sobota, 4 maja 2013

Wszystkiego Najlepszego, Izaya~!

Yey~! Nie ma to jak celebrowanie narodzin największej szumowiny i psychola w całym Ikebukuro :D  Żartuję~! Mimo, że czasem się na niego wkurzam, co jest nieładnym nawykiem podłapanym od Shizusia, to kocham go tak samo mocno jak Wy i wyżej wymieniony blondasek ^.-

Wszystkiego Najlepszego dla Pasożyta~!




Oneshot #1

"Sakana, sakana, sakana~! Sakana wo taberu to~!"

Izaya siedział w swoim gabinecie, powolutku kręcąc się na krześle obrotowym i rozglądał się po pomieszczeniu. Było mu nudno. Ziewnął przeciągle, zastanawiając się nad swoimi planami. Na tą chwilę mógł jedynie czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Zrobił co miał zrobić, reszta zależała już od jego ukochanych ludzi i tego jakie podejmą decyzje. Informator wiedział, że dokonają wyboru, który z pewnością przyniesie mu wiele rozrywki.

Przestał się kręcić i wyjrzał przez okno. Wyjątkowo zamiast skierować swój wzrok na tłum ludzi, wpatrywał się w zachodzące słońce, którego promienie wpadały do gabinetu, idealnie współgrając z jego ciemno-brązowym wystrojem.

BAM!
Izaya szybko okręcił się na fotelu, a jego dłoń powędrowała na przyczepiony do spodu blatu biurka nóż.

- Shizu-chan? – zdziwił się, zaciskając uścisk na rękojeści swojej broni – To miłe, że mnie odwiedzasz, ale czy ty kiedykolwiek nauczysz się poprawnie korzystać z drzwi? – zakpił ze swojego gościa i posłał mu asymetryczny uśmiech.

Nie spodziewał się nagłej wizyty blondyna. Szczerze powiedziawszy, to nie spodziewał się niczego, co było z nim w jakikolwiek sposób powiązane. Zastanawiał się, czy pojawienie się Heiwajimy było w jakiś sposób wywołane przez jego nowy plan, ale nie wydawało mu się, aby tym razem zrobił coś, co mogłoby go wpakować w tarapaty. A szkoda…

Shizuo przeszedł przez wyważone drzwi i podszedł do biurka Izayi. Miał na nosie swoje okulary, papierosa między wargami i dłonie w kieszeniach. Nie wyglądał na wkurzonego.

Izaya uniósł brew w zdziwieniu. Czemu jego złośliwa uwaga nie doprowadziła blondyna do szału?

- Czym sobie zasłużyłem na tą wizytę? – powiedział zaintrygowany nietypowym zachowaniem Shizuo.

- Czym? – mruknął, a następnie wzruszył ramionami – Urodziłeś się. Shinra powiedział, że to dzisiaj – powiedział obojętnie i wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko, kładąc je na biurku bruneta.

- A od kiedy to tka bardzo się lubimy, żebyś dawał mi prezent na urodziny, Shizu-chan? – zaśmiał się i niepewnie dźgnął prezent palcem.

- To kwestia dobrego wychowania, ty niewdzięczny pasożycie! – warknął, ukazując pierwsze oznaki zdenerwowania.

Izaya prychnął i wziął pudełko do rąk.

- Bestia i dobre wychowanie… - burknął sceptycznie – Podziwiam twoją matkę.

Shizuo zacisnął pięści i zamknął oczy, w myślach powoli licząc do dziesięciu.

- Tak czy inaczej, wolałbym, żebyś ty to otworzył – brunet rzucił prezentem w swojego gościa – To chyba normalne, że ci nie ufam.

Blondyn tylko wywrócił oczami i otworzył pudełko. Zajrzał do środka, tym samym udowadniając Izayi, że w środku nie ma niczego niebezpiecznego. Nie pokazując mu zawartości, ponownie je zamknął i oddał.

Informator był lekko rozczarowany. Przecież byli wrogami! Prezent musiał być w jakimś stopniu niebezpieczny. Zrezygnowany wziął pudełko i zerknął na Shizuo. Jego mina nadal była tak samo spokojna i obojętna.

Izaya był ciekawy. Bo skoro jego prezent nie miał go zabić, ani skrzywdzić, to czym on był? Co innego mogła mu podarować nienawidząca go osoba?

Otworzył prezent z ogromnym zainteresowaniem, ale gdy tylko zobaczył co było w środku, momentalnie zbladł i jego źrenice się zwęziły. Głośno przełknął ślinę, a po jego skroni spłynęła kropelka potu. Nie wiedział jak się zachować, a żołądek podchodzący mu do gardła, tylko go dekoncentrował. Podniósł wzrok na Shizuo, robiąc się przy tym zielony.

Blondyn tylko przyglądał mu się z uśmiechem na twarzy i w dalszym ciągu powoli spalał papierosa.

Izaya ponownie spojrzał na swój prezent, po czym zasłonił usta ręką, wstał z krzesła i pobiegł do łazienki.

Shizuo wsłuchiwał się w to jak Izaya wymiotuje, a Izaya wsłuchiwał się w to jak Shizuo się z niego śmieje.

Rybie oczy! Shizuo dał mu w prezencie rybie oczy!

Izaya jęknął zirytowany, nadal uczepiony ubikacji. Trzymał się za brzuch i czekał, aż skurcze dobiegną końca.

- To jest najwspanialszy dzień w moim życiu – zaśmiał się zadowolony blondyn, opierając się o framugę.

- Ughh… wyjdź – stęknął solenizant.

Spłukał swój zwrócony posiłek i posłał Heiwajimie najokrutniejsze spojrzenie na jakie mógł się teraz zdobyć.

- Kto ci powiedział?! – warknął zdenerwowany.

- O czym?

- Nie zgrywaj idioty! Kto ci powiedział, że boję się rybich oczu?! – Izaya krzyknął.

Gdy w grę wchodziły jego słabości, nie umiał nad sobą panować, tym bardziej, że tym kto je poznał był właśnie osobnik, chcący go zabić.

- Cóż… Shinra ma długi jęzor – Shizuo uśmiechnął się i ściągnął swoje okulary, a następnie schował je do wewnętrznej kieszonki w kamizelce.

- Zabiję gnoja… - warknął cicho i wstał na nogi.

- Hej, Izaya! – zawołał blondyn – Łap – wyszczerzył się i rzucił w informatora oślizgłym i ohydnym rybim okiem.

- Aghhaa! – Orihara głośno krzyknął, ściągając to odrażające "coś" ze swojej bluzki, po czym wrzucił to do odpływu.

Po pomieszczeniu rozeszło się ciche plum.

- Zawsze jest drugie oko – Bestia Ikebukuro podeszła bliżej swojego odwiecznego wroga, wyciągając zza pleców kolejne straszne "coś".

- Nawet nie próbuj… - Izaya zrobił krok w tył, ale plecami zetknął się z chłodną ścianą.

Nawet duża łazienka Orihary była za mała, aby był w stanie uciec.

Gdy Shizuo stał naprzeciwko niego, Izaya zrobił pierwszą lepszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy – przeczołgał się mu pomiędzy nogami. Napastnik nie chciał, aby jego ofiara uciekła, więc szybko złapał ją za kostkę i odwracając się o 180 stopni, przyciągnął ją do siebie. Wyglądało to komicznie. Słynny Orihara Izaya na czworakach i ciągnący go za nogę Heiwajima Shizuo. Wielu tarzałoby się teraz ze śmiechu.

Brunet jakimś cudem się wyrwał i podniósł się na nogi, ale chwilę później Shizuo złapał go w pasie. Zaczęli się szarpać i z powodu ograniczonego metrażu, wpadli do wanny.

- Ngh! – stęknął Shizuo, który uderzył się głową o dno.

Informator próbował szybko się podnieść i uciec, ale przypadkiem odkręcił wodę łokciem. Lodowate krople zaczęły spadać na nich z góry; Izaya pisnął, a Shizuo nabrał powietrza przez zaciśnięte zęby. Woda była tak zimna, że cali się spięli i z trudem ją zakręcili. Leżeli w wannie z przyspieszonymi oddechami, a mokre ubrania oblepiły ich i utrudniały poruszanie się. Przylegali do siebie całymi ciałami – tak blisko siebie nie byli jeszcze nigdy.

Shizuo cicho się zaśmiał.

- Teraz ty sam wyglądasz jak ryba

Gdyby nie to, że Izaya wyglądał tak śmiesznie, gdy był mokry, to Shizuo pewnie wkurzyłby się całą tą sytuacją.

Brunet tylko posłał mu spojrzenie typu to-nie-jest-śmieszne i chcąc mu zrobić na złość, znowu odkręcił wodę.

Shizuo ją zakręcił.

Izaya odkręcił.

Shizuo zakręcił.

Izaya odkręcił.

Shizuo zakręcił.

Izaya odkręcił.

Shizuo… przypadkiem oderwał gałkę.

- No pięknie – skomentował solenizant, a woda nie przestawała lecieć – Najpierw drzwi, a teraz jeszcze to… Czy ty nie potrafisz zrobić niczego delikatnie?

- Jeszcze jedno słowo, a wyłowie z kibla to oko i wepchnę ci je do gardła! – warknął blondyn, przyciągając do siebie Izayę za jego koszulkę.

Przez nagły ruch Shizuo, informator się poślizgnął i upadł na niego. Wtedy właśnie ich usta się złączyły. Zszokowany Heiwajima szybko się odsunął, a Izaya zarumienił, przygryzając lekko dolną wargę i uciekł wzrokiem w bok. Sam się sobie dziwił, ale przez ten krótki moment z niewyjaśnionego powodu jego serce zabiło mocniej. Nie panując nad tym co robi, ponownie przysunął się do blondyna i pocałował go. Ten natychmiast go od siebie odsunął.

- Hej! – warknął – To już nie było przypadkiem!

- Cicho! Mam urodziny, więc nie dyskutuj!

Shizuo chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przeszkodziły mu w tym usta bruneta. Jego dłonie wkradły się pod mokrą koszulę ex-barmana. Blondyn był w szoku. Czuł co się dzieje w spodniach Izayi, ale w żaden sposób nie potrafił tego logicznie wytłumaczyć. Sam też już najwyraźniej zaczął tracić głowę, ponieważ odwzajemnił pocałunek, a nawet i go pogłębił.

Byli jak zahipnotyzowani. Zimna woda i otaczający ich odór starej ryby sprawił, że im odbiło. Ich rozgrzane ciała dzieliła jedynie warstwa mokrych, lepkich ubrań, a drżące ręce solenizanta sprawnie się ich pozbywały.

- Mhnn… jesteś głupi – Shizuo wymamrotał między pocałunkami – Głupek… przestań

Izaya lekko się uniósł, spoglądając na blondyna z góry.

- Ja jestem głupi? Jeśli tak, to czemu mi nie przeszkodzisz, tylko pozwalasz mi na to wszystko? – uśmiechnął się wrednie.

- No bo… no bo masz urodziny… - burknął – Dobra! Mam cię dość, ty zapchlony darmozjadzie! Wsadź sobie te oczy w tyłek i się już do mnie więcej nie zbliżaj!

Shizuo wybuchł. Wkurzył się i nie mógł już wytrzymać towarzystwa Orihary. Przestało być śmiesznie. Chciał się stąd jak najszybciej wydostać. Z trudem wygramolił się z wanny, o mały włos się nie przewracając i wyszedł z łazienki, trzaskając za sobą drzwiami. Lecz Izaya nie usłyszał drugiego trzaśnięcia – a to dlatego, że nie miał już drzwi wejściowych.

Orihara rozejrzał się dookoła i zaczął się śmiać. Śmiać tak głośno, że prawdopodobnie usłyszał go nawet Heiwajima, który już dawno był poza jego apartamentem.

To co się tu przed chwilą wydarzyło było chore. Głupie. Idiotyczne. Nieprzemyślane.

Ale czy urodziny kogoś takiego jak on, mogły być normalne?

Szczerze w to wątpił.

*** 

Izaya chodził po mieście. Powoli zbiżała się północ, a jego urodziny dobiegały końca. Nie rozumiał swojego wcześniejszego zachowania, a im bardziej próbował, tym mocniej bolała go głowa.

Dlaczego przez ten przypadkowy pocałunek tak mocno zabiło mu serce? Dlaczego się wtedy zarumienił? Dlaczego tak bardzo chciał jeszcze i zrobił to drugi raz? Dlaczego po raz pierwszy jego własny umysł był dla niego zagadką?!

Przechodząc obok Rosyjskiego Sushi cały się wzdrygnął na wspomnienie rybich oczu. No tak… musi zabić Shinrę – mały włos, a by o tym zapomniał. Nie przejmując się późno porą udał się do mieszkania doktorka. Uznał, że nietypowa godzina, tylko przestraszy go jeszcze bardziej.

Drzwi od mieszkania były otwarte, więc Izaya wszedł do środka bez zastanowienia.

Nie spodziewał się tylko jednego. Shinra miał gościa i niestety był nim Shizuo.

- Wygadałeś się, że to ja ci powiedziałem?! O mamusiu… Izaya mnie zabije… - spanikowany doktorek chodził po pokoju w te i z powrotem.

Brunet uśmiechnął się do siebie – wszedł w idealnym momencie.

- Właściwie to zastanawiałem się nad torturami – powiedział uśmiechając się złośliwie, a na jego twarzy malował się wspaniały uśmiech – Wygląda na to, że obydwaj macie długie jęzory. Shinra wkopał mnie, Shizuo wkopał Shinrę. Czy naprawdę tak trudno jest dotrzymać czyjąś tajemnicę?

- Odezwał się… - prychnął blondyn – Ty sprzedajesz cudze sekrety, lepszy nie jesteś i w ogóle to po kiego tu przylazłeś?!

- No właśnie – uśmiechnął – Moje zachowanie jest zrozumiałe, bo ja w zamian za sekrety, dostaję coś w zamian. Pieniądzę. A wy? Robicie to za darmo, dla własnej korzyści i szkody drugiej osoby.

- Pieniądze są twoją korzyścią i ty też szkodzisz innym! Przestań kłamać, ty podła mendo, jesteś taki sam!

- Taki sam jak ty? Dobre sobie, Shizu-chan – prychnął – Ale wiesz co? Ludzie potrzebują pieniędzy. A wy dostajecie w zamian pieniądze?

Odpowiedziała mu cisza. Kręcił. Kłamał. Przekręcał prawdę, tak jak mu było wygodnie, a wszystko to, po to, aby na końcu tak namieszać im w głowach i mówić z takim przekonaniem, żeby oni myśleli, że się mylą. Izayi zawsze się to udawało. W przekonywaniu innych do tego, że białe jest czarne, a czarne jest białe, osiągnął mistrzostwo, tylko Shizuo… on nigdy nie dawał się na to złapać.

- Mam w dupie to, co do mnie mówisz, wynoś się stąd i nawet nie próbuj mścić się na Shinrze, albo rozwalę ci łeb.

- Mało straszne – westchnął znudzony brunet, spoglądając na swoje paznokcie.

- Wygląda na to, że będę musiał użyć innych metod – zakasał rękawy i zaczął szperać w zamrażalniku Shinry, aż w końcu wyciągnął z niego rybę.

Bez jakiegokolwiek zastanowienia wydłubał jej oko i zaczął zaganiać nim Izayę do wyjścia, a on uciekał i kulił się jak owieczka zapędzana przez psa do zagrody. Shizuo tylko się śmiał i śmiał… A Izaya? Izaya doszedł do wniosku, że niezależnie od tego, co kazało mu wtedy pocałować blondyna, to nie było to warte takiego poniżania się i zdecydował się jak najszybciej o tym zapomnieć.

Co do Shinry… on tylko odetchnął z ulgą i dziękował Celty za to, że kupiła rybę, przez co Shizuo miał czym odstraszyć rządnego zemsty pasożyta.








Oneshot #2

"Róża"

Dziś jest sobota. Najgorsza ze wszystkich sobót w całym roku kalendarzowym. A dlaczego  jest najgorsza? Bo akurat w tą sobotę przypada 4 maja. Gdybym tylko mógł, to zmiótłbym ten dzień z historii świata. Niestety czegoś takiego nie potrafię zrobić nawet ja.

Powoli piję mleko i opierając się o parapet wyglądam przez okno.

Tak samo jak tamtego dnia – czyli najgorszego w całym moim życiu – pada deszcz. Zwykły, delikatny deszczyk, który nikomu nie przeszkadza w funkcjonowaniu. Może, gdyby pogoda była inna, to te wspomnienia nie byłyby tak wyraźne?

Dokładnie pamiętam jak szykowałem się  wtedy do przedszkola. Jak każde dziecko cieszyłem się z deszczu. Kalosze, kałuże,  kolorowe parasolki, ładny niecodzienny zapach. Pobiegłem do kuchni i odciąłem głowę swojemu teru-teru-bozu*, wiszącemu przy oknie. Pamiętam, że zastanawiałem się czy On robił w tamtej chwili to samo? W końcu robiliśmy te laleczki razem. W pośpiechu poganiałem mamę, aby wsiadła do samochodu i upewniając się,  że nie zapomniałem bardzo ważnej dla mnie wtedy rzeczy Czekałem, aż zapnie mnie w foteliku. Nigdy tego nie lubiłem. Do dziś nie wiem czemu. Tak czy inaczej, gdy dojechaliśmy na miejsce zacząłem podskakiwać z podekscytowania i szybko popędzałem mamę, aby mnie odpięła. Może właśnie tego nie lubiłem? Tego, że pasy zapina się po to, aby zaraz je rozpiąć? Cóż, jako dziecko każdy myśli nieco inaczej.

Śmieję się do swoich wspomnień. Obecny ja wcale nie uważa tego dnia za wspaniały,  ale z biegiem lat, wszystko się zmienia.

Dokładnie pamiętam delikatny uśmiech mamy, gdy kazała mi zwolnić. Odprowadziła mnie tuż pod klasę,  a następnie ukucnęła przy mnie i poklepała po głowie. W tym wieku chyba każdy chłopiec był maminsynkiem. Bez skrępowania uwiesiłem się jej na szyi i ucałowałem ją w policzek.

Co roku 4 maja dzwoniłem do niej. W inne dni także, ale ten dzień był inny. Każdego 4 maja przypominałem sobie ten jeden jedyny dzień z mojego wczesnego dzieciństwa - ten, który spośród wszystkich innych był najwyraźniejszy. Odczuwałem wtedy coś na styl nostalgii i ta część mnie – część,  którą miał w sobie każdy mały chłopiec – wracała. Na czas tej jednej rozmowy przez telefon, znów stawałem się synalkiem mamusi.

Butelka po mleku jest już pusta. Wrzucam do śmietnika i zapalam papierosa.

Nie pamiętam swojej nauczycielki, ale dochodzę do wniosku, że to pewnie dlatego, że jej nie lubiłem. Do przedszkola przychodziłem tylko dla jednej osoby. Dla pewnego chłopca o ciekawskich oczach, który zadawał setki pytań. Zawsze chciał wiedzieć wszystko o wszystkim i wszystkich. Nic nie mogło być dla niego tajemnicą. Pamiętam jak kiedyś przez przypadek doprowadziłem go do płaczu, przez to, że nie chciałem mu czegoś powiedzieć. Niewiele się od tamtego czasu zmienił. Wciąż był tak samo żądny informacji, tak samo ciekawski... ale jego uśmiech nie był już przyjazny i szczery.  Już nie płakał. Już nie zadawał pytań –  a to dlatego, że na  wszystkie znał odpowiedzi.

Tamten dzień był dla mnie bardzo szczególny, możliwe,  że nawet szczególniejszy, niż dla niego. A wszystko to dlatego, że miał wtedy – i dziś też ma – urodziny. Szybko pobiegłem do niego i przywitałem się, ale on był jakiś ponury. Myślałem wtedy, że może ktoś zapomniał o jego urodzinach i dlatego był smutny, ale teraz, gdy znam więcej emocji i łatwiej mi je wszystkie nazwać, powiedziałbym,  że nie był ponury, ani smutny, tylko zamyślony.

Jak zwykle siedzieliśmy razem w ławce,  a ja zamiast słuchać pani (tej podłej baby, której nigdy nic nie pasowało! Serio, do dziś nie rozumiem jak można pozwolić takiemu babsztylowi pracować z dziećmi?!), przyglądałem się solenizantowi i jego pozbawionej uśmiechu twarzy. Zawsze był uśmiechnięty. Zawsze.

Przez następne kilka lat podstawówki kojarzyłem uśmiech Shinry właśnie z nim. Właściwie, jak tak teraz myślę,  to może właśnie dlatego się z nim zaprzyjaźniłem? Dlatego, że ich uśmiechy były tak samo szczere?

Gdy przyszedł czas na przerwę i mieliśmy czas na zabawę złożyłem mu życzenia i dałem prezent. Nie pamiętam jak wyglądał, ani czym on był, ale podobał mu się,  a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.

Gaszę swojego papierosa i zaczynam się zastanawiać co mógłbym teraz zrobić. Czym się zająć? Wyglądam przez okno. Przestało padać i na niebie pojawiła się blada i lekko rozmyta tęcza. Postanawiam wyjść na dwór i przejść się po mieście.

Wtedy było tak samo. Gdy zajęcia się skończyły, na niebie też była tęcza. Wyraźniejsza niż dziś i grubsza. Ubieraliśmy kalosze, a nasze mamy ze sobą rozmawiały. Ja miałem żółte, a On czerwone. Kiedy wyszliśmy z przedszkola poszedłem razem z nim i jego mamą, do parku, podczas gdy moja gdzieś zniknęła. Chyba musiała coś załatwić. Teraz już nawet nie pamiętałem co... może poszła do banku? Zresztą to i tak nieistotne. Ważne było to, co się stalo potem. Bawiliśmy się skacząc po kałużach i robiąc inne – wtedy sensowne,  lecz teraz głupie – rzeczy.

Uśmiecham się, gdy przechodzę obok tego samego placu zabaw. Spoglądam na zjeżdżalnie.

Zjechał po niej i wleciał prosto w kałużę, która jakby czekała na niego na dole. Śmialiśmy się z jego mamy, gdy zaczęła krzyczeć i wymachiwać rękoma, a później ona sama śmiała się razem z nami.

Na placu zabaw nikogo nie ma. Jest tam pełno kałuż – tak samo jak wtedy. Znudzony podchodzę do huśtawek i siadam na jednej z nich.

Tego samego dnia, jego mama zaprosiła moją n a kawę. One rozmawiały na dole w salonie, a my na górze, bawiliśmy się w jego pokoju.

- Też o tym myślisz, Shizu-chan?  – słyszę jego cichy głos za moimi plecami

Lekko kiwam głową.

- Twoje urodziny to najgorszy dzień w roku. Zawsze mnie prześladuje – warczę z udawaną niechęcią, choć tak naprawdę chcę żeby tu był. Ten jeden raz jego obecność mi nie przeszkadza.

- Wszystko się wtedy pokomplikowało – uśmiecha się słabo, po czym  siada na drugiej huśtawce.

- I to jak... - wzdycham, spoglądając na tęcze, nad naszymi głowami.

Bawiliśmy się, sam już nawet nie pamiętam w co, aż nagle wszystko wyparowało. Cała ta beztroska gdzieś zniknęła. Z dołu słyszeliśmy krzyki. Ktoś się kłócił. Za jego namową wyszliśmy z pokoju i usiedliśmy na schodach, a wszystko to po to, aby zaspokoić jego ciekawość. Nie miałem mu tego za złe, w końcu taki już był. Ciekawski.

"Jak możesz tak bezkarnie pieprzyć się z moim mężem, ty dziwko! To, że nie masz męża, nie znaczy,  że wolno ci niszczyć cudze małżeństwa." – wtedy nie rozumiałem tych słów, które wykrzyczała moja mama, ale On zaczął płakać. Wziąłem go za rękę i zaprowadziłem go z powrotem do jego pokoju. Posadziłem go na jego łóżku. Nie wiedziałem co powinienem zrobić, więc zrobiłem to, co zawsze robiła moja mama. Usiadłem obok niego, przytuliłem go i pocałowałem w policzek.

- Byłeś uroczym dzieckiem... - uśmiecha się, komentując nasze wspólne wspomnienie.

- Zaraz dostaniesz w łeb!  – zaciskam pięść na łańcuchu od huśtawki, a on nie wytrzymuje i pęka, przez co spadam na ziemię. Ląduję prosto w kałuży znajdującej się tuż pode mną,  a on zaczyna chichotać – Wtedy nie było ci tak do śmiechu – mówię wkurzony i wstaję na nogi.

Wyciskam wodę ze swoich nogawek, a ona spływa na dół, niczym łzy, które tamtego dnia spływały po jego policzkach. Starałem się go pocieszyć, ale on zaczął dziwnie oddychać i zasmarkał mi całą bluzkę – wtedy się tym nie przejmowałem. Chciałem, żeby przestał płakać, tylko to się dla mnie wtedy liczyło.

Nie minęło wiele czasu,  aż mama – nie bacząc na moje protesty – zabrała mnie do domu. Nie pozwoliła mi nawet zadzwonić do niego i jak co dzień powiedzieć mu dobranoc. Kasuka nie wiedział czemu tamtej nocy rodzice się kłócili, ale skoro nawet ja nie rozumiałem,  to nie sądziłem, zeby on zrozumiał. Bałem się, że będzie płakać, tak samo jak on. Nie chciałem tego. Więc niczego mu nie mówiłem.

A przecież za każdym razem, gdy myślałem o swojej sile i o tym skąd się ona mogła wziąć, zaznaczałem, że wychowałem się w normalnej rodzinie i nie miałem żadnej traumy z dzieciństwa. Cóż, okłamywałem sam siebie. Ale nie sądzę, żeby to zdarzenie mogło mieć coś wspólnego z tym, że część mojego mózgu zajmująca się produkcją adrenaliny nie działa prawidłowo – a przynajmniej tak mówi Shinra. Tylko, że nawet Shinra nie wie o tym, co kiedyś łączyło mnie z Izayą. Nie wie o naszej dawnej przyjaźni.

Przez następne tygodnie obydwaj chodziliśmy do przedszkola przybici, a kiedy zakładaliśmy buty w szatni, nasze matki już ze sobą nie rozmawiały.

- Nie sądzisz, że to dziwne, że tak wiele pamiętamy? – pyta mnie, nadal powolutku się bujając, a ja kucam na piasku naprzeciwko niego i zapalam papierosa.

- Zazwyczaj najlepiej pamięta się to, o czym chce się zapomnieć – wzruszam ramionami i wydmuchuję obłoczki dymu.

Czarnowłosy tylko spogląda na mnie delikatnie – zupełnie tak jak kiedyś. Pierwszy raz od wielu lat, znowu używa tego spojrzenia i tego uśmiechu. Jego wyraz twarzy jest tak samo gładki i niewinny. Tęskniłem za tym Izayą.

- Myślisz, że moglibyśmy wrócić do tego, co było kiedyś? – pytam naiwnie.

- Za bardzo się zmieniliśmy – śmieje się cicho i smutno kręci głową – Ty stałeś się bestią, a ja-

- Świrem – przerywam ci i dokańczam za ciebie.

Tak wiele się przez te wszystkie lata wydarzyło. Z każdym dniem coraz bardziej współczuliśmy swoim matkom, zastanawiając się, która z nich tak naprawdę zawiniła i wtedy doszło między nami do kłótni. Zwykła dziecięca sprzeczka o to, czyja mama jest "tą złą". Nie potrafiliśmy jeszcze wtedy zrozumieć ich problemów, ale nie chcieliśmy być bezużyteczni. Mieszaliśmy się w nieswoją kłótnię i przypadkiem wywołaliśmy własną. A wszystko to dlatego, że chcieliśmy "pomóc". Niestety na chęciach się skończyło.

Nasza kłótnia przerodziła się w obrazę, a następnie niechęć. Cała przyjaźń legła w gruzach.

- Nadal gniewasz się o cukierka? – pyta z przekąsem brunet, rzucając mi jednego i właśnie wtedy przypominam sobie, co wydarzyło się rok później, w zerówce.

Izaya znów miał urodziny i przyniósł cukierki, które później rozdał całej klasie. Całej klasie z wyjątkiem mnie. Lubiłem słodycze. Lubiłem i nadal lubię. A on specjalnie przyniósł moje ulubione, a później użył podłej wymówki "Wybacz, dla ciebie nie starczyło". Wtedy oczywiście – jak to dziecko – byłem zły. czułem się z tym podle, a nawet i się popłakałem. W końcu nie byłem przyzwyczajony do spotykania się z tego typu niesprawiedliwością. Później, gdy pojawiła się moja siła pomijano mnie – najczęściej z powodu strachu – wiele razy, ale wtedy byłem mniejszy, wrażliwszy… każdy w dzieciństwie taki był.

Teraz mogę zrobić trzy rzeczy. Użalać się nad tym jaki byłem, zapomnieć o tym lub pogodzić się z tym. Wybieram to trzecie, bo wiem, że ludzie się zmieniają… i my też się zmieniliśmy.

- Już wtedy byłeś mistrzem zła – komentuję twój wybryk i wkładam cukierka do buzi – Terrorysta w przedszkolu – śmieję się, a ty się do mnie dołączasz.

Później Izaya zniknął. Poszedł do innej podstawówki i wtedy właśnie poznałem Shinrę, pojawiła się moja siła, o mały włos nie zgniotłem Kasuki lodówką, wiele razy lądowałem połamany w szpitalu. A gdy poszedłem do gimnazjum, uratowałem starszego ode mnie Toma przed bandą huliganów. Był moim senpai'em Doradził mi, aby pofarbował włosy, mówiąc, że w ten sposób będę bardziej rozpoznawalny i ludzie będą wiedzieli kogo nie denerwować. Okazało się to być bardzo skuteczne. Kiedy dostałem się do Raijin**, ponownie spotkałem Shinrę. On w gimnazjum poznał Izayę i przedstawił mi go na nowo…  mimo tylu zdarzeń, które wywróciły moje życie do góry nogami, nie zapomniałem o nim. Gdy mi go przedstawiał, nadal pamiętałem o nim wszystko. Te dobre rzeczy, i te złe. Niestety te złe wspomnienia były świeższe. Nasz spór nie był załagodzony, nigdy się nie pogodziliśmy. Dlatego właśnie powiedziałem mu:

- "Nie lubię cię" – brunet cytuje moje słowa – Byłem zaskoczony tym, że mnie pamiętałeś.

- Ja tak samo – przyznaję – Ale za bardzo się zmieniłeś, żebyśmy mogli się znowu przyjaźnić.

- Mimo wszystko teraz rozmawiamy, jak gdyby nigdy nie doszło do kłótni.

- Tak jest co rok… – wzdycham – Twój przywilej solenizanta.

- Urodziny przepełnione nostalgią, czy jest coś lepszego? – mówi sarkastycznie i uśmiechasz się do nieba.

Tu nie chodzi o to co między nami zaszło. Nie chodzi o tą śmieszną kłótnię. Chodzi o te wszystkie lata, które spędziliśmy bez siebie i o to jak bardzo się w tym czasie zmieniliśmy. Przestaliśmy do siebie pasować.

Izaya wstaje z huśtawki i później jak zwykle idziemy do niego. Powoli, nie spiesząc się. Mamy jeszcze dużo czasu. Tak jest za każdym razem. Każdy 4 maja taki jest. Zawsze idziemy do twojej sypialni.  Zawsze delikatnie popycham cię na łóżko. Zawsze się wtedy zmieniamy. W środku znów jesteśmy tymi samymi małymi chłopcami, którzy byli nierozłączni. Którzy nie mogli się doczekać następnego dnia w przedszkolu, tylko dlatego, że oznaczało to wspólną zabawę. Teraz jest podobnie. Tylko nasza zabawa stała się nieco bardziej agresywna. Ale dziś znów są twoje urodziny – nieważne, które. Dziś jesteśmy delikatni, tak samo wrażliwi jak kiedyś. Naiwne dzieci, które nie wiedzą nic o świecie i tak wiele chcą się o nim dowiedzieć. Badamy na nowo świat, a jeszcze dokładniej badamy siebie.

Moje usta na Twoich. Moja dłoń spleciona z Twoją. Mój język ocierający się o Twój. Nasze oddechy tworzące jeden. Wszystko robimy razem – tak jak kiedyś, ale nieco inaczej.

4 maja… gdybym tylko mógł, to zmiótłbym ten dzień z historii świata. Zrobiłbym to i schował go gdzieś. 4 maja schowałbym w miejscu, w którym nikt go nie znajdzie. Cenny, najcenniejszy dzień ze wszystkich… wspomnienie, bolesne i piękne. Najpiękniejsze ze wszystkich. Niczym róża, każda ma kolce i każda potrafi zranić, ale jest na tyle piękna, że mimo wszystko chcesz ją zatrzymać.

Wiemy, że 5… 6… 20… maja, czerwca, grudnia… zapomnimy o tym dniu. Zapomnimy o naszej róży. Powrócimy do naszej rutyny jaką jest nienawiść. Ale każdego 4 maja, przypomnimy sobie o naszej róży… o jej kolcach, płatkach… i będziemy się próbować poznać na nowo. Do skutku, aż w końcu nam się uda.

~~~~~~~~~~~

* teru-teru-bozu - są to laleczki, które robią dzieci w Japonii. Laleczka ma sprawić, aby następny dzień, był dniem słonecznym, jeśli tak nie będzie, odcina się jej głowę. Jest to bardzo ciekawy zwyczaj, a laleczki są kawaii *Q* więcej o tym można po czytać na wikii, jest nawet wierszyk, który można też śpiewać i jest wersja Hatsune Miku ^-^ Yaarie uważa, że to jest straszne, ale mnie tam się podoba xD

**Za czasów Shizayi liceum nie nazywało się Raira, tylko Raijin. Dopiero później, gdy "wchłonęło" ono inną szkołę, nazwę zmieniono na Raira ^^ (tak pisało na wikii)

Wgl może zacznę od tego, skąd się wziął tytuł do pierwszego oneshota xD [LINK] <--- piosenka o rybie w wykonaniu seiyuu Izayi i Shizuo... brzmi jakby się nachlali i zaczęli fałszować xD hehe, Ryba to ryba ^^ tak w ogóle, to nie mam pojęcia, jakim cudem wpadłam na tak popieprzony pomysł O.O jestem wariatką x.x no ale gdzieś przeczytałam, że Izaya nie przepada za rybimi oczami i tak jakoś wyszło^-^

Drugiego oneshota pisałam na telefonie od 2:40 do 4:58  matko... D: zawaliłam nockę~! Yey~! Nie ma to jak oglądanie horrorów i Shizayowanie c: 

Wgl tak sobie teraz pomyślałam, że szkoda, że nic o torcie nie napisałam xD no ale kit... i tak już za późno

ZOMBIE~!
(=.=) zzz...

9 komentarzy:

  1. XD Fajne, chyba obie pomyślałyśmy o rzygającym Izayi. Nie tylko ty zarwałaś noc...~~ziew~~.

    Sto lat, sto lat, niech żyją, żyją nam
    Sto lat, sto lat, niech żyją, żyją nam
    Jeszcze raz, jeszcze raz niech żyją, żyją nam
    Niech żyją nam! - Shozu-chan i Izaya oczywiście :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Waaaa *Q* (dla bezpieczeństwa wypiszę w podpunktach xD)
    Shizuo cicho się zaśmiał.

    - Teraz ty sam wyglądasz jak ryba
    ... jestem zjebana...wyobraziłam sobie rysunkową rybę z włosami Izayi... oh god why? ;-;
    Shizuo ją zakręcił.

    Izaya odkręcił.

    Shizuo zakręcił.

    Izaya odkręcił.

    Shizuo zakręcił.

    Izaya odkręcił.

    Shizuo… przypadkiem oderwał gałkę.

    *bije brawa) brawo chłopcy brawo~!
    lol xD nie ma to jak ganiać swojego "wroga" z rybimi gałami w ręce... (ja też bym uciekała xD)

    Generalnie 1 mnie powaliła na kolana xD Za~je~bi~st~eeeeeeeeee~!

    Co do 2...ja nie mam słów... to jest tak niesamowite, że wprost nie mam słów jak opisać to dzieło...i to jeszcze w czasie teraźniejszym D: (ucz mnie ;~;)
    To wjaki sposób to opisałaś sprawia, że czuję się tak jakby to było prawdą...to jest takie realistyczne...i słodkie...i smutne zarazem.
    Nie mam słów bo zostałam podwójnie powalona na kolana i przygnieciono mi twarz do podłogi.
    *Bije brawa*
    Tego oneshota będę czytać od dzisiaj codziennie~
    Pozdrawiam
    ~Madame Black

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko... myślałam, że uduszę się ze śmiechu. ... Izaya... znaczy się... ruba z włosami Izayi... hahahahhahahahah aż się popłakałam ze śmiechu xD rybie gały mają w sobie to coś xD

      Co do 2 to dziękuję i nie wiem co napisać .///. Naprawdę cholernie mi miło i jakoś tak ciepło w środku ^o^ arigatou :*

      Usuń
  3. Ooo~ Naprawdę... nie wiem co mam napisać...
    Przy "rybim oczku" nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, ale w róży naprawdę niedużo brakowało żebym się poryczała...
    Przepraszam, ale po prostu to zaparło mi dech w piersiach i teraz nie mogę zebrać myśli do kupy... Naprawdę to było coś pięknego/cudownego/zajebistego/niesamowitego...(więcej niż jedna odpowiedz poprawna ;D)
    Naprawdę... Chciałabym pisać tak, jak Ty mój Mistrzu~!
    Niech wena będzie z Tobą~!
    Pozdrawiam i idę czytać jeszcze raz~!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha, jebłam przy tym pierwszym one-shocie. Po prostu leżę i próbuję wstać z ziemi.
    Izaya i rybie oczy - hahaha, fajnie, że umieściłaś ten motyw i to w takim zabawnym stylu. A scena, gdy Shizu-chan gonił go z tymi wydłubanymi oczami - śmiałam się, jak jakiś psychopata do ekranu xD
    ,,Mam w dupie to, co do mnie mówisz, wynoś się stąd i nawet nie próbuj mścić się na Shinrze, albo rozwalę ci łeb.'' - jak ja uwielbiam riposty Shizuo. Pamiętam taki obrazek z Shizusiem i pod nim podpis: ,,A jebnął ci ktoś kiedyś lodówką?!'' Hahaha xD
    Kocham twojego Shizu-chana, jest taki zajebisty, że nie wiem, jak wyrazić zachwyt nad nim. Po prostu cudownie ^^
    ,,Shizuo tylko się śmiał i śmiał… '' - nie on jedyny, haha xD Myślę, że wszyscy nie wyrobili ze śmiechu przy tym.

    A teraz drugi one-shot, przy którym się już tak nie śmiałam.
    Po pierwsze: styl, mówiłam ci już kiedyś, jaki on jest zajebisty? Nie dość, że doskonale oddany charakter i osobowość Shizuo, idealne wpasowanie się w jego postać, to jeszcze sam styl jest niezwykły. Tak łatwo i przyjemnie się czyta. I to jeszcze w czasie teraźniejszym! Normalnie, podziwiam cię za ten niesamowicie cudowny styl, którym tak idealnie opisałaś te wszystkie wydarzenia, uczucia Shizusia, jego przemyślenia. Czułam i widziałam nim. Niezwykłe po prostu.
    I sama fabuła. Szatanie, to jest takie przygnębiające i miłe zarazem. Serio. Po przeczytaniu tego uśmiechałam się, ale smutnie. Tak mi dziwnie było. To pewnie przez to wpasowanie się w Shizu-chana, ale serio miałam wrażenie, że on mimo, że nienawidzi tego dnia, to jednak w pewien sposób lubi go i nie chce o nim zapomnieć.
    Ślicznie, niezwykle, uroczo i zajebiście - i mi synonimów brakło ;c
    Cóż, pozostaję mi życzyć ci dużo weny.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwszy shot był zajebisty. Się uśmiałam xD Ryba i jej oczy były przee~ xD Biedny Izu-izu xD
    Drugi zaś taki sentymentalny i słodki, że łezka mi poleciała ;c Końcówka mnie już totalnie rozczuliła i tuliłam do podusi.. XD Brawo za tak umiejętne pisanie historii w tak różnych klimatach ;-; <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwszy Shot zajebisty :D . BAWILI SIE kranem że aż go zepsuli .brawo mi.
    Teraz te oczy m izaya ja też sie ich boję , bo są ohydne ,więc nie jesteś sam .też bym uciekał . ( gdybyś mnie gonił )
    2 shot też fajny ,byli przyjaciółmi , znali sie , bawili razem ( nawet jako dorośli - nie chodzi o gonienie po mieście ) - ten rozdział sądze że zapewnił lukę - dlaczego nie lubi izayi
    czytam teraz drugi blog

    OdpowiedzUsuń
  7. Ye! Bo prawo urodzin jest najważniejsze!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam *.* Taak~! Świętując moje urodzinki, zawsze jest ciekawie :*
    Hahahaahh~! Kocham <3
    Pozdrawiam i wgl.

    OdpowiedzUsuń