niedziela, 10 lutego 2013

Durarara!! "Zakład" - rozdział 5


ROZDZIAŁ 5

Przez to wczoraj zrobił Izaya cały dzisiejszy dzień chodziłem wkurzony. Nie próbowałem nawet nad sobą panować, chciałem się po prostu wyżyć. Znacząco zdezorganizowałem przy tym ruch drogowy ale nie obchodziło mnie to.

Co ten kleszcz sobie myślał?! Tak po prostu mnie pocałował!

Mój pierwszy pocałunek… z facetem? Ble…

Mimo, że już dawno skończyłem pracować, to nadal chodziłem po Ikebukuro.

- Shizu-chan~!

Tylko nie on. Błagam tylko nie on.

- Jak ci mija dzień?

- Źle – bąknąłem.

- Właśnie widziałem – zaśmiał się – Rozwaliłeś pół miasta… więc, co będziemy dzisiaj robić?

- Na pewno nie będziemy grać w karty! – warknąłem na niego.

- W takim razie chodźmy do kina

- Pff… dobrze się czujesz? – prychnąłem.

Co to w ogóle była za propozycja?

- Chcesz chyba obejrzeć nowy film ze swoim braciszkiem w roli głównej? Tak się składa, że dziś jest premiera

- Chcę, ale na pewno nie z tobą!

- Co to za różnica? Przecież to horror

No właśnie Shizuo – mówiłem sobie w myślach – To horror, a nie romans, więc w czym problem?

***

- Wierzysz w duchy? – szepnął Izaya, kradnąc mi popcorn.

Czemu nie kupił sobie własnego tylko cały czas jadł mój? To wkurzające!

- Oczywiście, że nie – bąknąłem, także szepcząc – Co to za pytanie?

- Bo skoro istnieje bezgłowa kobieta, to czemu duchy miałyby nie istnieć, co?

- Nie mów, że się boisz – na samą myśl o tym, lekko się uśmiechnąłem.

Izaya, który się czegoś boi, ciekawe… i nierealne…

- Skoro nie boję się ciebie, to czemu miałbym się bać duchów? – spytał.

Film był dobry. Kasuka jak zwykle grał świetnie. Nie żałowałem czasu spędzonego na oglądanie go. Żałowałem tylko, że poszedłem na niego z Izayą.

Kiedy ponownie zabrał mi trochę popcornu, wkurzyłem się i położyłem mu na kolanach całe pudełko, prawie rozsypując jego zawartość. Przynajmniej colę miał swoją… podła gnida…

- Wiesz, że to prawie randka? – wyszeptał mi do ucha Izaya, nachylając się nade mną.

- PRAWIE – warknąłem cicho, zgniatając pusty kartonik po swojej coli.

Naprawdę nie mam nic do homoseksualistów, niech robią co chcą ale mnie w to nie mieszają.

- Wiesz co? Po tym co zrobiłeś wczoraj i powiedziałeś przed chwilą odnoszę wrażenie, że zaczynasz powoli przegrywać zakład – prychnąłem.

- To, że się tobą bawię nie oznacza, że uważam cię za człowieka – powiedział, cicho się śmiejąc.

Bawi się mną?! Pieprzony kleszcz!

Może to nawet dobrze, że poszliśmy do kina. W końcu miałem robić z nim więcej zwykłych rzeczy, prawda?

Gdy film już się skończył i wyszliśmy z sali, Izaya spojrzał na zegarek w komórce.

- Co będziemy robić jutro? – zapytał, poprawiając swoją bluzę, która lekko przekręciła mu się na bok.

Wzruszyłem ramionami i założyłem swoje okulary, które wcześniej schowałem do kieszeni.

- Hmm… sądzę, że wypadałoby cię uprzedzić – zaczął – Wczoraj minął tydzień, odkąd uścisnęliśmy sobie dłonie, więc od jutra zaczynam cię oficjalnie wkurzać i prowokować – uśmiechnął się złośliwie.

- Jak miło… - mruknąłem, sarkastycznie.

***  

Dziś jest dziewiąty dzień naszego zakładu… Szczęśliwi czasu nie liczą, co nie? Tsk, z całą pewnością do nich nie należę.

- Hej, Shizu-chan? Miałeś kiedyś dziewczynę? – zapytał kleszcz, wylegując się na mojej kanapie.

- A co? Zazdrosny?

- Nie zgrywaj playboya, gdybyś miał kiedyś jakąś dziewczynę to bym wiedział – zaśmiał się.

- Więc po co pytałeś?! – warknąłem na niego.

- Byłem ciekaw twojej odpowiedzi, - westchnął – prawiczku – po czym dodał, śmiejąc się.

Rozgniotę mu łeb. Rozgniotę mu łeb. Rozgniotę mu łeb!

- Odezwał się ten, co daje dupy na prawo i lewo. Pewnie masz AIDS, pieprzona pijawko! – krzyknąłem.

- Jak zawsze nie miły – westchnął teatralnie – Ech… wprost uwielbiam cię wkurzać, ale kiedy nad sobą w miarę panujesz to wcale nie jest fajne – stęknął – Może za mało się staram?

Siedziałem cicho, patrząc na niego zdziwiony.

- To, na pewno cię zdenerwuje – mruknął, przysuwając się do mnie bliżej.

- Iza-

Za późno. Zanim zdążyłem nawet pomyśleć o odsunięciu się, Izaya mnie pocałował.

Poczułem jak się we mnie gotuje. W tym momencie naprawdę chciałem go zabić. Mimo, że użyłem tylko piętnastu procent swojej siły, to kleszcz i tak spadł z kanapy, gdy go odepchnąłem.

- Postanowione! – wydarłem się, wycierając usta rękawem – Gdy wygram zakład będę cię torturować, ty pieprzony pedale!

Leżał na ziemi, nadal lekko zdziwiony nagłym upadkiem na cztery litery i patrzył na mnie z powątpiewającym uśmieszkiem na tej swojej podłej mordzie.

- Jak torturować? – zapytał, podpierając się na łokciach.

- Jakoś na pewno – odpowiedziałem, nadal wkurzony.

- Cóż… jeżeli masz zamiar mnie tak gwałtownie odpychać, to w końcu zrobisz mi krzywdę i to ja wygram, a nie ty – uśmiechnął się.

- Jak w ogóle możesz całować kogoś kogo nienawidzisz?! – krzyknąłem na niego.

Wszelkie moje próby uspokojenia się, zdawały się na nic.

- Żeby podziwiać efekty – zaśmiał się – Ledwo nad sobą panujesz… zresztą, jesteś całkiem… - przekręcił głowę na bok, patrząc na mnie od góry do dołu i unosząc przy tym jedną brew – całkiem, całkiem

- Zamiast mnie denerwować, wpędzasz mnie w depresję – powiedziałem, siadając z powrotem na kanapie i schowałem twarz w dłoniach.

Podobałem się Izayi… gorzej być nie mogło.

- Pocieszyć cię? – zapytał jednoznacznym tonem, a potem zaczął się głośno śmiać.

- Bawi cię to?

Gdy skinął głową, modliłem się, żeby mu jej nie urwać.

- Ile jeszcze zostało czasu? – spytałem.

- Piętnaście minut – odpowiedział, patrząc w ekran swojej komórki.

- Będzie ciężko… - westchnąłem.

- Pesymista – bąknął, wstając z podłogi – Co będziemy robić jutro?

- Na pewno nie to co dzisiaj – wycedziłem przez zęby.

- Kocham kiedy pulsuje ci żyłka na skroni – zaśmiał się.

Zacisnąłem pięści i zamknąłem oczy, zaczynając wyobrażać sobie, że Izayi wcale tu nie ma.

Kiedy czas już minął i Izaya poszedł do domu, rozsiałem się na kanapie, ciężko wzdychając.

Skoro Shinra wie o naszym zakładzie, to z całą pewnością powiedział Celty, prawda?

„Jak spotkasz gdzieś tego gnojka Orihare, to przywal mu ode mnie. Tylko porządnie” – wysłałem jej smsa.

„Z przyjemnością” – odpisała.

*** 

Gdy następnego dnia byłem w drodze do apartamentu Izayi, miałem nadzieję, aby zobaczyć go co najmniej  z podbitym okiem. Niestety…

- Cześć, Shizu-chan – otworzył mi drzwi, jak zwykle przebiegle uśmiechnięty.

- A jednak Celty ci nie dowaliła – bąknąłem, wchodząc do środka.

- Dowaliła… – skrzywił się – Te jej rękawiczki zrobione z cienia są naprawdę twarde, zupełnie jakbyś to ty mi przywalił – mruknął, masując się po brzuchu.

- To dobrze – uśmiechnąłem się.

- Oko za oko, ząb za ząb, co nie Shizu-chan? – zapytał.

- Nie mów, ze oddałeś Celty?! Przecież to kobieta, matole! – wydarłem się na niego.

- Nie to miałem na myśli – zaśmiał się, a później najzwyczajniej w świecie obdarował mnie swoim prawym sierpowym.

Cóż, mimo, że Izaya na takiego nie wyglądał, to był dość silny. Chudy… ale mięśnie miał.

Trzymając się za policzek, starałem się opamiętać myśli, które mną właśnie targały.

- Jeśli ci życie miłe, to lepiej się odsuń – powiedziałem, wkurzony.

Pierwszy raz ten gnojek mnie uderzył! Tak po prostu wyjechał mi z pięści! Nigdy nawet nie pomyślałem, że mogłoby dojść do czegoś takiego.

- Czyżbym zranił twoją męską dumę? – zaśmiał się sarkastycznie – Jakoś nie jest mi przykro…

Złapałem go za koszulkę i przyciągnąłem do siebie. Menda wisiała dziesięć centymetrów nad ziemią, przez co pierwszy raz nasze głowy były na tej samej wysokości.

- Gdyby nie zależało mi na zobaczeniu twojej miny, gdy będziesz przegrywał zakład, to bym cię teraz zabił – wycedziłem przez  zęby.

Ledwo nad sobą panowałem. Serce obijało mi się o żebra i cały się gotowałem. Miałem jeden z większych przypływów adrenaliny, a najgorsze było to, że nie mogłem się wyżyć.

To jak patrzył się na mnie Izaya wcale mi nie pomagało. Jego mina i to jak wlepiał we mnie te wygłodniałe, czerwone oczy wkurzało mnie jeszcze bardziej. Zobaczyłem jak ukradkowo co ułamek sekundy spuszcza swój wzrok na moje usta.

- Wiem, co ci chodzi po głowie, więc nawet nie próbuj! – ryknąłem, puszczając go i odwróciłem się do niego plecami, robiąc kilka kroków przed siebie.

Spojrzałem na zegarek w telefonie.

- Dopiero pięć minut! – wysyczałem, wplatając palce we włosy.

Myślałem, że oszaleję. Starałem się zrobić wszystko, aby nie przestać myśleć jasno. Cały się trzęsłem i nerwowo pociły mi się ręce. Stałem tyłem do kleszcza i w myślach błagałem go, żeby nie zaczął mówić. Jego głos mógłby tylko pogorszyć stan w jakim się znajdowałem.

Prawie wyrywając sobie włosy, zsunąłem się na dół i usiadłem na podłodze, mocno zaciskając powieki.

Powstrzymywanie się przed uszkodzeniem twarzy Izayi było bolesne. Nawet podniesienie ciężarówki nie wymagało tyle wysiłku.

Jego kroki były wystarczająco ciche, abym zorientował się, że przy mnie kuca dopiero, gdy wziął w dłonie moją rękę.

Już jestem skończony… on chce wykorzystać to, że ledwo nad sobą panuję.

Czekałem, aż zrobi coś, aby mnie sprowokować, ale jedyne co poczułem to ukłucie w przedramieniu.

Otworzyłem oczy i zobaczyłem Izayę, nie okazującego nawet najmniejszej emocji na twarzy, który coś mi wstrzykiwał.

- Co ty-

Nie dokończyłem, ponieważ moja głowa opadła na jego ramię.

***  

Obudziłem się czując coś zimnego na policzku. Chciałem to odsunąć, więc machnąłem ręką. Czułem się zupełnie jak gdyby całe moje ciało się rozpływało. Mruknąłem cicho i otworzyłem oczy.

Nie był to najmilszy widok, ponieważ pierwszym co zobaczyłem był Izaya. Siedział na podłodze, tuż przy kanapie, na której leżałem i trzymał w ręce woreczek z kostkami lodu.

- Co za syf mi wstrzyknąłeś? – zapytałem, siadając.

Trochę kręciło mi się w głowie, ale nie było tak źle.

- Spałeś pięć godzin – powiedział beznamiętnie – Cały czas siedziałem przy tobie, więc nie musisz mnie widywać przez cztery dni – wstał i odłożył woreczek na stolik.

- Co?

- Godzina za każdy dzień. Masz cztery dni wolnego

- Pytałem co mi wstrzyknąłeś?!

Wkurzający jak zawsze… o co chodzi z tym brakiem emocji na twarzy?! Naćpał się czy jak? Nie, to mnie naćpał!

- Gadaj co mi podałeś! – złapałem go za koszulkę i dość mocno nim potrząsnąłem.

Uciekł wzrokiem w bok i starał się ode mnie odsunąć.

- Nic co by ci zaszkodziło – powiedział.

- Co z tobą jest nie tak, mendo?! – ponownie nim potrząsnąłem.

- Shizuo, wyświadczyłem ci przysługę, więc puść mnie i uspokój się – mruknął, w końcu obdarowując mnie spojrzeniem.

Zdziwiłem się tym co usłyszałem i rozluźniłem uścisk na jego koszulce. To był pierwszy raz, gdy Izaya nie użył tej głupiej ksywki.

- Na pewno jesteś Izayą? – zmarszczyłem lekko brwi.

Może i brzmiało to jak żart, ale byłem w stu procentach poważny.

- Mam być Izayą? – zapytał.

Pytanie trochę zbiło mnie z tropu. O co mu chodziło?

- Mam zachowywać się jak zawsze i cię denerwować? – przekręcił głowę na bok, w końcu się uśmiechając.

Może i nienawidzę tego uśmiechu, ale jestem do niego tak przyzwyczajony, że niewidywanie go jest dziwne.

- Naprawdę tego chcesz? – zaśmiał się – Lepiej ciesz się, że idę ci na rękę i pomogłem. Gdybym nie wstrzyknął ci tego – pomachał mi przed nosem jakąś małą buteleczką – to dawno już by cię poniosło i byś przegrał

- Więc czemu to zrobiłeś? – spytałem.

Mówił, że nigdy nie przegrywa, więc skoro był tak bliski wygranej czemu z niej zrezygnował?

- Czasem, żeby zostać zwycięzcą nie trzeba wygrać – odpowiedział.

Tak… to z całą pewnością był Izaya. Skoro nie rozumiałem jego logiki, to na pewno był on.

- Nie mów, że powiedział ci to jakiś stary mistrz karate, kung fu, czy innego badziewia – mruknąłem, wstając z kanapy.

Izaya zaczął się śmiać, ale ja nie widziałem w tym nic śmiesznego.

- Do środy, Shizu-chan~! – wykrzyknął, gdy wychodziłem.

Kiedy już opuściłem budynek, zacząłem iść w stronę metra. Nie wiem co podał mi ten mały gnojek, ale nadal odczuwałem efekty. Co prawda nie zataczałem się, ale trochę kręciło mi się w głowie i mimo, że przed chwilą spałem, to nadal byłem śpiący.

Wchodząc do domu wydałem z siebie ciężkie westchnienie i od razu udałem się do sypialni. Położyłem się w łóżku, nawet nie przejmując się tym, że nadal miałem na sobie strój barmana.

- Zero Izayi przez cztery dni… – mruknąłem w poduszkę.

To jak wakacje! W dodatku jutro sobota i nie trzeba iść do pracy… po prostu, zajebiście.

~~~~~~~~~~~~
No to nasz Shizu-chan ma wakacje~! 
Trochę wcześniej zdjęli mi gips i muszę jutro iść do szkoły T^T

Tak w ogóle to ostatnio zaczął mi się podobać pairing ShikixIzaya... ale i tak nic nie pobije Shizayi :D

9 komentarzy:

  1. CZEKAŁAM, CZEKAŁAM! I SIĘ DOCZEKAŁAM!
    Boże, jak ty cudownie piszesz!
    Kocham twoje opowiadania, niektóre przeczytałam po 2, 3 razy *^*
    Jesteś moją ulubioną pisarką Shizayi!
    Ale... Żałuję, że Shizuo ma wakacje.
    Kibicuję Izayi, ponieważ to mój ulubiony bohater. I jest słodki, dobry i w ogóle ;w;
    Aż mi się go szkoda zrobiło. On na pewno kocha Shizusia, więc dlatego mu to coś wstrzyknął.. Boże, ile emocji.
    Kiedy nowa notka :3?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podobało :) Co do nowej notki, to w walentynki będą oneshoty, a następny rozdział "Zakładu" we wtorek.

      Usuń
    2. Który wtorek ;w;?
      Ten po Walentynkach, czy ten przed |D?

      Usuń
    3. Ten po Walentynkach, sorki, że zapomniałam napisać *facepalm* gdzie ja mam głowę xD

      Usuń
  2. Świetny rozdzialik. Czekam zniecierpliwiona na dalsze rozdziały. Przy okazji jesteś na FB w grupie Yaoi RPG? Można tam znaleźć dużo fajnych opowiadań i Shizayi też jest dużo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyno, (bo chyba nią jesteś, nie? Jak nie, to wybacz mi zniewagę) czy ty wiesz, że masz zadatki na cudotwórcę? Odsuwając na chwilę ten niesamowity fanfick Shizayi, bo o nim zamierzam rozpisać się w 3/4 tego komentarza, zrobiłaś coś niewiarygodnego! Swoją twórczością zmusiłaś mnie do zalogowania się moje konto, które odwiedzam może 2-3 razy na miesiąc, a to tylko po to, by skomentować ten zacny blog. Naprawdę, podziwiam cię.
    A kolejnym powodem, dla którego chylę ci czoła, jest to zacne opowiadanie (a może książka? tak to chyba łatwiej nazwać...). Przede wszystkim doskonale wychodzą ci kreacje postaci, które niemal idealnie oddają ich oryginalny charakter! Co prawda, trudno mi się przyzwyczaić do spokojnego Shizuo, który jedynie w myślach rzuca w Izayę automatami, ale pomysł sam w sobie bardzo fascynujący. Orihara tu przedstawiony podoba mi się całkowicie, kocham go równie mocno, jak tego z anime/mangi. Jak wspominałam, pomysł mnie zaintrygował. Może dlatego, że ja - w przeciwieństwie do bohaterów - jestem połowiczną hazardzistką i uwielbiam zakłady. Osobiście, to sercem jestem za Izayą, ale gdyby Shizuś wygrał, też nie byłoby źle. Najbardziej to jestem ciekawa, w jaki sposób pan Heiwajima chce sprawdzić, kiedy zostanie wliczony w zasłużoną grupę ,,wszystkich ludzi'' i jak będzie wyglądać, to co zrobi zwycięzca z przegranym.
    Twoje oneshoty urodzinowe, całe spędziłam czytając z podłogi, bo ze śmiechu nie mogłam wstać. A irytacja Shizuo spowodowana ciągłym przegrywaniem, mnie po prostu rozwaliła.
    Ale wiesz co jeszcze jest zajefajne? Twój styl pisania! Lekki, zabawny, dobrze oddający uczucia bohatera, ale nie narzucający się z nimi. Wychwalam cię za niego, bo ani nie przesadzasz, ani nie pozostawiasz jedynie suchych informacji.
    Waa, jak zwykle komentarz wyszedł mi dłuższy niż chciała, ale co zrobić, gdy wprost rozpiera mnie ekscytacja na tak niesamowite rozdziały?
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyli teraz mam wolne tak , ja też mam teraz wakacje do pon.od czw. hah a to ciekawe, czy shizuo zatęsknij za kleszczem . ale ta zmiana zachowania u izayi mnie zdziwiła .

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak~! Nic nie pobije~! <3 Kocham twoje rozdziały. Interesujący jest fakt iż twoje opowiadanie trafiły idealnie w mój gust, mimo, że większość średnio mi się podoba :)
    Skoro te posty publikowałaś już dawno, nie będę ci życzyć weny, ani nic podobnego, bo po co ci w takim momencie :P
    Więc po prostu, pozdrawiam~!

    OdpowiedzUsuń