęczyłam z tymi tymi co pokazują puls x.x po wklejeniu do bloggera były krzywe! *bulwers*
Eh... czuję się jakoś dziwnie >.<" Mam lenia na czytanie, jedyne co potrafię ostatnio czytać to ♥Sherlock Holmes♥ *help me* Uzależnia mnie to D:
Pierwsza :D
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że jest nowe opowiadanko. Piszesz świetnie, lekko, miło ale strasznie męczysz tego Izayę. >.<
Co do depresji to uważam, że nie warto się męczyć. Wydajesz się świetną, miłą osobą więc po co się zadręczać? Ciesz się życiem.
I pierz w Perwolu.
~Sissly
Ooo... Nowe opowiadanie, jak miło :D
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co dalej. Jak ja się cieszę, że nie uśmierciłaś Izayasza. Biedaczek ;_;
Cóż, życzę weny i czekam na kolejne rozdziały ^^
super już się nie mogę doczekać następnej części ^^ :D
OdpowiedzUsuńNie powiem. Zaciekawiłaś mnie.
OdpowiedzUsuńJak nic jestem ciekawa co wydarzy się teraz dalej. Podejrzewam, że Izaya straci pamięć ale to tylko moje przypuszczenie.
Ciekawi mnie również jak zareaguje Shizuo na wiadomość o stanie bruneta.....jeżeli ktokolwiek mu o tym powie, w co nie wątpię.
Z niecierpliwością będę czekać na drugi rozdział ^_^
Pozdrawiam i weny życzę ~!
Kimi~
Hmm...
OdpowiedzUsuńHolmeas ja też chciałam czytać, ale jakoś nie mgę bo mi forma nie odpowiada, polecam ci "Młody Sherlock Holmes" 2 bardzo fajne książki ^^
UsuńP.S. Kiedy pojawisz się na gmail lub na Skype?? SND samo się nie napisze a my w połowie jesteśmy!
Skomentowała drugi rozdział, ale pierwszego jeszcze nie D: Jak wchodzę na swojego bloggera to mam blokadę >__< Jak to stwierdziła Ayami "Kto normalny ustawia swój prawdziwy rok urodzenia?" No właśnie.. Jak widać szesnastka jest pechowa >-> No, ale do rzeczy. Pierwszy rozdział jak zwykle ciekawy, wciągający i zapowiadający o tym co będzie. Bardzo mi się podoba. Nie jestem osobą zbyt wylewną i zazwyczaj dwa zdania koemntarzu daję. Wybacz D:
OdpowiedzUsuńJesteś świetna :3 Oby tak dalej~
Pozdrawiam~! ♥
Aiko Hori
Heheh Hej . ja też mam ostatnio obsesje na punkcie yaoi i mojej wody , tak wody śmieje się nawet jej nie pijąc. ( uzależnienie )
OdpowiedzUsuńPodoba mi sie twój blog . poleciłam go moim koleżanką już go czytają ! :D
idę dalej czytać i ciekawić się co sie wydarzy .
a z tym pulsem to ci super poszło
Hahaha, miło mi to słyszeć :D ale naprawdę nie przepadam za swoim "Wampirem" >3< powtarzam to bez końca. Sama siebie krytykuję xDD no ale to moje pierwsze yaoi było, więc no .////.
UsuńTeż uzależniam się od picia wody o.o pszypadeg? nie sondze *.*
To pierwsze Twoje opowiadanie jakie czytam ^^ bardzo mi się podoba to jak opisujesz to co czują bohaterowie... To podejście Izayi <3
OdpowiedzUsuń*o* *Miło* się zapowiada :3 Mam zamiar czytać dalej <3
OdpowiedzUsuńJak byś uśmierciła Izaye to weszłabym to twojego opowiadania i wykastrowała Shizuo łyżką ... -_-
OdpowiedzUsuńZawsze gdy czytam opis Izayi obserwującego ludzi – mam przed oczami smutny obrazek.
OdpowiedzUsuńIzaya nieustannie patrzy na ludzi z góry lub z boku. Obserwator zawsze stoi obok, nigdy razem z nimi – tak jakby był całkowicie odrębnym bytem, który nawet gdy chce i próbuje – nie potrafi połączyć się z ludźmi.
Coś w stylu: „Patrz i nie dotykaj, bo zepsujesz.” bo za każdym razem, gdy decyduje się dotknąć – wszystko okazuje się zbyt kruche i faktycznie się psuje.
Napisałaś fajną rzecz, można pobawić się w interpretacje, mianowicie – odwrócenie się Izayi od ludzi, a następnie wyciągnięcie dłoni ku słońcu może oznaczać, że próbując zaspokoić swoją potrzebę ciepła – Izaya prędzej zwróci się i znajdzie je w blasku słońca oddalonego miliony kilometrów od ziemi niż w ludziach, którzy są zaledwie kilka metrów pod nim. Wbrew pozorom – szybciej sparzyć się można przez kontakt z ludźmi niż z ognistą planetą. Słońce przecież nie odtrąci jego ręki, prawda?
Na szczęście, gdy Izaya postanowi już zstąpić na ziemię ze znaną sobie gracją – czeka tam na niego pewna istota, która wydaje się jedyną chcącą mieć cokolwiek z brunetem do czynienia. Istota - na tyle nieludzka, że nie rozpada się tak szybko jak to zwykli śmiertelnicy mają w zwyczaju. Istota całkiem do bruneta podobna, bo równie odizolowana od otaczających ją ludzi.
O kim mowa? Kto to? No kto? Czy wszyscy już wiedzą? *fanfary* Panie i Panowie – oto jedyny i niepowtarzalny Shizu-chan! TADAM! Brawooo! xD
Izaya to naprawdę ciekawa postać. Pokazałaś jego skrajnie różne potrzeby.
Biorąc pod uwagę jego chęć do życia i martwienie się o nie (myśli - co by było gdyby), jeśli chce je utrzymać w dobrej formie – powinien jak najrzadziej opuszczać swoją wygodną i bezpieczną kanapę. Lecz Izaya nie potrafiłby na niej wysiedzieć, ponieważ tak samo jak kocha i ceni swoje życie – tak samo kocha gwałtowne uczucie gdy krew wprawiana w zawrotny ruch za sprawą buzującej adrenaliny – uderza i sztormem rozpycha ściany jego żył.
Koniec zabawy w igranie z ogniem jest taki, że nim się obejrzysz – masz rękę po łokieć w nocniku xD a dokładniej – leżysz na chodniku z głową zachowującą się jak przekłuty pomidor.
Cena ryzyka. Piękna lekcja życia. Miszu! Sensei! Twoje nauki są nieocenione :D
Shizuo goniący Izayę jest jak pies goniący samochód. Dopóki samochód jedzie – jest ok. pies goni owładnięty obsesją złapania i wszystko w porządku. Lecz co się stanie kiedy samochód się zatrzyma? Okaże się, że pies nie ma bladego pojęcia co z samochodem zrobić.
Panikujący i zrozpaczony Shinra? Pierwszy raz takiego spotykam. Lubię Shinrę, nazywa Shizuo i Izayę swoimi przyjaciółmi i zawsze można na niego liczyć <3 jest niczym most między tą dwójką.
Puls Izayi jest równie osobliwy i szalony jak jego właściciel XD
Naprawdę dobry i niepozorny początek tej niezwykłej historii.
o mój boże, poeta D: co ty tu jeszcze robisz? leć, leć w świat, bądź sławny!
UsuńWitaj Prawdziwy Koszmarze chodzący swobodnie po ziemi.
UsuńCzy aby na pewno mnie nazywasz poetą? Po przeczytaniu Twoich słów zrobiło mi się miło, ale pomyślałam, że możliwe, że źle coś odczytuję i te słowa miały mieć innego odbiorcę, a mianowicie - Miszu.
Upewniałam się co najmniej trzy razy (jak na mnie to i tak mało) i wszystko wskazuje na to, że Twoja wiadomość podpięta jest do mojej.
Jakkolwiek sprawa stoi – cieszą mnie Twoje słowa.
Jeśli były do Miszu – podpisuje się obiema rękami, może nawet trzema, bo siłą zachwytu nad twórczością Miszu przypuszczalnie mogłabym wyhodować sobie jeszcze co najmniej trzecią kończynę.
Jeśli były do mnie – to takie naprawdę dobre uczucie, gdy usłyszy się miłe słowa. Dziękuję, ale nie czuję się ich godna. A jeśli chodzi o latanie – nie ma we mnie na tyle swobody, by rozciągnąć skrzydła. Ja z kolei jestem malutką osóbką, która chodzi skrępowana po ziemi. Dałabym sobie rękę uciąć, (Ha! Łatwo mówić, gdy się może je hodować :D) że gdyby osoby przebywające w moim towarzystwie dobrze się wsłuchały, mogłyby niemal usłyszeć zgrzyt lin i cichy brzęk łańcuchów, które oplatają moje ciało niczym bluszcz, albo za mała o przynajmniej dwa rozmiary, niezwykle obcisła kiecka.
Dziewczyno mieszkająca daleko, pozdrawiam Cię i jeszcze raz dziękuję za dobre słowa, niezależnie od tego do kogo są kierowane.
ten blog prawdopodobnie już umarł ale wracam tutaj już nie wiem który raz XD kocham to opowiadanie
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, bardzo jestem zaintrygowana, tą gonitwą między nimi, a potem och Izaya w końcu dotarło że sekunda tam, nie zatrzymanie się...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
2024 a ja znowu tutaj. Uwielbiam wracać do tego ff, dziękuję!
OdpowiedzUsuń