niedziela, 21 lipca 2013

Durarara!! "Widzieć świat twoimi oczyma" - rozdział 1

Ohayo~! Wiem, że tak właściwie powinnam teraz dokończyć pisać The Game, ale to opowiadanie muszę pisać tak jakoś... dynamiczniej niż inne, a w moim okresie depresyjnym nie mam siły na dynamiczne pisanie ;P *Miszu się rozleniwia i stacza* 

Tak więc, przepraszam za brak The Game i zapraszam do czytania pierwszego rozdziału nowego opowiadania~~  \(^o^)/

~~~~~~~~~~~~~~


Rozdział 1

Obserwował ich. Stał na krawędzi dachu i dokładnie przyglądał się ludziom na dole. Normalnie zwracałby uwagę na drobne gesty, ubiór czy też sposób w jaki się poruszają, ale z takiej wysokości nie był w stanie tego dostrzec. Teraz jedynie patrzył na przelewającą się pomiędzy budynkami szarą masę. Jego pionki. Nawet drobne działanie, chociaż jednej z tych osób było w stanie pokrzyżować każde plany – nie tylko jego. Zaskakiwało go to, jak duży wpływ na wszystko miały podejmowane przez nich decyzje. Uśmiechnął się, gdy pomyślał sobie o tym, jak łatwo można było na nie wpływać. Wystarczyła odrobina przemyślanej manipulacji – odpowiednie dopasowanie tonu głosu, słów oraz języka ciała – i od razu zaczynali wątpić w swoją rację, kierując się ku tej decyzji, na którą ich namawiał.

Kochał ich. Kochał tych wszystkich naiwnych ludzi. Okazywał swoje zainteresowanie nimi i doceniał każdą szkaradną emocję jaką mu pokazywali. Zupełnie tak samo jak rodzic interesuje się swoim dzieckiem i chwali je nawet za najbrzydszy rysunek. Chciał podziwiać ich wyrazy twarzy. Każda drobna zmarszczka pokazująca zmartwienie, czy też zdenerwowanie. Wszystko to go ekscytowało i sprawiało, że nie potrafił się znudzić gatunkiem ludzkim. Byli zbyt zajmujący. Im bardziej chciał ich zrozumieć… tym więcej pojawiało się pytań. Fascynowały go ich zachowania.

Widząc człowieka, czuł jak rozkłada on przed nim wachlarz przeróżnych emocji, jakich można się po nim spodziewać. Im bardziej daną osobę poznawał, im więcej informacji o niej zdobywał, tym lepiej szło mu przewidywanie tych emocji, a co za tym idzie decyzji i działań. Na świecie było tylu ludzi… zawsze, gdy przejrzał któregoś z nich na wylot, odkładał go na półkę, jak przeczytaną książkę i zajmował się analizowaniem następnego z nich. Miliardy ludzi… i jeszcze więcej informacji. Wszystko to było dla niego.

Choć Izaya nie miał o tym pojęcia, to Shinra kiedyś powiedział – "Każdy człowiek jest dla niego jak plac zabaw. Gdy znudzi się jednym, szuka drugiego" – Kishitani nie wiedział nawet, jak bardzo miał wtedy rację.

Informator jedynie się uśmiechnął, po raz ostatni spoglądając na ludzi w dole, a następnie odwrócił się na pięcie. Spojrzał w niebo. Wydawało mu się, że teraz jakby był bliżej niego. Wyciągnął rękę w górę, patrząc jak promienie słońca przelewają się pomiędzy jego palcami.

Jeden z jego kącików powędrował w górę. Szybko cofnął rękę i zeskoczył z dachu, lądując na jednym z balkonów, z którego przeszedł na schody przeciwpożarowe. Szybko zbiegł po nich na dół. Uwielbiał to. Szybkie podejmowanie decyzji, od których zależało to czy spadnie, czy nie. Synchronizacja oczu z ciałem. Idealne wyważenie siły każdego chwytu. Niska waga ciała. Gęsta struktura mięśni. Zero niepewności. Wszystko to składało się na to, co zwykł nazywać swoim żywiołem – parkour.

Kiedy był już na dole, spojrzał na dach budynku, na którym jeszcze przed chwilą się znajdował. Ten sposób schodzenia był o wiele szybszy i ciekawszy.

- IIIZAAAYAAA- KUUUN!!! – do uszu bruneta dotarł przepełniony nienawiścią, dziki ryk.

Odwrócił się.

Rozsławiona Bestia Ikebukuro stała tuż przed nim i ściskała w dłoni znak drogowy.

Brunet uśmiechnął się zuchwale – Shizu-chan… – mruknął cicho, wysuwając z rękawa swój scyzoryk i zacisnął wokół niego palce.

- Jak bardzo chcesz zginąć? – warknął blondyn, a skrzypnięcie znaku rozniosło się dookoła, odbijając od budynków.

- Niezależnie od tego, jak bardzo chcesz mnie zabić, Shizu-chan, ja nigdy nie będę chciał zginąć – powiedział zadowolony i wymierzył w Shizuo swoją bronią. Widok jego pulsującej skroni go zadowalał. Był dumny z tego, jak doprowadzał go do szału. Zabawne, że wystarczyło tylko, aby ktoś wypowiedział jego imię, a on już cały się spinał, z trudem nad sobą panując.

- W takim razie trzymaj się z daleka od Ikebukuro! – krzyknął, rzucając znakiem przed siebie. Brunet uskoczył w bok.

Zaczęła się gonitwa, podczas której Izaya oddawał się swojemu żywiołowi i biegł ile sił w nogach, a Shizuo co chwila coś wyrywał lub podnosił i rzucał tym przed siebie.

Informator biegł przed siebie, zwinnie omijając wszelkie przeszkody, w przeciwieństwie do Shizuo, który najzwyczajniej w świecie je niszczył, albo nimi rzucał. Nie dziwne, że nie mógł go dogonić. Sam się spowalniał.

Izaya zdawał sobie sprawę, że nie tylko po ciele blondyna rozchodzi się adrenalina, sam też ją czuł. Czuł jak ciepło krąży w jego żyłach. Za każdym razem, gdy jego stopa stykała się z ziemią, wstrząsy rozchodzące się po jego ciele potęgowały przyjemne uczucie w podbrzuszu. Kochał, gdy ktoś go gonił. Wiedział, że to uczucie nigdy mu się nie znudzi. Przeskoczył przez barierkę i przebiegł przez jezdnie. Miał farta – samochody stały na czerwonym świetle. Shizuo biegł za nim, ale w przeciwieństwie do bruneta nie przeskoczył barierki. Wyrwał ją i rzucił przed siebie, lecz niestety zamiast w zwinnego szkodnika, trafił w samochód. Gdyby tylko menda nie uskoczyła… brakowało tak niewiele. Jedna minuta w tył, pół metra w lewo… i jego największy wróg leżałby teraz na ziemi, przygnieciony ciężką barierką. Niestety, to były jedynie marzenia Heiwajimy. Izaya nadal biegł przed siebie. Mężczyzna w stroju barmana ignorował kropelki potu spływające po jego skroni. Chciał go złapać, musiał go złapać. Złapać i mu dowalić.

Brunet biegł coraz szybciej, chcąc zgubić Bestię. Wbiegł do stosunkowo wąskiej alejki i gdy miał z niej wybiec poczuł na twarzy świst powietrza. Zdążył się zatrzymać. Zaszumiało mu w uszach, gdy tuż przed jego nosem przejechała ciężarówka. Mógł… zginąć? Jeden krok w przód i już by nie żył. Gdyby się w porę nie zatrzymał, to z pewnością byłby martwy. W przeciwieństwie do Heiwajimy, on nie przeżyłby takiego uderzenia. Byłby martwy. Jego źrenice zwęziły się w szoku. Od przejazdu ciężarówki minął zaledwie ułamek sekundy. Oddech informatora nadal był przyspieszony od ciągłego biegu. Wzdłuż jego kręgosłupa przebiegł zimny dreszcz. Życie, które tak bardzo cenił… przed chwilą mógł je stracić.

Minęła kolejna sekunda minęła… tylko tyle wystarczyło, aby blondyn go dogonił i rzucił w niego znakiem drogowym. Sekunda. Kolejna sekunda i Orihara leżał nieprzytomny na ziemi, a znak stopu wbił się w ziemię kilka metrów od niego. Brunet się nie ruszał. Leżał na plecach z szeroko rozłożonymi ramionami. Jego oczy były zamknięte.

Shizuo podszedł do niego. Ciężko dyszał i ledwo stał. Był zmęczony. Udało mu się? Trafił. Spojrzał na kałużę krwi, która powoli zalewała chodnik. Kiedy brunet upadał na ziemię, jego głowa wylądowała na krawężniku, a teraz z rozcięcia powoli sączyła się jasno czerwona ciepła ciecz. Heiwajima tylko na niego patrzył. Izaya był dziwnie spokojny. Wkurzający uśmieszek nie zdobił już dłużej jego twarzy. Wyglądał jakby spał. Blondyn przeniósł wzrok na jego powoli unoszący się i opadający tors. Przez chwilę zastanawiał się nad dobiciem go, póki jeszcze miał ku temu szansę. Naprawdę był bliski podjęcia decyzji, ale ktoś mu w tym przeszkodził.

- Shizuo! – po alejce rozniósł się donośny głos z rosyjskim akcentem.

Blondyn odwrócił się do Simona, już przygotowując się na to, żeby mu powiedzieć, że nie jest głodny i nie zje dziś sushi, ale… zaproszenie do restauracji nie nadchodziło. Simon był cicho. Nic nie mówił. Jedynie rzucił paczuszkę z sushi na ziemię i zaczął iść w stronę Shizuo, który poczuł dziwny dreszcz rozchodzący się po jego ciele. Nie był przyzwyczajony do milczącego Simona. On zawsze coś mówił. Nawet jeśli jego japoński był niezrozumiały, a większość wypowiedzi nie miała sensu.

Czarnoskóry mężczyzna wziął informatora na ręce, a z czerwonego od krwi futerka skapnęła na ziemię pojedyncza kropla.

- Przemoc jest zła – powiedział głosem wypranym z emocji i zaczął nieść Izaye w tylko sobie znanym kierunku.

Blondyn jedynie tam stał, starając się ignorować, patrzących na niego ludzi. Nie wiedział co zrobić. Ledwo pojmował to, co się przed chwilą stało. Wiedział jedno. Nie zabił go. Widział jak Izaya oddycha, a skoro tak było, to znaczyło, że żył. Więc nie ma się czym przejmować, prawda?

Wyciągnął z kieszeni papierosa i zapalił go, a następnie poprawił swoje okulary. Zaciągnął się, schował ręce do kieszeni i zaczął iść do domu. Nic tu po nim. Skoro Izaya żył, to nie miał się czym martwić. Nie zabił – to się dla niego liczyło. Mimo, że często wmawiał sobie, że chciał go zabić, to tak naprawdę wiedział, że nie potrafiłby żyć z tą myślą. W końcu nawet ktoś taki, jak Izaya był człowiekiem.
***
        /\                                     /\             /\                  /\
       /  \                                   /  \           /  \                /  \      
      /    \                                 /    \         /    \              /    \    
     /      \          /\                  /      \       /       \           /       \         
__/         \__/\_/   \____/\____/        \_/\_/         \__/\__/         \__________/\___





_______________________/\______/\_____________________________________


- Izaya! Nie umieraj mi tu! – krzyknął Shinra, a po jego policzkach spłynęły łzy. Podczas pracy zawsze potrafił opanować swoje emocje, ale nie tym razem.  Nie teraz, gdy jego przyjaciel był tak bliski śmierci. Wiedział, że tego typu zachowanie na pewno w niczym nie pomoże. Więc dlaczego nie umiał nad sobą zapanować? Dlaczego jego dłonie tak bardzo się trzęsły, a kolana drżały? Powinien wziąć się w garść i odłożyć emocje na później. Teraz liczyło się przecież życie jego przyjaciela. Przecież był przyzwyczajony do działania pod presją, więc czemu teraz, gdy widział Izaye w takim stanie, to nie potrafił nad sobą zapanować?

Celty jedynie na niego patrzyła, a z jej szyi zaczęło się ulatniać więcej cienia. Panikowała. Czuła jak przez jej ciało przelewa się masa ludzkich emocji. Współczucie. Bezradność. Zmartwienie. Wszystkie bombardowały ją jednocześnie. Chciała jakoś pomóc, ale nie umiała. Mogła jedynie bezradnie  patrzeć na pracę swojego umorusanego we krwi chłopaka i starać się nie przeszkadzać.

- Celty, włącz respirator – powiedział z powagą w głosie, gdy w końcu się otrząsnął, a lekko zaskoczona dziewczyna wykonała polecenie – Cholera, będę musiał operować – syknął, odchodząc od bruneta i zaczął dokładnie myć ręce. Jak zwykle, wiedząc co chciałaby teraz powiedzieć bezgłowa, odpowiedział na jej nieme pytanie – Złamane żebro utrudnia prace jego serca, jak szybko czegoś z tym nie zrobię, to kość może przebić którąś z komór.


                                                                                              /\               
                                                               /\                           /   \                /\
                                                /\           /   \            /\          /     \              /  \
                           /\                 /   \        /      \         /   \       /        \           /     \
___/\_______/\___/  \_____/\___/     \_/\_/        \__/\_/     \_/\_/          \_/\___/       \



- Udało się… - odetchnął z ulgą doktorek i słabo się uśmiechnął.

[Nic mu nie będzie, prawda? Już będzie stabilny?] – napisała dziewczyna na swoim pokrytym krwią PDA.

- Powinien być – skinął głową – Idź do salonu i spytaj Simona jak do tego doszło, a ja go zszyję i zobaczę co z jego głową – powiedział, ponownie biorąc się do pracy.

Dziewczyna wyszła z gabinetu, zostawiając Shinrę samego i spojrzała na siedzącego na kanapie czarnoskórego mężczyznę.

- Co z Izayą? – spytał Simon. Był wyraźnie zmartwiony. Wszystko słyszał, więc nie mógł nie być.

[Już jest lepiej] – napisała i szybko zabrała telefon, ponownie coś stukając – [Simon, wiesz może co mu się stało?]

Rosjanin skinął głową i wszystko jej opowiedział. Dziewczyna lekko się wzdrygnęła, słysząc tą historię, a pokój wypełnił się większą ilością jej cienia niż zwykle.

***

Kishitani siedział na krześle, wsłuchując się w dźwięki aparatury, do której podłączony był jego przyjaciel. Ściągnął swoje okulary i schował twarz w dłoniach, ciężko wzdychając.

[Shinra, jesteś zmęczony, powinieneś odpocząć] – dziewczyna napisała na swoim PDA, ale doktorek nawet nie spojrzał na urządzenie.

- Nie mogę, Celty. Muszę go pilnować – odpowiedział jej i spomiędzy palców spojrzał na kroplówkę z krwią, do której podłączony był Izaya. Stracił dużo krwi. Przeniósł wzrok na bandaż dookoła jego głowy. Tylnią jej część, tę która uderzyła o krawężnik i tę na której znajdowało się rozcięcie, pokrywał guz. Właściwie to lekarz bardziej martwił się o jego głowę niż o żebro.

[Popilnuję go za ciebie, a ty idź spać] – nawet nie napisała tego na PDA, jedynie położyła dłoń na ramieniu Shinry.

- W porządku, – odpowiedział jej, ciężko przy tym wzdychając. Wstał z krzesła i skierował się do drzwi, ale zatrzymał się w progu i oparł o futrynę. Spojrzał jeszcze raz na Izaye i posłał Celty zmęczony i wymuszony uśmiech.

[Idź!] – cieniem wypchnęła go z pokoju i zatrzasnęła drzwi.


Nie wracając się już dłużej, udał się w kierunku łazienki i wszedł pod prysznic.

~~~~~~~~~~~~~~~~
No cóż... tak na dobrą sprawę zacznie się rozkręcać, jak Izaya się obudzi, ale kit xD I w ogóle to się strasznie namęczyłam z tymi tymi co pokazują puls x.x po wklejeniu do bloggera były krzywe! *bulwers*

Eh... czuję się jakoś dziwnie >.<" Mam lenia na czytanie, jedyne co potrafię ostatnio czytać to ♥Sherlock Holmes♥ *help me*  Uzależnia mnie to D:

17 komentarzy:

  1. Pierwsza :D
    Bardzo się cieszę, że jest nowe opowiadanko. Piszesz świetnie, lekko, miło ale strasznie męczysz tego Izayę. >.<
    Co do depresji to uważam, że nie warto się męczyć. Wydajesz się świetną, miłą osobą więc po co się zadręczać? Ciesz się życiem.
    I pierz w Perwolu.

    ~Sissly

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo... Nowe opowiadanie, jak miło :D
    Jestem ciekawa co dalej. Jak ja się cieszę, że nie uśmierciłaś Izayasza. Biedaczek ;_;
    Cóż, życzę weny i czekam na kolejne rozdziały ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. super już się nie mogę doczekać następnej części ^^ :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie powiem. Zaciekawiłaś mnie.
    Jak nic jestem ciekawa co wydarzy się teraz dalej. Podejrzewam, że Izaya straci pamięć ale to tylko moje przypuszczenie.
    Ciekawi mnie również jak zareaguje Shizuo na wiadomość o stanie bruneta.....jeżeli ktokolwiek mu o tym powie, w co nie wątpię.
    Z niecierpliwością będę czekać na drugi rozdział ^_^
    Pozdrawiam i weny życzę ~!
    Kimi~

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. Holmeas ja też chciałam czytać, ale jakoś nie mgę bo mi forma nie odpowiada, polecam ci "Młody Sherlock Holmes" 2 bardzo fajne książki ^^

      P.S. Kiedy pojawisz się na gmail lub na Skype?? SND samo się nie napisze a my w połowie jesteśmy!

      Usuń
  6. Skomentowała drugi rozdział, ale pierwszego jeszcze nie D: Jak wchodzę na swojego bloggera to mam blokadę >__< Jak to stwierdziła Ayami "Kto normalny ustawia swój prawdziwy rok urodzenia?" No właśnie.. Jak widać szesnastka jest pechowa >-> No, ale do rzeczy. Pierwszy rozdział jak zwykle ciekawy, wciągający i zapowiadający o tym co będzie. Bardzo mi się podoba. Nie jestem osobą zbyt wylewną i zazwyczaj dwa zdania koemntarzu daję. Wybacz D:
    Jesteś świetna :3 Oby tak dalej~
    Pozdrawiam~! ♥
    Aiko Hori

    OdpowiedzUsuń
  7. Heheh Hej . ja też mam ostatnio obsesje na punkcie yaoi i mojej wody , tak wody śmieje się nawet jej nie pijąc. ( uzależnienie )
    Podoba mi sie twój blog . poleciłam go moim koleżanką już go czytają ! :D
    idę dalej czytać i ciekawić się co sie wydarzy .
    a z tym pulsem to ci super poszło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, miło mi to słyszeć :D ale naprawdę nie przepadam za swoim "Wampirem" >3< powtarzam to bez końca. Sama siebie krytykuję xDD no ale to moje pierwsze yaoi było, więc no .////.
      Też uzależniam się od picia wody o.o pszypadeg? nie sondze *.*

      Usuń
  8. To pierwsze Twoje opowiadanie jakie czytam ^^ bardzo mi się podoba to jak opisujesz to co czują bohaterowie... To podejście Izayi <3

    OdpowiedzUsuń
  9. *o* *Miło* się zapowiada :3 Mam zamiar czytać dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak byś uśmierciła Izaye to weszłabym to twojego opowiadania i wykastrowała Shizuo łyżką ... -_-

    OdpowiedzUsuń
  11. Zawsze gdy czytam opis Izayi obserwującego ludzi – mam przed oczami smutny obrazek.

    Izaya nieustannie patrzy na ludzi z góry lub z boku. Obserwator zawsze stoi obok, nigdy razem z nimi – tak jakby był całkowicie odrębnym bytem, który nawet gdy chce i próbuje – nie potrafi połączyć się z ludźmi.
    Coś w stylu: „Patrz i nie dotykaj, bo zepsujesz.” bo za każdym razem, gdy decyduje się dotknąć – wszystko okazuje się zbyt kruche i faktycznie się psuje.


    Napisałaś fajną rzecz, można pobawić się w interpretacje, mianowicie – odwrócenie się Izayi od ludzi, a następnie wyciągnięcie dłoni ku słońcu może oznaczać, że próbując zaspokoić swoją potrzebę ciepła – Izaya prędzej zwróci się i znajdzie je w blasku słońca oddalonego miliony kilometrów od ziemi niż w ludziach, którzy są zaledwie kilka metrów pod nim. Wbrew pozorom – szybciej sparzyć się można przez kontakt z ludźmi niż z ognistą planetą. Słońce przecież nie odtrąci jego ręki, prawda?


    Na szczęście, gdy Izaya postanowi już zstąpić na ziemię ze znaną sobie gracją – czeka tam na niego pewna istota, która wydaje się jedyną chcącą mieć cokolwiek z brunetem do czynienia. Istota - na tyle nieludzka, że nie rozpada się tak szybko jak to zwykli śmiertelnicy mają w zwyczaju. Istota całkiem do bruneta podobna, bo równie odizolowana od otaczających ją ludzi.

    O kim mowa? Kto to? No kto? Czy wszyscy już wiedzą? *fanfary* Panie i Panowie – oto jedyny i niepowtarzalny Shizu-chan! TADAM! Brawooo! xD


    Izaya to naprawdę ciekawa postać. Pokazałaś jego skrajnie różne potrzeby.
    Biorąc pod uwagę jego chęć do życia i martwienie się o nie (myśli - co by było gdyby), jeśli chce je utrzymać w dobrej formie – powinien jak najrzadziej opuszczać swoją wygodną i bezpieczną kanapę. Lecz Izaya nie potrafiłby na niej wysiedzieć, ponieważ tak samo jak kocha i ceni swoje życie – tak samo kocha gwałtowne uczucie gdy krew wprawiana w zawrotny ruch za sprawą buzującej adrenaliny – uderza i sztormem rozpycha ściany jego żył.

    Koniec zabawy w igranie z ogniem jest taki, że nim się obejrzysz – masz rękę po łokieć w nocniku xD a dokładniej – leżysz na chodniku z głową zachowującą się jak przekłuty pomidor.
    Cena ryzyka. Piękna lekcja życia. Miszu! Sensei! Twoje nauki są nieocenione :D

    Shizuo goniący Izayę jest jak pies goniący samochód. Dopóki samochód jedzie – jest ok. pies goni owładnięty obsesją złapania i wszystko w porządku. Lecz co się stanie kiedy samochód się zatrzyma? Okaże się, że pies nie ma bladego pojęcia co z samochodem zrobić.


    Panikujący i zrozpaczony Shinra? Pierwszy raz takiego spotykam. Lubię Shinrę, nazywa Shizuo i Izayę swoimi przyjaciółmi i zawsze można na niego liczyć <3 jest niczym most między tą dwójką.


    Puls Izayi jest równie osobliwy i szalony jak jego właściciel XD

    Naprawdę dobry i niepozorny początek tej niezwykłej historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o mój boże, poeta D: co ty tu jeszcze robisz? leć, leć w świat, bądź sławny!

      Usuń
    2. Witaj Prawdziwy Koszmarze chodzący swobodnie po ziemi.

      Czy aby na pewno mnie nazywasz poetą? Po przeczytaniu Twoich słów zrobiło mi się miło, ale pomyślałam, że możliwe, że źle coś odczytuję i te słowa miały mieć innego odbiorcę, a mianowicie - Miszu.

      Upewniałam się co najmniej trzy razy (jak na mnie to i tak mało) i wszystko wskazuje na to, że Twoja wiadomość podpięta jest do mojej.

      Jakkolwiek sprawa stoi – cieszą mnie Twoje słowa.

      Jeśli były do Miszu – podpisuje się obiema rękami, może nawet trzema, bo siłą zachwytu nad twórczością Miszu przypuszczalnie mogłabym wyhodować sobie jeszcze co najmniej trzecią kończynę.

      Jeśli były do mnie – to takie naprawdę dobre uczucie, gdy usłyszy się miłe słowa. Dziękuję, ale nie czuję się ich godna. A jeśli chodzi o latanie – nie ma we mnie na tyle swobody, by rozciągnąć skrzydła. Ja z kolei jestem malutką osóbką, która chodzi skrępowana po ziemi. Dałabym sobie rękę uciąć, (Ha! Łatwo mówić, gdy się może je hodować :D) że gdyby osoby przebywające w moim towarzystwie dobrze się wsłuchały, mogłyby niemal usłyszeć zgrzyt lin i cichy brzęk łańcuchów, które oplatają moje ciało niczym bluszcz, albo za mała o przynajmniej dwa rozmiary, niezwykle obcisła kiecka.


      Dziewczyno mieszkająca daleko, pozdrawiam Cię i jeszcze raz dziękuję za dobre słowa, niezależnie od tego do kogo są kierowane.

      Usuń
  12. ten blog prawdopodobnie już umarł ale wracam tutaj już nie wiem który raz XD kocham to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  13. Hejeczka,
    cudnie, bardzo jestem zaintrygowana, tą gonitwą między nimi, a potem och Izaya w końcu dotarło że sekunda tam, nie zatrzymanie się...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń