wtorek, 26 lutego 2013

Durarara!! "Zakład" - rozdział 7

[Tekst pisany kursywą, oznacza tymczasową zmianę perspektywy]

ROZDZIAŁ 7

Ikebukuro zawsze mnie zachwycało.

Wiele dzieciaków w Rosji chciałoby zyskać drugą szansę, a w przeciwieństwie do kraju, z którego pochodzę, tutaj możesz ją dostać.

Rozejrzałem się dookoła. Właśnie dostarczałem klientowi zamówienie do domu i wracając do restauracji przechodziłem przez park.

Zobaczyłem tam coś bardzo rzadkiego – niemalże niemożliwego. Shizuo i Izaya szli obok siebie, nie zamieniając ze sobą ani jednego słowa. Biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio przestali się kłócić mogłoby to być czymś normalnym, ale cisza była nietypowa. Izaya zawsze miał coś do powiedzenia i zawsze prowokował Shizuo. Zastanawiało mnie czemu teraz tego nie robił, tylko po prostu szedł przed siebie, nie zwracając uwagi na otoczenie.

Nagle się zatrzymali i zaczęli rozmawiać. Nie słyszałem o czym mówili – byłem za daleko – ale się z tego powodu cieszyłem, ponieważ nie chciałem ich podsłuchiwać. Jedyne co udało mi się wywnioskować to, to, że ich rozmowa nie należała do przyjemnych. Zaczęli iść dalej, a później gdy 
Shizuo coś powiedział, Izaya nagle się zatrzymał.

Wiedziałem, że to nie moja sprawa i czułem się trochę winny za to, że byłem ciekawski.
To co zobaczyłem później spowodowało, że się uśmiechnąłem. Shizuo zarzucił Izayi kaptur na głowę i zaczął gwizdać, jak gdyby nic nie zrobił.

Izaya powiedział mi o ich zakładzie. Z jednej strony uważałem to za głupotę, ale z drugiej to popierałem, ponieważ w końcu przestali się bić.

Może tego nie widzą ale potrafiliby być dobrymi przyjaciółmi.

Gdy usiedli na ławce i zaczęli się śmiać nie potrafiłem odkleić uśmiechu ze swojej twarzy.

Shizuo i Izaya przyjaciółmi… Wydawało się to być czymś niemożliwym, ale jednak to oni potrafią się najlepiej zrozumieć. Znają się najlepiej. Mimo, że się różnią, to są jak dwie krople wody. Inni ale jednak tacy sami. Nigdy nie potrafiłem tego do końca zrozumieć…

Wróciłem do restauracji i zająłem się swoją pracą. Kilka godzin później odwiedził mnie Izaya.

- Izaya! Zjesz sushi? Sushi dobre – wykrzyknąłem, machając mu na powitanie.

- Jasne – gdy odpowiedział mi po rosyjsku od razu wiedziałem, że przyszedł pogadać o czymś ważnym.

Nawet nie pytając go o zdanie od razu podałem ootoro – i tak nigdy nie zamawiał niczego innego.

- O co chodzi? – zapytałem po rosyjsku, siadając naprzeciwko niego.

- Tak właściwie to o nic – zaśmiał się – Po prostu mi nudno

- Tobie? Nudno? – zdziwiłem się – Ty zawsze masz jakieś zajęcie

- Przestało mnie absorbować – pokręcił głową i zjadł kawałek swojego ulubionego sushi.

- A co z zakładem? – spytałem.

- Shizu-chan dalej jest oazą spokoju – naburmuszył się.

- Wiesz… nie zawsze musisz wygrywać – odpowiedziałem.

- Wiem, że nie muszę ale chcę

- Masz dziś podły humor – westchnąłem.

- Na to wygląda… - zaśmiał się – Po prostu zacząłem się bać, że nigdy nie wygram

- Boisz się przegranej? – zapytałem.

- Nie boję się przegranej… tylko co jeśli Shizu-chan już się na mnie nie zdenerwuje i będziemy na siebie skazani?

- Wtedy chyba powinniście przerwać zakład i ogłosić remis – zaproponowałem.

- Remis nie wchodzi w grę – pokręcił głową.

Sposób myślenia Izayi zawsze pozostawał mi nieznany.

- To ja lecę – powiedział, zjadając ostatni kawałek swojego  sushi, po czym położył na stole pieniądze

- Już idziesz? – zdziwiłem się.

- Praca wzywa

- Nie przepracowujesz się ostatnio?

- Ostatnio pracuję zdecydowanie za mało – uśmiechnął się – To do zobaczenia~! – pożegnał się w swoim rodzimym języku.

- Do zobaczenia – pomachałem mu.

Gdy Izaya opuścił restaurację, zacząłem sprzątać ze stołu i schowałem jego zapłatę do kasy.

- Ten dzieciak nigdy nie przestanie – szef kuchni pokręcił głową, jak zawsze przygotowując sushi.

- Z czym? – zdziwiłem się.

- Orihara-kun zawsze jest szczery ze swoimi przekonaniami, a Heiwajima-kun ze swoimi emocjami – mruknął, nie odpowiadając na moje wcześniejsze pytanie.

Nadal nie rozumiejąc o co mu chodzi, zacząłem obsługiwać innych klientów. Czasami nie potrafiłem zrozumieć Dennisa. Czemu powiedział to wszystko tak nagle?

*** 

Siedziałem w domu na kanapie i starałem się podsumować cały swój dzień. Mimo, że byłem dziś z Tomem w barze, to uważałem, że najciekawszym i najmilszym co mnie dziś spotkało było spotkanie z Izayą. Zabawne… ale z jakiegoś powodu najlepiej spędzało mi się czas ze swoim wrogiem.

Poszedłem do kuchni po butelkę mleka. Oparłem się o parapet i zacząłem wyglądać przez okno, od czasu do czasu biorąc łyka.

Czy Izaya nadal jest moim wrogiem? Co to za wróg, z którym miło spędzasz czas i nie odczuwasz potrzeby zabicia go?

Muszę przyznać, że kleszcz nadal potrafił zachowywać się jak wrzód na tyłku i czasem miałem chęć przywalenia mu. Tylko, że chęć, to nie to samo co potrzeba. Chęć można z łatwością powstrzymać. Z potrzebą jest już trudniej.

Kilkanaście dni później

Izaya napisał do mnie smsa, że dziś chce się spotkać w miejscu, w którym zawarliśmy zakład.

Czekałem tam na niego plecami oparty o automat na napoje i powoli spalałem papierosa.

Zachciało mi się pić, więc wrzuciłem pieniążek do automatu.

- Cholera! – warknąłem, kopiąc automat – Tak mi się odpłacasz za te wszystkie lata?!

- To się nazywa karma, Shizu-chan – usłyszałem cichy śmiech Izayi.

- Karma… – bąknąłem – A co z moim pieniążkiem? – skrzyżowałem ręce na piersi.

Tym razem pchła kopnęła automat, a napój natychmiast wyleciał.

- Zabiję cię za to twoje szczęście – mimo, że mu zagroziłem, to się zaśmiałem i wziąłem do rąk puszkę z colą – Trzymaj – podałem mu.

- Ale to twoje – zdziwił się.

- Może i moje ale ty, to stamtąd wydostałeś – wzruszyłem ramionami.

- Dzięki – powiedział cicho, biorąc ode mnie puszkę z napojem.

- Więc… - wziąłem głęboki oddech, gasząc papierosa – Dlaczego chciałeś się spotkać akurat tutaj? – zapytałem.

- Minął miesiąc – mruknął, biorąc łyka coli – Trzeba przedłużyć zakład

- Ach, tak… - westchnąłem – Jakoś o tym zapomniałem…

- Zapomniałeś? – powtórzył, śmiejąc się – Myślałem, że wyczekiwałeś tego dnia z utęsknieniem. Tak czy siak… podnosimy poprzeczkę – oznajmił.

- Co? – zdziwiłem się.

- Dwie godziny dziennie – powiedział, wyciągając dłoń.

Dwie?

- Zgoda – uścisnąłem mu rękę.

Jego dłoń była strasznie zimna, przez co trochę się wzdrygnąłem. Czy on zawsze tak miał?

- Masz zimne ręce – mruknąłem, puszczając go.

- A ty ciepłe – obojętnie wzruszył ramionami – Hej, Shizu-chan? Czy ja w ogóle jeszcze cię denerwuję?

- Nie szczególnie – przyznałem szczerze – Naprawdę idzie się do ciebie przyzwyczaić

Izaya uśmiechnął się w swój sposób.

Uzgodniliśmy, że spędzeniu dwóch godzin na dworze, przy takim upale, będzie raczej upierdliwe, więc poszliśmy do mnie.

Wskoczył na murek – dokładnie tak jak lubił. Dla niego zwykły chodnik, był po prostu nudny.

Nie wiedziałem co zrobić z rękoma, a jako, że dla własnego zdrowia nie chciałem zapalać kolejnego papierosa, to schowałem je do kieszeni.

Przez to jak bardzo pochłonęło mnie rozmyślanie o stanie moich płuc, z opóźnieniem zorientowałem się, że patrzę na tyłek drobnego osobnika przede mną. Z jednej strony, gdy myślałem o tym kto jest właścicielem owych pośladków, w które się wpatrywałem, myślałem, że się powieszę ale z drugiej strony pupa była bardzo zgrabna, więc czemu nie?

Już od dawna wiedziałem, że chód Izayi był inny niż u reszty mężczyzn. Był bardziej delikatny. Co prawda nigdy nie zastanawiałem się nad tym głębiej (bo po co?) ale zawsze przypisywałem to do jego zdolności parkour’owych. Teraz powoli zaczynałem myśleć, że to nie miało nic wspólnego z jego zwinnością.

- Shizu-chan~! – nagle odwrócił się w moją stronę – Wiem, że mnie nie lubisz, ale mógłbyś chociaż udawać, że mnie słuchasz – posłał mi jeden ze swoich uśmiechów, unosząc przy tym jedną brew.

- Ty w ogóle coś mówiłeś? – zdziwiłem się.

- Nieważne – zaśmiał się, a jeden z jego kącików, powędrował w górę.

Z jakiegoś powodu wolałem, gdy jego uśmiech był właśnie taki – asymetryczny.

- Bujasz dziś w obłokach – westchnął, zeskakując z murka.


Rozejrzałem się dookoła. Okazało się, że już staliśmy pod moim blokiem. Weszliśmy do środka, a po pokonaniu schodów Izaya natychmiast walnął się na kanapę.

- Nie za wygodnie ci? – zapytałem, szturchając go nogą.

- Zrób mi kawy~ - wyśpiewał.

- A, spadaj  machnąłem ręką, ignorując go.

Nieważne, że już mniej mnie denerwuję. Gosposią nie będę.


~~~~~~~~~~~

Następna notka zamiast we wtorek, będzie w środę. Dostałam karę i w ogóle... T^T Przynajmniej rodzice są wyrozumiali o pozwolili mi zamieścić notkę ;)

4 komentarze:

  1. Jak ja cię rozumiem. To uczucie gdy twoi rodzice dają ci szlaban na kompa tego dnia, gdy masz wrzucić notkę. W każdym razie fajnie, że nasza parka przedłużyła zakład, ale jak dla mnie Izaya już uznał go za człowieka tylko nie chce przyjąć tego do wiadomości... Coś się zaczyna dziać! Kya~! Przyznam też rację Simon'owi - oni mogli by być dobrymi przyjaciółmi tylko nie chcą, bo to idioci o głupisz przekonaniach, że mogą być tylko wrogami.
    Z utęsknienem wyczekuję kolejnej notki.
    Saho~!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, zawsze zastanawiała mnie ta kwestia: ,,Co by było, gdyby wtedy Shizuo zaakceptował Izayę?''. Zgodzę się z tym, że oni oboje byliby dobrymi przyjaciółmi, pewnie dalej by rywalizowali, ale w rozsądnych granicach. Bardzo mi się podoba, że nie zamykasz wątku tylko w tym jednym miesiącu, ale zakład zostaje przedłużony i muszą spędzać ze sobą więcej czasu. I ta perspektywa Simona bardzo mi się podobała, takie fajne przedstawienie sytuacji oczami kogoś trzeciego. No i widzę, że (już od poprzedniego rozdziału) Izaya zaczyna traktować Shizuo, jak człowieka, a i ten ostatni zdaje się mieć go za kogoś bliższego. Cholernie mi się to podoba i czekam na więcej.
    Powodzenia w spędzaniu tygodnia bez neta (ja bym nie wytrzymała), trzymaj się ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, minął ponad rok od publikacji tego rozdziału, ale dopiero co trafiłam na Twojego bloga i postanowiłam najpierw przeczytać jakieś zakończone opowiadanie xD Tak więc, czytam I po prostu ten odcinek muszę skomentować. Wygląda na to, że oni powoli mają się ku sobie, a co najbardziej mnie ucieszyło... dwie godziny. DWIE godziny, tak tak tak ^ ^ To będzie prawdziwa zabawa <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem jak mam opisywać, te twoje genialne opowiadania, ale z racji, że obiecałam, że będę komentować wszystko, dotrzymam słowa :*
    Łatwiej byłoby komentować, gdybym miała się do czego przyczepić, ale najzwyczajniej w świecie, tak bardzo podoba mi się to opowiadanie, że nie potrafię :)
    Pozdrawiam~! :*

    OdpowiedzUsuń