niedziela, 24 marca 2013

Durarara!! "Zakład" - rozdział 11

Cześć~! 

Oj, lepiej wam radzę, żebyście nie grozili zajączkowi wielkanocnemu, bo aktualnie staram się u niego wynegocjować dla was prezenty^^ Lepiej go nie denerwujcie. Jeszcze się na was obrazi. Wiecie... zające czasem mogą być straszne :3

A tak w ogóle to wyłączyłam weryfikację obrazkową~! yey~! (jeszcze całkiem niedawno nie wiedziałam nawet, że to się tak nazywa o///o) i zrobiłam "spis treści", tam u góry na takim śmiesznym paseczku. Uważam, że tak będzie wam wygodniej, bo nie będziecie musieli skakać pomiędzy miesiącami w archiwum i od razu widać wszyyyyyystkie notki^^. No i jest też galeria z Drrr!!, gdzie co niedzielę będę zamieszczać 100 nowych zdjęć ^^ chyba, że wybierzecie sobie inny dzień, bo mi to wszystko jedno xD

Koniec przynudzania~! Bo przecież wy chcecie Shizaye~!

I tak na marginesie... Wszystkiego Najlepszego dla Hachimenroppiego~! - ma dziś urodzinki^^

~~~~~~~~~~~~~

ROZDZIAŁ 11

Po przebudzeniu sam nie wiedziałem co mam z sobą zrobić. Czułem się beznadziejnie. Nawet nie chciało mi się wyjść z łóżka, a wcale nie pomagał mi w tym fakt, że dziś była sobota i miałem wolne.

Z trudem udało mi się przemóc i wygrzebałem się z pod kołdry, na oślep kierując się w stronę łazienki. Stanąłem przed lustrem i otworzyłem zaspane oczy – ale w tamtej chwili wolałbym, żeby były zamknięte. Wyglądałem okropnie. Jak naćpany, albo nawet i gorzej.

Wychyliłem się z łazienki i spojrzałem na leżący na stoliku nocnym, zegarek. Była 14:46. Cóż, skoro przespałem trzynaście godzin, to chyba niedziwne, że wyglądałem jak… gówno, chyba było najlepszym określeniem…

Rozebrałem się ze wczorajszych ubrań i wszedłem pod prysznic. Gdy byłem już czysty i wytarty, rzuciłem ręcznik na bok i zacząłem się kręcić po sypialni w poszukiwaniu ubrań. Wsunąłem na siebie parę zielonych bokserek, białą koszulkę i dżinsy.

Zdecydowanie miałem dziś lenia.

Poszedłem do swojej kuchni w poszukiwaniu mleka, ale wtedy przypomniałem sobie, że nie mogłem się już dłużej pochwalić posiadaniem lodówki.

Więc trzeba wypić coś innego… - westchnąłem w myślach, po czym udałem się do salonu i z szafki wyciągnąłem butelkę alkoholu. Rzadko piłem, ale w dzień taki jak ten – gdy podle się czułem i nie miałem mleka – picie było moją jedyną opcją.

Rozsiadłem się w fotelu i zacząłem pić prosto z butelki, patrząc w sufit i od czasu do czasu, biorąc łyka.

W powolnym upajaniu się alkoholem przerwało mi dzwonienie telefonu.

- Halo? – odebrałem.

- Rosyjskie Sushi, za dziesięć minut – usłyszałem głos Izayi i zanim w ogóle zdążyłem odpowiedzieć, on się rozłączył.

W porządku, rozumiem, że jego celem jest zdenerwowanie mnie, ale… to było bezczelne.

Spojrzałem na butelkę w swojej dłoni, odłożyłem ją na stół i wstałem z kanapy. Skierowałem się do przedpokoju, wsunąłem na nogi czarne trampki i nawet nie przejmując się brakiem swojego rozsławionego stroju barmana, wyszedłem z domu. Dziś było mi wszystko jedno.

Z rękoma w kieszeniach, pomaszerowałem w miejsce gdzie miałem się spotkać z kleszczem.

Podszedłem bliżej pasożyta i nie wiedząc jak inaczej przykuć jego uwagę, postukałem go w ramię. Podskoczył jak oparzony i szybko odwrócił się do mnie przodem, patrząc na mnie kątem oka.

- Co tak odskakujesz? – zdziwiłem się i przeczesałem włosy palcami.

Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.

- Shizu-chan? – spytał z niedowierzaniem w głosie.

- Nie! Królowa Anglii! – warknąłem wkurzony.

Zaśmiał się cicho, unosząc przy tym ramiona.

- Bez stroju klauna trudno cię rozpoznać – powiedział, nadal się śmiejąc.

- Barmana – poprawiłem go, zaciskając dłonie w pięści – To jest strój barmana.

- Klaun, barman… mała różnica – machnął ręką i wszedł do restauracji, gdzie od razu powitał nas Simon.

Usiedliśmy przy stoliku i złożyliśmy zamówienia.

- Skąd pomysł z nagłą zmianą stylu, Shizu-chan? – spytał Izaya, wyciągając z kieszeni swój scyzoryk i zaczął nim kręcić na stole jak jakimś bączkiem.

Zaśmiałem się cicho, uświadamiając sobie jak bardzo był dziecinny – oczywiście tylko czasami. Potrafił być też śmiertelnie poważny. Mimo wszystko wolałem, gdy był właśnie taki. Kiedy zachowywał się jak bachor, oznaczało to, że miał dobry dzień.

- Nie chciało mi się przebierać – odpowiedziałem.

- Leniuch~ - wyśpiewał słowo, które opisywało mnie tego dnia najlepiej.

Jego dobry humor był dla mnie nawet korzystny, chociaż… jeśli był zadowolony, to mogło znaczyć, że cieszył się z uknucia jakiegoś planu… Czy to możliwe, że właśnie byłem skończony?

Tak czy inaczej, cieszyłem się, że udawał, jak gdyby wczoraj nic się nie wydarzyło i nie postanowił ponownie stawiać mnie w niezręcznej sytuacji.

- Myślałeś nad tym co moglibyśmy dzisiaj porobić? – zapytał, patrząc na mnie z nad swojego sushi.

Pokręciłem przecząco głową.

- Cóż, słyszałem, że ta banda otaku, która trzyma z Kadotą urządza dziś jakąś imprezę z okazji wydania nowej serii anime. Większość naszych znajomych jest zaproszona, więc moglibyśmy pójść – powiedział, wzruszając ramionami – I tak nie mamy nic lepszego do roboty, a… - spojrzał na zegarek w komórce – impreza zaczyna się za dwadzieścia minut i obaj jesteśmy na liście gości – uśmiechnął się.

Zaraz, jak to możliwe, że byłem na liście gości, skoro nie dostałem zaproszenia? Chociaż… - przypomniałem sobie o kolorowej kopercie, leżącej obok moich rachunków.

- Kto jeszcze będzie? – zapytałem, zaciekawiony.

- Shinra, Celty, trio z Rairy, Saki, oczywiście Kadota, Togusa, Erika, Walker i wielu innych, których niekoniecznie znasz – powiedział.

Z wszystkich osób, które wymienił nie znałem tylko Saki i tak zwanego "trio z Rairy".

Westchnąłem, patrząc na swoje dżinsy.

- Tak raczej nie pójdę – uśmiechnąłem się cierpko, wskazując na swoje byle jakie ubranie.

- Cóż, w stroju klauna też byś nie poszedł, bo bym ci nie pozwolił. Jeszcze narobiłbyś mi wstydu, w końcu mamy się pokazać razem – mruknął, wyciągając  z pod stołu paczkę z ubraniami – Przygotowałem się na taką sytuację – uśmiechnął się wesoło.

Żyłka na mojej skroni zapulsowała.

- To nie jest strój klauna! – warknąłem.

- Tak czy inaczej, musimy iść się przebrać. Mamy mało czasu – westchnął – Simon! Skorzystamy z łazienki! Jakby co to powiedz, że jest nieczynna! – zawołał.

*** 

Impreza była urządzana na ogromnej, prawdopodobnie wynajętej sali. Co prawda musiało to sporo kosztować, ale efekt był spektakularny. Porozwieszane dookoła ozdoby związane z anime. Pełno balonów. Konfetti na podłodze. Czegoś takiego nie widziałem jeszcze nigdy.

Izaya miał na sobie czarne, dość obcisłe rurki i krwistoczerwony t-shirt – oczywiście z dekoltem w serek – a ja czarne spodnie i błękitną bluzkę. Wiedziałem, że Izaya nie znał się na modzie i nigdy się nią nie interesował, więc zacząłem się zastanawiać kto pomógł mu w wyborze tych ubrań – lub komu zlecił kupienie ich. Może swojej sekretarce?

Tak czy inaczej, nie sądziłem, aby mój strój klauna… znaczy się barmana… wyglądał źle.

- Izaya-san~! – wykrzyknęła Karisakawa, ciągnąc ze sobą Yumasakiego i podbiegła do nas.

Jej cosplay był uroczy… nie mogłem nic na to poradzić i lekko się uśmiechnąłem, widząc jak psie oklapłe uszka, lekko opadają jej na oczy.

- Cześć – Izaya także się do niej uśmiechnął.

- Oo… Shizuo-san, nie spodziewaliśmy się, że przyjdziesz – wtrącił Walker.

- Kleszcz mnie zaciągnął – mruknąłem, wskazując na pchłę.

- Aaww~! Przyszliście razem… - zarumieniła się – Przepraszam was na chwilkę – pisnęła Erika, patrząc na mnie i Izayę, a jej oczy zamieniły się w gwiazdki. Jak najszybciej się ulotniła, zakrywając dłonią twarz.

- Erika? Znowu masz krwotok z nosa? – zapytał Yumasaki, idąc za nią i razem z kleszczem, znowu zostaliśmy sami.

- Ach, te yaoistki… - westchnął kleszcz, cicho się śmiejąc i podrapał się po głowie.

- Co? – zapytałem.

- Nieważne, Shizu-chan – mruknął, złośliwie się przy tym uśmiechając.

Lekko zmarszczyłem brwi. Dlaczego to zawsze tylko ja nie wiedziałem o co chodzi?

Przyjęcie ciągnęło się w nieskończoność, ale nikomu to nie przeszkadzało. Wszyscy świetnie się bawili i zapowiadało się na zabawę do białego rana.

Wiedząc, że już dziś trochę wypiłem, starałem się trzymać z dala od alkoholu, a o Izaye się nie martwiłem. Sądząc po tym ile kieliszków miał już za sobą, to musiał mieć naprawdę twardą głowę, skoro nadal był trzeźwy.

Po jakimś czasie straciłem go z oczu – gdzieś się ulotnił.

Wzruszyłem ramionami. Dwie godziny minęły, więc już nie musieliśmy być razem.

- I gdzie jedziecie? – dopytałem Shinre, gdy rozmawiałem z nim o jego urlopie, na który wybierał się razem z Celty.

- Na hawaje~! – wyśpiewał, obejmując swoją dziewczynę w pasie.

Legenda Ikebukuro dziś wyjątkowo nie miała na sobie swojego kombinezonu, tylko krótką, zwiewną sukienkę, czarną jak smoła. Wyglądała bardzo ładnie, a kask nikomu nie przeszkadzał, ponieważ wszyscy inni goście myśleli, że jest on częścią cosplay'u.

[Prześlemy ci pocztówkę] – napisała.

- Dzięki – uśmiechnąłem się.

Nagle światła zgasły i wszędzie było widać migające lasery. Rozejrzałem się dookoła.

- Panie i panowie~! Nasi drodzy goście~! – z głośników dobiegał wesoły głos Eriki, mający w sobie nutkę tajemniczości – Mam zaszczyt wam przedstawić didżeja Toguse~! – wszyscy otaku-maniacy zaczęli się cieszyć, podczas gdy ja, Shinra i Celty tylko wzruszyliśmy ramionami, uśmiechając się wesoło (co prawda bezgłowa się nie uśmiechnęła, ale… zresztą nieważne i tak wszyscy wiedzieliśmy, że się cieszy).

Doktorek zaczął tańczyć ze swoją dziewczyną, a ja zostałem sam.

Rozejrzałem się dookoła, lekko wzdychając i wsłuchałem się w muzykę. Nie wiedziałem, że Togusa był, aż tak dobrym didżejem.

Mimo że było ciemno, to dostrzegłem pewien szczegół gdzieś w kącie sali. Czarne włosy i niemal rażąca po oczach czerwona bluzka. Izaya? Trzymając dłonie w kieszeni podszedłem bliżej.

To co zobaczyłem zatkało mi dech w piersiach, a nogi jakby przyrosły do podłoża. Nie mogłem się ruszyć – jedynie tępo przyglądałem się obściskującemu się z kimś Izayi, którego policzki i uszy były prawie tak samo czerwone, jak tęczówki.

Głośno przełknąłem ślinę, starając się odwrócić wzrok, ale nie potrafiłem. Byłem jak posąg – nie mogłem się ruszyć, a w środku czułem jedynie ból.

Izaya głośno jęknął i lekko uchylił powieki, a swoje przeszklone oczy utkwił akurat we mnie.

Odsunął od siebie chłopaka i zaczął się śmiać jak szalony.

- Shizu-chan, nie mów mi, że jesteś zazdrosny? – zakpił ze mnie, ale jego głos był bardzo bliski bełkotu.

Chyba był pijany – to by tłumaczyło te nienaturalne rumieńce.

Ale… czy to co czułem było zazdrością? Ten gniew i ból?

Nawet nie zorientowałem się kiedy speszony nagłym wybuchem śmiechu Izayi, chłopak się ulotnił. Teraz zostaliśmy sami w koncie sali.

- Zaraz… dwóch Shizuo? – wymamrotał, zataczając się – Jakby jeden nie wystarczał – burknął, po czym oparł się ręką o ścianę i zwymiotował na podłogę.

- Ugh! – warknąłem, marszcząc nos.

Smród wymiocin był okropny.

Spojrzałem w sufit i zacisnąłem dłonie w pięści. Wypadałoby się nim zająć, prawda? Wziąłem głęboki oddech i powoli wypuściłem powietrze z płuc.

*** 

Położyłem śpiącego Izaye na swojej kanapie i złapałem się pod boki, rozglądając się dookoła.

Co teraz?

Śmierdział i spał. Westchnąłem i ukucnąłem na kanapie, patrząc na jego wyjątkowo spokojną twarz i odgarnąłem mu kilka kosmyków – nawet tak drobny gest wystarczył, aby zmarszczył nos i przekręcił się na drugi bok, cicho przy tym mlaszcząc i coś mamrocząc. Nawet gdy waliło od niego wymiocinami, uznałem taki odruch za słodki.

Cicho się zaśmiałem i podszedłem do okna, aby lekko je uchylić. Oparłem się o parapet i zacząłem patrzeć na jeżdżące samochody. Przerwało mi w tym głośne "bam!" i cichy syk.

- Ałć – mruknął Izaya i gdy na niego spojrzałem, zorientowałem się, że leży on na podłodze. Niezgrabnie wgramolił się z powrotem na kanapę, a gdy to zrobił jego ciasne rurki opięły się na jego tyłku. Poczułem jak moje policzki stają się cieplejsze i przeczesałem włosy palcami, udając się w stronę swojej kuchni, a raczej pozostałości po niej.

Chciałem otworzyć drzwiczki jednej z ocalałych szafek, ale gdy tylko to zrobiłem usłyszałem trzask i opadły one na ziemie.

Z salonu doszło do mnie ciche mruknięcie Izayi i zdziwiłem się tym jak lekki był jego sen.

Nie przejmując się już drzwiczkami, wyciągnąłem z szafki tabliczkę czekolady i odpakowałem ją. Pomaszerowałem z powrotem do pokoju, w której spała upita menda, a następnie usiadłem w fotelu, zaczynając jeść swoją "kolację".

Zastanawiałem się nad tym czego byłem dzisiaj świadkiem,  jednocześnie starając się skupić na słodkim smaku czekolady pieszczącym moje podniebienie.

Tamten facet, miejsca, które muskały jego dłonie, usta Izayi, jego zaróżowione od alkoholu policzki, przeszklone oczy pełne podniecenia, patrzące prosto… na mnie… – wszystkie te obrazy przemykały w mojej głowie tak szybko jak niegdyś uciekający przed automatami pasożyt.

Czy byłem zazdrosny?

Sądzę, że tak… Gdybym nie był, to nie czułbym adrenaliny za każdym razem, kiedy wspominałem to zdarzenie. Wtedy wcale by mnie to nie denerwowało.

Gdybym nie był zazdrosny, to nie byłbym zakochany…


~~~~~~~~~~~~~

@BlackRockShooter. - Nie jestem chłopakiem xD ale obawiam się, że gdybym była, to zrobiłabym ze swojego życia yaoi^^ więc stety/niestety nic by nam z tego nie wyszło, hahaha (żartuję sobie tylko xD dziękuję za twój komentarz).

+ Informacja (możliwe, że niektórzy już o tym wiedzą)
Obecnie na tym blogu [KLIK] zamieszczane jest opowiadanie typu "roleplay", które napisałam razem z Yaarie Harai (oczywiście ja byłam Shizuo^.-). Zapraszam do czytania~! ^^

Cierpliwie czekajcie na Zajączka Wielkanocnego~!

16 komentarzy:

  1. Wystarczy Yaarie .///. Harai to dodatek, nazwisko do OC... A nieważne, nikogo to nie obchodzi :"3

    Cóż mogę rzec... Na gg ci wysłałam, który moment mnie rozpierniczył, że nie mogłam powstrzymać śmiechu:
    "- Ach, te yaoistki… - westchnął kleszcz, cicho się śmiejąc i podrapał się po głowie.

    - Co? – zapytałem.

    - Nieważne, Shizu-chan – mruknął, złośliwie się przy tym uśmiechając.

    Lekko zmarszczyłem brwi. Dlaczego to zawsze tylko ja nie wiedziałem o co chodzi?" - No po prostu, tutaj ta niewiedza Shizuo była taka.. słodka *Q*
    Hm.. Zastanawiam się, co Ci jeszcze napisać. Wiesz przecież, jak mi się podoba twój sposób pisania i wgl ^~.-.~^
    No i czekam na Zajączka *Q*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yey~! Cieszę się, że ci się podobało^^ ale nie myślałam, że tamten moment będzie, aż tak śmieszny >.<" huehuehue Czuję się jak mistrz komedii xD mojego ego wzrasta~!

      Usuń
  2. Ech, rozbudowane komentarze to nie jest jej mocna strona. Podpisuje się pod przedmówcą.
    Kanra-san

    OdpowiedzUsuń
  3. Boskie~! *q* 'Nie! Królowa Anglii!' rozjechałaś mnie tym tekstem xD
    I jak Shizuś był zazdrosny o Izaye <3 jestem ciekawa z kim Izaya się lizał o.,O
    Teraz byle do niedzieli :D aż żałuję, że tak szybko tu wybiłam i przeczytałam ._.
    Pozdrawiam!
    ~Madame Black

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yey~! Nawet nie wiesz jak się jaram, że skomentowałaś :3 Dziękuję~!

      Usuń
  4. Ohoho~! Dzisiaj widzę, że jakoś dłużej. Jezu, zazdrosny Shizuo jest taki słodki. >D Kocham Cię za to opowiadanie. :**

    OdpowiedzUsuń
  5. BlackRockShooter.24 marca 2013 12:25

    A ja myślałam dlaczego nie dostałam odpowiedzi na mój komentarz. Widzę, że to tak specjalnie, w notce. Powiem Ci szczerze, że poczułam się naprawdę świetnie. Co do rozdziału: to takie... słodkie. ^-^ W życiu nie czytałam czegoś tak fajnego. Z niecierpliwością czekam na kolejną niedzielę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku, Ty piszesz tak mniamuśnie *.* Nadal mam przed oczami Izayę w czerwonej bluzce i rurkach ;p I podzielam Twoje zdanie. Gdybym była chłopakiem, też bym zrobiła z życia yaoi xd Już nawet nie wiem co napisać, po prostu SUPER XD

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojoj nowy rozdział jaki kawaiii Shizu~chan zazdrosny - bezcenne.
    Zajączek przyniesie jakiegoś oneshota? ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. ,,Ach, te yaoistki...'' - haha, widzę, że Izaya zorientowany w temacie, jak mało kto. Szkoda, że Shizusia nie uświadomił.
    Swoją drogą, Shizuo musi mieć ładnie mocną głowę, skoro po alkoholowym śniadaniu i późniejszej imprezie był jeszcze w stanie zanieść tę, jakże uroczą, mendę do siebie i ,,zaopiekować się nim''. Ba! On nawet nikogo nie uderzył. Podziwiam go, ja po tym wszystkich stwierdziłabym, że pierdolę - idę się bardziej najebać.
    Zazdrosny Shizu-chan jest taki uroczy ^^ Z jednej strony żal mi go, bo się musi chłopak tyle namęczyć dla Izayi, ale z drugiej to jest takie fajne, heh.
    Podobają mi się cholernie te przemyślenia naszego blond narratora. ,,Czy jestem zazdrosny?'' I opisy Izayi oraz uczuć do niego - cudo ^^
    ,,Gdybym nie był zazdrosny, to nie byłbym zakochany…'' - to ostatnie zdanie mnie powaliło na kolana. Jest takie zajebiste...
    ,, Nawet gdy waliło od niego wymiocinami, uznałem taki odruch za słodki.'' - padłam przy tym. Szatanie, jak ja kocham twojego Shizusia i jego komentarze. Ale, jakby nie patrzeć, płynie z tego jakaś mądrość; Po czym poznać, że kogoś kochasz? Podoba ci się niezależnie od tego, jak wygląda, co robi i... jak pachnie. :D
    Dobra, to tak ogarniając cały rozdział. Zajebiście. Ostatnia część była taka urocza. Wgl. podoba mi się, że urozmaicasz im jakoś ten czas wspólnie spędzany, a nie ciągłe tylko łażenie po mieście. Jestem ciekawa reakcji Izayi, gdy zda sobie sprawę, jak wygląda sytuacja. Na miejscu Shizuo bym go trochę wykorzystała... haha xD
    Pozdrawiam i życzę dużo weny

    PS Zapomniałabym... A cóż dla nas szykuje zajączek? :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Pięęęęęęęęęękne, ja chcę jeszcze! :D Tylko czemu tak krótko:(? Liczę następny rozdział będzie dłuższy;) proszę [składa ręce];D

    OdpowiedzUsuń
  10. Shizuo jest zakochany O.o .
    Piękny rozdział . kocham cię i twoje opowiadanka .Licze na to by izaya zrozumiał uczucia shizuo :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Genialne *.* Przepraszam, ale nie potrafię pisać komentarzy :)

    OdpowiedzUsuń