Oj, lepiej wam radzę, żebyście nie grozili zajączkowi wielkanocnemu, bo aktualnie staram się u niego wynegocjować dla was prezenty^^ Lepiej go nie denerwujcie. Jeszcze się na was obrazi. Wiecie... zające czasem mogą być straszne :3
A tak w ogóle to wyłączyłam weryfikację obrazkową~! yey~! (jeszcze całkiem niedawno nie wiedziałam nawet, że to się tak nazywa o///o) i zrobiłam "spis treści", tam u góry na takim śmiesznym paseczku. Uważam, że tak będzie wam wygodniej, bo nie będziecie musieli skakać pomiędzy miesiącami w archiwum i od razu widać wszyyyyyystkie notki^^. No i jest też galeria z Drrr!!, gdzie co niedzielę będę zamieszczać 100 nowych zdjęć ^^ chyba, że wybierzecie sobie inny dzień, bo mi to wszystko jedno xD
Koniec przynudzania~! Bo przecież wy chcecie Shizaye~!
I tak na marginesie... Wszystkiego Najlepszego dla Hachimenroppiego~! - ma dziś urodzinki^^
~~~~~~~~~~~~~
ROZDZIAŁ
11
Po przebudzeniu sam nie
wiedziałem co mam z sobą zrobić. Czułem się beznadziejnie. Nawet nie chciało mi
się wyjść z łóżka, a wcale nie pomagał mi w tym fakt, że dziś była sobota i
miałem wolne.
Z trudem udało mi się
przemóc i wygrzebałem się z pod kołdry, na oślep kierując się w stronę
łazienki. Stanąłem przed lustrem i otworzyłem zaspane oczy – ale w tamtej
chwili wolałbym, żeby były zamknięte. Wyglądałem okropnie. Jak naćpany, albo
nawet i gorzej.
Wychyliłem się z łazienki
i spojrzałem na leżący na stoliku nocnym, zegarek. Była 14:46. Cóż, skoro
przespałem trzynaście godzin, to chyba niedziwne, że wyglądałem jak… gówno,
chyba było najlepszym określeniem…
Rozebrałem się ze
wczorajszych ubrań i wszedłem pod prysznic. Gdy byłem już czysty i wytarty,
rzuciłem ręcznik na bok i zacząłem się kręcić po sypialni w poszukiwaniu ubrań.
Wsunąłem na siebie parę zielonych bokserek, białą koszulkę i dżinsy.
Zdecydowanie miałem dziś
lenia.
Poszedłem do swojej kuchni
w poszukiwaniu mleka, ale wtedy przypomniałem sobie, że nie mogłem się już
dłużej pochwalić posiadaniem lodówki.
Więc trzeba wypić coś
innego… - westchnąłem w myślach, po czym udałem się do salonu i z szafki
wyciągnąłem butelkę alkoholu. Rzadko piłem, ale w dzień taki jak ten – gdy
podle się czułem i nie miałem mleka – picie było moją jedyną opcją.
Rozsiadłem się w fotelu i
zacząłem pić prosto z butelki, patrząc w sufit i od czasu do czasu, biorąc
łyka.
W powolnym upajaniu się
alkoholem przerwało mi dzwonienie telefonu.
- Halo? – odebrałem.
- Rosyjskie Sushi, za
dziesięć minut – usłyszałem głos Izayi i zanim w ogóle zdążyłem odpowiedzieć,
on się rozłączył.
W porządku, rozumiem, że
jego celem jest zdenerwowanie mnie, ale… to było bezczelne.
Spojrzałem na butelkę w
swojej dłoni, odłożyłem ją na stół i wstałem z kanapy. Skierowałem się do
przedpokoju, wsunąłem na nogi czarne trampki i nawet nie przejmując się brakiem
swojego rozsławionego stroju barmana, wyszedłem z domu. Dziś było mi wszystko
jedno.
Z rękoma w kieszeniach,
pomaszerowałem w miejsce gdzie miałem się spotkać z kleszczem.
Podszedłem bliżej pasożyta
i nie wiedząc jak inaczej przykuć jego uwagę, postukałem go w ramię. Podskoczył
jak oparzony i szybko odwrócił się do mnie przodem, patrząc na mnie kątem oka.
- Co tak odskakujesz? –
zdziwiłem się i przeczesałem włosy palcami.
Zmierzył mnie wzrokiem od
góry do dołu.
- Shizu-chan? – spytał z
niedowierzaniem w głosie.
- Nie! Królowa Anglii! –
warknąłem wkurzony.
Zaśmiał się cicho, unosząc
przy tym ramiona.
- Bez stroju klauna trudno
cię rozpoznać – powiedział, nadal się śmiejąc.
- Barmana – poprawiłem go,
zaciskając dłonie w pięści – To jest strój barmana.
- Klaun, barman… mała
różnica – machnął ręką i wszedł do restauracji, gdzie od razu powitał nas Simon.
Usiedliśmy przy stoliku i
złożyliśmy zamówienia.
- Skąd pomysł z nagłą
zmianą stylu, Shizu-chan? – spytał Izaya, wyciągając z kieszeni swój scyzoryk i
zaczął nim kręcić na stole jak jakimś bączkiem.
Zaśmiałem się cicho,
uświadamiając sobie jak bardzo był dziecinny – oczywiście tylko czasami. Potrafił być też śmiertelnie poważny. Mimo wszystko wolałem, gdy był właśnie
taki. Kiedy zachowywał się jak bachor, oznaczało to, że miał dobry dzień.
- Nie chciało mi się
przebierać – odpowiedziałem.
- Leniuch~ - wyśpiewał
słowo, które opisywało mnie tego dnia najlepiej.
Jego dobry humor był dla
mnie nawet korzystny, chociaż… jeśli był zadowolony, to mogło znaczyć, że
cieszył się z uknucia jakiegoś planu… Czy to możliwe, że właśnie byłem
skończony?
Tak czy inaczej, cieszyłem
się, że udawał, jak gdyby wczoraj nic się nie wydarzyło i nie postanowił
ponownie stawiać mnie w niezręcznej sytuacji.
- Myślałeś nad tym co
moglibyśmy dzisiaj porobić? – zapytał, patrząc na mnie z nad swojego sushi.
Pokręciłem przecząco
głową.
- Cóż, słyszałem, że ta
banda otaku, która trzyma z Kadotą urządza dziś jakąś imprezę z okazji wydania
nowej serii anime. Większość naszych znajomych jest zaproszona, więc moglibyśmy
pójść – powiedział, wzruszając ramionami – I tak nie mamy nic lepszego do
roboty, a… - spojrzał na zegarek w komórce – impreza zaczyna się za dwadzieścia
minut i obaj jesteśmy na liście gości – uśmiechnął się.
Zaraz, jak to możliwe, że
byłem na liście gości, skoro nie dostałem zaproszenia? Chociaż… - przypomniałem
sobie o kolorowej kopercie, leżącej obok moich rachunków.
- Kto jeszcze będzie? –
zapytałem, zaciekawiony.
- Shinra, Celty, trio z
Rairy, Saki, oczywiście Kadota, Togusa, Erika, Walker i wielu innych,
których niekoniecznie znasz – powiedział.
Z wszystkich osób, które
wymienił nie znałem tylko Saki i tak zwanego "trio z Rairy".
Westchnąłem, patrząc na
swoje dżinsy.
- Tak raczej nie pójdę –
uśmiechnąłem się cierpko, wskazując na swoje byle jakie ubranie.
- Cóż, w stroju klauna też
byś nie poszedł, bo bym ci nie pozwolił. Jeszcze narobiłbyś mi wstydu, w końcu
mamy się pokazać razem – mruknął, wyciągając z pod stołu paczkę z ubraniami – Przygotowałem
się na taką sytuację – uśmiechnął się wesoło.
Żyłka na mojej skroni zapulsowała.
- To nie jest strój
klauna! – warknąłem.
- Tak czy inaczej, musimy
iść się przebrać. Mamy mało czasu – westchnął – Simon! Skorzystamy z łazienki!
Jakby co to powiedz, że jest nieczynna! – zawołał.
***
Impreza była urządzana na
ogromnej, prawdopodobnie wynajętej sali. Co prawda musiało to sporo kosztować,
ale efekt był spektakularny. Porozwieszane dookoła ozdoby związane z anime.
Pełno balonów. Konfetti na podłodze. Czegoś takiego nie widziałem jeszcze
nigdy.
Izaya miał na sobie
czarne, dość obcisłe rurki i krwistoczerwony t-shirt – oczywiście z dekoltem w
serek – a ja czarne spodnie i błękitną bluzkę. Wiedziałem, że Izaya nie znał
się na modzie i nigdy się nią nie interesował, więc zacząłem się zastanawiać
kto pomógł mu w wyborze tych ubrań – lub komu zlecił kupienie ich. Może swojej
sekretarce?
Tak czy inaczej, nie sądziłem, aby mój
strój klauna… znaczy się barmana… wyglądał źle.
- Izaya-san~! –
wykrzyknęła Karisakawa, ciągnąc ze sobą Yumasakiego i podbiegła do nas.
Jej cosplay był uroczy…
nie mogłem nic na to poradzić i lekko się uśmiechnąłem, widząc jak psie oklapłe
uszka, lekko opadają jej na oczy.
- Cześć – Izaya także się do
niej uśmiechnął.
- Oo… Shizuo-san, nie
spodziewaliśmy się, że przyjdziesz – wtrącił Walker.
- Kleszcz mnie zaciągnął –
mruknąłem, wskazując na pchłę.
- Aaww~! Przyszliście
razem… - zarumieniła się – Przepraszam was na chwilkę – pisnęła Erika, patrząc
na mnie i Izayę, a jej oczy zamieniły się w gwiazdki. Jak najszybciej się
ulotniła, zakrywając dłonią twarz.
- Erika? Znowu masz
krwotok z nosa? – zapytał Yumasaki, idąc za nią i razem z kleszczem, znowu
zostaliśmy sami.
- Ach, te yaoistki… -
westchnął kleszcz, cicho się śmiejąc i podrapał się po głowie.
- Co? – zapytałem.
- Nieważne, Shizu-chan –
mruknął, złośliwie się przy tym uśmiechając.
Lekko zmarszczyłem brwi. Dlaczego
to zawsze tylko ja nie wiedziałem o co chodzi?
Przyjęcie ciągnęło się w
nieskończoność, ale nikomu to nie przeszkadzało. Wszyscy świetnie się bawili i
zapowiadało się na zabawę do białego rana.
Wiedząc, że już dziś trochę wypiłem, starałem się trzymać z dala od alkoholu, a o Izaye się nie martwiłem. Sądząc po tym ile kieliszków miał już za sobą, to musiał mieć naprawdę twardą głowę, skoro nadal był trzeźwy.
Po jakimś czasie straciłem
go z oczu – gdzieś się ulotnił.
Wzruszyłem ramionami. Dwie
godziny minęły, więc już nie musieliśmy być razem.
- I gdzie jedziecie? –
dopytałem Shinre, gdy rozmawiałem z nim o jego urlopie, na który wybierał się razem
z Celty.
- Na hawaje~! – wyśpiewał,
obejmując swoją dziewczynę w pasie.
Legenda Ikebukuro dziś
wyjątkowo nie miała na sobie swojego kombinezonu, tylko krótką, zwiewną
sukienkę, czarną jak smoła. Wyglądała bardzo ładnie, a kask nikomu nie
przeszkadzał, ponieważ wszyscy inni goście myśleli, że jest on częścią cosplay'u.
[Prześlemy ci pocztówkę] –
napisała.
- Dzięki – uśmiechnąłem się.
Nagle światła zgasły i
wszędzie było widać migające lasery. Rozejrzałem się dookoła.
- Panie i panowie~! Nasi
drodzy goście~! – z głośników dobiegał wesoły głos Eriki, mający w sobie nutkę
tajemniczości – Mam zaszczyt wam przedstawić didżeja Toguse~! – wszyscy otaku-maniacy
zaczęli się cieszyć, podczas gdy ja, Shinra i Celty tylko wzruszyliśmy ramionami,
uśmiechając się wesoło (co prawda bezgłowa się nie uśmiechnęła, ale… zresztą
nieważne i tak wszyscy wiedzieliśmy, że się cieszy).
Doktorek zaczął tańczyć ze
swoją dziewczyną, a ja zostałem sam.
Rozejrzałem się dookoła,
lekko wzdychając i wsłuchałem się w muzykę. Nie wiedziałem, że Togusa był, aż
tak dobrym didżejem.
Mimo że było ciemno, to
dostrzegłem pewien szczegół gdzieś w kącie sali. Czarne włosy i niemal rażąca
po oczach czerwona bluzka. Izaya? Trzymając dłonie w kieszeni podszedłem
bliżej.
To co zobaczyłem zatkało
mi dech w piersiach, a nogi jakby przyrosły do podłoża. Nie mogłem się ruszyć –
jedynie tępo przyglądałem się obściskującemu się z kimś Izayi, którego policzki
i uszy były prawie tak samo czerwone, jak tęczówki.
Głośno przełknąłem ślinę,
starając się odwrócić wzrok, ale nie potrafiłem. Byłem jak posąg – nie mogłem
się ruszyć, a w środku czułem jedynie ból.
Izaya głośno jęknął i lekko uchylił powieki, a swoje przeszklone oczy utkwił akurat we mnie.
Odsunął od siebie chłopaka
i zaczął się śmiać jak szalony.
- Shizu-chan, nie mów mi,
że jesteś zazdrosny? – zakpił ze mnie, ale jego głos był bardzo bliski bełkotu.
Chyba był pijany – to by
tłumaczyło te nienaturalne rumieńce.
Ale… czy to co czułem było
zazdrością? Ten gniew i ból?
Nawet nie zorientowałem
się kiedy speszony nagłym wybuchem śmiechu Izayi, chłopak się ulotnił. Teraz zostaliśmy
sami w koncie sali.
- Zaraz… dwóch Shizuo? – wymamrotał, zataczając się – Jakby jeden nie wystarczał – burknął, po czym
oparł się ręką o ścianę i zwymiotował na podłogę.
- Ugh! – warknąłem, marszcząc
nos.
Smród wymiocin był
okropny.
Spojrzałem w sufit i
zacisnąłem dłonie w pięści. Wypadałoby się nim zająć, prawda? Wziąłem głęboki
oddech i powoli wypuściłem powietrze z płuc.
***
Położyłem śpiącego Izaye
na swojej kanapie i złapałem się pod boki, rozglądając się dookoła.
Co teraz?
Śmierdział i spał.
Westchnąłem i ukucnąłem na kanapie, patrząc na jego wyjątkowo spokojną twarz i
odgarnąłem mu kilka kosmyków – nawet tak drobny gest wystarczył, aby zmarszczył
nos i przekręcił się na drugi bok, cicho przy tym mlaszcząc i coś mamrocząc. Nawet
gdy waliło od niego wymiocinami, uznałem taki odruch za słodki.
Cicho się zaśmiałem i podszedłem
do okna, aby lekko je uchylić. Oparłem się o parapet i zacząłem patrzeć na
jeżdżące samochody. Przerwało mi w tym głośne "bam!" i cichy syk.
- Ałć – mruknął Izaya i
gdy na niego spojrzałem, zorientowałem się, że leży on na podłodze. Niezgrabnie
wgramolił się z powrotem na kanapę, a gdy to zrobił jego ciasne rurki opięły
się na jego tyłku. Poczułem jak moje policzki stają się cieplejsze i
przeczesałem włosy palcami, udając się w stronę swojej kuchni, a raczej
pozostałości po niej.
Chciałem otworzyć
drzwiczki jednej z ocalałych szafek, ale gdy tylko to zrobiłem usłyszałem trzask
i opadły one na ziemie.
Z salonu doszło do mnie
ciche mruknięcie Izayi i zdziwiłem się tym jak lekki był jego sen.
Nie przejmując się już
drzwiczkami, wyciągnąłem z szafki tabliczkę czekolady i odpakowałem ją.
Pomaszerowałem z powrotem do pokoju, w której spała upita menda, a następnie
usiadłem w fotelu, zaczynając jeść swoją "kolację".
Zastanawiałem się nad tym
czego byłem dzisiaj świadkiem,
jednocześnie starając się skupić na słodkim smaku czekolady pieszczącym
moje podniebienie.
Tamten facet, miejsca, które muskały jego dłonie,
usta Izayi, jego zaróżowione od alkoholu policzki, przeszklone oczy pełne
podniecenia, patrzące prosto… na mnie… – wszystkie te obrazy przemykały w mojej
głowie tak szybko jak niegdyś uciekający przed automatami pasożyt.
Czy byłem zazdrosny?
Sądzę, że tak… Gdybym nie
był, to nie czułbym adrenaliny za każdym razem, kiedy wspominałem to zdarzenie.
Wtedy wcale by mnie to nie denerwowało.
Gdybym nie był zazdrosny,
to nie byłbym zakochany…
~~~~~~~~~~~~~
@BlackRockShooter. - Nie jestem chłopakiem xD ale obawiam się, że gdybym była, to zrobiłabym ze swojego życia yaoi^^ więc stety/niestety nic by nam z tego nie wyszło, hahaha (żartuję sobie tylko xD dziękuję za twój komentarz).
+ Informacja (możliwe, że niektórzy już o tym wiedzą)
Obecnie na tym blogu [KLIK] zamieszczane jest opowiadanie typu "roleplay", które napisałam razem z Yaarie Harai (oczywiście ja byłam Shizuo^.-). Zapraszam do czytania~! ^^
Cierpliwie czekajcie na Zajączka Wielkanocnego~!
Wystarczy Yaarie .///. Harai to dodatek, nazwisko do OC... A nieważne, nikogo to nie obchodzi :"3
OdpowiedzUsuńCóż mogę rzec... Na gg ci wysłałam, który moment mnie rozpierniczył, że nie mogłam powstrzymać śmiechu:
"- Ach, te yaoistki… - westchnął kleszcz, cicho się śmiejąc i podrapał się po głowie.
- Co? – zapytałem.
- Nieważne, Shizu-chan – mruknął, złośliwie się przy tym uśmiechając.
Lekko zmarszczyłem brwi. Dlaczego to zawsze tylko ja nie wiedziałem o co chodzi?" - No po prostu, tutaj ta niewiedza Shizuo była taka.. słodka *Q*
Hm.. Zastanawiam się, co Ci jeszcze napisać. Wiesz przecież, jak mi się podoba twój sposób pisania i wgl ^~.-.~^
No i czekam na Zajączka *Q*
Yey~! Cieszę się, że ci się podobało^^ ale nie myślałam, że tamten moment będzie, aż tak śmieszny >.<" huehuehue Czuję się jak mistrz komedii xD mojego ego wzrasta~!
Usuń*moje
UsuńEch, rozbudowane komentarze to nie jest jej mocna strona. Podpisuje się pod przedmówcą.
OdpowiedzUsuńKanra-san
Każdy jest dobry :3
UsuńDziękuję~!
Boskie~! *q* 'Nie! Królowa Anglii!' rozjechałaś mnie tym tekstem xD
OdpowiedzUsuńI jak Shizuś był zazdrosny o Izaye <3 jestem ciekawa z kim Izaya się lizał o.,O
Teraz byle do niedzieli :D aż żałuję, że tak szybko tu wybiłam i przeczytałam ._.
Pozdrawiam!
~Madame Black
Yey~! Nawet nie wiesz jak się jaram, że skomentowałaś :3 Dziękuję~!
UsuńOhoho~! Dzisiaj widzę, że jakoś dłużej. Jezu, zazdrosny Shizuo jest taki słodki. >D Kocham Cię za to opowiadanie. :**
OdpowiedzUsuń.///. dziękuję
UsuńA ja myślałam dlaczego nie dostałam odpowiedzi na mój komentarz. Widzę, że to tak specjalnie, w notce. Powiem Ci szczerze, że poczułam się naprawdę świetnie. Co do rozdziału: to takie... słodkie. ^-^ W życiu nie czytałam czegoś tak fajnego. Z niecierpliwością czekam na kolejną niedzielę.
OdpowiedzUsuńJejku, Ty piszesz tak mniamuśnie *.* Nadal mam przed oczami Izayę w czerwonej bluzce i rurkach ;p I podzielam Twoje zdanie. Gdybym była chłopakiem, też bym zrobiła z życia yaoi xd Już nawet nie wiem co napisać, po prostu SUPER XD
OdpowiedzUsuńOjoj nowy rozdział jaki kawaiii Shizu~chan zazdrosny - bezcenne.
OdpowiedzUsuńZajączek przyniesie jakiegoś oneshota? ^^
,,Ach, te yaoistki...'' - haha, widzę, że Izaya zorientowany w temacie, jak mało kto. Szkoda, że Shizusia nie uświadomił.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, Shizuo musi mieć ładnie mocną głowę, skoro po alkoholowym śniadaniu i późniejszej imprezie był jeszcze w stanie zanieść tę, jakże uroczą, mendę do siebie i ,,zaopiekować się nim''. Ba! On nawet nikogo nie uderzył. Podziwiam go, ja po tym wszystkich stwierdziłabym, że pierdolę - idę się bardziej najebać.
Zazdrosny Shizu-chan jest taki uroczy ^^ Z jednej strony żal mi go, bo się musi chłopak tyle namęczyć dla Izayi, ale z drugiej to jest takie fajne, heh.
Podobają mi się cholernie te przemyślenia naszego blond narratora. ,,Czy jestem zazdrosny?'' I opisy Izayi oraz uczuć do niego - cudo ^^
,,Gdybym nie był zazdrosny, to nie byłbym zakochany…'' - to ostatnie zdanie mnie powaliło na kolana. Jest takie zajebiste...
,, Nawet gdy waliło od niego wymiocinami, uznałem taki odruch za słodki.'' - padłam przy tym. Szatanie, jak ja kocham twojego Shizusia i jego komentarze. Ale, jakby nie patrzeć, płynie z tego jakaś mądrość; Po czym poznać, że kogoś kochasz? Podoba ci się niezależnie od tego, jak wygląda, co robi i... jak pachnie. :D
Dobra, to tak ogarniając cały rozdział. Zajebiście. Ostatnia część była taka urocza. Wgl. podoba mi się, że urozmaicasz im jakoś ten czas wspólnie spędzany, a nie ciągłe tylko łażenie po mieście. Jestem ciekawa reakcji Izayi, gdy zda sobie sprawę, jak wygląda sytuacja. Na miejscu Shizuo bym go trochę wykorzystała... haha xD
Pozdrawiam i życzę dużo weny
PS Zapomniałabym... A cóż dla nas szykuje zajączek? :D
Pięęęęęęęęęękne, ja chcę jeszcze! :D Tylko czemu tak krótko:(? Liczę następny rozdział będzie dłuższy;) proszę [składa ręce];D
OdpowiedzUsuńShizuo jest zakochany O.o .
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział . kocham cię i twoje opowiadanka .Licze na to by izaya zrozumiał uczucia shizuo :D
Genialne *.* Przepraszam, ale nie potrafię pisać komentarzy :)
OdpowiedzUsuń