Ale byłam szczęśliwa, gdy przeczytałam komentarze pod ostatnią notką *^* Dziękuję wam, że je piszecie.
~~~~~~~~~~~~~~
ROZDZIAŁ
3
Następnego dnia dwie godziny po skończonej pracy
zadzwoniłem do Izayi, okazało się, że znów był głodny, więc ponownie udaliśmy
się do Rosyjskiego Sushi. Tym razem Izaya był zajęty. Gdy wszedłem do
restauracji siedział przy stoliku wystukując coś na klawiaturze swojego laptopa,
od czasu do czasu wkładając kawałek sushi do buzi. Kiedy się dosiadłem, od razu powiedział
mi, że nie ma czasu na rozmowę, więc jedyne co robiłem to jadłem, patrząc na
jego skupione oczy i słuchałem rytmicznego stukania w klawisze. W zakładzie
było uzgodnione, że mamy się widywać a nie rozmawiać, więc żadne z nas nie
widziało w tym problemu. Bardziej ciekawiło mnie to, czemu Izaya nie
mógł mi po prostu powiedzieć przez telefon, że teraz nie ma czasu? Dzień jest
długi, mogliśmy się spotkać o innej godzinie. Później doszedłem do wniosku, że
i tak mnie to nie obchodzi.
Więc… podczas naszego dzisiejszego spotkania nie
musiałem się zbytnio wysilać w kontrolowaniu siebie.
Mimo wszystko… przypomniałem sobie jeden fragment
naszej wczorajszej rozmowy i jedna rzecz bezustannie chodziła mi po głowie.
Pytanie, na które sam nie mogłem znaleźć odpowiedzi. Postanowiłem, że spytam o
to Izayę jutro ale gdy położyłem się do łóżka, nie mogłem zasnąć, ponieważ
wciąż dręczyło mnie, to samo pytanie.
Miałem gdzieś to, że jest prawie pierwsza w nocy,
sięgnąłem z szafki obok łóżka swoją komórkę i zadzwoniłem do Izayi. Leżałem,
patrząc się w sufit i wsłuchiwałem się w sygnał oczekiwania.
- Shizu-chan, ja wiem, że już jest jutro ale nie mów
mi, że chcesz spotkać się o takiej godzinie? – usłyszałem głos w słuchawce.
- Obudziłem cię? – zapytałem.
- Nie. Jestem typem człowieka, który największą
aktywność osiąga w nocy, więc nie masz co się o co martwić – odpowiedział –
Poczekaj, zaraz się ubiorę i-
- Nie, nie chodzi mi o to, żeby się spotkać –
przerwałem mu.
Największą aktywność osiąga w nocy, huh? Więc, stąd te worki pod oczami.
- Nie? – zdziwił się – Więc, po co dzwonisz?
- Powiedziałeś coś co mnie zaciekawiło
- Co takiego, Shizu-chan? – zapytał, jakby trochę
rozbawiony powodem, dla którego dzwoniłem.
- Powiedziałeś, że nie możesz pokochać kogoś kogo
chcesz zabić
- Powiedziałem tak i co cię w tym zaciekawiło?
- Kochasz ludzi, więc jeśli tak jest, to czemu
namawiasz ludzi słabych psychicznie do popełnienia samobójstwa? Skoro ich
kochasz, to czemu namawiasz ich do śmierci?
Dowiedziałem się kiedyś od Celty, że ten gnojek robi
takie rzeczy. Napisała, że wiele z takich osób uratowała swoim cieniem, gdy
skakali z dachów budynków ale nie zawsze pojawiała się na czas.
Izaya wziął głęboki wdech.
- Nie jestem na tyle wredny, aby kogoś zabić, ale nie
jestem też na tyle miły, aby powstrzymywać od śmierci kogoś, kto i tak chcę
zginąć*
- Jak możesz kochać ludzi, skoro tak na nich żerujesz?
– powiedziałem wkurzony, zaciskając szczękę i cały się spiąłem.
- Czyżby ktoś tu się denerwował? – zapytał nadal
roześmiany, słusznie wychwytując złość w moim głosie.
- Naprawdę cieszysz się z bycia takim dupkiem? –
spytałem, zapalając papierosa.
Pomyślałem, że nikotyna z całą pewnością pomoże mi się uspokoić.
- Nadal nie rozumiesz miłości jaką darzę ludzkość,
Shizu-chan – mogłem się założyć, że właśnie pokręcił głową – Nie kocham mrówki,
kocham mrowisko. Całość. Wszystkich. Więc, to czy przez przypadek jednego rozdepczę,
nie robi mi większej różnicy. Zrobię wszystko żeby osiągnąć wyznaczony przez
siebie cel, nawet splamię krwią własne dłonie, czego jeszcze dotąd nie miałem
okazji zrobić. Właśnie dlatego, Shizu-chan, ja nigdy nie przegrywam. Potrafię
poświęcić coś co kocham dla wygranej
Zaciągnąłem się dymem z papierosa, w dalszym ciągu go
słuchając.
- Nawet jeśli jestem na przegranej pozycji… -
kontynuował – Potrafię się z niej wybić, bo mam jedną, ważną zasadę. Zawsze być
po stronie, która jest silniejsza i wygrywa. Dlatego, że kocham ludzi jako
całość, mogę zdradzić jednego człowieka, aby dołączyć do drugiego, rozumiesz?
- Na pewno wiesz co to jest miłość? – zapytałem.
-Tak, Shizu-chan. To jest rodzaj miłości, którego
prawdopodobnie nigdy nie zrozumiesz – Izaya ponownie się zaśmiał – Kiedy nad
sobą panujesz jesteś strasznie rozmowny, wiesz? Nigdy bym nie przypuszczał, że
zadzwonisz do mnie o pierwszej w nocy, tylko po to, aby sobie pogawędzić
- Idę spać, bo przez ciebie przypadkiem rozgniotę swój
telefon – mruknąłem, rozłączając się.
Zgasiłem papierosa i przykryłem się szczelniej kołdrą,
po czym zasnąłem.
Gdy się obudziłem,
pierwszą moją myślą było to, że spóźnię się do pracy ale chwilę później
uświadomiłem sobie, że dziś jest sobota i mam wolne. Opadłem z powrotem na
poduszkę i zacząłem patrzeć się w sufit.
Myślałem o tym, że tego
dnia też muszę spotkać się z Izayą. Za cholerę nie chciało mi się wychodzić z
domu ale jeżeli się z nim nie zobaczę, przegram. Nie mogę przegrać z lenistwa.
Wstałem z łóżka i powlokłem się do kuchni, wyciągając z lodówki kartonik mleka.
Oparłem się o blat i patrzyłem przez okno, co jakiś czas biorąc łyka.
Z nic nie robienia
wyciągnął mnie dzwonek do drzwi. Miałem gdzieś to, że miałem na sobie tylko niebieskie
spodnie od piżamy, odłożyłem kartonik mleka i poszedłem sprawdzić co za idiota
zawraca mi dupę w mój wolny dzień.
Gdy otworzyłem drzwi
zobaczyłem Izayę. Z początku się uśmiechał ale, gdy mnie zobaczył z jakiegoś
nieznanego mi powodu uśmiech znikł.
- Cze-cześć, Shizu-chan… -
powiedział po cichu, a jego czerwone oczy skakały po mnie jak piłeczki.
O co mu do jasnej cholery
chodziło?
- Po co przylazłeś? –
bąknąłem, niechętnie.
- Mieliśmy się spotkać…
- Nie mogłeś wcześniej zadzwonić?
– zapytałem, drapiąc się po głowie.
- Te-telefon ci nie działa
Co z nim jest kurwa nie
tak? Jego oczy jeszcze nigdy nie były, aż tak rozbiegane.
- Musiał się rozładować –
mruknąłem – W sumie to dobrze, że przyszedłeś. Nie mam ochoty nigdzie dzisiaj
wychodzić, więc możesz wejść do środka – mówiąc to, otworzyłem drzwi szerzej i
wpuściłem go do środka.
Normalnie nigdy nie
zrobiłbym czegoś takiego, ale skoro ta gnida z jakiegoś źródła dowiedziała się,
gdzie mieszkam to i tak teraz już wszystko jedno.
Zostawiłem go samego w
salonie, po czym poszedłem do sypialni i wziąłem z niej bluzkę z krótkim
rękawkiem i paczkę papierosów, która leżała na stoliku obok łóżka.
Gdy wróciłem do salonu,
Izaya zachowywał się już normalnie. Zapaliłem papierosa i oparłem się o ścianę.
- Na pewno nie chcesz
nigdzie iść? – zapytał.
- Jeśli ludzie będą nas
razem za często widywać to, jeszcze pomyślą, że się przyjaźnimy – mruknąłem,
wydmuchując kłębek dymu.
- To byłoby ohydne –
powiedział, po czym uśmiechnął się wrednie – Mimo wszystko… myśl o siedzeniu w
twoim mieszkaniu jakoś nie wydaję mi się zbyt zachęcająca. Śmierdzi tu
papierosami
Miałem ochotę go zabić.
Przypuszczam, że dziś był mój gorszy dzień. Czułem jak trzęsą mi się ręce i
nerwowo przenosiłem ciężar ciała z nogi na nogę.
Nie umknęło to uwadze
Izayi. Uśmiechnął się triumfalnie, widząc ile trudu muszę wkładać w to, aby nie
rzucić w niego swoją kanapą.
Uznałem, że jeśli
wyjdziemy na dwór, to świeże powietrze pomoże mi ochłonąć.
- Zaraz się przebiorę i
gdzieś pójdziemy – gdyby nie ton mojego głosu i moje spojrzenie ciskające
piorunami, ta wypowiedź może i zabrzmiałaby uprzejmie.
Pospiesznie zniknąłem w
sypialni i oparłem się plecami o zamknięte drzwi, nerwowo szybciej oddychając i
spinając wszystkie swoje mięśnie. Nadal cały drżałem.
Coś kurwa było nie tak.
Szybko przebrałem się w
strój barmana, schowałem do kieszeni portfel, paczkę papierosów i zapalniczkę.
Podniosłem z szafki telefon i otworzyłem klapkę. Rzeczywiście był rozładowany,
odłożyłem go na miejsce i wyszedłem z
pokoju, wsuwając na nos swoje okulary.
- Dokąd chcesz iść? –
spytał Izaya.
Nie zrobił nic. Po prostu
stał i zadał mi zwykłe pytanie, a ja i tak poczułem uderzającą we mnie falę
gorąca – adrenalina, jak ja dawno tego nie poczułem… Odzwyczaiłem się od jej
przypływów, dlatego wydawało mi się to teraz, takie dziwne.
- Shizu-chan, chyba masz
dziś kiepski dzień – zaśmiał się, wkładając ręce do kieszeni swojej kurtki.
Mogłem się założyć, że
właśnie trzymał w dłoni swój nóż. Wiedziałem, że przy mnie NIGDY nie tracił
czujności, widziałem to w jego zachowaniu ale byłem w stu procentach pewien, że
teraz włączył tryb pełnej gotowości.
- Okropny dzień –
warknąłem w odpowiedzi, nadal cały się trzęsąc.
Wziąłem ze stolika klucze,
po czym wyszedłem z mieszkania, a Izaya zaraz za mną.
Gdy wyszliśmy z budynku,
Izaya zaczął iść nie zastanawiając się zbytnio nad kierunkiem.
- Ładna dziś pogoda –
powiedział, wskakując na jakiś murek i szedł po nim, starając się utrzymać
równowagę – Możemy pójść do parku
- Możemy – bąknąłem,
zapalając drugiego papierosa.
Podczas, gdy Izaya szedł z
rękoma w kieszeniach jak mniemam kurczowo zaciskając dłoń na swoim scyzoryku,
ja świdrowałem wzrokiem każdy automat, znak lub śmietnik jaki mijaliśmy.
Cholera, nawet jeden z samochodów prosił się o to, żeby nim rzucić!
- Gdybym chciał być
wrednym, wykorzystałbym to, że masz zły dzień i bym cię sprowokował, wiesz? –
zapytał, przystając na chwilę i spojrzał się w niebo.
- Od kiedy to nie chcesz
być wrednym? – prychnąłem, nadal cały drżąc.
- Gdy widzę jaką trudność
sprawia ci przebywanie ze mną… - zaczął biorąc głęboki wdech - … po prostu
sprawia mi przyjemność, obserwowanie jak się męczysz, Shizu-chan. Zanim wygram,
chcę trochę poobserwować twój trud
- Przepraszam cię
najmocniej pijawko, czy jeżeli wyżyje się na tym uroczym śmietniku, nie
uszkadzając przy tym ciebie, przegram zakład? – zapytałem z dużą dozą sarkazmu
w głosie i zgniotłem dłoniach papierosa, uśmiechając się szeroko.
- Nie, Shizu-chan. Nie
przegrasz. Droga wolna – powiedział rozbawiony.
Kopnąłem śmietnik z całej
siły, aż ten wgniótł się w ścianę jakiegoś budynku. Tak… tyle na razie mi
wystarczy.
- Możemy iść dalej –
mruknąłem.
Izaya zeskoczył z murku i
zaczął podskakiwać. Jeszcze nigdy nie widziałem kogoś, kto byłby bardziej
popieprzony niż Orihara. Może gdybym zajrzał do szpitala psychiatrycznego, to
znalazłbym taką osobę? Wysoce prawdopodobne…
- Nakura! – ktoś krzyknął,
machając do Izayi.
Jaki znowu Nakura?
Gdy menda odmachała lekko
się zdziwiłem.
Podszedł do niego jakiś
facet. Wyglądał na około trzydzieści lat.
Izaya jak zwykle
uśmiechnął się w swój sposób ale jedyne co dostał w zamian, to solidny cios z
pięści w twarz. Nie mogłem nic na to poradzić i uśmiechnąłem się.
- Za co? – zapytał
kleszcz, łapiąc się za obolałe miejsce.
Oglądałem całe to
zdarzenie oparty plecami o barierkę. Nie było możliwości, aby ten gość
zorientował się, że jestem z Izayą.
- Nienawidzę cię – warknął
na niego.
- Wczoraj mówiłeś co
innego – zaśmiał się Izaya.
- Jesteś podłym
manipulantem i kłamcą
Ta… ja wiem o tym
najlepiej.
- Nie przesadzaj – pijawka
wywróciła oczami.
- Mogłeś od początku
mówić, że chodzi ci tylko o seks, a nie bawić się w jakiś udawany związek –
powiedział nieco ciszej.
Przepraszam bardzo, czy ja
dobrze usłyszałem?
- Bawienie się twoimi
uczuciami było o wiele ciekawsze – na twarzy pijawki ponownie pojawił się ten
chory sadystyczny uśmiech.
Izaya jest gejem?!
- Wiesz co? Szkoda mi
czasu na kogoś takiego jak ty… - westchnął, po czym odszedł.
Gdy ja i Izaya ponownie
zostaliśmy sami, nadal patrzyłem się na niego pełen zdziwienia.
- Nic nie widziałem, ani
nie słyszałem – powiedziałem, unosząc ręce wysoko w górę.
Izaya złapał się za nadal czerwony
policzek i zaczął go lekko pocierać. Musiało boleć.
- Idziemy do tego parku? –
zapytał głosem wypranym z emocji.
Skinąłem w odpowiedzi
głową, nadal zszokowany całym tym zajściem.
Izaya był homoseksualistą…
nigdy bym na to nie wpadł…
Zaraz! To dlatego tak
skakał po mnie wzrokiem i dziwnie się zachowywał, gdy otworzyłem mu drzwi bez
koszulki.
- Ale chyba nie jesteś homofobem,
co Shizu-chan? – zapytał, ponownie wskakując na murek.
Dobry humor chyba mu
wrócił.
W końcu doszliśmy do parku
i Izaya upatrzył sobie jakąś ławkę, po czym na niej usiadł.
Ja wolałem sobie postać i
oparłem się tyłem o oparcie ławki, na której siedziała menda.
- Nie wiem czy się nie
przewidziałem ale… Czy ty się czasem nie uśmiechnąłeś, kiedy dostałem w twarz,
Shizu-chan? – spytał, unosząc w górę jedną brew.
- To chyba oczywiste, że
się ucieszyłem. W końcu ktoś mnie wyręczył – prychnąłem, ponownie się uśmiechając,
gdy przypomniałem sobie ten piękny moment.
- Musiało ci to, naprawdę
poprawić nastrój, bo z tego co widzę
łatwiej przychodzi ci samokontrola – mruknął.
Rzeczywiście... teraz, gdy
dostał po mordzie przebywanie z nim stało się tak samo proste jak wczoraj.
Szkoda tylko, że to nie ja byłem tym, który mu przywalił.
- O co dokładnie chodziło?
– spytałem po chwili ciszy.
- Czemu pytasz? – spojrzał
na mnie ze zdziwieniem w oczach.
- Zwykła ciekawość –
odpowiedziałem, wzruszając ramionami.
- Ostatnio zrobiłeś się
strasznie ciekawski, Shizu-chan. To trochę nie w twoim stylu – powiedział
przeciągając się na ławce.
Nadal czekałem na
odpowiedź, a Izaya widząc moją determinację, westchnął cięrpiętniczo.
- Chciałem zobaczyć jego
reakcję, gdy dowie się, że go zdradzałem – zaczął się śmiać – To było zabawne
- Jesteś naprawdę podły
- Ja tam nie żałuję… i tak
nie był w moim typie – zaśmiał się.
- Masz jakiś typ? –
wyśmiałem go.
- Każdy ma jakiś swój
ulubiony typ, Shizu-chan
Jego telefon zaczął
dzwonić. Odebrał go, zamienił z rozmówcą kilka zdań, po czym się rozłączył.
- Muszę już lecieć, praca
wzywa – powiedział, wstając z ławki, a w jego oczach dostrzegłem błysk
ekscytacji.
***
Izaya jest gejem. Jak mogłem tego przez te wszystkie lata nie zauważyć? Teraz, gdy o tym myślałem wydawało się to, być czymś oczywistym. Szczerze powiedziawszy to dość dziwne po tak długim czasie dowiedzieć się, że osoba z mojego otoczenia jest odmiennej orientacji. Automatycznie zacząłem doszukiwać wszelkich zachowań tej pijawki mających jakikolwiek podtekst.
Izaya jest gejem. Jak mogłem tego przez te wszystkie lata nie zauważyć? Teraz, gdy o tym myślałem wydawało się to, być czymś oczywistym. Szczerze powiedziawszy to dość dziwne po tak długim czasie dowiedzieć się, że osoba z mojego otoczenia jest odmiennej orientacji. Automatycznie zacząłem doszukiwać wszelkich zachowań tej pijawki mających jakikolwiek podtekst.
Cholera! Wszystko co robił
miało jakiś podtekst! W szczególności to jego zboczone spojrzenie!
Ja pierdole…
Zresztą, co mnie to
obchodzi. Mam wygrać zakład, a co ja robię? Staram się rozpracować umysł tego
kleszcza i zadaje mu pytania, których nie powinienem zadawać. To wszystko nie
powinno mnie interesować.
Dziś niedziela. Kolejny
wolny dzień. Tym razem, gdy się obudziłem miałem bardziej pozytywny humor niż
wczoraj. W jeszcze lepszy nastrój wprowadził mnie fakt, że nie zadzwonił do
mnie Izaya. Miałem cały dzień dla siebie. Zero chęci zabijania, tylko cisza i spokój
w moim mieszkaniu. Zero Orihary.
Gdy zaczynało się już
robić późno, a Izaya nadal nie dzwonił powoli zaczynało mnie to denerwować. On
sobie chyba jaja robi?! Przecież mieliśmy się spotykać codziennie, racja? Za
jakieś góra cztery godzin skończy się dzień i co wtedy? Co z zakładem?
Zacząłem przeszukiwać
kieszenie w poszukiwaniu wizytówki, którą ostatnio mi dał. Gdy ją w końcu
znalazłem, zadzwoniłem do niego.
- Słucham? – odebrała
jakaś dziewczyna, a ja nie do końca wiedziałem co powiedzieć.
Na pewno wykręciłem dobry
numer?
- Jest Izaya? – spytałem.
- Orihara-san jest zajęty
– powiedziała – Przyjmuję teraz klienta ale jeśli, to coś ważnego to… -
zatrzymała się - … proszę chwilkę poczekać… właśnie skończył, podam go do
telefonu
- O co chodzi, Namie-san?
– usłyszałem głos Izayi, po drugiej stronie słuchawki.
- Ktoś do ciebie –
odbąknęła mu dziewczyna.
- Halo? – powiedział.
- Żadne halo, tylko
przywlecz to swoje leniwe dupsko do Ikebukuro. Mamy zakład, racja? – warknąłem
na niego.
- O, Shizu-chan to ty –
mruknął, jakby trochę niezadowolony – Czemu to ja zawsze muszę przychodzić do
Ikebukuro, co? – żachnął się – Jestem niewyspany i na dworze jest zimno… -
marudził – Może teraz tak dla odmiany, ty przyjdź do mnie? Wiesz, gdzie
mieszkam – rozłączył się.
Cholera, on się
rozłączył! Tak po prostu mnie olał! Szybko odłożyłem swój telefon aby go nie
uszkodzić i zrobiłem sobie jakieś ziółka na uspokojenie. Jeżeli naprawdę mam
odwiedzić norę tego szkodnika, to muszę czymś wspomóc swoją samokontrolę. Stałem
w kuchni i popijałem gorącą herbatę, oparty o blat.
Tak… z całą pewnością,
pomysł zaczynania nauki panowania nad sobą z tą pijawką był złą decyzją.
Jeszcze nie umiem do końca się kontrolować, więc jak mogłem być tak głupi i
zaczynać się uczyć razem z mistrzem wkurzania innych? Był tak bardzo denerwujący,
że potrafił doprowadzić mnie do szału nic nie robieniem. To zupełnie tak, jakby
nowicjusz zapisał się na zajęcia dla zawansowanych.
Kiedy stałem pod
budynkiem, w którym mieszkał, szybko spaliłem papierosa do końca i wszedłem do
środka. Patrzyłem na powoli zmieniające się cyferki w windzie i starałem się
uspokoić. Naprawdę miałem dziś idealny humor na zabicie tego gnoja, pokusa była
nawet jeszcze większa niż wczoraj.
Zadzwoniłem do drzwi i
otworzyła mi młoda brunetka – to chyba z nią rozmawiałem przez telefon.
Spojrzała na mnie znudzonym wzrokiem.
- Izaya! – zawołała,
odwracając głowę lekko w bok – Przyszedł Heiwajima-san i sądzę, że chce cię
zabić
Chyba nie zorientowała
się, że to właśnie ze mną wcześniej rozmawiała. Zabawniejsze było to, że
wyglądała na niewzruszoną faktem, iż jak
wyczytała z mojego wyrazu twarzy mam ogromną ochotę, aby zabić tego śmiecia.
Do drzwi podszedł Orihara
i otwierając je szerzej, podarował mi jeden ze swoich uśmiechów.
- Ja idę do domu – powiedziała – Mam już dość
na dziś – przeciągnęła się, wzięła z wieszaka płaszcz i wyszła.
- Wchodź, nie ma pułapek –
zaśmiał się czerwonooki, wpuszczając mnie do środka.
- Mam taką nadzieję –
mruknąłem, ściągając okulary.
Rozejrzałem się dookoła.
Mieszkanie było jakieś takie… Izayowate… Duży salon połączony z gabinetem,
ogromne biurko z dwoma komputerami, duże regały zapełnione książkami, duża
narożnikowa kanapa, duża plazma, ogromne okno z widokiem na panoramę Shinjuku…
Wszystko było duże i w dość ciemnych kolorach, a Izaya? Cóż, Izaya był mały, w
ciemnych ubraniach – wszystko pasuję…
- Więc, Shizu-chan… -
powiedział, siadając na swoim obrotowym krześle i zaczął się na nim powolutku
kręcić – Co robimy?
Zmarszczyłem brwi.
- Nie pytaj się tak,
jakbyśmy byli dzieciakami z podstawówki, które się odwiedzają i nie wiedzą,
którą zabawką pobawić najpierw – warknąłem na niego.
Zaczął się głośno śmiać i
kręcić szybciej.
- Wariat – mruknąłem,
siadając na kanapie – Wytłumacz mi coś… - zacząłem, czując jak pulsuję mi skroń
– Mówiłeś, że jesteś niewyspany, a na dworze jest zimno
- Mówiłem tak –
powiedział, a jego fotel zaczął powoli zwalniać swoje obroty.
- Mamy pieprzony początek,
pieprzonego lata, idioto!
Przestał się uśmiechać i
kręcić.
- I dlatego niestety moja
ukochana kurteczka będzie musiała trafić na spód szafy – powiedział
niezadowolony – Zaczyna się robić za gorąco…
- To chyba pierwszy raz,
gdy widzę cię bez jakiejkolwiek kurtki – powiedziałem, unosząc lekko brwi w zdziwieniu.
- Ale ty masz pamięć,
Shizu-chan – mruknął, podpierając się łokciem o blat swojego biurka – Jestem
pod wrażeniem – westchnął – Ale wiesz, gdy pytałem co porobimy byłem w stu
procentach poważny
- Właściwie, to ile czasu
dziennie musimy ze sobą spędzać? – zapytałem.
- Przynajmniej godzinę –
odpowiedział, wzruszając ramionami – Więc co takiego można zrobić w godzinę? –
mruknął do siebie i wstał z krzesła.
- Nie mam zamiaru nic z
tobą robić – wycedziłem przez zęby.
Jakie szczęście, że nie ma
tu żadnych znaków drogowych – przynajmniej nic mnie nie kusiło.
- Jeśli nie zaczniemy
czegoś robić, to podczas rozmowy przypadkiem cię sprowokuję, Shizu-chan –
pokręcił głową – Co to będzie za zabawa jeżeli wygram tak szybko?
- A co takiego niby chcesz
robić? – powiedziałem wrednie.
Jestem tu dopiero dziesięć
minut, a już mam go dość.
- Możemy pograć w scrable.
To jedyna gra jaką mam oprócz szachów, Otello i shogi, ale jak zresztą widać te
pionki są już do czegoś wykorzystane – powiedział, wskazując na planszę leżącą
na stoliku przede mną.
Uniosłem ze zdziwienia
brwi. Na jakich on grał zasadach? Połączył trzy gry w jedną? Zaraz, o co on
mnie tak właściwie spytał?
- Chcesz grać ze mną w
scrable? – zaśmiałem się.
- A masz lepszy pomysł?
Skoro zwykłe piętnaście minut ciągnie się nam w nieskończoność, to jak chcesz
przetrwać pozostałe czterdzieści pięć, skoro już drżą ci ręce? – zapytał z
kpiącym uśmieszkiem na twarzy.
Nienawidzę kiedy Orihara ma rację.
- Dawaj to scrable i się zamknij! - warknąłem wkurzony.
Podszedł do swojego regału i sięgnął pudełko z grą, następnie odsunął plansze ze swoimi pionkami i usiadł na przeciwko mnie.
- Uprzedzam, jestem dobry – powiedział, uśmiechając się przebiegle.
Zaczęliśmy grać. Nie wierzyłem, że to się dzieje naprawdę. Siedziałem w mieszkaniu u swojego największego wroga i grałem z nim w grę. Właściwie, to nawet dobrze, że robimy razem coś normalnego. Bo przecież do wygrania zakładu nie wystarczy mi tylko to, że będę sie zachowywał spokojnie przy Izayi, abym ja mógł wygrać - on musi przegrać. Musi uznać mnie za człowieka i dołączyć do tych wszystkich "mrówek", które tak kocha. Czy tak ludzka, rzecz jak gra w grę nie uczyni mnie w jego oczach bardziej ludzkim?
Teraz mnie oświeciło, muszę zacząć robić przy nim i z nim, więcej zwykłych rzeczy. Rzeczy, których nigdy nie robiłem w jego towarzystwie. Rzeczy, które robiłem z Kasuką, Celty, Tomem czy Shinrą. Aby wygrać powinienem być bardziej przebiegły. Udawać, że Izaya mnie nie denerwuję. Udawać, że przebywanie z nim nie sprawia mi trudności.
Wiedziałem już co muszę zrobić, aby wygrać zakład i byłem w stu procentach pewien...
...że nienawidzę scrable bardziej od Orihary.
- Wygrałem - powiedział głosem przypominającym pomruk i patrzył na mnie z wyższością.
Chciałem rzucić w niego tą planszą. Bardzo chciałem, ale zamiast tego nadal patrzyłem się tępo w wyrazy, które ułożyliśmy i jeden z moich kącików powędrował w górę.
- Wygrałeś - powtórzyłem.
Wyglądał na rozczarowanego tym, że nie okazałem ani jednej oznaki zdenerwowania i spojrzał się na zegarek.
- Zostało pięć minut - mruknął bardziej do siebie - Moglibyśmy jeszcze pograć w karty, ale spaliłem je razem ze swoją starą planszą i pionkami
- Wolę nie wiedzieć czemu, to zrobiłeś
Zaśmiał się.
- Bo to było zabawne! - uśmiechnął się niewinnie.
- Świr... - westchnąłem - Więc, od teraz będziemy grać w gry?
- Zawsze zastanawiałem się nad kupnem twistera – powiedział, opadając na oparcie kanapy i spojrzał się w sufit.
- Nawet, kurwa nie próbuj! - warknąłem na niego, wkurzony.
Pieprzony zboczeniec! Gej! Ja go kurwa nienawidzę! Nienawidzę!
Wydał z siebie krótki gardłowy śmiech.
- To co powiesz na jakąś grę planszową, Shizu-chan?
- Niech już ci będzie – westchnąłem, wstając z kanapy – Właśnie minęła pełna godzina odkąd przekroczyłem próg twojego mieszkania i teraz jeśli pozwolisz wychodzę – powiedziałem przesłodzonym głosem.
- Ależ proszę... - ponownie zaśmiał się w ten cichy gardłowy sposób i położył się na kanapie, przeciągając jak jakiś kot.
Wyszedłem najszybciej jak tylko mogłem, po czym zapaliłem papierosa i wyżyłem się na najbliższym automacie z napojami, krzycząc na cały głos:
- Kurwa mać! Przegrałem w scrable!!
~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak się zastanawiałam... Komu kibicujecie w zakładzie??
Nienawidzę kiedy Orihara ma rację.
- Dawaj to scrable i się zamknij! - warknąłem wkurzony.
Podszedł do swojego regału i sięgnął pudełko z grą, następnie odsunął plansze ze swoimi pionkami i usiadł na przeciwko mnie.
- Uprzedzam, jestem dobry – powiedział, uśmiechając się przebiegle.
Zaczęliśmy grać. Nie wierzyłem, że to się dzieje naprawdę. Siedziałem w mieszkaniu u swojego największego wroga i grałem z nim w grę. Właściwie, to nawet dobrze, że robimy razem coś normalnego. Bo przecież do wygrania zakładu nie wystarczy mi tylko to, że będę sie zachowywał spokojnie przy Izayi, abym ja mógł wygrać - on musi przegrać. Musi uznać mnie za człowieka i dołączyć do tych wszystkich "mrówek", które tak kocha. Czy tak ludzka, rzecz jak gra w grę nie uczyni mnie w jego oczach bardziej ludzkim?
Teraz mnie oświeciło, muszę zacząć robić przy nim i z nim, więcej zwykłych rzeczy. Rzeczy, których nigdy nie robiłem w jego towarzystwie. Rzeczy, które robiłem z Kasuką, Celty, Tomem czy Shinrą. Aby wygrać powinienem być bardziej przebiegły. Udawać, że Izaya mnie nie denerwuję. Udawać, że przebywanie z nim nie sprawia mi trudności.
Wiedziałem już co muszę zrobić, aby wygrać zakład i byłem w stu procentach pewien...
...że nienawidzę scrable bardziej od Orihary.
- Wygrałem - powiedział głosem przypominającym pomruk i patrzył na mnie z wyższością.
Chciałem rzucić w niego tą planszą. Bardzo chciałem, ale zamiast tego nadal patrzyłem się tępo w wyrazy, które ułożyliśmy i jeden z moich kącików powędrował w górę.
- Wygrałeś - powtórzyłem.
Wyglądał na rozczarowanego tym, że nie okazałem ani jednej oznaki zdenerwowania i spojrzał się na zegarek.
- Zostało pięć minut - mruknął bardziej do siebie - Moglibyśmy jeszcze pograć w karty, ale spaliłem je razem ze swoją starą planszą i pionkami
- Wolę nie wiedzieć czemu, to zrobiłeś
Zaśmiał się.
- Bo to było zabawne! - uśmiechnął się niewinnie.
- Świr... - westchnąłem - Więc, od teraz będziemy grać w gry?
- Zawsze zastanawiałem się nad kupnem twistera – powiedział, opadając na oparcie kanapy i spojrzał się w sufit.
- Nawet, kurwa nie próbuj! - warknąłem na niego, wkurzony.
Pieprzony zboczeniec! Gej! Ja go kurwa nienawidzę! Nienawidzę!
Wydał z siebie krótki gardłowy śmiech.
- To co powiesz na jakąś grę planszową, Shizu-chan?
- Niech już ci będzie – westchnąłem, wstając z kanapy – Właśnie minęła pełna godzina odkąd przekroczyłem próg twojego mieszkania i teraz jeśli pozwolisz wychodzę – powiedziałem przesłodzonym głosem.
- Ależ proszę... - ponownie zaśmiał się w ten cichy gardłowy sposób i położył się na kanapie, przeciągając jak jakiś kot.
Wyszedłem najszybciej jak tylko mogłem, po czym zapaliłem papierosa i wyżyłem się na najbliższym automacie z napojami, krzycząc na cały głos:
- Kurwa mać! Przegrałem w scrable!!
~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak się zastanawiałam... Komu kibicujecie w zakładzie??
Izayaszowi, chodź pewna jestem, że Shizuś wygra. Co do rozdziału... wspaniały jak z resztą wszystko co wyjdzie spod twej cudnej rączki. Iza-kun dostał w twarz buuuu. Przepraszam, ale tak go ubóstwiam, że nie wytrzymałam.
OdpowiedzUsuńWitam~!
UsuńNie mogłam doczekać się czwartku, no ale cóż? Poczekałam cierpliwie i się doczekałam. Cieszę się, że tym razem jest takie długie.
Twister w ich wykonaniu...? Musiałoby to dość ciekawie wyglądać.
Ja kibicuję im obojgu. Wiem że to głupie, ale moja lewa ręka chce napisać że Izayi, no a prawa że Shizuo.
Ogółem świetne. Czekam na kolejną część z utęsknieniem. No, a teraz będę czytać kolejny raz (który to już?)
Pozdrawiam~!
PS. Zerknęłam na łączną liczbę wyświetleń: 6000. Ładny wynik. Życzę, żeby w przyszłości były jeszcze dodatkowe przynajmniej cztery zera na końcu :)
A którą ręką piszesz~?
UsuńHahahaha, przyłączam się do pytania~! ^^
Usuńświetnie może spróbuje swojich sił z Izayą ostatnio wygrałam w konkursie plastycznym skrable!i mam też twistera mrauuuu! Szkoda ,że jest gejem ,ale u mnie przynajmniej w jenym opowiadaniu nie będzie.
OdpowiedzUsuńHaha "ku*wa przegrałem w scrable" było najbardziej rozwalające xDDD
OdpowiedzUsuńKurwa mać! Przegrałem w scrable!! to mnie uradowało . wiem co czujesz shizuo też przegrałem z izayą ( coś innego ale przegrałem )
OdpowiedzUsuńJa głosuje na shizuo . bo wiadomo że głosuję na siebie
A ja kibicuję swojej żonie Shizi
OdpowiedzUsuńJa kibicuję swojemu sobowtórowi Izayi :* Hihihihi~! Ja mondra <3
OdpowiedzUsuńA tak poza tym, kolejny genialny rozdział :)
Shizuo ma wygrać! :)
OdpowiedzUsuńK*rwa mac przegrałem w scrable! XD
OdpowiedzUsuń