~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział 8
Zadowolony brunet uśmiechnął się, gdy usłyszał stuknięcie pionka o planszę.
- Mogę już iść? – spytał blondyn.
Izaya o mały włos nie wybuchł śmiechem – Już? – zakpił z niego – Chyba nie myślisz, że jedyne co od ciebie chciałem, to postawienie pionka na planszy – wziął kolejnego łyka herbaty.
Zastanawiał się nad przejściem do rzeczy, a dalszym przeciąganiem rozmowy, ale doszedł do wniosku, że jak tak dalej pójdzie, to Shizu-chan w końcu nie wytrzyma i coś zniszczy.
- Po raz kolejny wracając do tematu zemsty… – informator wziął nieco głębszy oddech i odstawił filiżankę, po czym oparł zewnętrzną część kostki o swoje udo
– Pytałem cię, co o niej sądzisz, żeby wiedzieć, jak bardzo będziesz miał mi za złe to, co się będzie działo w najbliższym czasie.
Brunet przypomniał sobie swoją rozmowę z Shikim. Czy aby na pewno był już na tyle samodzielny, by rozpocząć swój plan? Nawet jeśli nie… to teraz i tak już za późno na wycofanie się. Zresztą, okoliczności jedynie wszystko mu ułatwiały.
Wyciągnął rękę przed siebie i skierował ją pod stolik. Po chwili wymacał średniej wielkości woreczek i wyciągnął go stamtąd, przez jakiś czas obracając go w dłoniach.
- Wydaję mi się, że jeśli dostaniesz w głowę, to nawet ty nie przeżyjesz – powiedział i z wymalowanym na twarzy uśmieszkiem zadowolenia, wyciągnął z worka pistolet – Ciekawy zbieg okoliczności, że to ten sam, z którego dostałeś poprzednio – zaśmiał się.
Blondyn jedynie prychnął, unosząc w górę jeden kącik ust. Nieszczególnie interesował go fakt, skąd Izaya wytrzasnął właśnie ten pistolet. Od początku wiedział, że menda była w to jakoś zamieszana, więc go to nie zdziwiło. Zadał sobie pytanie – Czy kleszcz kompletnie zwariował?
- Masz zamiar strzelać? – pewność siebie idealnie odbijała się w jego głosie – Przecież nie widzisz.
- Ja nie, ale Namie tak – mówiąc to, uniósł lekko dłoń z pistoletem, czekając aż dziewczyna po niego przyjdzie.
Zejście po schodach nie zajęło jej wiele czasu. Wzięła od bruneta broń, po czym położyła palec na spuście, dokładnie się jej przyglądając. Gdy przeniosła wzrok na blondyna, nie potrafiła rozczytać emocji malujących się na jego twarzy. Prawdopodobnie było to wkurzenie wymieszane z czymś tam jeszcze, ale nieszczególnie ją to obchodziło.
Uśmiech nie znikał z ust bruneta. Nawet wtedy, gdy poczuł przy swojej skroni chłód pistoletu i usłyszał jak jest on odbezpieczany. Dziewczyna mocniej docisnęła broń, a głowa Izayi nieco przechyliła się na prawo.
- To takie ekscytujące, gdy ludzie działają zupełnie na odwrót… - powiedział zupełnie niewzruszony faktem, że jego własna sekretarka grozi mu bronią
- A myślałem, że to ja jestem ten nieprzewidywalny i robię wszystko na odwrót – wtrącił Shizuo, którego szczerze bawiła ta sytuacja.
- Nie o to znaczenie „na odwrót” mi chodziło, Shizu-chan. Ty działasz na odwrót moim oczekiwaniom, a ona… – jego uśmiech się pogłębił – na odwrót logice.
- Chcesz powiedzieć, że spodziewałeś się tego z mojej strony? – burknęła dziewczyna, lekko dociskając palec na spuście. Oczywiście mu nie wierzyła. Izaya zawsze zgrywał wszechwiedzącego cwaniaczka, nawet wtedy, gdy wyjątkowo czegoś nie wiedział.
Dziewczyna docisnęła spust do końca, a po pokoju rozeszło się ciche „pstyk”. Chwilę później Shizuo się wzdrygnął, zamykając przy tym oczy. Zupełnie jakby naprawdę oczekiwał wystrzału.
Natomiast Izaya zaczął się głośno śmiać, najwyraźniej zadowolony całym tym przedstawieniem.
Naprawdę żałował, że nie widział teraz Namie. Chciał zobaczyć jak jej zazwyczaj chłodny wyraz twarzy zostaje zastąpiony przez zdziwienie. Ciekawiło go też to, jak na to wszystko reagował Shizuo. Bawiło go to? Może irytowało? Był zdenerwowany, czy może też nie?
- Myślisz, że gdybym się tego nie spodziewał, to pistolet byłby niezaładowany? – mruknął zadowolony informator.
Rozzłoszczona dziewczyna rzuciła niedoszły dowód zbrodni na ziemię i głośno uderzając obcasami o podłogę, wyszła z mieszkania. Trzask drzwi dotarł do uszu informatora, który wciąż tak samo zadowolony ponownie sięgnął po swoją herbatę.
- Cóż, Shizu-chan… wygląda na to, że zostaliśmy sami – powiedział, rezygnując z dania dziewczynie podwyżki – Co prawda było zabawnie, ale przez to, że Namie się nie posłuchała, ominęła nas o wiele ciekawsza zabawa – powiedział, jakby z wyrzutem i zaczął się zastanawiać, czemu blondyn siedzi tak cicho.
Izaya nie słyszał trzeszczenia kanapy, chrzęstu kości, ani zbyt szybkiego oddechu oznaczającego zdenerwowanie. Przez chwilę się zastanowił. Ani razu nie usłyszał stuknięcia talerzyka, czy też filiżanki wtedy, gdy sam nie pił.
- Shizu-chan, herbatka ci stygnie – uśmiechnął się z pozoru przyjaźnie – Wierz mi, nie jest zatruta. Gdybym kazał Namie czegoś tam dosypać, to tylko przeszkodziłoby moim planom.
- Ona raczej się ciebie nie słucha – blondyn tym zdaniem skomentował także wcześniejsze zajście i podejrzliwie spojrzał na herbatę.
- Racja – zaśmiał się krótko Izaya.
Shizuo wyciągnął z kieszeni komórkę i spojrzał na zegarek. Minęła niecała godzina i musiał przyznać, że nawet nie było tak źle. Przynajmniej nie tak źle jak się tego spodziewał na początku. W końcu niczym jeszcze nie rzucił.
Na chwilę zapanowała cisza. Blondyn nie wiedział czy to dlatego, że Namie zepsuła pchle zabawę, czy też z innego powodu, ale gdy patrzył na jego twarz, nie widział niczego szczególnego. Izaya nie wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Jego uśmiech był nieco delikatniejszy niż przedtem. Żadne z nich nie za bardzo przejmowało się chwilową przerwą w rozmowie. Dla niektórych może byłoby to niezręczne, ale Shizuo cieszył się, że chociaż na chwilę ma jako taki spokój, a Izaye jakoś nie za bardzo to obchodziło.
- Shizu-chan, zamknij oczy – powiedział brunet, odsuwając od ust filiżankę, którą zdążył opróżnić. Już któryś raz z kolei odstawił ją wraz ze spodeczkiem na stolik.
- Po co? – burknął blondyn. Był do tego stopnia niezadowolony przerwaniem przez kleszcza ciszy, że nawet nie zdziwił się jego prośbą.
- Po prostu zamknij – mówiąc to, informator wstał z kanapy i przeniósł się na tą, na której znajdował się blondyn, siadając tuż obok niego.
Shizuo automatycznie się od niego odsunął, a kanapa po raz kolejny zatrzeszczała.
- Masz swoją kanapę, idź sobie – warknął zezłoszczony.
- Shizu-chan, – zaśmiał się Izaya – obie kanapy są moje, wiesz?
Blondyn po raz kolejny pomyślał o swoim bracie i powstrzymał się przed zwaleniem mendy z kanapy i roztrzaskaniem mu nią łba. Wziął głęboki oddech i postarał się rozluźnić pięści, ale jakoś mu to nie wyszło.
- Zamknąłeś? – zapytała pijawka.
- Nie.
- To zamknij.
Shizuo westchnął i zamknął oczy. Przecież Izaya nie widział, nie? Nawet jeśli wyjmie teraz ten swój nóż… to blondyn i tak będzie miał przewagę, prawda?
Kanapa po raz kolejny zatrzeszczała, co oznaczało, że Izaya się poruszył. Blondyn z trudem powstrzymał się przed otworzeniem oczu. Właściwie to nawet gdyby je otworzył, to Izaya i tak by się nie zorientował. Po chwili Heiwajima poczuł, jak okulary zsuwają mu się z nosa. Przez moment pomyślał, że spadają, ale gdy lekko rozchylił jedną powiekę, zorientował się, że to Izaya je ściąga.
- Co ty robisz? – zmarszczył brwi i nadal oszukiwał, podglądając z pomiędzy rzęs.
- Upewniam się, czy nie kłamiesz… - westchnął brunet i opuszkami palców przejechał po zamkniętej powiece blondyna, a następnie po drugiej, którą Shizuo zdążył wcześniej domknąć.
Blondyn poczuł na swojej skórze chłodne palce informatora. Ich dotyk trochę go łaskotał. Zmarszczył brwi. O dziwo nie zachciało mu się wymiotować. Może to śmieszne, ale zawsze myślał, że gdy zostanie dotkniętym przez Izaye w jakikolwiek sposób, przez który nie zostanie zraniony, to zrobi mu się niedobrze i puści pawia.
- Iii… i co teraz? – spytał Shizuo, gdy brunet się odsunął.
- Nie otwieraj.
Plecy Izayi zetknęły się z oparciem kanapy. Po prostu sobie siedział i czekał, aż blondyn się zniecierpliwi. Nie musiał czekać zbyt długo.
Shizuo warknął i spojrzał na bruneta – Po co to?! – wysyczał wkurzony i po raz kolejny zacisnął dłonie w pięści.
Informator wzruszył ramionami i bardzo delikatnie się uśmiechnął – Żebyś zobaczył jak to jest – odpowiedział – a teraz, zamknij znowu oczy, bo jak się domyślam, właśnie je otworzyłeś.
- To jest bezsensu! – wydarł się zdenerwowany i z trudem powstrzymał się przed uderzeniem go. Kleszcz jedynie marnował jego czas.
Uśmiech Izayi nieco się pogłębił, przybierając nieco rozgoryczony wyraz – Chcesz przez to powiedzieć, że moje obecne życie też jest bezsensu?
Shizuo na moment zastygł, zastanawiając się nad tym, co właśnie usłyszał. Nie to miał przecież na myśli. Głupia menda specjalnie odebrała jego słowa w ten sposób. Heiwajima był tego pewien. Mimo że wkurzający Izaya był obok, to i tak poczuł skręcające się w brzuchu poczucie winy.
- Zamknij – ponownie powiedział Izaya, a blondyn, mimo że nie chciał, to przez wyrzuty sumienia przymknął powieki.
- I mam tak siedzieć..? – westchnął nieco już spokojniej.
- Tak – brunet odruchowo skinął głową – Przynajmniej póki co.
Siedzieli obok siebie. W ciszy. Dwaj najwięksi wrogowie, obaj otoczeni przez świat, którego nie widzieli. Wsłuchiwali się w odgłosy miasta, docierające do mieszkania przez otwarte okno. Trąbienie samochodów, warczenie silników, charakterystyczne „vroom~vroom~” motorów, które tak bardzo lubił naśladować brunet, nawoływania ludzi… Miasto żyło – jakby było jakimś organizmem – i można się było o tym najlepiej przekonać, słuchając go. Wszystkie te dźwięki były jak bicie serca. Gdyby zniknęły… to co takiego ciekawego byłoby w Tokio? Brak odgłosów w mieście oznacza brak życia. Brak ludzi, a dla Izayi brak informacji. Nie zastanawiał się teraz nad obrazem, którego nie widział. Razem z Shizuo jednocześnie myśleli tylko i wyłącznie o tym jednym zmyśle – słuchu.
Teraz, gdy blondyn miał zamknięte oczy czuł się o wiele spokojniej. Można by powiedzieć, że zdecydowanie za spokojnie jak na siebie. Kanapa zdawała się być jeszcze wygodniejsza i mimo że siedział obok swojego wroga, to był w stanie w pełni się odprężyć. Gdy nie rozpraszało go to, co widział, był w stanie skupić się na swoim oddechu. Głęboko, ale też i powoli wdychał i wydychał powietrze, przez co chęć na papierosa zniknęła.
- Spokojnie, co nie? – spytał po chwili Izaya, wciąż nie ruszając się z miejsca. Nie uśmiechał się i nie miał zamiaru zdenerwować blondyna. Chciał, aby jego głos był tak samo delikatny i uspokajający, jak odczucia, nad którymi skupiał się blondyn.
Shizuo skinął głową i nadal nie otwierał oczu. Podobało mu się to. W końcu czuł, że znaczenie jego imienia i nazwiska jest słuszne.
- To teraz nie otwieraj oczu i wyobraź sobie, że jest tak cały czas – kontynuował brunet i mimo że ton głosu nie uległ zmianie, to jeden z jego kącików delikatne uniósł się w górę. Nie chciał narzucać blondynowi żadnych przemyśleń, czy też wniosków. Doskonale zdawał sobie sprawę, że do ludzi lepiej dociera to, do czego sami dojdą.
Normalnie Shizuo pewnie by się nad tym nie zastanowił. Uznałby, że to jakiś plan mendy i miałby to w dupie, ale teraz gdy był taki spokojny, po prostu nie potrafił.
Zaczął po kolei odczuwać różne emocje. Nie były one jednak prawdziwe, zostały jakby wygenerowane przez wyobraźnie. Pierwsze co w niego uderzyło to strach, coś jak panika. Spokojny oddech nieco przyspieszył. Wiedział, że nie odczuwa tego naprawdę, ale sama myśl o tym w jakimś stopniu na niego oddziaływała. Później poczuł nieco inny lęk wymieszany ze smutkiem i złością, na myśl o tym, że już nigdy nie zobaczy znajomych twarzy. Obawy odnośnie tego, czy sobie poradzi. Nostalgia i tęsknota za przyjemnymi dla siebie obrazami… przestał. Nie chciał już więcej o tym rozmyślać i głębiej w to drążyć. Ziejąca pustka gdzieś w okolicach jego brzucha i skręcanie się zdecydowanie nie były wytworzone przez wyobraźnię. Poczucie winy jedynie się zwiększyło. Domyślał się, że taki właśnie był plan Izayi, ale mimo to, gdy otworzył oczy i na niego spojrzał, nie czuł złości wywołanej przez jego głupi plan. Poczuł coś, czego w innych okolicznościach nigdy nie poczułby względem tego mężczyzny. Współczucie. Heiwajima Shizuo współczuł swojemu wrogowi, a poczucie winy wciskało go w ziemię do tego stopnia, że aż pobladł.
Przyglądał się nadal milczącemu Izayi i patrzył mu prosto oczy, które przez jego siłę i nieodpowiedzialność już nigdy niczego nie ujrzą. Wpatrywał się w nie, zupełnie jakby przez to mógł jakoś je „naprawić”. Jakby to coś dało. Bursztynowe oczy przyglądały się uważnie ciemno brązowym odpowiednikom. Tak, Izaya miał brązowe oczy – wbrew temu co zawsze wydawało się Heiwajimie. W myślach kiedyś nazwał go nawet pomiotem szatana, bo zawsze uważał, że jego oczy są jakby „splamione krwią”. Teraz, gdy tak się w nie wpatrywał, zauważył, że bordowe refleksy, przypominały nienawistną czerwień, tylko wtedy, gdy odbiły się w nich promienie słońca.
Izaya wciąż milczał i nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego zabawa spowodowała u blondyna aż tak skomplikowany potok myśli. W dużej mierze liczył jedynie na poczucie winy. Nie spodziewałby się po Shizuo współczucia i całej tej reszty, ale w końcu to właśnie Heiwajima był tym, którego działań brunet nigdy nie potrafił przewidzieć, a więc myśli, reakcji i uczuć, tym bardziej nie.
- Przepraszam – powiedział blondyn, a słowo to zdawało się unosić w powietrzu jeszcze przez jakiś czas.
Coś powiedziało mu, że pewnie za chwilę będzie żałował tego słowa, ale po prostu nie potrafił się powstrzymać. Głupie – specjalnie rozbudzone przez Orihare – sumienie mu kazało.
Izaya się tego nie spodziewał. W myślach gorzko się zaśmiał, kpiąc z blondyna i zadał sobie pytanie „Co mi po twoich przeprosinach?”, ale wyraz jego twarzy wciąż był spokojny. Nie chodziło mu o to, żeby rozwścieczyć Shizuo. Wtedy to wszystko poszłoby na marne, a drugiej takiej okazji mógł już więcej nie dostać. Teraz, gdy udało mu się rozbudzić w Shizuo te wszystkie emocje, pragnął go nimi zmiażdżyć. Chciał aby rosły, raz wolniej, raz szybciej. Jednego dnia, gdy go spotka więcej. Później wcale, dając mu złudne uczucie ulgi. Następnie znowu delikatnie, kolejna przerwa… a potem nagłe uderzenie. Powoli opracowywał swój plan i z każdą chwilą go ulepszał. Rozmyślał nad tym z prawdziwą pasją, aż w końcu dotarł do punktu kulminacyjnego, w którym będzie chciał, aby jego wróg się stoczył. Sprawi, że będzie on wrakiem, nadającym się jedynie do wyrzucenia.
- To dobrze – w końcu powiedział cicho Izaya, idealnie ukrywając to, że coś knuł.
~~~~~~~~~~
Internet ożył, więc odstępy są już zrobione ^^
No to tak... Jestem czytelniczką Twojego bloga już od jakiegoś czasu, ale komentuje pierwszy raz, więc chciałam tylko dodać, ze wszystkie Twoje teksty są cudowne *.* A wracając do rozdziału, to niczym mnie nie zaskoczyłas - on też jest cudny <3 Od teraz to moja ulubiona część, bo jest taka...Uczuciowa! XD Shizusia dopadły wyrzuty sumienia, wreszcie~ Czekałam na to od kilku rozdziałów :P
OdpowiedzUsuńBłędów nie zauważyłam, ale byłam zbyt zajęta treścią, żeby zwrócić na to uwagę.
Pozdrawiam i życzę weny ~ Val
niesamowity *.* <3 czekam na kolejny rozdział :D życzę duuużo weny :D
OdpowiedzUsuńAhh, kochany, słodko-kwaśny, przebiegły, dwulicowy Izaya <3
OdpowiedzUsuńCóż mogę powiedzieć ? To jak Izaya dotknął twarzy Schizuo było słodkie *.* Rozdział jak zwykle cudowny :D Czekam na więcej i chce żeby coś się stało takiego meeega słodkiego :3
OdpowiedzUsuńGenialne ^^~
OdpowiedzUsuńSuper, kocham Twojego bloga <3
OdpowiedzUsuń~Szasta
Ja.. też jeszcze nigdy nie odważyłam się skomentować twoich prac mimo,iż większość z nich jest genialna, Natomiast obok tego rozdziału nie mogłam przejść obojętnie. Czy mnie zaskoczył? Sama nie wiem... Nie jestem jeszcze w stanie dojść do siebie. To co czuł Shizuo... również i ja zaczęłam odczuwać dlatego ciężko mi teraz na sercu, nie obyło się też bez kilku łez. Podziwiam ludzi, który są w stanie wywołać u mnie emocje swoimi tekstami, bez względu czy jest to uśmiech, smutek, łzy. Dlatego jedyne co mogę powiedzieć to Dziękuję jesteś miszczem! DxD
OdpowiedzUsuńTch, wiem jak to jest, kiedy ci internet nie działa. Cały ten rozdział przeczytałam z fona i dopiero teraz udało mi się wejść na laptopa, szataniee, wcześnie, nie?
OdpowiedzUsuńAhm... jak ja kocham skurwysyństwo Izayi. Po prostu wielbię tę jego postawę, która zawsze ma jeszcze jedną kartę w rękawie i bawi się wszystkimi wokół. Zmuszenie Shizusia do odczuwania skrajnych emocji i wyrzutów sumienia? Jak słodko... aż chciałabym w końcu zobaczyć załamanego psychicznie Shizusia ^^
Namie jest głupia... no, sorry, ale ufać Izayi, że się nie zabezpieczył przed niczym? W ogóle mu choć trochę zaufać? xD
Podoba mi się ten moment, gdy Shizuś zamyka oczy i odczuwa wszystko za pomocą innych zmysłów. Bardzo fajny i emocjonujący opis. Można się dobrze wczuć w Shizuo i jego odczucia. Również ten strach na świadomość o stracie wzroku. Przejebane, jak słowa grają sobie na uczuciach.
No i nie wiem, co się wydarzy dalej ;c Będe chyba teraz, co chwilę, stronę odświeżać, żeby zobaczyć czy nowego rozdziału nie ma, noo xD
~ Alexa
Ne ne~~ Miszu, a wiesz... dawno mnie tu nie było. Nadrobiłam zaległości i się cieszę, jak zwykle rozdział świetny. A ja postanowiłam napisać początki związku Hayato i Yukio. Pamiętasz? To to opowiadanie o piosenkarzu, który został zadźgany. Jak co to daję ci ponownie link do mne ^^ Pewnie opek pojawi się tak za tydzeń, ale obiecuję, że się pojawi^^ Byłaś ciekawa czemu się ciął, więc będziesz miała odpowiedź ^^ Mam nadzieję, że ci się spodoba ^^
OdpowiedzUsuńhttp://fangirls-yaoi-fanfiction.blogspot.com/p/spis-tresci_1.html
No nie...co za cham ze mnie. -.-
OdpowiedzUsuńRozdzial jak zawsze świetny <3
Pozdrawiam
Jeden Shizuo przeprosił nie wiem czemu ale to takie kawaii<3
OdpowiedzUsuńJeej
UsuńIzaya pyta Shizuo co sądzi o zemście. Następnie wyciąga pistolet, z którego już kiedyś Shizuo zarobił kulkę, a Shizuo jedynie pyta czy Izaya ma zamiar strzelać i stwierdza fakt, że „Przecież nie widzisz.” Hahahaha, takie zachowanie idealnie do niego pasuje XD
OdpowiedzUsuńTen rozdział darzę czystą, bezwarunkową i nieograniczoną miłością. To co tu nawyprawiałaś się w głowie nie mieści – jest takie genialne, że padam na kolana.
Czytałam jakiś czas temu i robiłam sobie na bieżąco notatki dotyczące momentów, które mnie ujęły i emocji jakie we mnie wywołały – przy tym rozdziale jest to jedno wielkie „wow”. Wykrzykniki występują tam z nienaturalną częstotliwością. Słowo „genialne” ściele się gęsto, napisane na przemian małymi i wielkimi literami, a rozczulanie się nad klimatem opowiadania i tak przesłania wszystko inne.
Bo klimat, klimat, klimat. Tu jest tak cholernie przyjemnie, że się nie chce wychodzić.
Shizuo i Izaya siedzą w ciszy, która okazuje się pasować jednemu jak i drugiemu, to bardzo wiele tak naprawdę mówi o ich wzajemnym postrzeganiu siebie. Przecież gdy potrafimy swobodnie siedzieć w milczeniu razem z kimś – oznacza to, że to taki poziom relacji, że słowa po prostu nie są konieczne, że nie trzeba ani nic robić ani mówić, a można czuć się komfortowo w obecności drugiego człowieka.
Wszystko od chwili „Shizu-chan, zamknij oczy”, do „Przepraszam” - to miód.
Nie będę w to wnikać ze szczegółami, bo słów by zabrakło. Nie da się wyrazić tego, jak bardzo mi się to podoba i jak niesamowicie magiczną atmosferę ma ta część. Nie ma tu momentu, który by mnie nie chwycił za serce. Mało powiedziane, że chwycił - wyrwał mi je z korzeniami, wszczepił w nie część siebie i upchnął z powrotem. Wszystko miód, wanna miodu, Miodowy Ocean Spokojny!
„Spokojnie, co nie?” Mhm…
O na wszystko co mi na tej ziemi drogie! Tak, kocham to!
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, co za podstępny plan Izayi aby Shuzo odczuł wyrzuty sumienia za to co spowodował...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia