ROZDZIAŁ
6
Siedziałem w kuchni i
jadłem płatki, zastanawiając się jakie byłoby moje życie gdybym nie poznał
Izayi. Cóż, pewnie miałbym lepszą pracę, pokaźniejszą pensję i większe
mieszkanie. Ale z drugiej strony… nigdy pewnie nie zacząłbym pracy z Tomem, bo
to głównie przez tego szkodnika tak często zmieniałem robotę. No i dzięki Izayi
po skończeniu liceum nadal widuję się z Shinrą, aby od czasu do czasu mnie
poskładał, a co za tym idzie z Celty też. Kto wie? Może, gdyby nie Izaya
wyprowadziłbym się z Ikebukuro?
Nie! Stop! Stop! Stop!
Ta podła menda…
Niczego mu nie
zawdzięczam! To przez niego prawie trafiłem do więzienia i to przez niego
straciłem pracę barmana, tym samym łamiąc obietnicę złożoną Kasuce. Izaya
sprawił, że moje życie jest pasmem nieszczęść, podczas gdy on sam pływa w
forsie i mieszka w ogromnym apartamencie.
Choć z drugiej strony nic
nie potrafi bardziej rozzłościć twojego wroga niż przebaczenie.
Mógłbym? Czy byłbym zdolny
wybaczyć Izayi?
To nie tak, że jestem
obrażalskim typem. Nigdy nie chowałem do kogoś urazy przez okres dłuższy niż
trzy dni, wyjątkiem zawsze był Izaya.
Skoro od dłuższego czasu
kleszcz nie rujnuje mi już życia (jedynie uprzykrza je swoją obecnością), to
czy gdybym przestał go nienawidzić miałbym jako taki spokój? Cóż, pewnie tak.
Gdyby zauważył, że już mnie nie denerwuje, w końcu by się poddał. Tylko, że on
nie łatwo daje za wygraną…
Spojrzałem na miskę przed
sobą. Nigdy bym nie powiedział, że zwykłe płatki mogą, aż tak zmuszać do
przemyśleń.
Wstałem od stołu i
zapaliłem papierosa.
Wybaczyć Izayi?
***
Dziś jest środa. Nawet się
nie zorientowałem, a cztery dni świętego spokoju minęły jak z bicza strzelił.
Nadal nie znałem powodu,
dla którego Izaya postanowił zrobić mi taką przysługę, ale nie chciałem się nad
tym zastanawiać.
- Shizuo-kun, dawno nie
widziałeś się z Izayą – powiedział Tom.
- Huh? – zdziwiłem się –
Co masz przez to na myśli?
- Znaczy się… miałem na
myśli to, że ostatnio dość często was razem widywałem – mruknął niepewnie –
Wszyscy zaczęli myśleć, że skończyliście się kłócić, a teraz tak nagle
przestaliście się spotykać. Znowu się pogryźliście?
- Czterodniowa przerwa –
westchnąłem – Zresztą, to nie tak, że chcemy się ze sobą widywać… to bardziej
przymus
Zacząłem się zastanawiać,
czy nie powinienem powiedzieć Tanace o naszym zakładzie. Cóż… skoro zaczął
myśleć, że przyjaźnie się z Izayą (fuj…), to wyjawienie mu prawdy będzie chyba
najlepszym rozwiązaniem.
Więc, teraz wiedzą cztery
osoby…
- Jak długo już z nim
wytrzymałeś? – spytał zaciekawiony.
- Wliczając czterodniową przerwę,
to dziś wypada piętnasty dzień – odpowiedziałem, zapalając papierosa.
- Shizuo? – zdziwił się –
To już pół miesiąca… Cóż, gratuluję – uśmiechnął się, po czym poklepał mnie po
ramieniu – Może to dziwne, ale jestem z ciebie dumny. Idziemy to oblać. Ja
stawiam! – zaśmiał się, pchając mnie przed siebie.
Mimo, że nie miałem ochoty
nigdzie iść, to aby nie zrobić Tomowi przykrości poszedłem z nim bez słowa
sprzeciwu. Może chwila odprężenia to coś czego potrzebuję? Tak… pewnie wyjdzie
mi to na dobre. Tylko nie mogę za dużo wypić, bo będę się jeszcze musiał
spotkać z Izayą, a wolę nie wiedzieć co zrobi ten zboczeniec, gdy zorientuje
się, że jestem pijany.
Usiedliśmy przy barze,
gdzie Tom zamówił dla nas po kieliszku.
- Nadal nie mogę w to
uwierzyć, że wytrzymałeś z nim tak długo… - westchnął Tanaka – Przecież kiedyś
na sam jego widok cały, aż się gotowałeś
- Musimy rozmawiać o nim?
- Nie – zaśmiał się – Też
nie za bardzo, chcę rozmawiać o tym gnojku…
Nasza rozmowa zeszła na
nieco przyjemniejsze tematy niż Izaya, ale niestety pogawędka nie trwała tak
długo jakbym chciał, ponieważ mój telefon zaczął wibrować.
„Kompletnie nie miałem
czasu, ale już jestem wolny, więc spotkamy się w Centralnym Parku Ikebukuro.” –
przeczytałem wiadomość od Izayi.
- Co jest? – spytał Tom.
- Kleszcz, wzywa –
westchnąłem, odpisując na smsa.
„W porządku.” – napisałem.
- Więc, idź – uśmiechnął
się – Mam nadzieję, że następnym razem będziemy oblewać, twoją wygraną
- Oby – mruknąłem,
wychodząc z baru.
***
- Nie mogę w to uwierzyć…
- westchnął kleszcz, podskakując, a ja powoli szedłem obok niego – Jakim cudem
ty jesteś taki spokojny?
- Pff… Po prostu
zobojętniałem na twoją głupotę – uśmiechnąłem się, poprawiając swoje okulary.
- Musisz być zawsze taki
nie miły? – żachnął się.
Okej, przyznaję, że Izaya
tak naprawdę nie był głupi. Właściwie to był najmądrzejszą osobą jaką znałem i
czasem mnie to przerażało.
- Dokąd idziemy dzisiaj? –
zapytał.
- Niezależnie od tego co
powiem i tak zaciągniesz mnie tam, gdzie sam będziesz chciał pójść – westchnąłem.
- Racja – uśmiechnął się
jak psychopata.
Ponownie westchnąłem i
zacząłem za nim iść, kompletnie nie wiedząc gdzie. Niezależnie od tego jak
bardzo nie chciałem – byłem zmuszony do zaufania mu.
Zaufać Izayi? Brzmi
komicznie, ale spędziłem z nim już tyle czasu, że teraz z czystym sumieniem
mogę stwierdzić, że tej mendzie czasami można zaufać. Owszem jest podły, ale
nie wykorzystuje wszystkich okazji do bycia psychopatą – tylko niektóre.
- Izaya? – zacząłem.
- Co? – odpowiedział,
nawet na mnie nie spoglądając.
- Tak się zastanawiałem…
ty na serio jesteś socjopatą, czy tylko chcesz sprawiać takie wrażenie?
- Ja? – zaśmiał się –
Czemu miałbym udawać socjopatę?
- Żeby ludzie trzymali się
od ciebie z daleka? – starałem się zgadnąć.
- Kocham ludzi, więc czemu
miałbym tego chcieć? – ponownie się zaśmiał.
- A co jeśli miłość do
ludzi, to wymówka?
- Hahaha, wymówka do
czego, Shizu-chan? Przestań zachowywać się dziwnie… - pokręcił głową.
- Może mówisz, że kochasz
ludzi ze względu na jakąś traumę z dzieciństwa? Albo to wszystko to jakaś
choroba psychiczna?
- Shizu-chan – kleszcz
zatrzymał się, jednocześnie zastępując mi drogę – Równie dobrze mógłbym
powiedzieć, że twoja nadludzka siła jest spowodowana traumą ale obydwaj dobrze
wiemy, że to nieprawda.
Nie odzywałem się,
czekając co kleszcz ma jeszcze do powiedzenia.
- Czy naprawdę nie
potrafisz mnie zaakceptować takim jakim jestem i musisz wmawiać mi jakieś
zaburzenia psychiczne? – prychnął – Nie chodzi o to, że oczekuję twojej
akceptacji ale mógłbyś chociaż udawać – zaśmiał się, przeciągając jak kot, po
czym westchnął i ponownie ruszył przed siebie.
Nie wiedząc co powiedzieć,
zacząłem ponownie iść za Izayą.
Czułem się głupio i coś
skręcało mi się w żołądku. Czemu ja w ogóle powiedziałem to wszystko? Słowa,
których normalnie, nigdy bym nie powiedział. Zupełnie jakby zdania same
wypływały z moich ust. Oskarżać Izayę o niepoczytalność? Co mi odbiło? Może i
jest dziwny, ale chyba przesadziłem. Choć z drugiej strony… zdecydowana
większość geniuszy jest szalona, więc czy to możliwe, że menda do nich
należała?
Wyciągnąłem z kieszeni
papierosa, a gdy go zapaliłem, zobaczyłem, że kleszcz spogląda na mnie przez
ramię.
Gdybym to ja został
oskarżony o szaleństwo, to pewnie bym nie wytrzymał i rozwalił wszystko
dookoła. To zadziwiające, że czasem Izaya potrafi być prawie tak samo opanowany
jak Kasuka.
- Przepraszam –
powiedziałem cicho.
Izaya zatrzymał się i stał
jak wryty, przez co na niego wpadłem. Uderzyłem o jego plecy dość mocno ale na
szczęście go nie przewróciłem.
- Izaya? – spytałem
zdziwiony – Hej, coś się stało?
- Nigdy więcej mnie za nic
nie przepraszaj – gdy to mówił jego głos był tak bardzo wyprany emocji, że
zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno usłyszałem człowieka, a nie
komputer.
Co mu się stało? Z całą
pewnością nie był wrażliwy na to słowo. Przecież wiele razy słyszałem jak
przepraszał go Shinra, więc w czym problem?
Zaczęła zżerać mnie
ciekawość, więc spytałem:
- Wszystko w porządku?
Nie odpowiedział i schował
ręce do kieszeni, po czym zaczął iść dalej.
Bez słowa ruszyłem za nim.
Cisza mnie wykańczała.
Z jakiegoś powodu
zachciałem być złośliwy i zarzuciłem mu jego kaptur na głowę. Odwrócił się w
moją stronę i spojrzał na mnie swoimi czerwonymi, pełnymi zdziwienia oczyma.
Przypomniały mi się kreskówki z dzieciństwa. Zacząłem gwizdać i teatralnie
uciekałem wzrokiem na boki, a ręce schowałem za plecami.
Lewy kącik ust Izayi
powędrował w górę i odsłonił kilka jego zębów. Ściągnął z głowy kaptur i szedł
dalej, jak gdyby nic się nie stało.
Zaczynałem powoli rozumieć,
dlaczego Izaya tak bardzo lubił mnie denerwować – to było fajne.
Ponownie zarzuciłem mu na
głowę kaptur i wykonałem wcześniejszy manewr z kreskówek.
- Jaki jest tego cel,
Shizu-chan? – zapytał, tym razem nie ściągając kaptura.
- Nie wiem, ale to zabawne
– zaśmiałem się – Byłoby jeszcze zabawniej, gdybyś miał na sobie kurtkę z
futerkiem, a nie bluzę
Izaya uśmiechnął się, po
czym usiadł na ławce, którą mijaliśmy. W
przeciwieństwie do poprzedniego razu, gdy byliśmy w parku, tym razem
postanowiłem usiąść obok niego.
- Nie boisz się, że jeśli
przez zbyt długi czas nie będziesz się denerwować, to twoja siła zniknie? –
zapytał.
- Nie sądzę, żeby to było
możliwe – mruknąłem.
- To dobrze… - westchnął,
spoglądając w niebo i lekko się uśmiechnął.
Starałem się dostrzec na
co patrzy i zobaczyłem chmurkę o dość nietypowym kształcie.
- Wygląda jak Simon –
zaśmiałem się.
Izaya także się zaśmiał.
- Simon nie jest garbaty –
mruknął.
- W takim razie to jest
Simon, niosący na Shinrę na plecach
- Czemu akurat Shinrę? – zapytał,
śmiejąc się jeszcze mocniej, a ja wzruszyłem ramionami.
Kleszcz nie śmiał się jak
psychopata, tym razem jego śmiech przypominał chichot małego dziecka.
Uśmiech zaczął powoli
znikać z jego twarzy. Przestał patrzeć w niebo, zamiast tego wbił wzrok w
ziemię.
Już miałem spytać czy
wszystko dobrze ale Izaya wstał z ławki i ściągnął kaptur, który wcześniej mu
założyłem.
- Godzina minęła –
powiedział.
Tak szybko?
- Umm… w takim razie do
jutra – uśmiechnąłem się lekko, nie za bardzo wiedząc co innego mógłbym
powiedzieć.
~~~~~~~~~~~
T^T Szkoła... tylko nie szkoła...
PS Od dziś ogłaszam, że notki będą się pojawiać co wtorek. Poniedziałki są dla mnie zbyt depresyjne xD
Omg strasznie mi się podobał ten rozdział tak samo jak tamte poprzednie. Teraz ten cały tydzień będzie dla mnie katuszą, bo już nie mogę sie doczekać kolejnego rozdziału :3
OdpowiedzUsuńAch, no fajnie, fajnie *-*
OdpowiedzUsuńMoje oczekiwania się opłaciły.
Tylko w oczy poraził mnie jeden fakt.
Izaya nie ma czerwonych oczu, tylko brązowe ^_^
Strasznie boli mnie ten błąd wykonywany przez autorów :3
Dla mnie natomiast wtorki są dniem depresji, poniedziałki znoszę "D
Coś chyba z przecinkami w niektórych miejscach było nie tak, ale jest bosko ^ ^
W sumie, to czekam na jakieś akcje. Ten rozdzialik był taki spokojny :c
Shizuo mógłby się zdenerwować, albo coś |D
I Izaya widać, że zaczyna coś czuć |D
Albo zawsze coś czuł |D
Chociaż nie, to zbyt wredna *słodka, piękna* menda D:
♥ Pozdrawiam ^ ^
Jak już to bordowe~!
UsuńO-
OdpowiedzUsuńHa-
Yo
Mi-
Szu-
San
~!
Cześć cześć i czołem.
(teraz zacznie się część, którą zawsze piszą nowi komentatorzy bloga)
Jestem Narya Anima i ostatnio zaczęłam to czytać. Przeczytałam już wszystkie posty i powiem, że szczerze to bardzo mi się podoba twój blog. Jest ciekawy i w ogóle...
(koniec nudnej części)
W każdym razie dzięki tobie poznałam P-420 i V-138... Kocham cię teraz jak Izaya wszystkich ludzi.
*Na stronie pojawia się napis: Miszu Dołaczył/a do polubionych przez Narya*
Jako psychopata, który spokojnie może zrozumieć myśli swojej bratniej duszy (czyt. Izai) to jestem pewna, że nasz kochany socjopata zaczął widzieć w Shizu-chan nie tyle człowieka co obiekt swoich uczuć...
Nante kawairashi (jak słodko) *full of sarcasm*
Tak btw wiadomość dla Izuśki: Według oficjalnych danych o postaci DRRR wydanych kilka lat temu Izaya MA czerwone oczy, NIE brązowe, ale w anime popełniono błąd... Hontōnohanashi wa , sore o sa rete inai nodesu ka? (true story, isn't it?)
W każdym razie, chce jeszcze~! Jak nie dasz to cię zjem!
Baju!
Czerwone? Cóż, to lipa. Według mnie do niego pasują brązowe ~
UsuńByć może, nie kłócę się. Kieruję się anime ~
Ale i tak twierdzę, że brąz lepiej pasuje, mimo, że czerwień też pasuje... .3.
Wiedziałam, że w anime Izaya ma brązowe oczy ale dałam mu czerwone, bo jakoś tak bardziej mi się podobały... ot, taki kaprys autorki :)
Usuńja nie mam teraz szkoły ale i tak ci nie zazdroszczę . lubie twojego bloga a to dopiero 5 rozdział a już tylke sie stało :D
OdpowiedzUsuńKocham *.* (Nie zdolna do wykrztuszenia czegokolwiek) <3
OdpowiedzUsuń