Ohayo~! Nareszcie, przyszła pora na zamieszczenie mojego ulubionego rozdziału~!
ROZDZIAŁ 4
- Słuchaj, Shizuo-kun - zaczął ostrożnie, zupełnie jakby bojąc się mnie zdenerwować - Słyszałem plotki... nie żeby mnie, to obchodziło czy coś, ale... ‘podobno’ ostatnio dość często pokazujesz się w Ikebukuro razem z Izayą i ‘podobno’ wcale nie skaczecie sobie do gardeł. Czy to prawda?
- To... dość długa historia... - mruknąłem.
Kadota jest moim starym przyjacielem, więc uznałem, że jemu mogę chyba powiedzieć.
- Jak myślisz uda ci się wygrać ten zakład? - spytał, gdy już go wtajemniczyłem.
- Oczywiście, że tak
- Więc, życzę szczęścia - uśmiechnął się.
Pogadaliśmy jeszcze jakieś dziesięć minut, po czym każdy z nas poszedł w swoją stronę.
Kiedy wszedłem do budynku i wdrapałem się po schodach na swoje piętro, zobaczyłem tego gnojka Orihare, siedzącego pod moimi drzwiami.
- Już myślałem, że zabłądziłeś wracając z pracy - uśmiechnął się, po czym wstał - Nie chciało mi się targać ze sobą pudełka z grą, ale karty powinny wystarczyć
- A miałem nadzieję, że zdążę sobie odpocząć, przed spotkaniem z tobą - westchnąłem, otwierając drzwi i niechętnie wpuściłem go do środka.
Zauważyłem, że tym razem nie miał na sobie swojej kurtki tylko jakąś cienką bluzę z kapturem i krótkim rękawkiem a z pod spodu wystawały mu dłuższe rękawy. Jeśli mam być szczery, to wyglądał w tym młodziej i drobniej.
Rozsiadł się wygodnie na mojej kanapie i czekał.
Tak jak zawsze po powrocie z pracy ściągnąłem okulary, muchę i kamizelkę, lekko rozpinając koszulę. W domu było goręcej niż na dworze, a ja przez buzującą się adrenalinę na widok tego kleszcza wręcz się gotowałem.
- W co dokładnie chcesz grać? - zapytałem, biorąc głęboki oddech i usiadłem naprzeciwko niego.
Odpowiedzenie zajęło mu chwilę, ponieważ zboczeniec znowu pożerał mnie wzrokiem! Najbardziej irytował mnie błysk satysfakcji w jego oczach, gdy patrzył się na wystający z pod mojej koszuli kawałek blizny, której był twórcą.
- Umiem grać tylko w pokera - oznajmił.
- Nie lubię hazardu
- Nie zwykłem grać na pieniądze - pokręcił głową, tasując talię.
- Więc na co?
- A co przed chwilą zrobiłeś ze swoją kamizelką - spytał, podnosząc sugestywnie jedną brew.
Zamurowało mnie.
- Ale nie martw się - zaśmiał się, widząc moją zdziwioną minę - My możemy grać o satysfakcję ze zwycięstwa
Zaczął rozdawać karty.
Przegrałem. Potem znowu. I znowu. I znowu. I kurwa jego jebana mać ZNOWU!!!
- Izaya! - wydarłem sie na niego, wstając i rzuciłem karty byle gdzie.
- Słucham, Shizu-chan? - zapytał spokojnie, nadal nie odrywając wzroku od swoich kart.
- Rozbieraj się! - warknąłem na niego.
Spojrzał się na mnie z ukosa.
- Jeśli jednak chcesz grać w rozbieranego, to nie ma co się denerwować. Wystarczy powiedzieć
- Nie! Rozbieraj się! - przycisnąłem go do kanapy.
- Shizu-chan, co ty...
Wkurzony ściągnąłem z niego bluzę i koszulkę.
- Ja to kurwa wiedziałem!
Spod jego koszulki wyleciało kilka kart.
- Oszukiwałeś!! - ryknąłem na niego - Ty podła gnido! Nie mów, że scrable też wygrałeś nieuczciwie?!
- Shizu-chan, mógłbyś oddać mi moje ubrania, bo zaczynam mieć brudne myśli
- A idź mi ty! Zboczeniec... - odsunąłem się od niego i rzuciłem mu jego zapchlone ciuchy na twarz.
- Mimo wszystko jestem pełen podziwu... - mruknął, ubierając koszulkę, a bluzę palnął gdzieś na bok - Zdenerwowałeś się, ale nie zrobiłeś mi krzywdy. Naprawdę zależy ci na tym zakładzie
Nadal się do niego nie odzywałem.
- Jesteś jak dziecko - zaśmiał się - Nie umiesz przegrywać
Zapadła niezręczna cisza. On patrzył się na mnie zadowolony, a ja byłem na niego za bardzo wkurwiony, żeby się coś powiedzieć.
- Dziwi mnie to, że jeszcze nie zauważyłeś - zaśmiał się.
- Czego znowu nie zauważyłem? - warknąłem.
- Gdy przygwoździłeś mnie do kanapy, wbiłem ci nóż w udo
Spojrzałem na swoje zakrwawione spodnie, po czym poczułem jak niebezpiecznie zadrgała mi brew.
- Idę do Shinry - mruknąłem, zakładając kamizelkę i muchę.
Nawet nie zauważyłem kiedy Izaya wziął sobie moje okulary i założył je na głowę.
- Brew ci znowu drga – powiedział uśmiechnięty, ubierając bluzę - Idę z tobą, mam robotę dla Celty, więc skoro jest okazja to, załatwię to osobiście
Bez słowa otworzyłem przed nim drzwi i starałem się go nimi nie zabić.
Szliśmy razem w stronę mieszkania Shinry, a ludzie patrzyli się na nas jak na kosmitów. Ja dość obficie krwawiłem, idąc sobie jak gdyby nigdy nic, a ta parszywa menda podskakiwała, nadal nosząc moje okulary na głowie – jak jakieś trofeum. Sam fakt, że szliśmy obok siebie musiał być dla nich dziwny, a co dopiero reszta.
Gdy Shinra otworzył nam drzwi, wyglądał jakby zaraz miały mu wyskoczyć oczy.
Izaya z nieukrywaną ekscytacją przyglądał się jak siedziałem w bokserkach na kanapie u okularnika.
- Jak długo masz jeszcze zamiar nosić moje okulary? - warknąłem na niego.
- Bardzo długo - uśmiechnął się - To moja korona i chyba ci już jej nie oddam
- Korona - powtórzyłem bliski załamania, chowając twarz w dłoniach.
Do salonu wszedł Shinra, niosąc swoją torbę lekarską i zajął się moją raną.
Strasznie wkurzało mnie to, pożądliwe spojrzenie czerwonych oczu. To jak ekscytowała go moja krew było chore.
- Shinra pograsz razem z nami kiedyś w scrable? - zapytał Izaya, siadając obok mnie.
- Ja już więcej z tobą nie gram, podły oszuście! - warknąłem, zaciskając dłonie i modliłem się, żeby go nimi nie udusić.
- Spasuje Izaya - uśmiechnął się doktorek, nadal skupiony na mojej ranie - Zaraz... Graliście razem w scrable?!
Orihara wyjaśnił mu wszystko odnośnie naszego zakładu.
- Shizuo podziwiam cię za to, że nadal z nim wytrzymujesz - skomentował Shinra, gdy dowiedział się już wszystkiego.
- A mnie to nikt nie podziwia? Jakie to smutne - pokręcił głową z dezaprobatą kleszcz.
- Zamknij się i stąd wyjdź - wycedziłem przez zęby - Godzina już dawno minęła
- W sumie masz rację, Shizu-chan - mruknął wstając z kanapy - Wygląda na to, że Celty nie ma w domu... Przekaż jej to ode mnie, Shinra – powiedział, kładąc złożoną na pół karteczkę na stole i wyszedł z mieszkania.
- Zapierdolił mi okulary! - warknąłem.
***
Chciałem być przebiegły. Chciałem udawać, że Izaya mnie nie denerwuję, ale… to było zbyt trudne.
W pracy miałem dziś piekło. Wkurzał mnie każdy, dosłownie każdy. Tak okropnego dnia nie miałem jeszcze nigdy, a gdy pomyślałem sobie o tym, że będę musiał się jeszcze spotkać z tym idiotą...
Wszedłem zmęczony do domu i od razu wpakowałem się pod prysznic. Zacząłem zmywać z siebie kurz, tynk i inne pyłki, którymi się ubrudziłem, gdy robiłem dziś pobojowisko z jednej z uliczek Ikebukuro. Wyszedłem z kabiny, owinąłem się ręcznikiem i spojrzałem w lustro.
Odrosty – kolejna rzecz, której nienawidzę. Czy ten dzień nie mógł być jeszcze gorszy? Wyciągnąłem z szafki farbę do włosów i zacząłem rozrabiać mieszankę. Gdy skończyłem poszedłem do sypialni się ubrać. Założyłem jakieś dresowe spodnie i t-shirt – nie miałem zamiaru już nigdzie dzisiaj wychodzić.
Czemu? Czemu mam dzisiaj jeszcze tyle do zrobienia?
Muszę wyprasować swój strój barmana na jutro, wsadzić do pralki ten, który ubrudziłem dzisiaj. Trzeba zrobić też coś na obiad. Było tego o wiele więcej…
Nie chciało mi się bawić w kucharza, więc wrzuciłem na patelnię pokrojonego w plasterki kurczaka i dodałem jakieś zamrożone warzywa z ryżem. Miałem właśnie nakładać, kiedy usłyszałem dzwonek.
Powlokłem się jak na ścięcie i otworzyłem drzwi, po czym nawet nie zaszczycając spojrzeniem mojego gościa, wróciłem do kuchni – po prostu wiedziałem kto to.
- Bardzo miłe powitanie, Shizu-chan – powiedział – Też miło mi cię widzieć
Usłyszałem jak zamyka za sobą drzwi i wszedł za mną do kuchni. Patrzyłem na niego zmęczonym wzrokiem i jadłem swój posiłek.
- Zgaduję, że się nie podzielisz – mruknął, odsuwając sobie krzesło i usiadł naprzeciwko mnie.
Miał na sobie tą samą bluzę co wczoraj. Wyciągnął z kieszeni papierową paczkę. Gdy ją odpakował okazało się, że znajdują się tam kanapki.
- Po co to ze sobą wziąłeś? – spytałem zdziwiony.
- Jestem głodny, a byłem w stu procentach pewien, że mnie nie poczęstujesz i jak widać, nie myliłem się – powiedział, po czym zaczął jeść.
Zaśmiałem się.
Dziś nie był taki wkurzający… z jednym małym wyjątkiem.
- Ściągniesz w końcu moje okulary ze swojej głowy? To nie jest opaska! Nosi się je na nosie, idioto!
- Nie – mruknął, z pełną buzią – Chyba, że dostanę coś w zamian
- Co takiego?
- Chcę twoją muchę – powiedział.
Cóż… okulary mam tylko jedne, a muchy? Mam ich chyba dwadzieścia… Wstałem od stołu i przyniosłem mu jedną z nich, a on oddał mi moje okulary.
Ja w to nie wierzyłem… nie mogłem wytrzymać i wybuchłem śmiechem, łapiąc się za brzuch.
- Fajnie? – zapytał, przekręcając głowę na bok, a nawet uśmiechnął się tak jakoś przyjaźniej niż zwykle.
- Wyglądasz… jak dziewczynka – wysapałem, nadal się śmiejąc i o mały włos nie spadłem z krzesła.
On założył moją muchę na głowę! Wyglądał jakby miał kokardkę!
Otarłem łzy i uspokoiłem się trochę, ale gdy ponownie na niego spojrzałem, zacząłem się znowu śmiać.
- No więc teraz mam na imię Kanra – wymamrotał, kładąc się na moim stole.
- Czemu Kanra? – zdziwiłem się.
- Kiedy rozmawiam na czacie, czasem udaję dziewczynę… i wtedy właśnie jestem Kanra – powiedział sennym głosem.
- Chyba tu nie zaśniesz, co nie? – zapytałem, ale było już za późno.
Tak, po prostu sobie zasnął? Właściwie to miał ogromne worki pod oczami… on w ogóle spał tej nocy? Chyba raczej nie.
Ten cały jego nocny tryb życia… czy on się chcę w te sposób wykończyć? Jest w moim wieku, a już ma zmarszczki pod oczami… pewnie od ciągłego gapienia się w ekran.
Normalnie to zostawiłbym go na tym stole i zajął się swoimi sprawami, ale… W tej ‘kokardce’ wyglądał tak słodko, że po prostu nie potrafiłem odstąpić go na krok. Przeniosłem go na kanapę i przykryłem kocem. Nigdy nie widziałem, żeby spał. Na jego twarzy jeszcze nigdy nie malował się taki spokój… Przez tą muchę na głowie, naprawdę wyglądał jak dziewczyna. Ściągnąłem mu ją z głowy, aby się nie wygniotła i położyłem ją na stoliku do kawy. Teraz gdy spał, to nawet bez niej wyglądał słodko.
Cóż… niezależnie od tego jak bardzo chciałem patrzeć na rzadki okaz jakim jest słodki Orihara, musiałem zająć się tym i owym.
Zrobiłem pranie, wyprasowałem je i pozmywałem naczynia po obiedzie.
Kiedy skończyłem, usiadłem w fotelu i patrzyłem na śpiącego bruneta, paląc papierosa.
Nie wyglądał na złego. Właściwie, gdybym go nie znał mógłbym teraz powiedzieć, że jest uosobieniem dobra. Gdy nie ma tego spojrzenia i uśmiechu jest jakiś inny. Wygląda na niewinnego. Zupełnie jak gdyby nie był dupkiem, przez którego zabiło się wielu ludzi. Jak gdyby nie czerpał przyjemności z wkurzania mnie. Jak gdyby nie był szaleńcem.
Wyglądał normalnie. Jak każdy inny człowiek.
Izaya spał jeszcze jakieś pół godziny, ponieważ obudził go jego dzwoniący telefon.
- Halo? – mruknął do słuchawki, przecierając oczy – Nie teraz… Przecież wczoraj… co?
Żałowałem, że nie słyszałem tego co mówi jego rozmówca.
- Ale… - zmarszczył brwi, a w jego oczach zobaczyłem uwielbiany przez siebie błysk dzikości.
Ciekawe czym się tak zdenerwował?
Otarłem łzy i uspokoiłem się trochę, ale gdy ponownie na niego spojrzałem, zacząłem się znowu śmiać.
- No więc teraz mam na imię Kanra – wymamrotał, kładąc się na moim stole.
- Czemu Kanra? – zdziwiłem się.
- Kiedy rozmawiam na czacie, czasem udaję dziewczynę… i wtedy właśnie jestem Kanra – powiedział sennym głosem.
- Chyba tu nie zaśniesz, co nie? – zapytałem, ale było już za późno.
Tak, po prostu sobie zasnął? Właściwie to miał ogromne worki pod oczami… on w ogóle spał tej nocy? Chyba raczej nie.
Ten cały jego nocny tryb życia… czy on się chcę w te sposób wykończyć? Jest w moim wieku, a już ma zmarszczki pod oczami… pewnie od ciągłego gapienia się w ekran.
Normalnie to zostawiłbym go na tym stole i zajął się swoimi sprawami, ale… W tej ‘kokardce’ wyglądał tak słodko, że po prostu nie potrafiłem odstąpić go na krok. Przeniosłem go na kanapę i przykryłem kocem. Nigdy nie widziałem, żeby spał. Na jego twarzy jeszcze nigdy nie malował się taki spokój… Przez tą muchę na głowie, naprawdę wyglądał jak dziewczyna. Ściągnąłem mu ją z głowy, aby się nie wygniotła i położyłem ją na stoliku do kawy. Teraz gdy spał, to nawet bez niej wyglądał słodko.
Cóż… niezależnie od tego jak bardzo chciałem patrzeć na rzadki okaz jakim jest słodki Orihara, musiałem zająć się tym i owym.
Zrobiłem pranie, wyprasowałem je i pozmywałem naczynia po obiedzie.
Kiedy skończyłem, usiadłem w fotelu i patrzyłem na śpiącego bruneta, paląc papierosa.
Nie wyglądał na złego. Właściwie, gdybym go nie znał mógłbym teraz powiedzieć, że jest uosobieniem dobra. Gdy nie ma tego spojrzenia i uśmiechu jest jakiś inny. Wygląda na niewinnego. Zupełnie jak gdyby nie był dupkiem, przez którego zabiło się wielu ludzi. Jak gdyby nie czerpał przyjemności z wkurzania mnie. Jak gdyby nie był szaleńcem.
Wyglądał normalnie. Jak każdy inny człowiek.
Izaya spał jeszcze jakieś pół godziny, ponieważ obudził go jego dzwoniący telefon.
- Halo? – mruknął do słuchawki, przecierając oczy – Nie teraz… Przecież wczoraj… co?
Żałowałem, że nie słyszałem tego co mówi jego rozmówca.
- Ale… - zmarszczył brwi, a w jego oczach zobaczyłem uwielbiany przez siebie błysk dzikości.
Ciekawe czym się tak zdenerwował?
- Możesz mnie pocałować nie powiem gdzie – powiedział, uśmiechając się od ucha do ucha – Nigdzie się nie ruszam, radź sobie sam – zaśmiał się – Jeżeli nie chcesz zrobić tego sam to komuś zapłać, ale mnie w to nie mieszaj – bąknął, po czym rozłączył się.
Był wkurzony. Strasznie. Widziałem to w jego spojrzeniu. Ton jego głosu był taki jak zawsze, wyraz twarzy zresztą też, ale… oczy… Jego oczy były przepełnione nienawiścią, nawet na mnie nigdy się tak nie patrzył.
Widziałem jak wycisza telefon, a później zwrócił się do mnie.
- Przeniosłeś mnie, Shizu-chan i w dodatku dałeś mi swój koc… a mogłeś mnie najzwyczajniej w świecie wystawić za drzwi jak jakąś przybłędę. Serce ci zmiękło czy zawsze taki byłeś? – zapytał.
W jego spojrzeniu bardzo dokładnie widziałem, że chce mnie zdenerwować. Mimo wszystko nie potrafiłem się na niego wkurzyć.
- Pogramy w karty? – spytał.
- Nie – odpowiedziałem, sam dziwiąc się tym jak bardzo spokojny był mój głos.
- Piłeś melisę? – zapytał.
- Nie – zaśmiałem się – Chodzi o to, że po tym jak widziałem cię w kokardce, nie potrafię się już na ciebie zdenerwować. Przynajmniej na razie
Usiadł, wziął do rąk muchę ze stolika i zaczął ją przewracać w dłoniach.
- Ciekawe… - mruknął.
- Zostało piętnaście minut – powiedziałem.
- Zmarnowałem cały czas na spanie… – powiedział cicho do siebie, nadal patrząc się na muchę – Shizu-chan pograjmy w karty…
- Nie! – warknąłem na niego.
- A jeśli obiecuję, że nie będę oszukiwać?
- Jeśli obiecujesz, to ci nie uwierzę – burknąłem.
- Shizu-chan… no nie bądź taki…
Westchnąłem.
Był wkurzony. Strasznie. Widziałem to w jego spojrzeniu. Ton jego głosu był taki jak zawsze, wyraz twarzy zresztą też, ale… oczy… Jego oczy były przepełnione nienawiścią, nawet na mnie nigdy się tak nie patrzył.
Widziałem jak wycisza telefon, a później zwrócił się do mnie.
- Przeniosłeś mnie, Shizu-chan i w dodatku dałeś mi swój koc… a mogłeś mnie najzwyczajniej w świecie wystawić za drzwi jak jakąś przybłędę. Serce ci zmiękło czy zawsze taki byłeś? – zapytał.
W jego spojrzeniu bardzo dokładnie widziałem, że chce mnie zdenerwować. Mimo wszystko nie potrafiłem się na niego wkurzyć.
- Pogramy w karty? – spytał.
- Nie – odpowiedziałem, sam dziwiąc się tym jak bardzo spokojny był mój głos.
- Piłeś melisę? – zapytał.
- Nie – zaśmiałem się – Chodzi o to, że po tym jak widziałem cię w kokardce, nie potrafię się już na ciebie zdenerwować. Przynajmniej na razie
Usiadł, wziął do rąk muchę ze stolika i zaczął ją przewracać w dłoniach.
- Ciekawe… - mruknął.
- Zostało piętnaście minut – powiedziałem.
- Zmarnowałem cały czas na spanie… – powiedział cicho do siebie, nadal patrząc się na muchę – Shizu-chan pograjmy w karty…
- Nie! – warknąłem na niego.
- A jeśli obiecuję, że nie będę oszukiwać?
- Jeśli obiecujesz, to ci nie uwierzę – burknąłem.
- Shizu-chan… no nie bądź taki…
Westchnąłem.
- Zresztą… co mi szkodzi
- Pograjmy o coś – powiedział brunet.
- Już mówiłem, że nie lubię hazardu
- Ja też nie – wzruszył ramionami – Jak wygrasz, to dam ci mój nóż
- Po co mi on?
Izaya zignorował moje pytanie.
- A jak ja wygram, to ty będziesz musiał… - zastanowił się przez chwilę – Dać mi całusa~!
- Pojebało cię?! – ryknąłem, zrywając się z fotela.
- Masz idealną motywację do tego, aby wygrać, Shizu-chan – uśmiechnął się złowrogo.
Pijawka zaczęła tasować karty, kompletnie ignorując moje dalsze sprzeciwy i wyzwiska.
Gdybym nie był ateistą, zacząłbym się modlić o wygraną. Nie chciałem noża Izayi, po prostu za wszelką cenę nie mogłem przegrać.
- Poker! – wykrzyknąłem wdzięczny losowi, rzucając swoje karty na stolik.
Na twarzy Izayi zagościł złowrogi uśmiech. Czemu się cieszy skoro przegrał?
- Poker Królewski – powiedział spokojnie, nadal się uśmiechając i pokazał mi swoje karty.
- CO?! – wydarłem się.
- Wygrałem – zaśmiał się cicho.
- Nie… - stęknąłem, chowając twarz w dłoniach – Szansa na Pokera Królewskiego wynosi jakieś 0,0001539077%! Przyznaj się, znowu oszukiwałeś!
- To jak bardzo mi nie ufasz jest okrutne… - zaśmiał się.
- Nie dam ci żadnego całusa! Możesz co najwyżej pomarzyć – bąknąłem.
- Ja też nie za bardzo chcę, żebyś mnie całował ale powinieneś wykazać się odrobiną dumy i z honorem znieść karę, wiesz Shizu-chan?
Nie ma bata, żeby mój pierwszy pocałunek wyglądał właśnie tak i to w dodatku z nim?! Haha, dobre żarty.
Izaya wstał i nachylił się nade mną.
- Zawsze sam mogę sobie wziąć nagrodę – mruknął cicho.
- Nawet nie pró-
Gdy poczułem jego chłodne wargi na swoich własnych, chciałem go odepchnąć ale z jakiegoś powodu nie potrafiłem się ruszyć. Z początku było to tylko lekkie muśnięcie ale później Izaya przysunął się bliżej i polizał moją dolną wargę. Nagle odsunął się i spojrzał na mnie.
- Twój wyraz twarzy jest bezcenny – powiedział wyraźnie zadowolony – Najzabawniejsze jest to, że nieważne jak bardzo byś chciał nie możesz zrobić mi krzywdy, bo wtedy wygram zakład i cię zabiję – zaśmiał się.
Nie odpowiedziałem nadal lekko oszołomiony. Czułem jak wali mi serce i coś skręcało mi się w żołądku. Zaraz chyba zwymiotuję…
- Hmm… czyli mogę ci zrobić co chcę, a ty i tak będziesz musiał się kontrolować – mruknął, siadając mi na kolanach.
- Izaya godzina już dawno minęła – powiedziałem, nieobecnym głosem.
- Możemy chyba załatwić dziś też tę jutrzejszą, nie sądzisz? – zapytał, przysuwając się do mojej szyi.
Kiedy poczułem na skórze jego ciepły oddech, czułem jak dostaję gęsiej skórki.
- Nie, nie możemy – bąknąłem, ściągając go z siebie i uważałem, aby nie rzucić nim o ścianę – A teraz wynocha! – warknąłem, otwierając mu drzwi wyjściowe.
~~~~~~~~~~~~~~~
BUAHAHA! Pisanie tego było zabawne :D
Następny rozdział w niedzielę
Walentynki się zbliżają i oneshoty dla was zapowiadają ;P
- Pograjmy o coś – powiedział brunet.
- Już mówiłem, że nie lubię hazardu
- Ja też nie – wzruszył ramionami – Jak wygrasz, to dam ci mój nóż
- Po co mi on?
Izaya zignorował moje pytanie.
- A jak ja wygram, to ty będziesz musiał… - zastanowił się przez chwilę – Dać mi całusa~!
- Pojebało cię?! – ryknąłem, zrywając się z fotela.
- Masz idealną motywację do tego, aby wygrać, Shizu-chan – uśmiechnął się złowrogo.
Pijawka zaczęła tasować karty, kompletnie ignorując moje dalsze sprzeciwy i wyzwiska.
Gdybym nie był ateistą, zacząłbym się modlić o wygraną. Nie chciałem noża Izayi, po prostu za wszelką cenę nie mogłem przegrać.
- Poker! – wykrzyknąłem wdzięczny losowi, rzucając swoje karty na stolik.
Na twarzy Izayi zagościł złowrogi uśmiech. Czemu się cieszy skoro przegrał?
- Poker Królewski – powiedział spokojnie, nadal się uśmiechając i pokazał mi swoje karty.
- CO?! – wydarłem się.
- Wygrałem – zaśmiał się cicho.
- Nie… - stęknąłem, chowając twarz w dłoniach – Szansa na Pokera Królewskiego wynosi jakieś 0,0001539077%! Przyznaj się, znowu oszukiwałeś!
- To jak bardzo mi nie ufasz jest okrutne… - zaśmiał się.
- Nie dam ci żadnego całusa! Możesz co najwyżej pomarzyć – bąknąłem.
- Ja też nie za bardzo chcę, żebyś mnie całował ale powinieneś wykazać się odrobiną dumy i z honorem znieść karę, wiesz Shizu-chan?
Nie ma bata, żeby mój pierwszy pocałunek wyglądał właśnie tak i to w dodatku z nim?! Haha, dobre żarty.
Izaya wstał i nachylił się nade mną.
- Zawsze sam mogę sobie wziąć nagrodę – mruknął cicho.
- Nawet nie pró-
Gdy poczułem jego chłodne wargi na swoich własnych, chciałem go odepchnąć ale z jakiegoś powodu nie potrafiłem się ruszyć. Z początku było to tylko lekkie muśnięcie ale później Izaya przysunął się bliżej i polizał moją dolną wargę. Nagle odsunął się i spojrzał na mnie.
- Twój wyraz twarzy jest bezcenny – powiedział wyraźnie zadowolony – Najzabawniejsze jest to, że nieważne jak bardzo byś chciał nie możesz zrobić mi krzywdy, bo wtedy wygram zakład i cię zabiję – zaśmiał się.
Nie odpowiedziałem nadal lekko oszołomiony. Czułem jak wali mi serce i coś skręcało mi się w żołądku. Zaraz chyba zwymiotuję…
- Hmm… czyli mogę ci zrobić co chcę, a ty i tak będziesz musiał się kontrolować – mruknął, siadając mi na kolanach.
- Izaya godzina już dawno minęła – powiedziałem, nieobecnym głosem.
- Możemy chyba załatwić dziś też tę jutrzejszą, nie sądzisz? – zapytał, przysuwając się do mojej szyi.
Kiedy poczułem na skórze jego ciepły oddech, czułem jak dostaję gęsiej skórki.
- Nie, nie możemy – bąknąłem, ściągając go z siebie i uważałem, aby nie rzucić nim o ścianę – A teraz wynocha! – warknąłem, otwierając mu drzwi wyjściowe.
~~~~~~~~~~~~~~~
BUAHAHA! Pisanie tego było zabawne :D
Następny rozdział w niedzielę
Walentynki się zbliżają i oneshoty dla was zapowiadają ;P
Witam~!
OdpowiedzUsuńMiałam dzisiaj paskudny dzień. Od samego rana. Nawet z domu nie wyszłam, a już wiedziałam że będzie źle. Po jakże "fascynujących" lekcjach wróciłam. Przeglądam, przeglądam... O~! Nowa notka!
Świetna! Czytam i się śmieję. Izaya z muchą-kokardką na głowie... piękne! Samowolne wzięcie nagrody... boskie! Wyraz twarzy Shizuo po pocałunku... bezcenny! Ah~, może przeżyję do niedzieli? W każdym razie humor mam już dużo lepszy. Dziękuję za to.
Nigdy nie lubiłam Walentynek... Ale te będą najwyraźniej wyjątkowe!
Będę cierpliwa do niedzieli.
Pozdrawiam~!
PS. Zaczęłam pisać swojeopowiadanie... kolejne. Może skończę. Chociaż to jedno. W każdym bądź razie jak skończę i gdzieś wstawię to podeślę Tobie linka. Będziesz mogła pośmiać się z mojej nieudolności.
"Hejka chcesz dostać buzi Shizu-chan?" spytał mnie dziś mój Izaya hihi jaki miałam zaciesz, bo przyszedł do budy w cosplayu. Co do notki super!!! Shizu-chan był kochany i to samowolne buzi buzi Izayi. Ech gdybym t ja była na miejscu Shizusia to już bym Izayasz nie wypuściła, karmiłabym go ootoro i zamknęła u mnie w pokoju, zwłaszcza, gdy miał muchę-kokardkę... zbyt piękne by mogło być prawdziwe.
OdpowiedzUsuńCo ? Juz koniec , to jest za ciekawe . haha .
OdpowiedzUsuńDali sobie buziaka ale słodkie , haha i to pierwszego ( od shizuo ) .
czemu shizuo powiedział odrosty skoro mam naturalny blond . a
Zaraz przeczytam następne :* Kocham to opowiadanie <3 Jest takie urocze :)
OdpowiedzUsuńOmg przeczytałam "kawałek mojej bielizny której był twórcą" i takie what xDD jaka.bielizna.
OdpowiedzUsuńCzytanie tego opowiadania od 12 w nocy przed szkołą był złym pomysłem... ALE TO JEST TAKIE DOBRE JEZU LEŻĘ I NIE WSTAJE ten humor jest mega xD kisne srogo od pierwszego rozdziału. Ale mają świetne rozmowy te głębsze. Az sie sama zaczynam zastanawiac nad pewnymi sprawami xD
Izaya ty pedale xD płacze, autentycznie. Na teraz koniec ale wrócę tu xD czysty geniusz we wspaniałej oprawie. Słyszałam że mówi sie ze swietnie piszesz i masz dobre historie ale to przerosło moje oczekiwania xD jesteś fantastyczna tak jak twój shizu i iza <3
Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń