Ach, i gdyby się ktoś martwił (?) to już jestem prawie zdrowa ;D
~~~~~~~~~~~~~
ROZDZIAŁ
8
Wypad na kręgielnie.
Coś takiego mógł wymyślić
tylko Shinra – i tak właśnie było tym razem.
- Jego też musiałeś zapraszać?
– mruknąłem, wskazując na czerwonookiego bruneta.
- Co to byłby wtedy za
wypad? Bez Izayi jest nudno – wzruszył ramionami okularnik – Zresztą, to mój
przyjaciel, tak samo jak ty, więc pogódź się z tym, że nie ma opcji, abym
któregoś z was, gdzieś nie zaprosił.
Jak zwykle Shinra wybierał
najbardziej zawiłą odpowiedź na proste pytanie.
- Jasne… - bąknąłem,
krzyżując ręce na piersiach.
- Ach, Shizu-chan, weź już
przestań – wtrącił się kleszcz – I tak musiałbyś się ze mną spotkać, ze względu
na nasz zakład – uśmiechnął się.
- To nie to samo… -
powiedziałem niezadowolony.
- To gracie, czy nie? –
zapytał Shinra.
- Ja spasuję – machnąłem
ręką.
- Shizuo, to było pytanie
retoryczne – jego okulary błysnęły dość groźnie.
Może jednak powinienem
zagrać? Z Shinrą to nigdy nic niewiadomo… Co jak mnie uśpi i porobi mi badania,
żeby dowiedzieć się czegoś więcej o mojej sile? A co z Celty? W końcu to ona namówiła
mnie na to, żebym tu przyszedł…
- Dobra, niech ci będzie –
wywróciłem oczami.
Podczas gdy kula Shinry za
każdym razem zjeżdżała na bok, ja i Izaya byliśmy bardzo blisko pobicia rekordu
toru. Szliśmy łeb w łeb i jedyne co
znajdowało się w naszych głowach to, to kto pierwszy popełni błąd i tym samym
przegra.
- Shizuo… Izaya… Tak nie
można… - stęknął załamy Shinra, siedząc przy stoliku. Poddał się już jakieś
dziesięć minut temu – Dlaczego kiedy się nie bijecie, to musicie tak obsesyjnie
ze sobą rywalizować? Nie możecie, choć raz zachowywać się normalnie?
- Mówiłeś coś? – zapytał
go kleszcz, uśmiechając się z pozoru przyjaźnie, ale przy jego dłoni coś
błysnęło. Gdy tylko Shinra to zobaczył, głośno przełknął ślinę.
- Musiało ci się wydawać –
zaśmiał się spanikowany.
Właściwie to musiałem
przyznać Shinrze rację. To, jak bardzo chcieliśmy wygrać było irracjonalne.
Choć z drugiej strony, jeszcze nigdy nie widziałem, aby Izaya przegrywał… nawet
w karty. Chciałem to zobaczyć. Jego wyraz twarzy, gdy nie dostawał tego co
chciał.
Zaśmiałem się.
Izaya pod tym względem był
jak dziecko.
Kiedy przyszła moja kolej,
specjalnie posłałem kulę bardziej na lewo, tak aby ta zeszła z toru. Shinra
miał rację – rywalizacja, do niczego nie prowadziła. To była po prostu głupia
alternatywa naszych walk.
- Widzisz, Shizu-chan? –
uśmiechnął się kleszcz, opierając się o moje ramię – Nigdy nie wygrasz
Patrzyłem na jego
asymetryczny uśmiech i cicho się zaśmiałem.
- Wygram wtedy, gdy naprawdę
będę chciał – powiedziałem, siadając obok Shinry i zostawiłem pijawkę samą.
- To znaczy, że teraz nie
chciałeś? – zapytał, drążąc temat i dosiadając się do nas.
***
- To na razie~! – Shinra
pomachał nam na pożegnanie – Tylko się nie pozabijajcie!
- To zależy od Shizu-chana
– uśmiechnął się kleszcz, spoglądając na mnie kątem oka.
Staliśmy we dwójkę przed
kręgielnią i patrzyliśmy jak doktorek wsiada do taksówki. Bez niego zaczynałem
się czuć trochę niezręcznie.
- Zostało jeszcze pół
godziny – mruknął kleszcz – Gdzie idziemy?
- Skąd mam wiedzieć? –
wzruszyłem ramionami i wyciągnąłem z kieszeni papierosa.
Kiedy go zapaliłem, od
razu poczułem się lepiej.
- Zezłościsz się na mnie w
końcu? – zapytał nagle.
- A ty uznasz mnie w końcu
za człowieka?
Pokręcił przecząco głową.
- Więc masz swoją
odpowiedź – mruknąłem, spoglądając w niebo.
Robiło się już ciemno.
- Odprowadzić cię do
Shinjuku? – zapytałem – Nie, żebym chciał, ale i tak nie mamy nic lepszego do
roboty, przez te pół godziny
Menda wyglądała na trochę
zbitą z tropu ale mimo to, skinęła głową.
Zaczęliśmy iść przed
siebie. Gdyby nie mój papieros, to pewnie przejąłbym się głupią ciszą.
- Dlaczego specjalnie
przegrałeś? – zapytał nagle Izaya.
- A dlaczego nie? Przecież
to tylko kręgle – wzruszyłem ramionami.
- Teraz tak mówisz, ale
mimo wszystko rozwaliłeś automat, po tym jak przegrałeś w scrable
- Wolę nie wiedzieć skąd o
tym wiesz… – mruknąłem – Po prostu doszedłem do wniosku, że Shinra ma rację.
Nasza rywalizacja jest chora. To tylko zwykła alternatywa bójek
- Rety, rety, Shizu-chan…
Nigdy bym nie pomyślał, że możesz się
martwić takimi rzeczami – zaśmiał się, a jego usta po raz setny wygięły się w
asymetrycznym uśmiechu.
- Tak czy siak, gdybym
wygrał byłoby to alternatywą skopania ci dupy znakiem drogowym – westchnąłem.
- I właśnie dlatego
zastanawiam się czemu tego nie zrobiłeś – przybrał poważny wyraz twarzy –
Powinieneś chcieć skorzystać z okazji
- Nie mów mi co
powinienem, a czego nie! – warknąłem na niego, łamiąc papierosa w pół.
Gdy się zdenerwowałem na
jego twarzy pojawił się wspaniały uśmiech. Wyglądał na ekstremalnie
zadowolonego.
- Nie ciesz się –
bąknąłem, poprawiając okulary – i tak cię nie uderzę
- Wiem, – zaśmiał się jak
dziecko – ale przynajmniej udało mi się wyprowadzić cię z równowagi.
Kiedy byliśmy już w
Shinjuku, przy budynku Izayi, przyszła pora na to, aby się rozdzielić. Mimo, że
kleszcz działał mi dziś na nerwy, to nie chciałem od niego odchodzić. Lepiej
spędzało mi się czas z nim – nawet jeśli był wkurzający – niż samemu.
- To do jutra –
powiedziałem, ale mimo wszystko nadal stałem w miejscu, czekając na coś – choć
sam nie wiedziałem na co.
- Do jutra, Shizu-chan –
powiedział chłodno i odszedł.
Przez chwilę nadal tam
stałem, zbity z tropu. Coś mi nie pasowało ale nie potrafiłem powiedzieć co.
Nadal się nad tym zastanawiając, udałem się w stronę Ikebukuro.
Gdy dotarłem do domu,
rozsiadłem się w fotelu i rozejrzałem dookoła, nadal głowiąc się nad
odpowiedzią na swoje pytanie. Doszedłem do wniosku, że nie tylko dzisiaj było
coś było nie tak. Już od kilku dni Izaya żegnał się ze mną inaczej niż zwykle.
Zazwyczaj mówił "Na razie, Shizu-chan~!" – prawie przy tym śpiewając,
a ostatnio wypowiadał te słowa z mniejszym entuzjazmem. Czy, aż tak bardzo
przejął się tym, że nie potrafi mnie sprowokować?
Chcąc przestać o nim
myśleć udałem się do łazienki, po drodze się rozbierając i wszedłem do kabiny. Odkąd
tylko pamiętam, brałem lodowate prysznice, aby trochę mnie uspokoiły i pomogły
nad sobą zapanować, ale tym razem byłem tak bardzo spokojny, że przez wysoką
temperaturę wody moja łazienka przypominała saunę. Chciałem się po prostu
odprężyć.
Mimo wszystko Izaya nadal
nie chciał zniknąć z mojej głowy, siedział tam zupełnie jak jakiś upierdliwy jingiel
reklamowy. Czemu nie mogłem przestać o nim myśleć?
***
- On naprawdę na początku
taki nie był… Martwił się o mnie i o dzieci… Kochał nas…
- Proszę – Tom podał
kobiecie chusteczkę i po raz setny nie przyjął jej z powrotem, gdy ta chciała
mu ją oddać.
- Naprawdę bardzo panów
przepraszam za mojego męża… - wychlipała – Jeżeli nie uda wam się go znaleźć,
to ja oddam te pieniądze.
Poprawiłem swoje okulary,
odchodząc kilka kroków w tył. Zacisnąłem szczękę i starałem się nie słuchać
lamentów kobiety. Tom spojrzał na mnie kątem oka. Wiedział, że nienawidzę
miłosnych tragedii naszych dłużników, przyprawiały mnie one o mdłości.
- Nie musisz – zapewnił ją
Tom – W końcu to nie twój dług. Tylko… jeśli spotkasz męża, to do nas zadzwoń –
wręczył jej wizytówkę – Do widzenia
Tanaka dołączył do mnie i
udaliśmy się do biura naszego szefa, aby oddać mu odzyskane dziś pieniądze.
- Wkurzające – bąknąłem,
zakładając swoje okulary, które dotychczas spoczywały w kieszeni.
Mój senpai tylko spojrzał
na mnie kątem oka i pokręcił głową, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów.
Poczęstował mnie nimi, po czym sam także wziął jednego.
- Coś ostatnio nie
wspominasz nic o zakładzie – powiedział, wyciągając z kieszeni zapalniczkę –
Właśnie! Minął miesiąc, kto w końcu wygrał?
- Nikt – wzruszyłem
ramionami – Przedłużyliśmy go
- Och… A czy ty nie
powinieneś być z tego powodu wkurzony?
- Niby czemu? – zdziwiłem
się, nie rozumiejąc co dokładnie ma na myśli.
- Musisz spędzić z nim
kolejny miesiąc. Pewnie masz już go dość – westchnął Tom, a w jego spojrzeniu
zobaczyłem współczucie.
- Nie jest tak źle –
zaśmiałem się cicho, a podczas pracy robiłem to dość rzadko – Idzie się do
niego przyzwyczaić
- Cóż, tego bym się po
tobie nie spodziewał – także się zaśmiał.
Po dostarczeniu szefowi
pieniędzy, każde z nas poszło w swoją stronę.
Kiedy wszedłem do swojego
bloku, pod moimi drzwiami zastałem Izayę.
- Cześć, Shizu-chan~! –
pomachał mi, uśmiechając się.
- Co taki szczęśliwy? –
zapytałem, otwierając drzwi i wpuściłem go do środka.
- Powiedzmy, że mam dziś
dobry dzień – powiedział, ściągając swoją kurtkę z futerkiem.
- Bluza poszła w odstawkę?
– zapytałem.
- Robi się już zimniej,
więc to chyba normalne – wzruszył ramionami – Choć ktoś taki jak ty pewnie nie
odczuwa tak drobnych zmian temperatury – dodał, chcąc mnie zdenerwować.
- Na to wygląda. Chcesz
coś do picia?
Zrezygnowany usiadł w
fotelu. Pewnie myślał, że tym razem uda mu się mnie wkurzyć.
- Kawy – odpowiedział,
sprawdzając coś w swoim telefonie.
Ściągnąłem swoją muchę i
kamizelkę, a następnie ruszyłem do kuchni i wstawiłem wodę. Wyciągnąłem z
szafki dwa kubki.
- Rozpuszczalną?! –
zawołałem.
Spodziewałem się, że Izaya
mi odkrzyknie, ale zamiast tego przyszedł do mnie.
- Nie myślałem, że
naprawdę zrobisz mi kawy – zaśmiał się pod nosem i oparł się o blat – Wolę
sypaną.
- Gdybym nie miał zamiaru
ci jej zrobić, to nie pytałbym czy chcesz pić – powiedziałem, zalewając kubki i
podałem mu jeden.
- Racja
Wziął swój kubek do rąk i
podmuchał jego zawartość, a następnie wziął łyka.
- To co będziemy robić? –
zapytałem.
- Zazwyczaj to ja o to
pytam – mruknął, jakby obrażony, że ukradłem mu jego pytanie.
- Czy to ważne? –
wywróciłem oczami.
Pokręcił przecząco głową.
Spojrzałem na zegarek.
Czas naprawdę wolno płynął, ale nawet się z tego cieszyłem. Przebywanie z Izayą
było fajne.
- Psujesz mi mój dobry
humor – bąknął z obrzydzeniem i biorąc swoją kawę ruszył do salonu.
- A to niby czemu? –
zapytałem, idąc za nim.
Czy nie powinno być na
odwrót? To zazwyczaj on uprzykrzał moje życie, a nie ja jego…
Nie odpowiedział na moje
pytanie i usiadł na kanapie.
Mimo, że to był mój dom,
to czułem się trochę niepewnie i zastanawiałem się czy powinienem usiąść obok
niego. Ostatecznie, zdecydowałem postać.
- Jesteś pewien, że to ja
psuję ci humor? - spytałem.
- W stu procentach pewien
- Hmm… na pewno nie robię
tego specjalnie – zapewniłem go, lekko się śmiejąc.
Spojrzał na mnie kątem oka
z nad swojego kubka, jak gdyby chciał mnie zabić.
Czy to możliwe, że dołował
go mój dobry humor? Właściwie… to całkiem możliwe. Skoro jego celem jest
doprowadzenie mnie do szału, to chyba oczywiste, że nie był zadowolony, gdy
byłem miły i spokojny.
Westchnąłem ciężko,
siadając obok niego.
- Głupek – mruknąłem,
szturchając go łokciem.
Czemu musiał zawsze
wszystko komplikować?
Tym razem posłał mi
zdziwione spojrzenie, ale słysząc obelgę był nawet trochę zadowolony – a
przynajmniej na takiego wyglądał.
***
Znasz to uczucie? To
uczucie, gdy coś sobie uświadamiasz. Jakiś fakt uderza w ciebie niczym grom z
jasnego nieba, a ty o mały włos nie dostajesz zawału uświadamiając sobie, że
zostawiłeś włączone żelazko?
Tak się właśnie czułem.
Tylko tu nie chodziło o żelazko.
- Izaya, kocham cię –
powiedziałem, czując jak wali mi serce.
~~~~~~~~~~~~~~
"To be continued?" - haha zawsze chciałam to napisać xP ale nie martwcie się następna notka we wtorek, chyba, że dostanę karę, albo potrąci mnie samochód (oby nie).
PS Powoli zbliżam się do 10 000 wyświetleń~! Dziękuję wam *^* i przesyłam wirtualne buziaki ;*
może by tak z okazji 10 000 wyświetleń jakiegoś oneshota wstawić ?
OdpowiedzUsuńNie taki zły pomysł... Nawet mam jednego, tylko czy zdążę go dokończyć? Hmm... Dzięki za pomysł~! Zastanowię się nad tym ^^
UsuńNie ma sprawy podoba mi się twój sposób pisania
UsuńJej...! Skończyć w takim momencie... Kurde no! Teraz będę cały tydzień myśleć o tym co będzie w następnym rozdziale. A moja fantazja staje się coraz bardziej niekontrolowana. "Przebywanie z Izayą było fajne.", a potem jeszcze to wyznanie... W każdym razie czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!
OdpowiedzUsuńZła duszo.. Masz opitol i tu, i na gg.
OdpowiedzUsuńJezu. Kuźwa.
Nienawidzę. Takiego. Przerywania. W. TAKICH. MOMENTACH!
Najchętniej jebłabym Ci z kałacha, ale się zorientowałam, że tak to nie dowiedziałabym się, co jest dalej.
Biada Ci, zaprawdę powiadam, za tak okrutne znęcanie się nade mną i innymi czytelnikami..
Nooo jaaa ;-;
~~~~
Ogólnie, to jak zwykle, ślicznie napisane ;-;
I co więcej?
Odpokutuj za ten zły czyn ;-;
W takim momencie.. No Boże..
W ciągu całego zawalonego tygodnia wreszcie znalazłam moment, aby wejść na twojego bloga. I co widzę?
OdpowiedzUsuńNa początku radość i czysta przyjemność. Mimowolnie się uśmiecham czytając komentarze Shizuo i jego ,,przebywanie z Izayą było fajne''. Dochodzę do ostatniego akapitu i o mało nie dostaję literackiej ekstazy, czytając to. A potem... widzę napis ,,to be continued''.
No shit!
Jak można kończyć w takim momencie?! Tak nagle?! Nie wyjaśniając nic?!
Chociaż z drugiej strony, utrzymuje w ekscytującej niepewności. Zapewne spędzę najbliższe dni na przemyśleniach pt: ,,i co dalej?". Choć obawiam się, że to może być jakiś sen Shizuo czy coś.
Ale! Wierzę w ciebie i w to, że następny rozdział sprawi, że wszyscy padniemy na kolana, uwielbiając ciebie.
Z niecierpliwością oczekuję reakcji Izayi ^^
Pzdr
PS To dobrze, że jesteś zdrowa, bo ja chyba zaczynam chorować,,, xD
Teraz jak napisałaś z tym padaniem na kolana, to się zestresowałam "Co jak się nie spodoba?" xD
UsuńDziękuję za komentarz~! I zdrowia życzę ;)
Uuuuuuuuuu ciekawie ,z ja właśnie dziś wieczorem wrzucę pierwszą notkę (pierwszą z opowiadaniem) o tematyce Emili x Izaya oczywiście pojawi się Shizaya ,ale za jakiś tydzień maks 2. Twój blog jest cudowny i bardzo mi sie podoba (zaszczycę cię miejscem na mojim pasku szybkiego wybierania)i napewno będę czytać twoje posty ;3 zapraszam do mnie dziś wieczorem.
OdpowiedzUsuń(kocham cię I-za-ya-kun!!!)
CIEKAWE . Izaya kocham cię . ..... co ?
OdpowiedzUsuńShizuo nie denerwuje sie na widok izayi a nawet to go polubił . ciekawe
czytam dalej ,potem da dłuższą ocenę twoich opowiadań
Awww~! Ta końcówka mnie zabiła :3
OdpowiedzUsuńMiał to być ostatni rozdział dzisiaj, ale muszę przeczytać następny <3
O fak to ja chciałam iść po tym spać a tu taki koniec... no cóż xD do 1 zostało 15 minut
OdpowiedzUsuń