ROZDZIAŁ
12
Obudził mnie straszny ból,
promieniujący od końca kręgosłupa, aż do czubka głowy. Spałem w fotelu. Nie
najlepiej spędzona noc. Wstałem na nogi i przeciągnąłem się, a moje kości
wydały z siebie głośne chrzęsty. Potarłem się po obolałym karku i udałem się do
zgliszcz kuchni, po drodze zerkając na nadal śpiącego Izayę.
W jednej z powoli
rozwalających się szafek znajdowały się tabletki przeciwbólowe, wziąłem ze sobą
całe opakowanie i butelkę wody. Sam połknąłem dwie i położyłem wszystko na stół
w salonie – Izaya na pewno będzie miał kaca, więc jemu też się przydadzą.
Zapaliłem papierosa,
ukucnąłem na podłodze – tuż przy kanapie – i patrzyłem na jego spokojną twarz.
Ciekawe czy w ogóle będzie pamiętał coś z wczoraj?
Po niecałej pół godzinie
Izaya zaczął się powoli rozbudzać.
- Shizu-chan… – mruknął
sennym głosem, który był, aż za bardzo uroczy – Wiesz, że to dość nieprzyzwoite
patrzeć jak ktoś śpi? – spojrzał nam mnie nadal zaspanymi oczyma.
Wzruszyłem ramionami,
wciąż na niego patrząc.
- Masz coś na ból gło-
Zanim zdążył dokończyć,
podałem mu opakowanie tabletek.
- Och, dzięki… - mruknął
zdziwiony i połknął tabletkę.
- Trochę przesadziłeś z
piciem – zaśmiałem się.
- Na to wygląda – zaśmiał
się – Ale zaraz… Ile czasu spędziliśmy razem? – zapytał, a po jego wyrazie
twarzy mogłem powiedzieć, że coś kalkulował – Ile to będzie dni wolnego…?
- Nieważne – przerwałem mu
– Spaliśmy, więc się nie liczy. Możemy spotkać się też jutro – powiedziałem.
Izaya wydawał się być
zaskoczony moją odpowiedzią, ale jej nie skomentował – jedynie posłał mi
spojrzenie, którego nie potrafiłem rozszyfrować, a następnie zmarszczył nos.
- Śmierdzę – mruknął.
- Czyli bez zmian –
westchnąłem z przekąsem.
- Niemiły jak zawsze –
powiedział, złośliwie się uśmiechając – Mogę skorzystać z prysznica?
- I tak śmierdzą ci ciuchy
– mruknąłem, chcąc szybko wymyślić jakąś wymówkę. Jeszcze tylko tego brakowało,
żeby korzystał z mojej łazienki… Wolałem nie narażać swojej słabej
samokontroli.
- Fakt, Shizu-chan –
uśmiechnął się – Więc idę do siebie – uśmiechnął się – Sądzę, że dzisiejsze
spotkanie mamy już z głowy – zaczął powoli wstawać z kanapy. Przeciągnął się i
skierował się w stronę wyjścia, po drodze zabierając swoją kurtkę, którą
wczoraj wziąłem z szatni – Do zobaczenia~!
Drzwi cicho trzasnęły, a
ja zostałem sam.
Doszedłem do wniosku, że
Izaya zawsze bardzo szybko się żegnał. Shinra przed wyjściem zawsze
dramatyzował, jakbyśmy się mieli nigdy nie zobaczyć, Celty upewniała się czy
wszystko w porządku, Simon zapraszał na sushi… a Izaya? Brał swoje rzeczy i
znikał – tyle.
***
Siedziałem na kanapie u
Izayi i z nudów czytałem jedną z jego książek, podczas gdy on pracował na swoim
laptopie. Chyba pracował… mam nadzieję, że nie udawał zajętego. Tak czy
inaczej, książka nie należała do najciekawszych. Była to jedna z tych pisanych
przez psychologów, które miały pomóc w zrozumieniu samego siebie i innych
takich bzdur. Byłem pewien, że pijawka nie potrzebowała tego typu poradników,
ale z całą pewnością chciał przez nie jeszcze bardziej zrozumieć swoich
ukochanych ludzi. Gdy to wywnioskowałem, wywróciłem oczami i ponownie wczytałem
się w tekst.
- Tak się zastanawiałem… -
zaczął – Dlaczego ty w ogóle mnie kochasz?
Lekko zmarszczyłem brwi, uświadamiając
sobie, że to już drugi raz, gdy Izayi zbiera się na przemyślenia akurat wtedy,
gdy siedzi przed komputerem.
- Nie powiedziałem tego –
mruknąłem, przewracając stronę w książce.
- To znaczy, że tak nie
jest? – zaśmiał się.
- Tego też nie
powiedziałem.
- Racja, Shizu-chan… Mimo
wszystko, twoja miłość niczego nie zmienia, tylko mi wszystko utrudnia –
powiedział, zupełnie jakby mówił o pogodzie. O czymś co jest nieistotne i nie
ma większego znaczenia.
Zamknąłem książkę i
rzuciłem ją na bok.
- Czemu nie dziwi mnie to,
że jak zwykle myślisz tylko o sobie i swoim zwycięstwie? – mimo, że chciałem
zabrzmieć spokojnie i byłem spokojny, to prawie warknąłem.
Izaya spojrzał na mnie
kątem oka, odrywając palce od klawiatury.
- Czyżbyś poczuł się
zraniony? – zaśmiał się – Co za ludzka reakcja… Sama twoja miłość jest, aż
nazbyt ludzka – prychnął.
- To znaczy, że-
- I tak jesteś bestią,
Shizu-chan – przerwał mi, najwyraźniej wiedząc, co chodzi mi po głowie – Nic
nie zmieni mojego zdania.
Zrezygnowanie,
złość, ból, odrzucenie – wszystkie te emocje uderzyły we mnie
jednocześnie i sam już nie wiedziałem, jak mam zareagować. Normalnie bym się
wkurzył i rozniósł wszystko dookoła, ale teraz jakoś nie potrafiłem. Sam nie
wiedziałem czemu, ale adrenalina nie chciała się pojawić.
- Nie bądź głupi – bąknął,
wstając od biurka i stanął przed swoim oknem, spoglądając na panoramę Shinjuku
– To, że jestem singlem nie znaczy, że odwzajemnię miłość każdego, kto dobrze
wygląda. Gdybym kochał cię jako człowieka, może miałbyś jakąś szansę… - wziął
głęboki oddech, nadal stojąc do mnie plecami – Ale ty nie jesteś człowiekiem –
wypowiadając to zdanie zerknął na mnie z nad ramienia. Jego spojrzenie mówiło
samo za siebie. Nie kłamał. Mówił dokładnie to, co myślał.
Zacisnąłem dłonie w
pięści.
- Nie jestem człowiekiem,
bo co? – warknąłem – Bo chcesz się bawić w Boga i szufladkować wszystkich
dookoła?
Izaya zaśmiał się gardłowo
i w końcu odwrócił do mnie przodem, plecami opierając się o swoje ogromne okno.
Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na mnie wyniośle.
Mimo wszystko nie
odpowiedział. Milczał i przeszywał mnie wzrokiem, a na jego twarzy malował się
ten zarozumiały i złośliwy uśmieszek.
Nasza wymiana spojrzeń
ciągnęła się w nieskończoność, a po kilku minutach zrozumiałem do czego on
zmierzał. Izaya się nie odezwie, dopóki to ja pierwszy nie przerwę kontaktu
wzrokowego. Nie wiedziałem, czy to przez jego obsesyjną chęć wygranej, czy może
chciał mnie tym zdenerwować, ale poszedłem mu na rękę i wywróciłem oczami, tym
samym przerywając niewidoczne połączenie, które pomiędzy nami zaistniało.
- Dzieciak z ciebie –
bąknąłem pod nosem.
On tylko lekko uniósł
brwi, najwyraźniej zdziwiony moją uwagą i zrobił kilka kroków w przód.
- Nie mów, że ciebie ten
zakład nie ekscytuje? – zapytał.
- Co niby ma mnie w nim
ekscytować? – spojrzałem na niego spod grzywki.
- Cóż, z twojego punktu
widzenia rzeczywiście nie jest tak zabawnie – zaśmiał się.
Wziąłem głęboki oddech,
powstrzymując się przed sięgnięciem po papierosa.
- Czy naprawdę każde z
twoich dotychczasowych zachowań miało na celu zdenerwowanie mnie? – spytałem, a
on skinął głową – Nawet wtedy, gdy się razem śmialiśmy? – dopytałem, nie
wierząc mu.
- Sugerujesz, że coś do
ciebie czuję, Shizu-chan? – w jego głosie usłyszałem powagę, ale także i kpinę.
- Nie. Ale mimo wszystko
nie uważam, abyś mnie nienawidził – spojrzałem w podłogę, czując rozchodzące
się po ciele dreszcze. Dreszcze, które zawsze towarzyszyły smutkowi.
- Możesz myśleć co chcesz,
ale wtedy będzie to jedynie kłamstwem – zaśmiał się.
Cała ta sytuacja go
bawiła. W tej rozmowie nie było dla niego niczego niezręcznego – byłem tego
pewien.
- Izaya… - westchnąłem –
Podejdź no tu na chwilę.
- Huh? – był zdziwiony.
Tego się raczej nie spodziewał.
- Podejdź – powtórzyłem
spokojnie, spoglądając mu prosto w oczy.
Przed pierwszym krokiem
lekko się zawahał, ale mimo wszystko podszedł.
Wstałem z kanapy, stając
przed nim, a on nadal patrzył na mnie z ciekawością, jak gdyby czekał na
niespodziankę. Podły uśmiech nie znikał z jego twarzy.
Podszedłem do niego
troszkę bliżej, w myślach przeklinając się za to co chciałem zrobić. Zacisnąłem
dłoń w pięść i uznałem, że nie mam innego wyjścia.
Uderzyłem
go w brzuch.
Z bólem w oczach
obserwowałem jak się kuli i zaczyna kaszleć, nie mogąc złapać oddechu. Świat
jakby zwolnił swoje obroty, a ja przełknąłem gulę, która powstała w moim
gardle. Złapał się za brzuch i ukucnął, walcząc z odruchem wymiotnym.
Gdyby nie moja siła, to
tak bardzo by go nie bolało, prawda? Przygryzłem dolną wargę, nadal stojąc jak
słup i obwiniałem się za to, że nie umiałem wyprowadzić delikatniejszego ciosu.
- Co to… miało… być? –
wydyszał Izaya, wstając na nogi, ale nadal trzymał się za obolałe miejsce.
- Poddaję się – oznajmiłem,
rozkładając ręce – Wygrałeś.
Gdy padłem na kolana, jego
źrenice zwęziły się w szoku.
- C-co? – prawie pisnął, a
ja zacząłem myśleć, że się przesłyszałem – Ty nigdy byś nie… - zatrzymał się, a
jego wzrok zaczął przede mną uciekać. Po chwili jakby się opamiętał i złośliwy
uśmiech powrócił – Zrobiłeś mi krzywdę. Wygrałem – powiedział zadowolony,
wyciągając z tylniej kieszeni spodni swój scyzoryk.
Skazałem się na śmierć.
Śmierć z ręki osoby, którą kochałem.
Poczułem przy szyi zimne
ostrze jego noża i zamknąłem oczy. Jeżeli to on miał odebrać mi życie, to była
to dobra śmierć. Jeżeli miał przez to być szczęśliwszy, mogłem się z tym
pogodzić.
Mocniej przycisnął nóż –
po mojej szyi spłynęło kilka kropelek krwi
Czy było coś co jeszcze
chciałem zrobić? Raczej nie. Czy było coś co jeszcze chciałem powiedzieć?
- Izaya, kocham cię.
Czekałem i czekałem, ale nic się nie działo. Krew powoli spływała po mojej szyi, a ostrze ponownie zaczęło drżeć.
Ręka Izayi ponownie zadrżała, a nóż wyleciał mu z dłoni i upadł na ziemię z brzdękiem.
Jego czerwone oczy lekko się zalśniły, podczas gdy ja nadal patrzyłem na niego zdziwiony.
Wziął głęboki oddech.
- Wybacz, Shizu-chan ale zawsze miałem sentyment do zwierzaków - powiedział, a złośliwy uśmiech powrócił.
Zmarszczyłem brwi. Kompletnie go nie rozumiałem, a im bardziej próbowałem, tym mocniej bolała mnie głowa.
- Wstawaj i wynoś się, - mruknął chłodno - a ja pomyślę nad swoją nagrodą.
Zamiast podnieść się na nogi i wyjść, usiadłem na tyłku, w zastanowieniu mocniej ściągając brwi.
- Shizu-chan, słyszałeś?
- To, że wygrałeś i możesz zrobić ze mną co chcesz wcale nie oznacza, że muszę się ciebie słuchać, więc zamknij się i daj mi pomyśleć! - warknąłem wkurzony, a on nadal patrzył na mnie z góry.
Izaya westchnął ociężale, po czym usiadł przed swoim komputerem, wsunął na nos okulary i wrócił do przerwanej pracy.
- Masz dziesięć minut, aby skończyć "myśleć" i stąd wyjść, inaczej dzwonię na policję - dodał, powracając do wstukiwania czegoś na klawiaturze - Chociaż jakuza chyba poradziłaby sobie lepiej - mruknął pod nosem.
Byłem w lekkim szoku. Cały czas Izaya mówił mi, że gdy wygra, to mnie zabije, a teraz...? Tak nagle zmienił zdanie? Tak, to prawda - był nieprzewidywalny, ale chyba nie, aż tak?
- Izaya?
- Sześć minut - mruknął.
- Spadaj! Nigdzie nie idę! - bąknąłem - Powiedz o co ci chodzi!
- Shizu-chan, jeśli naprawdę chcesz umrzeć to skocz z dachu - powiedział, zamykając klapkę od laptopa i ściągnął okulary - Tylko proszę nie z mojego, brudź u siebie.
Wkurzył mnie. Znowu był tym zasranym kleszczem, który nie przestawał się podle uśmiechać, a jego głos był tak samo wkurzający jak zawsze.
- Izaya! - warknąłem.
Ponownie spojrzał na mnie kątem oka, a jego wzrok był jeszcze bardziej wyniosły niż zwykle.
- Nie chodzi o to, że mnie nie zabiłeś tylko o to, że zachowujesz się jeszcze idiotyczniej niż zwykle - wycedziłem przez zęby.
- Ludzie łatwo zmieniają zdanie, a skoro tego nie rozumiesz, to jeszcze bardziej utwiedza mnie to w przekonaniu, że jesteś zwykłą bestią, a teraz wyjdź. Czas minął - jego głos był inny niż zwykle. Zazwyczaj co sekundę zmieniał szybkość mówienia przez co wydawało się jakby śpiewał i z jakiegoś powodu mnie wkurzało. Ale teraz mówił inaczej. Zabrakło w tym wszystkim płynności, jak gdyby się do tego zmuszał przez co brzmiał sztucznie.
- Cholera jasna, kleszczu! Znam cię siedem lat! To ponad jedna trzecia całego mojego życia, przecież widzę, że coś kręcisz!
Nie odpowiedział. Kiedy zobaczyłem jak sięga po telefon i zaczyna wykręcać numer, głośno warknąłem i wyszedłem z mieszkania, trzaskając za sobą drzwiami, tak mocno, że aż posypał się tynk.
~~~~~~~~~~~
No więc tego... nie wiem co dodać od siebie... wzrok mi się pogorszył O.O może będę nosić okulary i będę uczonym? >.<
Edit: No i oczywiście głupia, roztrzepana ja zapomniałam życzyć wam wesołego jajka~! ^^ No więc.... Wesołego jajka~! ♡♥♡♥♡
***
Po raz pierwszy, te dwa
słowa opuściły moje usta w jego obecności. Prawidłowo wyznałem mu swoje
uczucia. Bo co z tego, że wiedział, skoro ja sam mu tego nie powiedziałem?
Ostrze lekko zadrżało, ale
chwile później Izaya znowu przycisnął je odrobinkę mocniej.
Serce obijało mi się o
żebra, a ja cierpliwie czekałem na swój koniec. Nie mogłem powiedzieć, że się
nie bałem – bo w końcu kto nie bał się śmierci?
Czekałem i czekałem, ale nic się nie działo. Krew powoli spływała po mojej szyi, a ostrze ponownie zaczęło drżeć.
Do mojej głowy wkradło się pytanie - Czy Izaya był zdolny zabić?
Lekko rozchyliłem powieki i spojrzałem w górę, prosto w czerwone oczy nade mną. Jego wyraz twarzy był martwy. Żadnego złośliwego uśmieszku, zadowolenia... niczego. Jedynie te zawsze żywe i wwiercające się we mnie krwiste tęczówki.
Mimo, że wiedziałem o swoim szalejącym tętnie, to zdawało mi się, że pomiędzy każdym uderzeniem mojego serca następuje przerażająco długa przerwa. Nie lubiłem tych momentów - tych, w których świat zdawał się zwalniać.
Lekko rozchyliłem powieki i spojrzałem w górę, prosto w czerwone oczy nade mną. Jego wyraz twarzy był martwy. Żadnego złośliwego uśmieszku, zadowolenia... niczego. Jedynie te zawsze żywe i wwiercające się we mnie krwiste tęczówki.
Mimo, że wiedziałem o swoim szalejącym tętnie, to zdawało mi się, że pomiędzy każdym uderzeniem mojego serca następuje przerażająco długa przerwa. Nie lubiłem tych momentów - tych, w których świat zdawał się zwalniać.
Ręka Izayi ponownie zadrżała, a nóż wyleciał mu z dłoni i upadł na ziemię z brzdękiem.
Jego czerwone oczy lekko się zalśniły, podczas gdy ja nadal patrzyłem na niego zdziwiony.
Wziął głęboki oddech.
- Wybacz, Shizu-chan ale zawsze miałem sentyment do zwierzaków - powiedział, a złośliwy uśmiech powrócił.
Zmarszczyłem brwi. Kompletnie go nie rozumiałem, a im bardziej próbowałem, tym mocniej bolała mnie głowa.
- Wstawaj i wynoś się, - mruknął chłodno - a ja pomyślę nad swoją nagrodą.
Zamiast podnieść się na nogi i wyjść, usiadłem na tyłku, w zastanowieniu mocniej ściągając brwi.
- Shizu-chan, słyszałeś?
- To, że wygrałeś i możesz zrobić ze mną co chcesz wcale nie oznacza, że muszę się ciebie słuchać, więc zamknij się i daj mi pomyśleć! - warknąłem wkurzony, a on nadal patrzył na mnie z góry.
Izaya westchnął ociężale, po czym usiadł przed swoim komputerem, wsunął na nos okulary i wrócił do przerwanej pracy.
- Masz dziesięć minut, aby skończyć "myśleć" i stąd wyjść, inaczej dzwonię na policję - dodał, powracając do wstukiwania czegoś na klawiaturze - Chociaż jakuza chyba poradziłaby sobie lepiej - mruknął pod nosem.
Byłem w lekkim szoku. Cały czas Izaya mówił mi, że gdy wygra, to mnie zabije, a teraz...? Tak nagle zmienił zdanie? Tak, to prawda - był nieprzewidywalny, ale chyba nie, aż tak?
- Izaya?
- Sześć minut - mruknął.
- Spadaj! Nigdzie nie idę! - bąknąłem - Powiedz o co ci chodzi!
- Shizu-chan, jeśli naprawdę chcesz umrzeć to skocz z dachu - powiedział, zamykając klapkę od laptopa i ściągnął okulary - Tylko proszę nie z mojego, brudź u siebie.
Wkurzył mnie. Znowu był tym zasranym kleszczem, który nie przestawał się podle uśmiechać, a jego głos był tak samo wkurzający jak zawsze.
- Izaya! - warknąłem.
Ponownie spojrzał na mnie kątem oka, a jego wzrok był jeszcze bardziej wyniosły niż zwykle.
- Nie chodzi o to, że mnie nie zabiłeś tylko o to, że zachowujesz się jeszcze idiotyczniej niż zwykle - wycedziłem przez zęby.
- Ludzie łatwo zmieniają zdanie, a skoro tego nie rozumiesz, to jeszcze bardziej utwiedza mnie to w przekonaniu, że jesteś zwykłą bestią, a teraz wyjdź. Czas minął - jego głos był inny niż zwykle. Zazwyczaj co sekundę zmieniał szybkość mówienia przez co wydawało się jakby śpiewał i z jakiegoś powodu mnie wkurzało. Ale teraz mówił inaczej. Zabrakło w tym wszystkim płynności, jak gdyby się do tego zmuszał przez co brzmiał sztucznie.
- Cholera jasna, kleszczu! Znam cię siedem lat! To ponad jedna trzecia całego mojego życia, przecież widzę, że coś kręcisz!
Nie odpowiedział. Kiedy zobaczyłem jak sięga po telefon i zaczyna wykręcać numer, głośno warknąłem i wyszedłem z mieszkania, trzaskając za sobą drzwiami, tak mocno, że aż posypał się tynk.
~~~~~~~~~~~
No więc tego... nie wiem co dodać od siebie... wzrok mi się pogorszył O.O może będę nosić okulary i będę uczonym? >.<
Edit: No i oczywiście głupia, roztrzepana ja zapomniałam życzyć wam wesołego jajka~! ^^ No więc.... Wesołego jajka~! ♡♥♡♥♡
Ajkdhfkdsjfh, miód, cud, cukierki i maliny *Q*
OdpowiedzUsuńNormalnie.. No jejku... D:
Warto było czekać. Taki boski rozdział, chyba jeden z najlepszych.
Jakuzy napisałaś specjalnie?
Mniejsza, gdybym mogła, oprawiłabym sobie to opowiadanie w ramki i codziennie się do niego modliła X3
Wiem, że już pisałam ci to na gg, ale żeby inni wiedzieli napiszę to znowu ^^
Usuń"Jakuza" jest polskim wyrazem, a "Yakuza" japońskim^^ Użyłam polskiej wersji, sama nie wiem czemu x.x
Modlić się do mojego opowiadania? Yaarie? Dobrze się czujesz? xD Nie przesadzaj x.x hehehe
Łaaaa *q* nie wiem za bardzo co ci napisać... Tak mnie wzięło, że nie moge się ogarnąć xD
OdpowiedzUsuńNiesamowite, boskie, i nie wiem co jeszcze D: opłacało się czekać ;D
Jestem teraz taaaaaaaaaaaaka ciekawa co będzie w następnym rozdziale ;3
Jak Shizuś przed nim klęknoł to miałam cichą nadzieję, że Izayasz go pocałuje .///.
Naaa teraz byle do niedzieli... Chyba nie wytrzymam ._.
Pozdrawiam~
Ja miałam taką dziką myśl, że mu się oświadczy hahaha xD ale to tak mi się tylko skojarzyło z tym klękaniem x.x heheh
UsuńJesteś okropna. >.< Są święta, a ty kończysz w takim momencie? Chociaż... Kocham Cię za to opowiadanie. Wszystko było takie emocjonujące, że aż nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Czekałam na to tak długo i jak zawsze: czuję niedosyt. Chcę więcej, więcej. =3
OdpowiedzUsuńWesołego jajka!
Miałam skończyć w momencie "Izaya, kocham cię", więc i tak dałam wam bonusa^^
UsuńUgh. I dobrze. xdd Wtedy to już bym się załamała totalnie i nic by mnie nie uratowało! Oprócz nowego rozdziału, ale to wie każdy. ^^
Usuń... o kurwa...
OdpowiedzUsuńNie należę do sentymentalnych osób, ale w tej chwili po prostu nie wiem, co powiedzieć.
O ile ,,część'' do decyzji Shizuo wprawiła mnie w rozbawienie i zaciekawienie, o tyle później nie mogłam wyjść z zaskoczenia i zachwytu.
Shizu-chan, który ostatecznie, z własnej woli przegrywa, wyznaje miłość Izayi, przygotowuje się na śmierć... - to do cholery potrafi wywołać prawdziwe emocje, wrażenia, zaskoczyć, a nie ,,Romeo i Julia'', którym mnie gnębiono. No, nieważne.
Szczerze mówiąc podejrzewałam, że Izaya go nie zabije, a nawet miałam takie przypuszczenia (albo pragnienia bardziej) jak Madame Black.
Ale jego zachowanie i tak mi się bardzo spodobało. Taka jego typowa próba zachowania twarzy, nawet w najdziwniejszych okolicznościach. I ten... ledwo zauważalnie zmieniony ton. Szatanie, jakie to było piękne ^^
Jestem głęboko zauroczona twoim Shizusiem, jego emocjami i przemyśleniami. Szczerze jestem za nim, nawet jeśli ogólnie wolę Izayę.
No właśnie... Jakoś wątpię, żeby Orihara czuł do Shizusia tylko sentyment. Choć z drugiej strony to też zależy od tego, co on rozumie pod słowem: ,,sentyment''.
Jprdl... nie dożyję do przyszłej niedzieli. Będę chyba codziennie czytać wszystkie rozdziały i usilnie wmawiać sobie, że ,,już niedługo''.
Jestem tak zniecierpliwiona, jak przy rozdziale kończącym się słowami: ,,Izaya, kocham cię''. Albo może i bardziej.
Jak ty to robisz, że tak oddziaływujesz(wtf z tym słowem? o_O) na swoich czytelników? Że tak bardzo wczuwamy się w Shizuo i nie może się doczekać niedzieli? No, to opowiadanie jest takie zajebiste...
Idę chyba świętować istnienie czegoś tak pięknego...
Pozdrawiam i wesołych (słonecznych!) świąt życzę ;)
Zaniemówiłam ;-; dziękuję~! <---- to chyba jedyne co umiem z siebie teraz wykrzesać T^T *łzy szczęścia*
UsuńNie mogłam się doczekać tej niedzieli z powodu Twojego opowiadania. I muszę powiedzieć, że... jak zwykle boskie! Chyba się naprwdę uzależniłam od "Zakładu". Nie wiem, czy mam się cieszyć (tylko w niedziele) czy płakać (przez resztę tygodnia będę lamentować, że chcę już niedzielę).
OdpowiedzUsuńAle przechodząc do konkretów:
Shizu-chan się poddał... przypuszczałam, że tak będzie, ale i tak mnie trochę zaskoczyłaś ich zachowaniem. Oczywiście pozytywnie! Już chyba wiem, jak to wszystko się skończy, ale nie będę tu wypisywać swioch domysłów i psuć Ci zabawy odkrywaniem przed nami ich uczuć ;)
"- Shizu-chan, jeśli naprawdę chcesz umrzeć to skocz z dachu - powiedział, zamykając klapkę od laptopa i ściągnął okulary - Tylko proszę nie z mojego, brudź u siebie." - Moim zdaniem ten fragment był doskonały w swojej... jakby to określić... bezwględnej i wrednej mendowatości.
Po przeczytaniu tak jakoś... troszeczkę smutno mi się zrobiło. Biedny Shizu-chan! Skazywać go na takie tortury psychiczne... No cóż, mamy przecież doczynienia z Izayą, więc czego innego można się było spodziewać. Ale ciekawa też jestem, co się tam w jego łebku gnieździ...
Przepraszam, znowu piszę o moich przemyśleniach. Ale nic na to nie poradzę, że Twoje opowiadanie zawiera tyle emocji, które się potem we mnie kłębią... Znowu to zrobiłam... -_-
Oj... Chyba z tęsknoty uschnę bez twoich życiodajnych rozdzialików przez ten tydzień! Jeszcze zakończone w takiej niepewności... Dobra, wracam do pisania poniedziałowego one-shota i Cię już nie zanudzam.
Pozdrawiam i życzę mokrego poniedziałku~!
Oj, Sophia... mam nadzieję, że mnie nie rozgryzłaś tymi swoimi przemyśleniami x.x mądralo~! Teraz przez ciebie nie mogę się doczekać poniedziałku :c heheh. Życzę weny!
UsuńMoże nie liczy sie to tak bardzo, ale masz kolejnego fana. Piszesz..po prostu cudownie..czytałam bardzo dużo shizayi, ale twoje opowiadania niemal rozwalają inne opowiadania. Ach ten wredny Izaya..przeczytałam wszystko, aż do tego rodziału i wciąż mi mało.Wesołych Udanych Świąt!
OdpowiedzUsuńDziękuję~! Naprawdę wiele to dla mnie znaczy
Usuń~! ^.-
Idealna odtrutka po najeździe rodziny. Izaya jak zawsze wspaniały, nic dodać nic ująć. Zgodzi się z komentarzem Nanamisi, już wszystko zostało powiedziane. Wesołych Świąt~!
OdpowiedzUsuńKanra-san
Wesołych. Błagam na kolanach o więcej D: w 1,5 godziny cały twój blog przeczytałam i to opowiadanie mi się najbardziej podoba. Zajebioza *u*
OdpowiedzUsuńTaniko-kun~
Zacznę od tego: przez Ciebie nie będę mogła spać. Jesteś boska, mimo że przez Ciebie nabawię się bezsenności. Napisała coś, co urzekło moje serce już od samego początku. Nie chciałabym żeby to się skończyło. Mam nadzieję, że przed nami jeszcze dużo, dużo rozdziałów. Spokojnie mogę powiedzieć, że znajdujesz się na pierwszym miejscu na liście opowiadań, które lubię. W tym rozdziale przeszło przeze mnie tyle emocji, że aż ciężko będzie mi je opisać. Rzadko zdarza mi się aż tak wczuć w opowiadanie, że wszystko przeżywam. U Ciebie mam to przy każdym rozdziale. Śmieję się jak szalona z wszystkiego, co wydaje mi się śmieszne, ale dzisiaj było inaczej. Mnóstwo emocji przeszło mi przez twarz, co zauważyła niestety moja mama. Najpierw stwierdziłam, że Shizuo normalnie odbiło i już się zaczynałam bać, że Izaya naprawdę go zabije. Zaraz jednak doszłam do wniosku, że to nie może być możliwe i od razu poprawił mu się humor. Wraz z tak pięknym wyznaniem, w oczach stanęły mi łzy. I weź tu zabij taką uroczą osobę? Fakt, że jest bestią, ale... Kogo to obchodzi? Kocham Cię normalnie, kobieto! Jesteś wspaniała. Ręce mi się trzęsły, jak czytałam. Nie wiedziałam dobrze, co się stanie. Trzymałaś mnie doskonale w niepewności i jestem z Ciebie dumna. Nie wiem jak Ci się to udało, ale jesteś świetna. Z każdym rozdziałem jestem bardziej ciekawa końca. Wiem, że jak on nadejdzie to będę smutna. Dlaczego? Bo to już koniec. Mam nadzieję, że planujesz napisać dla nas coś jeszcze. Ja chętnie przeczytam coś, co będzie równie dobre, jak to. Ten rozdział był naprawdę wspaniały. Muszę Ci jeszcze powiedzieć, że lubię czasami przeczytać Twoje opowiadanie od początku albo przeczytać jakiegoś one-shot'a. Zawsze poprawiasz mi humor tym, co napisałaś. Jesteś wspaniała. Lubię sobie usiąść po szkole, włączyć Twojego bloga i poczytać to, co napisałaś. Tak samo jest z Twoimi tłumaczeniami. Niecierpliwie czekam na rozdział na tym blogu, jak i na drugim. Mam nadzieję, że ten tydzień zleci mi super szybko. Wspomnę jeszcze, że jak jestem chora to najczęściej czytam Twoje notki. ^-^ Spędzam w internecie dużo czasu, a potem się dziwię, że jestem niewyspana. Jednakże... Dla Ciebie mogę zarywać noce. Chciałabym Ci szczerze, od serca, podziękować. Postacie, za które piszesz mają takie charaktery, jak powinny. Rzadko się to zdarza. Nie każdy umie się tego trzymać. Niektórzy trzymają się przez jakiś czas, a potem o tym po prostu zapominają. Albo piszą zależnie od humoru. Tu masz kolejnego, wielkiego plusa. Następnym będzie to, że masz ciekawy styl i dużo pomysłów. Wszystkie mi się podobały. Wspomniałam, że lubię przemyślenia Shizuo? Ach! I kocham wszystkie rozmowy, które prowadzi z Izayą. I te chwilę, w których nie rozmawiają. Może powiem to wprost: uwielbiam Twoje opowiadanie. Wylądowałaś na oficjalnej liście i w zakładkach. =3 Co jeszcze mogę powiedzieć? Po tym rozdziale mam pewien niedosyt. Chciałabym już wiedzieć co się stanie. >.< Mimo to, będę (nie)cierpliwie czekać. Ale tak powiem: chcę już niedzielę. Kiedyś bardzo nie lubiłam tego dnia, bo następnego trzeba iść do szkoły, ale ty wszystko zmieniłaś. I za to Ci dziękuję. ^-^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i wesołych świąt! Żebyś miała duuużo weny.
O mamusiu... chciało ci się to wszystko pisać? A co ważniejsze: Chciało ci się czytać po parę razy, to co ja piszę?! O.O Jesteś niesamowita.... ;-; nie wiem już czy mam się śmiać, czy płakać ze szczęścia... to naprawdę wiele dla mnie znaczy T^T Dziękuję~! Dzięki, dzięki, dzięki.
UsuńA co do tłumaczenia... to ostatnio miałam mało czasu, zwaliło się na mnie przygotowanie oneshota wielkanocnego, a teraz jeszcze szykuję coś dla was na poniedziałek i wtorek~!^^
Chciało mi się pisać, chciało mi się czytać. Jeżeli coś mi się podoba, mogę to czytać nawet i paręnaście razy. Mam tak czasami z książkami, które strasznie mi się podobają. I tak samo mam z Twoim blogiem. Śmiej się i płacz. Oby ze szczęścia, bo innego płaczu z mojego powodu nie zniosę. ^^'' Miło mi słyszeć, że jestem niesamowita, ale nie zrobiłam nic wielkiego. To ty tutaj odwalasz kawał dobrej roboty. Ja tylko jestem żeby Cię wspierać, kochana.
UsuńOo, już nie mogę doczekać się jutra. Skomentuję pewnie w tych samych godzinach, co dzisiaj, bo będę miała gości. Bracia przychodzą, więc będziemy sobie ucztować. A we wtorek postaram się być na czas. Od razu mówię, że już jestem zadowolona. ^^''
Wiedziałam że Izaya wygra ^^
OdpowiedzUsuńOjoj Shizu-chan wreszcie przyznał się do swoich uczuć jakie to urocze :3
Nie mogę się doczekać kolejnego rordziału C:
izaya wygrał żal .pl
OdpowiedzUsuńczemu ja nie wygrałem ? tak dobrze mi szło .a teraz to znowu mnie ta menda wnerwia .
Doczekać sie nie mogę kary dla siebie .
czytam dalej tą sensacie
Śliczne :3 Z jednej strony wydaje mi się, że rozumiem Izayę, ale on jest tak nieprzewidywalny, że nie da się go zrozumieć :) Biedny Shizuś :'( Ale ja jestem wredny/a 3:D
OdpowiedzUsuńAaaa, THIS IS SO FUCKING CUTE~! *q* Świetny, świetny, świetny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńHm... Z jednej strony nie mogę się doczekać co będzie w kolejnych rozdziałach, ale z drugiej, tak bardzo nie chcę dość do końca x.x T^T
Pozdrowionka, Ayumiko~