Wszystkiego Najlepszego dla Pasożyta~!
Oneshot #1
"Sakana, sakana, sakana~! Sakana wo taberu to~!"
Izaya siedział w swoim gabinecie, powolutku kręcąc się
na krześle obrotowym i rozglądał się po pomieszczeniu. Było mu nudno. Ziewnął
przeciągle, zastanawiając się nad swoimi planami. Na tą chwilę mógł jedynie
czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Zrobił co miał zrobić, reszta zależała już od
jego ukochanych ludzi i tego jakie podejmą decyzje. Informator wiedział, że
dokonają wyboru, który z pewnością przyniesie mu wiele rozrywki.
Przestał się kręcić i wyjrzał przez okno. Wyjątkowo
zamiast skierować swój wzrok na tłum ludzi, wpatrywał się w zachodzące słońce,
którego promienie wpadały do gabinetu, idealnie współgrając z jego
ciemno-brązowym wystrojem.
BAM!
Izaya szybko okręcił się na fotelu, a jego dłoń
powędrowała na przyczepiony do spodu blatu biurka nóż.
- Shizu-chan? – zdziwił się, zaciskając uścisk na
rękojeści swojej broni – To miłe, że mnie odwiedzasz, ale czy ty kiedykolwiek
nauczysz się poprawnie korzystać z drzwi? – zakpił ze swojego gościa i posłał mu
asymetryczny uśmiech.
Nie spodziewał się nagłej wizyty blondyna. Szczerze
powiedziawszy, to nie spodziewał się niczego, co było z nim w jakikolwiek
sposób powiązane. Zastanawiał się, czy pojawienie się Heiwajimy było w jakiś
sposób wywołane przez jego nowy plan, ale nie wydawało mu się, aby tym razem
zrobił coś, co mogłoby go wpakować w tarapaty. A szkoda…
Shizuo przeszedł przez wyważone drzwi i podszedł do
biurka Izayi. Miał na nosie swoje okulary, papierosa między wargami i dłonie w
kieszeniach. Nie wyglądał na wkurzonego.
Izaya uniósł brew w zdziwieniu. Czemu jego złośliwa
uwaga nie doprowadziła blondyna do szału?
- Czym sobie zasłużyłem na tą wizytę? – powiedział
zaintrygowany nietypowym zachowaniem Shizuo.
- Czym? – mruknął, a następnie wzruszył ramionami –
Urodziłeś się. Shinra powiedział, że to dzisiaj – powiedział obojętnie i
wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko, kładąc je na biurku bruneta.
- A od kiedy to tka bardzo się lubimy, żebyś dawał mi
prezent na urodziny, Shizu-chan? – zaśmiał się i niepewnie dźgnął prezent
palcem.
- To kwestia dobrego wychowania, ty niewdzięczny
pasożycie! – warknął, ukazując pierwsze oznaki zdenerwowania.
Izaya prychnął i wziął pudełko do rąk.
- Bestia i dobre wychowanie… - burknął sceptycznie –
Podziwiam twoją matkę.
Shizuo zacisnął pięści i zamknął oczy, w myślach powoli
licząc do dziesięciu.
- Tak czy inaczej, wolałbym, żebyś ty to otworzył –
brunet rzucił prezentem w swojego gościa – To chyba normalne, że ci nie ufam.
Blondyn tylko wywrócił oczami i otworzył pudełko.
Zajrzał do środka, tym samym udowadniając Izayi, że w środku nie ma niczego
niebezpiecznego. Nie pokazując mu zawartości, ponownie je zamknął i oddał.
Informator był lekko rozczarowany. Przecież byli
wrogami! Prezent musiał być w jakimś stopniu niebezpieczny. Zrezygnowany wziął
pudełko i zerknął na Shizuo. Jego mina nadal była tak samo spokojna i obojętna.
Izaya był ciekawy. Bo skoro jego prezent nie miał go
zabić, ani skrzywdzić, to czym on był? Co innego mogła mu podarować
nienawidząca go osoba?
Otworzył prezent z ogromnym zainteresowaniem, ale gdy
tylko zobaczył co było w środku, momentalnie zbladł i jego źrenice się zwęziły.
Głośno przełknął ślinę, a po jego skroni spłynęła kropelka potu. Nie wiedział
jak się zachować, a żołądek podchodzący mu do gardła, tylko go dekoncentrował.
Podniósł wzrok na Shizuo, robiąc się przy tym zielony.
Blondyn tylko przyglądał mu się z uśmiechem na twarzy i
w dalszym ciągu powoli spalał papierosa.
Izaya ponownie spojrzał na swój prezent, po czym
zasłonił usta ręką, wstał z krzesła i pobiegł do łazienki.
Shizuo wsłuchiwał się w to jak Izaya wymiotuje, a Izaya
wsłuchiwał się w to jak Shizuo się z niego śmieje.
Rybie
oczy! Shizuo dał mu w prezencie rybie oczy!
Izaya jęknął zirytowany, nadal uczepiony ubikacji.
Trzymał się za brzuch i czekał, aż skurcze dobiegną końca.
- To jest najwspanialszy dzień w moim życiu – zaśmiał
się zadowolony blondyn, opierając się o framugę.
- Ughh… wyjdź – stęknął solenizant.
Spłukał swój zwrócony posiłek i posłał Heiwajimie
najokrutniejsze spojrzenie na jakie mógł się teraz zdobyć.
- Kto ci powiedział?! – warknął zdenerwowany.
- O czym?
- Nie zgrywaj idioty! Kto ci powiedział, że boję się
rybich oczu?! – Izaya krzyknął.
Gdy w grę wchodziły jego słabości, nie umiał nad sobą
panować, tym bardziej, że tym kto je poznał był właśnie osobnik, chcący go
zabić.
- Cóż… Shinra ma długi jęzor – Shizuo uśmiechnął się i
ściągnął swoje okulary, a następnie schował je do wewnętrznej kieszonki w
kamizelce.
- Zabiję gnoja… - warknął cicho i wstał na nogi.
- Hej, Izaya! – zawołał
blondyn – Łap – wyszczerzył się i rzucił w informatora oślizgłym i ohydnym
rybim okiem.
- Aghhaa! – Orihara głośno
krzyknął, ściągając to odrażające "coś" ze swojej bluzki, po czym
wrzucił to do odpływu.
Po pomieszczeniu rozeszło
się ciche plum.
- Zawsze jest drugie oko –
Bestia Ikebukuro podeszła bliżej swojego odwiecznego wroga, wyciągając zza
pleców kolejne straszne "coś".
- Nawet nie próbuj… -
Izaya zrobił krok w tył, ale plecami zetknął się z chłodną ścianą.
Nawet duża łazienka
Orihary była za mała, aby był w stanie uciec.
Gdy Shizuo stał
naprzeciwko niego, Izaya zrobił pierwszą lepszą rzecz, jaka przyszła mu do
głowy – przeczołgał się mu pomiędzy nogami. Napastnik nie chciał, aby jego
ofiara uciekła, więc szybko złapał ją za kostkę i odwracając się o 180 stopni,
przyciągnął ją do siebie. Wyglądało to komicznie. Słynny Orihara Izaya na
czworakach i ciągnący go za nogę Heiwajima Shizuo. Wielu tarzałoby się teraz ze
śmiechu.
Brunet jakimś cudem się
wyrwał i podniósł się na nogi, ale chwilę później Shizuo złapał go w pasie.
Zaczęli się szarpać i z powodu ograniczonego metrażu, wpadli do wanny.
- Ngh! – stęknął Shizuo,
który uderzył się głową o dno.
Informator próbował szybko
się podnieść i uciec, ale przypadkiem odkręcił wodę łokciem. Lodowate krople
zaczęły spadać na nich z góry; Izaya pisnął, a Shizuo nabrał powietrza przez
zaciśnięte zęby. Woda była tak zimna, że cali się spięli i z trudem ją
zakręcili. Leżeli w wannie z przyspieszonymi oddechami, a mokre ubrania oblepiły
ich i utrudniały poruszanie się. Przylegali do siebie całymi ciałami – tak
blisko siebie nie byli jeszcze nigdy.
Shizuo cicho się zaśmiał.
- Teraz ty sam wyglądasz
jak ryba
Gdyby nie to, że Izaya
wyglądał tak śmiesznie, gdy był mokry, to Shizuo pewnie wkurzyłby się całą tą
sytuacją.
Brunet tylko posłał mu
spojrzenie typu to-nie-jest-śmieszne i chcąc mu zrobić na złość, znowu odkręcił
wodę.
Shizuo ją zakręcił.
Izaya odkręcił.
Shizuo zakręcił.
Izaya odkręcił.
Shizuo zakręcił.
Izaya odkręcił.
Shizuo… przypadkiem
oderwał gałkę.
- No pięknie – skomentował
solenizant, a woda nie przestawała lecieć – Najpierw drzwi, a teraz jeszcze to…
Czy ty nie potrafisz zrobić niczego delikatnie?
- Jeszcze jedno słowo, a
wyłowie z kibla to oko i wepchnę ci je do gardła! – warknął blondyn,
przyciągając do siebie Izayę za jego koszulkę.
Przez nagły ruch Shizuo,
informator się poślizgnął i upadł na niego. Wtedy właśnie ich usta się
złączyły. Zszokowany Heiwajima szybko się odsunął, a Izaya zarumienił,
przygryzając lekko dolną wargę i uciekł wzrokiem w bok. Sam się sobie dziwił,
ale przez ten krótki moment z niewyjaśnionego powodu jego serce zabiło mocniej.
Nie panując nad tym co robi, ponownie przysunął się do blondyna i pocałował go.
Ten natychmiast go od siebie odsunął.
- Hej! – warknął – To już
nie było przypadkiem!
- Cicho! Mam urodziny, więc
nie dyskutuj!
Shizuo chciał coś jeszcze
powiedzieć, ale przeszkodziły mu w tym usta bruneta. Jego dłonie wkradły się
pod mokrą koszulę ex-barmana. Blondyn był w szoku. Czuł co się dzieje w
spodniach Izayi, ale w żaden sposób nie potrafił tego logicznie wytłumaczyć.
Sam też już najwyraźniej zaczął tracić głowę, ponieważ odwzajemnił pocałunek, a
nawet i go pogłębił.
Byli jak zahipnotyzowani.
Zimna woda i otaczający ich odór starej ryby sprawił, że im odbiło. Ich
rozgrzane ciała dzieliła jedynie warstwa mokrych, lepkich ubrań, a drżące ręce
solenizanta sprawnie się ich pozbywały.
- Mhnn… jesteś głupi –
Shizuo wymamrotał między pocałunkami – Głupek… przestań
Izaya lekko się uniósł,
spoglądając na blondyna z góry.
- Ja jestem głupi? Jeśli
tak, to czemu mi nie przeszkodzisz, tylko pozwalasz mi na to wszystko? –
uśmiechnął się wrednie.
- No bo… no bo masz
urodziny… - burknął – Dobra! Mam cię dość, ty zapchlony darmozjadzie! Wsadź
sobie te oczy w tyłek i się już do mnie więcej nie zbliżaj!
Shizuo wybuchł. Wkurzył
się i nie mógł już wytrzymać towarzystwa Orihary. Przestało być śmiesznie.
Chciał się stąd jak najszybciej wydostać. Z trudem wygramolił się z wanny, o
mały włos się nie przewracając i wyszedł z łazienki, trzaskając za sobą
drzwiami. Lecz Izaya nie usłyszał drugiego trzaśnięcia – a to dlatego, że nie
miał już drzwi wejściowych.
Orihara rozejrzał się
dookoła i zaczął się śmiać. Śmiać tak głośno, że prawdopodobnie usłyszał go nawet
Heiwajima, który już dawno był poza jego apartamentem.
To co się tu przed chwilą
wydarzyło było chore. Głupie. Idiotyczne. Nieprzemyślane.
Ale czy urodziny kogoś
takiego jak on, mogły być normalne?
Szczerze w to wątpił.
***
Izaya chodził po mieście.
Powoli zbiżała się północ, a jego urodziny dobiegały końca. Nie rozumiał
swojego wcześniejszego zachowania, a im bardziej próbował, tym mocniej bolała
go głowa.
Dlaczego przez ten
przypadkowy pocałunek tak mocno zabiło mu serce? Dlaczego się wtedy zarumienił?
Dlaczego tak bardzo chciał jeszcze i zrobił to drugi raz? Dlaczego po raz
pierwszy jego własny umysł był dla niego zagadką?!
Przechodząc obok
Rosyjskiego Sushi cały się wzdrygnął na wspomnienie rybich oczu. No tak… musi
zabić Shinrę – mały włos, a by o tym zapomniał. Nie przejmując się późno porą
udał się do mieszkania doktorka. Uznał, że nietypowa godzina, tylko przestraszy
go jeszcze bardziej.
Drzwi od mieszkania były
otwarte, więc Izaya wszedł do środka bez zastanowienia.
Nie spodziewał się tylko
jednego. Shinra miał gościa i niestety był nim Shizuo.
- Wygadałeś się, że to ja
ci powiedziałem?! O mamusiu… Izaya mnie zabije… - spanikowany doktorek chodził
po pokoju w te i z powrotem.
Brunet uśmiechnął się do
siebie – wszedł w idealnym momencie.
- Właściwie to
zastanawiałem się nad torturami – powiedział uśmiechając się złośliwie, a na
jego twarzy malował się wspaniały uśmiech – Wygląda na to, że obydwaj macie
długie jęzory. Shinra wkopał mnie, Shizuo wkopał Shinrę. Czy naprawdę tak
trudno jest dotrzymać czyjąś tajemnicę?
- Odezwał się… - prychnął
blondyn – Ty sprzedajesz cudze sekrety, lepszy nie jesteś i w ogóle to po kiego
tu przylazłeś?!
- No właśnie – uśmiechnął –
Moje zachowanie jest zrozumiałe, bo ja w zamian za sekrety, dostaję coś w
zamian. Pieniądzę. A wy? Robicie to za darmo, dla własnej korzyści i szkody
drugiej osoby.
- Pieniądze są twoją
korzyścią i ty też szkodzisz innym! Przestań kłamać, ty podła mendo, jesteś
taki sam!
- Taki sam jak ty? Dobre sobie,
Shizu-chan – prychnął – Ale wiesz co? Ludzie potrzebują pieniędzy. A wy
dostajecie w zamian pieniądze?
Odpowiedziała mu cisza. Kręcił.
Kłamał. Przekręcał prawdę, tak jak mu było wygodnie, a wszystko to, po to, aby
na końcu tak namieszać im w głowach i mówić z takim przekonaniem, żeby oni
myśleli, że się mylą. Izayi zawsze się to udawało. W przekonywaniu innych do
tego, że białe jest czarne, a czarne jest białe, osiągnął mistrzostwo, tylko
Shizuo… on nigdy nie dawał się na to złapać.
- Mam w dupie to, co do
mnie mówisz, wynoś się stąd i nawet nie próbuj mścić się na Shinrze, albo
rozwalę ci łeb.
- Mało straszne –
westchnął znudzony brunet, spoglądając na swoje paznokcie.
- Wygląda na to, że będę
musiał użyć innych metod – zakasał rękawy i zaczął szperać w zamrażalniku
Shinry, aż w końcu wyciągnął z niego rybę.
Bez jakiegokolwiek
zastanowienia wydłubał jej oko i zaczął zaganiać nim Izayę do wyjścia, a on
uciekał i kulił się jak owieczka zapędzana przez psa do zagrody. Shizuo tylko
się śmiał i śmiał… A Izaya? Izaya doszedł do wniosku, że niezależnie od tego,
co kazało mu wtedy pocałować blondyna, to nie było to warte takiego poniżania się
i zdecydował się jak najszybciej o tym zapomnieć.
Co do Shinry… on tylko
odetchnął z ulgą i dziękował Celty za to, że kupiła rybę, przez co Shizuo miał
czym odstraszyć rządnego zemsty pasożyta.
Oneshot #2
"Róża"
Dziś jest sobota. Najgorsza ze
wszystkich sobót w całym roku kalendarzowym. A dlaczego jest
najgorsza? Bo akurat w tą sobotę przypada 4 maja. Gdybym tylko mógł, to
zmiótłbym ten dzień z historii świata. Niestety czegoś takiego nie
potrafię zrobić nawet ja.
Powoli piję mleko i opierając się o
parapet wyglądam przez okno.
Tak samo jak tamtego dnia – czyli
najgorszego w całym moim życiu – pada deszcz. Zwykły, delikatny deszczyk, który
nikomu nie przeszkadza w funkcjonowaniu. Może, gdyby pogoda była inna, to te
wspomnienia nie byłyby tak wyraźne?
Dokładnie pamiętam jak szykowałem
się wtedy do przedszkola. Jak każde dziecko cieszyłem się z deszczu.
Kalosze, kałuże, kolorowe parasolki, ładny niecodzienny zapach. Pobiegłem
do kuchni i odciąłem głowę swojemu teru-teru-bozu*, wiszącemu przy oknie.
Pamiętam, że zastanawiałem się czy On robił w tamtej chwili to samo? W końcu
robiliśmy te laleczki razem. W pośpiechu poganiałem mamę, aby wsiadła do
samochodu i upewniając się, że nie zapomniałem bardzo ważnej dla mnie
wtedy rzeczy Czekałem, aż zapnie mnie w foteliku. Nigdy tego nie lubiłem. Do
dziś nie wiem czemu. Tak czy inaczej, gdy dojechaliśmy na miejsce zacząłem
podskakiwać z podekscytowania i szybko popędzałem mamę, aby mnie odpięła. Może
właśnie tego nie lubiłem? Tego, że pasy zapina się po to, aby zaraz je rozpiąć?
Cóż, jako dziecko każdy myśli nieco inaczej.
Śmieję się do swoich wspomnień.
Obecny ja wcale nie uważa tego dnia za wspaniały, ale z biegiem lat,
wszystko się zmienia.
Dokładnie pamiętam delikatny uśmiech
mamy, gdy kazała mi zwolnić. Odprowadziła mnie tuż pod klasę, a następnie
ukucnęła przy mnie i poklepała po głowie. W tym wieku chyba każdy chłopiec był
maminsynkiem. Bez skrępowania uwiesiłem się jej na szyi i ucałowałem ją w
policzek.
Co roku 4 maja dzwoniłem do niej. W
inne dni także, ale ten dzień był inny. Każdego 4 maja przypominałem sobie ten
jeden jedyny dzień z mojego wczesnego dzieciństwa - ten, który spośród wszystkich
innych był najwyraźniejszy. Odczuwałem wtedy coś na styl nostalgii i ta część
mnie – część, którą miał w sobie każdy mały chłopiec – wracała. Na czas
tej jednej rozmowy przez telefon, znów stawałem się synalkiem mamusi.
Butelka po mleku jest już pusta.
Wrzucam do śmietnika i zapalam papierosa.
Nie pamiętam swojej nauczycielki, ale
dochodzę do wniosku, że to pewnie dlatego, że jej nie lubiłem. Do przedszkola
przychodziłem tylko dla jednej osoby. Dla pewnego chłopca o ciekawskich oczach,
który zadawał setki pytań. Zawsze chciał wiedzieć wszystko o wszystkim i
wszystkich. Nic nie mogło być dla niego tajemnicą. Pamiętam jak kiedyś przez
przypadek doprowadziłem go do płaczu, przez to, że nie chciałem mu czegoś
powiedzieć. Niewiele się od tamtego czasu zmienił. Wciąż był tak samo żądny
informacji, tak samo ciekawski... ale jego uśmiech nie był już przyjazny i
szczery. Już nie płakał. Już nie zadawał pytań – a to dlatego, że na wszystkie znał
odpowiedzi.
Tamten dzień był dla mnie bardzo
szczególny, możliwe, że nawet szczególniejszy, niż dla niego. A wszystko
to dlatego, że miał wtedy – i dziś też ma – urodziny. Szybko pobiegłem do niego
i przywitałem się, ale on był jakiś ponury. Myślałem wtedy, że może ktoś
zapomniał o jego urodzinach i dlatego był smutny, ale teraz, gdy znam więcej
emocji i łatwiej mi je wszystkie nazwać, powiedziałbym, że nie był
ponury, ani smutny, tylko zamyślony.
Jak zwykle siedzieliśmy razem w
ławce, a ja zamiast słuchać pani (tej podłej baby, której nigdy nic nie
pasowało! Serio, do dziś nie rozumiem jak można pozwolić takiemu babsztylowi
pracować z dziećmi?!), przyglądałem się solenizantowi i jego pozbawionej
uśmiechu twarzy. Zawsze był uśmiechnięty. Zawsze.
Przez następne kilka lat podstawówki
kojarzyłem uśmiech Shinry właśnie z nim. Właściwie, jak tak teraz
myślę, to może właśnie dlatego się z nim zaprzyjaźniłem? Dlatego, że ich
uśmiechy były tak samo szczere?
Gdy przyszedł czas na przerwę i
mieliśmy czas na zabawę złożyłem mu życzenia i dałem prezent. Nie pamiętam jak
wyglądał, ani czym on był, ale podobał mu się, a przynajmniej tak mi się
wtedy wydawało.
Gaszę swojego papierosa i zaczynam
się zastanawiać co mógłbym teraz zrobić. Czym się zająć? Wyglądam przez
okno. Przestało padać i na niebie pojawiła się blada i lekko rozmyta tęcza.
Postanawiam wyjść na dwór i przejść się po mieście.
Wtedy było tak samo. Gdy zajęcia się
skończyły, na niebie też była tęcza. Wyraźniejsza niż dziś i grubsza.
Ubieraliśmy kalosze, a nasze mamy ze sobą rozmawiały. Ja miałem żółte, a On
czerwone. Kiedy wyszliśmy z przedszkola poszedłem razem z nim i jego mamą, do
parku, podczas gdy moja gdzieś zniknęła. Chyba musiała coś załatwić. Teraz
już nawet nie pamiętałem co... może poszła do banku? Zresztą to i tak
nieistotne. Ważne było to, co się stalo potem. Bawiliśmy się skacząc po
kałużach i robiąc inne – wtedy sensowne, lecz teraz głupie – rzeczy.
Uśmiecham się, gdy przechodzę obok
tego samego placu zabaw. Spoglądam na zjeżdżalnie.
Zjechał po niej i wleciał prosto w
kałużę, która jakby czekała na niego na dole. Śmialiśmy się z jego mamy, gdy
zaczęła krzyczeć i wymachiwać rękoma, a później ona sama śmiała się razem z
nami.
Na placu zabaw nikogo nie ma. Jest
tam pełno kałuż – tak samo jak wtedy. Znudzony podchodzę do huśtawek i siadam
na jednej z nich.
Tego samego dnia, jego mama zaprosiła
moją n a kawę. One rozmawiały na dole w salonie, a my na górze, bawiliśmy się w
jego pokoju.
- Też o tym myślisz,
Shizu-chan? – słyszę jego cichy głos za moimi plecami
Lekko kiwam głową.
- Twoje urodziny to najgorszy dzień w
roku. Zawsze mnie prześladuje – warczę z udawaną niechęcią, choć tak naprawdę
chcę żeby tu był. Ten jeden raz jego obecność mi nie przeszkadza.
- Wszystko się wtedy pokomplikowało –
uśmiecha się słabo, po czym siada na drugiej huśtawce.
- I to jak... - wzdycham, spoglądając
na tęcze, nad naszymi głowami.
Bawiliśmy się, sam już nawet nie
pamiętam w co, aż nagle wszystko wyparowało. Cała ta beztroska gdzieś zniknęła.
Z dołu słyszeliśmy krzyki. Ktoś się kłócił. Za jego namową wyszliśmy z pokoju i
usiedliśmy na schodach, a wszystko to po to, aby zaspokoić jego ciekawość. Nie
miałem mu tego za złe, w końcu taki już był. Ciekawski.
"Jak możesz tak bezkarnie
pieprzyć się z moim mężem, ty dziwko! To, że nie masz męża, nie znaczy,
że wolno ci niszczyć cudze małżeństwa." – wtedy nie rozumiałem tych słów,
które wykrzyczała moja mama, ale On zaczął płakać. Wziąłem go za rękę i
zaprowadziłem go z powrotem do jego pokoju. Posadziłem go na jego łóżku. Nie
wiedziałem co powinienem zrobić, więc zrobiłem to, co zawsze robiła moja mama.
Usiadłem obok niego, przytuliłem go i pocałowałem w policzek.
- Byłeś uroczym dzieckiem... -
uśmiecha się, komentując nasze wspólne wspomnienie.
- Zaraz dostaniesz w łeb! – zaciskam
pięść na łańcuchu od huśtawki, a on nie wytrzymuje i pęka, przez co spadam na
ziemię. Ląduję prosto w kałuży znajdującej się tuż pode mną, a on zaczyna
chichotać – Wtedy nie było ci tak do śmiechu – mówię wkurzony i wstaję na nogi.
Wyciskam wodę ze swoich nogawek, a
ona spływa na dół, niczym łzy, które tamtego dnia spływały po jego policzkach.
Starałem się go pocieszyć, ale on zaczął dziwnie oddychać i zasmarkał mi całą
bluzkę – wtedy się tym nie przejmowałem. Chciałem, żeby przestał płakać, tylko
to się dla mnie wtedy liczyło.
Nie minęło wiele czasu, aż mama
– nie bacząc na moje protesty – zabrała mnie do domu. Nie pozwoliła mi nawet
zadzwonić do niego i jak co dzień powiedzieć mu dobranoc. Kasuka nie wiedział
czemu tamtej nocy rodzice się kłócili, ale skoro nawet ja nie rozumiałem,
to nie sądziłem, zeby on zrozumiał. Bałem się, że będzie płakać, tak samo jak
on. Nie chciałem tego. Więc niczego mu nie mówiłem.
A przecież za każdym razem, gdy
myślałem o swojej sile i o tym skąd się ona mogła wziąć, zaznaczałem, że
wychowałem się w normalnej rodzinie i nie miałem żadnej traumy z dzieciństwa.
Cóż, okłamywałem sam siebie. Ale nie sądzę, żeby to zdarzenie mogło mieć coś
wspólnego z tym, że część mojego mózgu zajmująca się produkcją adrenaliny nie
działa prawidłowo – a przynajmniej tak mówi Shinra. Tylko, że nawet Shinra nie
wie o tym, co kiedyś łączyło mnie z Izayą. Nie wie o naszej dawnej przyjaźni.
Przez następne tygodnie obydwaj
chodziliśmy do przedszkola przybici, a kiedy zakładaliśmy buty w szatni, nasze
matki już ze sobą nie rozmawiały.
- Nie sądzisz, że to dziwne, że tak
wiele pamiętamy? – pyta mnie, nadal powolutku się bujając, a ja kucam na piasku
naprzeciwko niego i zapalam papierosa.
- Zazwyczaj najlepiej pamięta się to,
o czym chce się zapomnieć – wzruszam ramionami i wydmuchuję obłoczki dymu.
Czarnowłosy tylko spogląda na mnie
delikatnie – zupełnie tak jak kiedyś. Pierwszy raz od wielu lat, znowu używa
tego spojrzenia i tego uśmiechu. Jego wyraz twarzy jest tak samo gładki i niewinny.
Tęskniłem za tym Izayą.
- Myślisz, że moglibyśmy wrócić do
tego, co było kiedyś? – pytam naiwnie.
- Za bardzo się zmieniliśmy – śmieje
się cicho i smutno kręci głową – Ty stałeś się bestią, a ja-
- Świrem – przerywam ci i dokańczam
za ciebie.
Tak wiele się przez te wszystkie lata
wydarzyło. Z każdym dniem coraz bardziej współczuliśmy swoim matkom,
zastanawiając się, która z nich tak naprawdę zawiniła i wtedy doszło między
nami do kłótni. Zwykła dziecięca sprzeczka o to, czyja mama jest "tą złą".
Nie potrafiliśmy jeszcze wtedy zrozumieć ich problemów, ale nie chcieliśmy być
bezużyteczni. Mieszaliśmy się w nieswoją kłótnię i przypadkiem wywołaliśmy
własną. A wszystko to dlatego, że chcieliśmy "pomóc". Niestety na
chęciach się skończyło.
Nasza kłótnia przerodziła się w
obrazę, a następnie niechęć. Cała przyjaźń legła w gruzach.
- Nadal gniewasz się o cukierka? –
pyta z przekąsem brunet, rzucając mi jednego i właśnie wtedy przypominam sobie,
co wydarzyło się rok później, w zerówce.
Izaya znów miał urodziny i przyniósł
cukierki, które później rozdał całej klasie. Całej klasie z wyjątkiem mnie.
Lubiłem słodycze. Lubiłem i nadal lubię. A on specjalnie przyniósł moje
ulubione, a później użył podłej wymówki "Wybacz, dla ciebie nie starczyło".
Wtedy oczywiście – jak to dziecko – byłem zły. czułem się z tym podle, a nawet
i się popłakałem. W końcu nie byłem przyzwyczajony do spotykania się z tego
typu niesprawiedliwością. Później, gdy pojawiła się moja siła pomijano mnie –
najczęściej z powodu strachu – wiele razy, ale wtedy byłem mniejszy,
wrażliwszy… każdy w dzieciństwie taki był.
Teraz mogę zrobić trzy rzeczy. Użalać
się nad tym jaki byłem, zapomnieć o tym lub pogodzić się z tym. Wybieram to
trzecie, bo wiem, że ludzie się zmieniają… i my też się zmieniliśmy.
- Już wtedy byłeś mistrzem zła –
komentuję twój wybryk i wkładam cukierka do buzi – Terrorysta w przedszkolu –
śmieję się, a ty się do mnie dołączasz.
Później Izaya zniknął. Poszedł do
innej podstawówki i wtedy właśnie poznałem Shinrę, pojawiła się moja siła, o
mały włos nie zgniotłem Kasuki lodówką, wiele razy lądowałem połamany w
szpitalu. A gdy poszedłem do gimnazjum, uratowałem starszego ode mnie Toma
przed bandą huliganów. Był moim senpai'em Doradził mi, aby pofarbował włosy,
mówiąc, że w ten sposób będę bardziej rozpoznawalny i ludzie będą wiedzieli
kogo nie denerwować. Okazało się to być bardzo skuteczne. Kiedy dostałem się do
Raijin**, ponownie spotkałem Shinrę. On w gimnazjum poznał Izayę i przedstawił
mi go na nowo… mimo tylu zdarzeń, które
wywróciły moje życie do góry nogami, nie zapomniałem o nim. Gdy mi go
przedstawiał, nadal pamiętałem o nim wszystko. Te dobre rzeczy, i te złe.
Niestety te złe wspomnienia były świeższe. Nasz spór nie był załagodzony, nigdy
się nie pogodziliśmy. Dlatego właśnie powiedziałem mu:
- "Nie lubię cię" – brunet cytuje
moje słowa – Byłem zaskoczony tym, że mnie pamiętałeś.
- Ja tak samo – przyznaję – Ale za
bardzo się zmieniłeś, żebyśmy mogli się znowu przyjaźnić.
- Mimo wszystko teraz rozmawiamy, jak
gdyby nigdy nie doszło do kłótni.
- Tak jest co rok… – wzdycham – Twój
przywilej solenizanta.
- Urodziny przepełnione nostalgią,
czy jest coś lepszego? – mówi sarkastycznie i uśmiechasz się do nieba.
Tu nie chodzi o to co między nami
zaszło. Nie chodzi o tą śmieszną kłótnię. Chodzi o te wszystkie lata, które
spędziliśmy bez siebie i o to jak bardzo się w tym czasie zmieniliśmy.
Przestaliśmy do siebie pasować.
Izaya wstaje z huśtawki i później jak
zwykle idziemy do niego. Powoli, nie spiesząc się. Mamy jeszcze dużo czasu. Tak
jest za każdym razem. Każdy 4 maja taki jest. Zawsze idziemy do twojej
sypialni. Zawsze delikatnie popycham cię
na łóżko. Zawsze się wtedy zmieniamy. W środku znów jesteśmy tymi samymi małymi
chłopcami, którzy byli nierozłączni. Którzy nie mogli się doczekać następnego
dnia w przedszkolu, tylko dlatego, że oznaczało to wspólną zabawę. Teraz jest
podobnie. Tylko nasza zabawa stała się nieco bardziej agresywna. Ale dziś znów
są twoje urodziny – nieważne, które. Dziś jesteśmy delikatni, tak samo wrażliwi
jak kiedyś. Naiwne dzieci, które nie wiedzą nic o świecie i tak wiele chcą się
o nim dowiedzieć. Badamy na nowo świat, a jeszcze dokładniej badamy siebie.
Moje usta na Twoich. Moja dłoń spleciona z Twoją.
Mój język ocierający się o Twój. Nasze oddechy tworzące jeden. Wszystko
robimy razem – tak jak kiedyś, ale
nieco inaczej.
4 maja… gdybym tylko mógł, to
zmiótłbym ten dzień z historii świata. Zrobiłbym to i schował go gdzieś. 4 maja
schowałbym w miejscu, w którym nikt go nie znajdzie. Cenny, najcenniejszy dzień
ze wszystkich… wspomnienie, bolesne i piękne. Najpiękniejsze ze wszystkich. Niczym
róża, każda ma kolce i każda potrafi zranić, ale jest na tyle piękna, że mimo
wszystko chcesz ją zatrzymać.
Wiemy, że 5… 6… 20… maja, czerwca,
grudnia… zapomnimy o tym dniu. Zapomnimy o naszej róży. Powrócimy do naszej
rutyny jaką jest nienawiść. Ale każdego 4 maja, przypomnimy sobie o naszej
róży… o jej kolcach, płatkach… i będziemy się próbować poznać na nowo. Do
skutku, aż w końcu nam się uda.
~~~~~~~~~~~
* teru-teru-bozu - są to laleczki, które robią dzieci w Japonii. Laleczka ma sprawić, aby następny dzień, był dniem słonecznym, jeśli tak nie będzie, odcina się jej głowę. Jest to bardzo ciekawy zwyczaj, a laleczki są kawaii *Q* więcej o tym można po czytać na wikii, jest nawet wierszyk, który można też śpiewać i jest wersja Hatsune Miku ^-^ Yaarie uważa, że to jest straszne, ale mnie tam się podoba xD
**Za czasów Shizayi liceum nie nazywało się Raira, tylko Raijin. Dopiero później, gdy "wchłonęło" ono inną szkołę, nazwę zmieniono na Raira ^^ (tak pisało na wikii)
Wgl może zacznę od tego, skąd się wziął tytuł do pierwszego oneshota xD [LINK] <--- piosenka o rybie w wykonaniu seiyuu Izayi i Shizuo... brzmi jakby się nachlali i zaczęli fałszować xD hehe, Ryba to ryba ^^ tak w ogóle, to nie mam pojęcia, jakim cudem wpadłam na tak popieprzony pomysł O.O jestem wariatką x.x no ale gdzieś przeczytałam, że Izaya nie przepada za rybimi oczami i tak jakoś wyszło^-^
Drugiego oneshota pisałam na telefonie od 2:40 do 4:58 matko... D: zawaliłam nockę~! Yey~! Nie ma to jak oglądanie horrorów i Shizayowanie c:
Wgl tak sobie teraz pomyślałam, że szkoda, że nic o torcie nie napisałam xD no ale kit... i tak już za późno
ZOMBIE~!
(=.=) zzz...
XD Fajne, chyba obie pomyślałyśmy o rzygającym Izayi. Nie tylko ty zarwałaś noc...~~ziew~~.
OdpowiedzUsuńSto lat, sto lat, niech żyją, żyją nam
Sto lat, sto lat, niech żyją, żyją nam
Jeszcze raz, jeszcze raz niech żyją, żyją nam
Niech żyją nam! - Shozu-chan i Izaya oczywiście :P
Waaaa *Q* (dla bezpieczeństwa wypiszę w podpunktach xD)
OdpowiedzUsuńShizuo cicho się zaśmiał.
- Teraz ty sam wyglądasz jak ryba
... jestem zjebana...wyobraziłam sobie rysunkową rybę z włosami Izayi... oh god why? ;-;
Shizuo ją zakręcił.
Izaya odkręcił.
Shizuo zakręcił.
Izaya odkręcił.
Shizuo zakręcił.
Izaya odkręcił.
Shizuo… przypadkiem oderwał gałkę.
*bije brawa) brawo chłopcy brawo~!
lol xD nie ma to jak ganiać swojego "wroga" z rybimi gałami w ręce... (ja też bym uciekała xD)
Generalnie 1 mnie powaliła na kolana xD Za~je~bi~st~eeeeeeeeee~!
Co do 2...ja nie mam słów... to jest tak niesamowite, że wprost nie mam słów jak opisać to dzieło...i to jeszcze w czasie teraźniejszym D: (ucz mnie ;~;)
To wjaki sposób to opisałaś sprawia, że czuję się tak jakby to było prawdą...to jest takie realistyczne...i słodkie...i smutne zarazem.
Nie mam słów bo zostałam podwójnie powalona na kolana i przygnieciono mi twarz do podłogi.
*Bije brawa*
Tego oneshota będę czytać od dzisiaj codziennie~
Pozdrawiam
~Madame Black
O matko... myślałam, że uduszę się ze śmiechu. ... Izaya... znaczy się... ruba z włosami Izayi... hahahahhahahahah aż się popłakałam ze śmiechu xD rybie gały mają w sobie to coś xD
UsuńCo do 2 to dziękuję i nie wiem co napisać .///. Naprawdę cholernie mi miło i jakoś tak ciepło w środku ^o^ arigatou :*
Ooo~ Naprawdę... nie wiem co mam napisać...
OdpowiedzUsuńPrzy "rybim oczku" nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, ale w róży naprawdę niedużo brakowało żebym się poryczała...
Przepraszam, ale po prostu to zaparło mi dech w piersiach i teraz nie mogę zebrać myśli do kupy... Naprawdę to było coś pięknego/cudownego/zajebistego/niesamowitego...(więcej niż jedna odpowiedz poprawna ;D)
Naprawdę... Chciałabym pisać tak, jak Ty mój Mistrzu~!
Niech wena będzie z Tobą~!
Pozdrawiam i idę czytać jeszcze raz~!
Hahaha, jebłam przy tym pierwszym one-shocie. Po prostu leżę i próbuję wstać z ziemi.
OdpowiedzUsuńIzaya i rybie oczy - hahaha, fajnie, że umieściłaś ten motyw i to w takim zabawnym stylu. A scena, gdy Shizu-chan gonił go z tymi wydłubanymi oczami - śmiałam się, jak jakiś psychopata do ekranu xD
,,Mam w dupie to, co do mnie mówisz, wynoś się stąd i nawet nie próbuj mścić się na Shinrze, albo rozwalę ci łeb.'' - jak ja uwielbiam riposty Shizuo. Pamiętam taki obrazek z Shizusiem i pod nim podpis: ,,A jebnął ci ktoś kiedyś lodówką?!'' Hahaha xD
Kocham twojego Shizu-chana, jest taki zajebisty, że nie wiem, jak wyrazić zachwyt nad nim. Po prostu cudownie ^^
,,Shizuo tylko się śmiał i śmiał… '' - nie on jedyny, haha xD Myślę, że wszyscy nie wyrobili ze śmiechu przy tym.
A teraz drugi one-shot, przy którym się już tak nie śmiałam.
Po pierwsze: styl, mówiłam ci już kiedyś, jaki on jest zajebisty? Nie dość, że doskonale oddany charakter i osobowość Shizuo, idealne wpasowanie się w jego postać, to jeszcze sam styl jest niezwykły. Tak łatwo i przyjemnie się czyta. I to jeszcze w czasie teraźniejszym! Normalnie, podziwiam cię za ten niesamowicie cudowny styl, którym tak idealnie opisałaś te wszystkie wydarzenia, uczucia Shizusia, jego przemyślenia. Czułam i widziałam nim. Niezwykłe po prostu.
I sama fabuła. Szatanie, to jest takie przygnębiające i miłe zarazem. Serio. Po przeczytaniu tego uśmiechałam się, ale smutnie. Tak mi dziwnie było. To pewnie przez to wpasowanie się w Shizu-chana, ale serio miałam wrażenie, że on mimo, że nienawidzi tego dnia, to jednak w pewien sposób lubi go i nie chce o nim zapomnieć.
Ślicznie, niezwykle, uroczo i zajebiście - i mi synonimów brakło ;c
Cóż, pozostaję mi życzyć ci dużo weny.
Pozdrawiam
Pierwszy shot był zajebisty. Się uśmiałam xD Ryba i jej oczy były przee~ xD Biedny Izu-izu xD
OdpowiedzUsuńDrugi zaś taki sentymentalny i słodki, że łezka mi poleciała ;c Końcówka mnie już totalnie rozczuliła i tuliłam do podusi.. XD Brawo za tak umiejętne pisanie historii w tak różnych klimatach ;-; <3
Pierwszy Shot zajebisty :D . BAWILI SIE kranem że aż go zepsuli .brawo mi.
OdpowiedzUsuńTeraz te oczy m izaya ja też sie ich boję , bo są ohydne ,więc nie jesteś sam .też bym uciekał . ( gdybyś mnie gonił )
2 shot też fajny ,byli przyjaciółmi , znali sie , bawili razem ( nawet jako dorośli - nie chodzi o gonienie po mieście ) - ten rozdział sądze że zapewnił lukę - dlaczego nie lubi izayi
czytam teraz drugi blog
Ye! Bo prawo urodzin jest najważniejsze!!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam *.* Taak~! Świętując moje urodzinki, zawsze jest ciekawie :*
OdpowiedzUsuńHahahaahh~! Kocham <3
Pozdrawiam i wgl.